Nie rozumiem skąd tyle opinii na temat rygoru, zakazów, nakazów i poczucia inności?
Od urodzenia byłem wychowywany zgodnie z zasadami biblijnymi w rodzinie Świadków Jehowy i nawet przez moment nie czułem się inny w szkole, ani na podwórku, a nie przeklinałem, nie obchodziłem świąt, urodzin, imienin, nie bawiłem się w wojny itd. wręcz przeciwnie czułem się dzięki temu silny bo nie ulegam presji i nie robię niczego dla poklasku czy z potrzeby dostosowania i mam swoje zdanie. Oczywiście zdarzały się sytuacje które były nie miłe ale spływało to mnie, bo wiedziałem że nie robię nic złego tym że mam inne przeko
Miałem grono przyjaciół, z czego jeden jest nim do tej pory czyli już 30lat. Pamiętam taką sytuację jak wszyscy zrzucali się na kwiaty dla nauczycieli,a akcję prowadziła matka jednego z kolegów która była woźną w szkole kiedyś dorwała mnie w kiblu i zaczęła straszyć że na forum przy dawaniu kwiatów powie że od wszystkich tylko nie ode mnie
Wiesz Kenny mam dość podobne zdanie do Twojego.
Myślę, że bardzo duzo zależy od poczucia wartości młodej osoby, od tego czy czuje się gorsza od innych.
Każdy człowiek chce być lubiany i akceptowany przez innych. A szczególnie uwidocznia się to w dzieciństwie i w okresie dorastania - gdy opinia rówieśników staje się najważniejsza. Nikt nie chce odstawać od grupy. Dlatego trzeba mieć bardzo silną osobowość żeby potrafić powiedzieć z przekonaniem: nie! nie będę obchodził mikołajek klasowych, nie będę uczestniczył w patriotycznej uroczystości, nie złożę się na kwiaty itd.
Młodzi z rodziny Świadków, którzy musieli ciągle odstawać od grupy pod jakimś względem, bardzo często postrzegają to jako traumę. Być może wydaje im się, ze gdyby nie byli Świadkami i robili to co rówieśnicy, to byliby przez wszystkich akceptowani i dużo szczęśliwsi.
Może tak by było, a może nie... któż to wie...?
Ja jako nastolatka potrafiłam z całym przekonaniem powiedzieć: "nie będę uczestniczyć w mikołajkach", bo wcześniej doświadczyłam tego i nie znosiłam tego zwyczaju klasowego. Dlatego nieuczestniczenie w nich traktowałam jako ulgę. Ale miałam to "szczęście", że doświadczyłam wcześniej uczestniczenia czy to w mikołajkach czy innych uroczystościach i miałam porównanie. Wiedziałam, że nie mam za czym tęsknić. Fajne było to, że mogłam sama dokonać wyboru.
Natomiast wiele dzieci Świadków takiego wyboru nigdy nie miało. I może dlatego będą przez całe życie uważać, że coś straciły. Ja wiem, że nic nie straciłam, ale nie każdemu było dane przekonać się o tym na własnej skórze.
Dlatego nie mogę tu napisać, ze moje życie nastoletnie (gdy zaczęłam studiować Biblię ze Świadkami i wzięłam chrzest) było jakieś traumatyczne. Myślę, że to iz zostałam wtedy Świadkiem być może uchroniło mnie przed róznymi głupimi młodzieńczymi decyzjami, które mogłyby negatywnie wpłynąć na moją dalszą przyszłość.
Miałam dobry kontakt z rówieśnikami z klasy. Szanowali oni moje poglądy, nie dochodziło między nami do jakichś starć. A przypuszczam, że szanowali moje poglądy dlatego, że widzieli moją zdecydowaną postawę. Gdybym była nijaka, bez własnego zdania, to nie wiem jak postrzegaliby mnie inni... Czy lepiej...? Szczerze wątpię. Bo ludzi bez własnego zdania wcale się nie szanuje.
Ale jak już podkreślałam - żeby dojść do takich przemyśleń trzeba mieć poczucie, ze samemu dokonało się wyboru. Jeżeli młody Świadek czuje się przygnieciony tym, że musi postępować tak jak każe mu religia rodziców, to nie będzie on szczęśliwy. Tak samo będzie z młodym katolikiem bardzo religijnych rodziców, czy młodym Adwentystą, czy wyznawcą innej religii.
Może po latach się okazać, że klasa nie akceptowała jakiegoś młodego Świadka dlatego, że miał on trudny charakter albo dziwnie się zachowywał. Tymczasem on mógł cały czas uważać, że przyczyną braku akceptacji była wyłącznie jego religia.
Ja wiem po sobie, że jak się potrafi żyć z ludźmi w zgodzie, to szanują oni moje poglądy i moja religia nie staje na przeszkodzie w relacjach z nimi.
Choć obecnie jestem na takim etapie, ze "prześwietlam" nauki ŚJ, to wiem, że nawet gdybym miała opuścić tę organizację, to i tak nie będę postępować tak jak wszyscy ludzie dookoła i świąt również nie zamierzam obchodzić. Nie zamierzam stać się "nijaka", bez własnego zdania, przytakująca wszystkim tylko po to żeby polubił mnie cały świat. Ale to niemożliwe żeby lubili nas i akceptowali wszyscy ludzie...
Jezus był doskonały, nikogo nie krzywdził, a i tak miał mnóstwo wrogów.