Zaczęłam pisać druga cześć książki i podzielę się z wami fragmentem 3 rozdziału. Wprowadzam nowa postać - Mariusza Marchewkę - obwodowego. Był a może nadal jest obwodowy Pietruszka. Choć sama go nie znałam ale natchnęło mnie by NO nazwać również warzywem 😀. Napiszcie jak wam się podoba ten fragment:
Rozdział 3 Mariusz Marchewka
Mariusz Marchewka zastanawiał się od dawna co zrobić ze swoim życiem by przetrwać w tak trudnych i zaskakujących dla niego czasach. Do tej pory jego życie było wspaniałe mimo wielu zajęć i paru nieudogodnień. Zaraz po szkole został pionierem stałym. ( * pionier stały - głosiciel w zborze, który powinien głosić minimum 70 godzin na miesiąc, pionier pomocniczy - 50 godzin na miesiąc, w wyjątkowych sytuacjach i okresach 30 godzin na miesiąc. Nie utrzymywani przez organizacje). Głosił całe dnie od domu do domu, prowadził studia biblijne dlatego nie pracował a jeśli nawet to dorywczo, kilka godzin w tygodniu. Głównie był na utrzymaniu rodziców, którzy również byli Świadkami Jehowy. Później, będąc już starszym zboru zrobił odpowiednie kursy i mógł na dość długo wyjechać do Rosji jako misjonarz. Co to były za czasy. Mieszkał z innymi misjonarzami w domu misjonarskim w Moskwie. Dostawali oni stałą wypłatę aby móc przetrwać. Środki były takie same bez względu na kraj w którym mieszkał misjonarz wysłany przez organizację. Większość za te pieniądze musiała wynająć mieszkanie, kupić jedzenie i mieć pieniądze na przemieszczanie się. Ale oni mieszkali w domu misjonarskim za który nie musieli płacić dlatego zostawało im dużo pieniędzy na przyjemności. Mogli je albo zaoszczędzić i odłożyć albo wydawać na różne smakołyki czy przedmioty zbytku. Najdroższy kawior nieraz gościł na ich stołach. Żył wtedy jak lord! Do dziś wspomina z rozrzewnieniem tamte czasy. Ludzie chcieli ich słuchać, byli głodni Boga i religii po upadku komunizmu. Prowadził kilkanaście studiów biblijnych a na każdym było po kilka osób. To były czasy duchowych żniw! Zbory powstawały jak grzyby po deszczu. Większość składała się z kobiet. Z tego powodu nie było komu przewodzić w zborach dlatego niektóre kobiety przejęły obowiązki jakie w normalnych warunkach należałyby się tylko mężczyznom. Jedynie musiały ubierać chusty na głowę gdy się modliły i przemawiały. Mężczyźni jak nawet byli to mieli ciągle problem z nadużywaniem alkoholu dlatego szybko byli wykluczani a inni między innymi dlatego nie decydowali się na chrzest. Skala tego problemu była tak duża, że w końcu starsi musieli przymykać oko i kończyło się to tylko upomnieniem. Pamięta okresy jak jeździł od zboru do zboru by przeprowadzać komitety sądownicze nie mając przez to czasu na głoszenie ludziom dobrej nowiny. To go dość męczyło, zawsze wolał swój czas spędzać w terenie. Choć zarazem biorąc udział w komitetach sądowniczych czuł się panem życia i śmierci. W tym wypadku duchowego. Bo kogo wykluczył skazywał niejako na wieczne potępienie, smierć w gehennie, bez nadzieji na zmartwychwstanie a tego którego zostawił dawał szanse na życie wieczne w raju na ziemi. Niestety była też jedna uciążliwa rzecz- kobiety, a dokładnie siostry w zborze. Wszystkie chciały go uwieść i zaciągnąć do urzędu stanu cywilnego. Bez względu na ich wiek i wygląd. A on od młodych lat jakoś nie ciągnął do kobiet. Uważał, że ma jak apostoł Paweł cierń w ciele i musi z tym żyć. Żenić się nie zamierzał nigdy a tu takie rzeczy go spotykały na każdym kroku. Był tym ogromnie zniesmaczony i poddenerwowany. Ale to był jedyny minus pobytu w Rosji. Reszta była wspaniała. Niestety po kilku latach został oddelegowany z powrotem do Polski jak wielu jego współbraci. Całe szczęście jego gorliwość i charyzma otworzyły mu nowe możliwości. Został nadzorcom obwodu ( * NO - starszy zboru zamianowany przez Ciało Kierownicze Świadków Jehowy w USA, składa on co pół roku wizyty w zborach, składających się na obwód. Przeważnie obwód ma około 20 zborów. Jego zadaniem jest poświecić czas na rozmowy z członkami zboru - na zebraniach, w czasie głoszenia, w trakcie posiłków. Wygłasza też okolicznościowe przemówienia. Dodatkowo spotyka się z pionierami, starszymi zboru i sługami pomocniczymi.)
Przez cały rok odwiedzał zbory na terenie przydzielonego mu obwodu. Dwa razy w roku był w każdym zborze po 6 dni dzięki temu poznał wiele osób. Zaprzyjaźniał się przede wszystkim ze starszymi zboru i ich rodzinami. Uwielbiał te wizyty jak również możliwość dawania wykładów, które bracia w zborach słuchali w zachwycie. Spijali słowa z jego ust. Wiedział jak wpływać na słuchaczy by traktowali jego słowa jak wyrocznie. Był szkolony pod tym kątem ale miał też dar z którego korzystał. Budowało to też jego poczucie wartości. Wychowany głównie przez matkę. Ojciec ciągle pracował by ich utrzymać ale do wychowania się nie wtrącał. Nie był też Świadkiem Jehowy tak jak matka. Zawsze chciał by była z niego dumna. Poświęciła mu i organizacji całe życie. Mobilizowała go by wytyczył sobie wysoką porzeczkę i ją osiągał. I tak też robił.
