To ja jestem autorką tego "ciekawego komentarza" na Twoim blogu do którego się odwołałaś w swoim przedostatnim poście. Jednak przeinaczyłaś moje słowa. Albo się po prostu nie zrozumiałyśmy. Nie znam nikogo kto by był świadkiem i jednocześnie obchodził urodziny czy też święta. Nie miałam na myśli takiej "normalności". Dla mnie normalnością było to, że nie zabraniano mi zawierać przyjaźni z ludźmi, którzy nie byli częścią organizacji. Kwestia zakazu obchodzenia wszelakich świąt nie dotyka mnie w żaden sposób. Nigdy nie było mi do tego tęskno, nie czułam, żebym na czymś straciła. Nie czułam się gorsza. Dla mnie to było tak naturalne jak oddychanie. Nie potrzebowałam prezentów na urodziny ani wigilijnej wieczerzy. Mój ojciec świadek jest super prorodzinny i uwielbia odwiedzać swoje liczne rodzeństwo, zatem nie brakowało mi rodzinnych posiedzeń. Co ktoś by mógł tłumaczyć, że to zadanie świąt.
Dla mnie przekoloryzowane były mianowicie te słowa: "Normą jest przemoc emocjonalna wobec współmałżonka, przemoc wobec dzieci („rózga karności”), a także alkoholizm." (...) To jest najważniejsze: chowamy problemy pod dywan, żeby wszyscy myśleli, że świadkowie Jehowy są wzorem. A to, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami, to już nie ma znaczenia…" Owszem, ma znaczenie. Upomina się takich delikwentów, są interwencje, rozmowy. Czy naprawdę tylko zbór którego ja byłam obserwatorem (w tym roku stuknie mi 20 lat a ja przez cały ten czas chodziłam jedynie na zebrania, mimo, że mój rodziciel jest najgorliwszym świadkiem pod słońcem) jest w porządku? Dla mnie jest nie do pomyślenia, że ktokolwiek gdziekolwiek mógłby takie zachowania puścić płazem. Po coś chyba mamy w końcu tych starszych? Żeby zapanowali nad tymi, którzy nie wywiązują się z chrześcijańskich a przede wszystkim tych człowieczych obowiązków. Ciężko jest przyjąć do wiadomości, że stosuje się podwójne zasady moralne. Ciężko mi też pojąć jak bardzo to jest destrukcyjne skoro nigdy nie zostałam osobiście skrzywdzona przez organizację. Nie mam zamiaru tu jej bronić. Widzę ile ona zła sprawiła wielu osobom. Chyba jednak miałam to szczęście, że jakaś siła nie pozwoliła mi na poczynienie dalszych kroków i wspinanie się coraz to wyżej po szczeblach zborowej kariery. Albo po prostu stoi za tym normalne ludzkie przeświadczenie, że nie można nikomu ani niczemu DOBROWOLNIE pozwalać się tak ograniczać. Ale rozumiem, nie wszyscy mieli ten przywilej wyboru za młodu swojej drogi.
Saro, teraz rozumiem lepiej Twoją historię, ten wątek dużo mi też uświadomił. Wydaje mi się, że i Ty i wiele tych nieszczęśliwych osób, które postanowiły odejść trafiło na najgorszych fanatyków Strażnicy i to dlatego teraz tak bardzo cierpicie. Nie chce się wierzyć, że ktoś podający się za chwalcę Boga nie nosi w sobie miłości do bliźniego.
Odbiegając od tych przykrych tematów to masz świetnego bloga. Dobrze się go czyta. Nie tylko ten wczorajszy post.
Droga zxcvbnmz,
gdy weszłam pierwszy raz na to forum - jako aktywny Świadek, również miałam poczucie, że piszący tutaj forumowicze przesadzają. Ale im więcej czytałam i rozmawiałam z innymi "odstępcami", tym bardziej utwierdzałam się w tym, że jednak w sprawie religii Świadków nie ma tu przesady.
Mój zbór był całkiem normalny, starsi fajni. A jednak odeszłam. Odeszłam dlatego, że w końcu dowiedziałam się jakie są korzenie mojej religii (tutaj niezastąpione były dwie książki Raymonda Franza - dostępne w internecie). A także zaczęłam poznawać inne patologie w organizacji.
