PoProstuJa, piszesz, że podjęłaś decyzję by nie uczestniczyć w mikołajkach, a jam mam pytanie: czy na swojej studniówce byłaś, czy też podjęłaś decyzję aby nie uczestniczyć w tej imprezie?
Ciekawe pytanie. W tej kwestii znów "uratowała mnie" zdolność do wyciągania logicznych wniosków na podstawie obserwacji.
Otóż na podstawie rad "strażnicowych" postanowiłam, że nie idę na studniówkę. I powiedziałam o tym w klasie. Ale wszyscy uczniowie z klasy bardzo chcieli żebym poszła. Zaoferowali mi nawet, że jak nie mam pieniędzy na opłacenie imprezy, to oni się na mnie zrzucą. Normalnie byłam bardzo mile zaskoczona ich postawą.
I zaczęłam mieć refleksje i przemyślenia: dlaczego ja nie chcę iść na tę studniówkę?
Uzasadnienie "strażnicowe" było takie, że studniówki są złe, bo panuje na nich pijaństwo, niestosowne hulanki, tańce i kto wie co jeszcze. Ale ja znałam ludzi z mojej klasy - poza kilkoma wyjątkami z kategorii "lekki chuligan", to były naprawdę porządne osoby! Wiedziałam, że nie jest możliwe żeby w ich towarzystwie doszło do jakichś pijackich orgii na studniówce.
Miałam porównanie jak zachowują się młodzi bracia i siostry na dyskotekach, bo byłam z nimi kilka razy. Byłam świeżo po chrzcie, pełna ideałów, a tu na potańcówce widzę jak pionierka flirtuje z jakimś obcym facetem, jak on kładzie jej łapę na kolanie, a ona nie reaguje strzałem w pysk!
Z kolei inna siostra na takiej dyskotece poznała dwóch facetów, z którymi później chodziła przez jakiś czas jako ze swoimi chłopakami. Inny brat szedł na dyskotekę aby wyłowić jakąś dziewczynę.
I ja widząc to wszystko stwierdzilam, że choć jest to młodzież świadkowa, to ich zachowanie jest bardzo dalekie od nauk, które zostały mi przedstawione. I podjęłam decyzję, że nie będę chodzić z nimi na te dyskoteki. W przeciągu niedługiego czasu (1-2 lata) większość z tego towarzystwa została wykluczona, co specjalnie mnie nie zdziwiło.
Mając więc to porównanie uznałam, że studniówka w porównaniu z tymi dyskotekami to naprawdę niewinna zabawa.
I w końcu poszłam na studniówkę. Uczniowie bawili się normalnie, żadnych orgii czy pijaństwa nie było (z wyjątkiem tych kilku "chuliganów", którzy wypili trochę więcej przemyconego przez siebie alkoholu, ale skandalu żadnego nie zrobili).
Zaświadczam tu uroczyście, że moi "światowi" koledzy z klasy potrafili dużo lepiej się bawić i zachowywać niż bracia i siostry z którymi byłam na dyskotece.
Dodam, że nie byłam zachwycona tą studniówką, bo było trochę nudno i swojej ceny nie była warta, ale nie mogę powiedzieć o tej imprezie nic złego.
Aha - co mnie rozbawiło. Siostra - ta co na dyskotekach 2 chłopaków poznała - poważnie zastanawiała się czy iść na swoją studniówkę i za radą pionierki (tej od łapy na kolanie) na nią nie poszła.
Ale widać, że żal było dziewczęciu tej imprezy, bo gdy rok później została zaproszona przez kolegę na studniówkę jako osoba towarzysząca, to już oporów nie miała i chętnie poszła...
Przede wszystkim chciałbym Ci podziękować za opisanie Twojego spojrzenia na organizację ale i życie poza Ogromne źródło informacji dla kogoś z zewnątrz Podoba mi się Twoja postawa.
Jednakże, mimo iż Ty w chwili ewentualnego odejścia z organizacji zachowałabyś się przyzwoicie, nie trzaskałabyś drzwiami na odejście ani nie paliła mostów za sobą, to niestety nie możesz liczyć na wzajemność.
Dobrze wiesz, że to nie byli ŚJ w zdecydowanej większości palą mosty... Robią to pozostali członkowie organizacji wobec osób, które zostały wykluczone nie ze względu na poważny grzech, ale po prostu odeszły, bo jak piszesz "każdy ma prawo do swoich wierzeń i przekonań choćby z boku wydawały się one dziwne czy nielogiczne".
Niestety wtedy w ogromnej większości nie będą pamiętali Ciebie jako fajnej siostry, lecz z automatu staniesz się "morowym powietrzem"
To jest rozważanie na zasadzie "co by było gdyby". Na pewno większość nie utrzymywałaby ze mną kontaktu i zdaję sobie z tego sprawę. Nie byłaby to jednak dla mnie aż tak duża strata, to oni nawet teraz się ze mną nie kontaktują, bo mają własne sprawy i zajmują się tylko swoim życiem.
Ale są takie jednostki, z którymi jestem blisko i myślę, że wcale nie odrzuciliby mnie oni radykalnie. Owszem, moze nie chcieliby się spotykać (żeby nie być wykluczonymi), ale przemyślenia by w nich pozostały. Kto wie - może oni też powoli szykują się do wyjścia, choć jeszcze nie zdali sobie z tego sprawy do końca?
Ja na razie sama nie wiem jaką podejmę decyzję, więc nie mogę wymagać od innych żeby się określili na 100% jaką zajmą postawę wobec osoby, która się odłączyła.
Gdyby to była matematyka, to dałoby się kalkulatorem wyliczyć prawdopodobieństwo, a tu jest jednak "działanie" na żywych organizmach, które często nie są przewidywalne