W odwiedzanych zborach był rozpieszczany. Codziennie był zapraszany do innego domu na obiad. Prawie zawsze był podejmowany po królewsku. Tam gdzie mu nie za bardzo przypasowała kuchnia przed wyjazdem z danego zboru przekazywał starszym by następnym razem nie wpisywali go do danej rodziny na obiad. Za to gdzie jedzenie mu posmakowało wyjątkowo prosił by przy następnej wizycie jeśli dana rodzina będzie chętna dopisać ich koniecznie na listę. Był królem życia, czy można sobie było lepsze życie wymarzyć? Jedyny problem było to, że nieraz czuł się samotny ale wiedział, że akurat tego czego mu potrzeba nie może spełnić w tym świecie. Wieczorami koił samotność dobrej jakości alkoholem. Wystarczająco dostawał od braci wsparcia finansowego by móc sobie na to pozwolić. Rano zawsze był już w dobrej formie dlatego nikt się nawet nie domyślał jego wieczornej pasji. W wielu zborach były przy Sali Królestwa mieszkania przeznaczone dla nadzorców obwodu dlatego mógł tym bardziej oddawać się temu bez wścibskich oczu braci. Niestety to się trochę ukróciło kilka lat temu ponieważ zaczęto sprzedawać sale połączone z mieszkaniami i budować nowe, które już nie miały mieszkania. Dlatego gdy trafił do zboru gdzie była już nowa Sala Królestwa był zakwaterowywany w mieszkaniu braci. Jeśli gospodarz był otwarty to i coś polał wieczorem ale to było rzadko ponieważ większość bała się jego opinii, że mógłby to potępić. Jakże się mylili! Dlatego często szedł do swojego pokoju na kwaterze wymawiając się pilnymi sprawami zborowymi, między innymi przygotowaniem się do zebrań a w rzeczywiści miał czas dla siebie. Myślał, że takie życie będzie prowadził aż do emerytury. Był teraz mężczyzną po pięćdziesiątce o ciemniej karnacji i czarnych włosach choć już trochę przyprószonych siwizną. Uroda Włocha czy Hiszpana była dodatkowym wabikiem dla sióstr. Bardzo o siebie dbał i swoją kondycję fizyczną. Szczupły, ale nie chudy, zawsze dobrze ubrany. Kupowanie nowych garniturów świetnie skrojonych czy nowych koszul i krawatów wręcz stało się jego obsesją. Zawsze musiał wyglądać doskonale i sobie się podobać jak również otoczeniu. Niestety ze względu na swoje zajęcie nie miał kiedy nauczyć się praktycznego zawodu czy chociaż jakiś umiejętności. I nagle jak to się wszystko zawaliło on został z niczym. Nie wiedział co ze sobą zrobić. Jak żyć! Bracia się bali przyjąć go pod swój dach, sale zostały zarekwirowane. Wrócił do mieszkania w bloku gdzie mieszkała jego matka. Niestety tam również nie dało się żyć już po kilku dniach ze względu na brak wody i zapchanej kanalizacji i bez prądu. Mama szybko zmarła nie wytrzymując tego wszystkiego. Czasami jej zazdrościł, że dojedzie do raju w wagonie sypialnym. Został sam jak palec. Piękne garnitury szybko się zniszczyły. Niewiele miał ubrań tak zwanych cywilnych. Spał gdzie się dało, przestał się golić a i kąpać się nie było gdzie. Kiedyś potępiał braci w zborze którzy nosili brody a teraz sam taką miał. Modlił się do Boga by to się jak najszybciej skończyło. Nie było już kontaktu z biurem głównym w Polsce ani w Stanach. Był zagubiony, ledwie przetrwał zimę korzystając z marnych racji żywnościowych. Gotować nie potrafił i w sumie nie miał gdzie dlatego jadł głównie suchy prowiant. Czasami udało mu się załapać na zupę u braci, którzy mieszkali na kupie w domach z ogródkami. Ci co mieszkali w blokach zeszli się do tych co mieli domy i u nich rozłożyli namioty, wodę czerpali z deszczówki albo z pobliskiej rzeki. Załatwiali się do wiader i później wyniośli to z dala od domu, nie rzadko wlewali to do pobliskiego strumienia który szybko stał się ściekiem. Dla niego miejsca do spania nie było nigdzie. Przyjmowano tylko rodziny z dziećmi ale nie samotne osoby. Te musiały sobie radzić na własną rękę. Dlatego spał gdzie się dało. Czasem wracał do mieszkania, które niestety zostało rozkradzione. Została jedna wersalka ale kołder i koców nie było. Zostały za to zasłony w oknach którymi mógł się przykryć. W ten sposób przetrwał rok. Najgorszy i najdłuższy rok w jego życiu. Gdy zaczynała się kolejna zima pomyślał, że chyba jej już nie przeżyje. Musi coś wymyślić. Właśnie wtedy doszły do słuchy, że gdzieś głęboko w lesie mieszkają bracia, kilka rodzin i że podobno świetnie sobie radzą. Niestety nikt nie wiedział gdzie to dokładnie jest. Podobno na południu kraju, gdzieś na Śląsku. Miał tam kiedyś obwód przydzielony to znał wielu braci dlatego postanowił tam pojechać. Postanowił odnaleźć braci którzy pokierują go do tego małego raju. W mieście udało mu się odnaleźć znajomych braci ale oni też nie mieli nic. Żyli w biedzie bez stałego lokum, od racji żywnościowej do racji. Bali się z nim rozmawiać by ich nie uznano za osoby sprzeciwiające się prawom tzw Cezara.