Dlaczego Świadkowie uważają, że w ich zborze jest spokój i nic się nie dzieje? A dlatego, że NIE MÓWI SIĘ publicznie o wielu sprawach. Komitety sądownicze odbywają się za zamkniętymi drzwiami. Nikt nie słucha osób wykluczonych i święcie wierzy w to, że decyzja starszych była słuszna.
Ja dopiero po wyjściu z organizacji dowiedziałam się jakie rzeczy wymyślali na komitetach sądowniczych ci starsi, których uważałam na super fajnych. Nadal ich lubię, ale niektóre ich decyzje i słowa wołają o pomstę do nieba. Np. przez to, że wywierali presję na to aby młody chłopak (niezrównoważony emocjonalnie) się ochrzcił, pozbawili go teraz Z PEŁNĄ PREMEDYTACJĄ rodziny i oparcia (bo chłopak odszedł z tej religii). Ja bym nigdy tych starszych o to nie podejrzewała, tak samo jak o ich inne działania (a znam je od Świadków, którzy odważyli mi się o tym powiedzieć gdy już odeszłam i wiedzieli, że mogą mi zaufać. No bo przecież bratu/siostrze się nie poskarżą, bo wiedzą, że każdy ze zboru może na nich donieść).
Zabawne jest to, że ja w religii Świadków zawsze miałam poczucie, że jestem wolna. Poczucie to zniknęło zupełnie gdy podczas rozmowy z wykluczoną osobą na ulicy zobaczyłam, że z oddali przygląda się nam siostra ze zboru. I to taka, która uwielbia ploteczki. Prawie serce mi stanęło ze stresu, że ona doniesie na mnie do starszych.
Czy to jest normalne, że człowiek boi się, że DONIESIE na niego do starszych brat, siostra, matka, ojciec, dziecko?! Nie - to nie jest normalne i tak nie powinno być!
Chciałabym wierzyć w to, że w każdym zborze starsi rzetelnie pełnią swoje obowiązki i robią komitety sądownicze tylko najbardziej zatwardziałym grzesznikom. Jednak tak nie jest.
Sama byłam świadkiem różnych zatajanych patologii. Nałogowy alkoholik (nie chcący się leczyć) znęcał się nad swoją rodziną, ale cały czas był Świadkiem. Nie mogłam zrozumieć tego jakim cudem on jeszcze nie jest wykluczony. Trwało to latami. Dopiero jak sąsiedzi zobaczyli gościa zarzyganego w krzakach, to wtedy starsi zadziałali błyskawicznie - żeby nie narażać dobrego imienia Organizacji.
Świadkowie Jehowy przebywają w więzieniu - więzieniu strachu, więzieniu swojego umysłu i w więzieniu poglądów religijnych, które uważają za prawdę, a tymczasem jest to zbiór nauk formowanych przez prezesów Strażnicy przez ponad sto lat.
A najgorsze co wymyślili w tej organizacji to wykluczanie w formie totalnego ostracyzmu. Matka nie odbiera telefonu od dziecka, które odeszło z organizacji. Każdy kto nie chce być Świadkiem jest uważany za człowieka "ze świata" którego dodatkowo opętał Szatan. Czy to jest normalne?! Nie, to nie jest normalne.
Świadkowie zamknęli się w swojej skorupie i z niej nie wychodzą na dzienne światło. Wmawiają swoim członkom, że mają żyć ekstremalnie (rzuć robotę i pionieruj; nie kształć się, bo zaraz będzie Armagedon itd.).
Mi osobiście - po aferze pedofilskiej w Australii - zajęło to jakieś pół roku aby zrozumieć do jakiej organizacji tak naprawdę się wpakowałam jako nastolatka. Moje odkrycia na temat JW-ORGa nie były dla mnie przyjemne; poczułam się mniej więcej tak samo idiotycznie jak klient na pokazie, który kupuje garnki za kwotę 7000 zł, a następnie widzi w internecie, że są one warte nie więcej niż 300 zł. Strażnica wcisnęła mi swoje rajskie "garnki" i wmówiła, że są bezcenne. Po latach okazało się, że to lipa.
Cieszę się, że to odkryłam, bo mogłam uwolnić się z tego więzienia.
I jeszcze raz podkreślę - wcale nie czułam się skrzywdzona przez starszych z mojego zboru, więc moje odejście z JW-ORGa nie da się połączyć z tym, że to zbór wywołał u mnie traumę.
Powodem mojego odejścia było odkrycie fałszywych nauk i zakłamania, które idzie na cały świat od ośmiu papieży z Warwick.