Czy jako terapeuta nie jesteś wstanie zrozumieć, że osoba skrzywdzona i oszukana przez jakiegoś człowieka lub organizację ma pełne prawo ostrzegać przed nią innych? To jest jasne jak słońce i nie trzeba mieć doktoratu, żeby to zrozumieć.
Przykład: wstąpiłem w szeregi jakiejś organizacji charytatywnej. Zobaczyłem ją od środka, miałem wgląd w finanse. Zobaczyłem, że ta organizacja jest tylko powierzchownie charytatywna, a tak naprawdę pomaga tylko osobom, które nią zarządzają. Jestem tym zniesmaczony, bo nie wstępowałem tam, żeby odnosić profity, ale żeby pomagać drugim. Okazało się to kłamstwem, więc stamtąd wychodzę, ale na tym nie poprzestaję. Zbieram dowody i pokazuję je światu, żeby inni nie popełnili tego samego błędu co ja.
Piszesz o przykładzie męża zdradzonego przez żonę. Tylko że aby ten przykład był trafny, to musiałbyś dodać, że ta żona zdradzała wielokrotnie i z kim popadnie. Wtedy owszem, mam pełne prawo mówić o tym innym ludziom których znam i przestrzegać znajomych przed wiązaniem się z kimś takim.
Skoro raz się pomylił to jaka mogę mieć pewność że nie myli się teraz . To zasadniczy powód dla którego nie mam zaufania do byłych ŚJ .
Czyli uwierzę bardziej Świadkom Jehowy, niż ludziom których oni skrzywdzili i którzy mają dowody na to, że organizacja ta krzywdzi wciąż inne osoby. Doprawdy, pokrętna logika.
I na koniec - to co napisałem o komitetach sądowniczych to nie kwestia osobistej oceny. Opisałem zwyczajnie fakty ("Świadkowie Jehowy nie wykluczają za utrzymywanie kontaktów z wykluczonym" - jest to kłamstwo o czym się przekonać czytając literaturę ŚJ; podane przeze mnie przypadki osób wykluczanych za nałóg także są faktami a nie opinią). Wykształcona osoba powinna to bez problemu odróżnić, nieprawdaż?