Generalnie każdy z myślicieli, których czytałem, mierzył się z tym pytaniem: "Dlaczego istnieje bardziej coś niż nic?" Ale jedno się potwierdza: ateiści nie mierzą się z tym pytaniem, tylko uważają je za bezsensowne. Dla mnie jest ono fundamentalne.
Ciekawe jest , ze kazdy z dyskutantow , teista czy ateista , na koncu swojej wyprawy "do praprzyczyny wszystkiego" , laduje w tym samym miejscu .
Teista , cofajac sie myslowo do poczatkow egzystencji wszelkiej materii , znajduje tam wiecznego Boga , "nieruchomego Poruszyciela" o ktorym mowil Arystoteles . Pytanie o to co bylo przed Bogiem , jest bez sensu ; On byl zawsze .
Ateista , przeprowadzajac podobny eksperyment myslowy , dochodzi do Wielkiego Wybuchu , do momentu gdzie niewyobrazalne ilosci energii eksplodowaly , tworzac Kosmos . Pytanie , co bylo przed Big Bang , jest rowniez bezsensowne . Wieczne NIC .
Jedyna , ale bardzo zasadnicza roznica w tych obydwu podejsciach do sprawy , to pytanie o intencjonalnosc aktu stworzenia .
Widac po przebiegu tej dyskusji , ze rozstrzygnac sie tego dylematu nie da . Ktory swiatopoglad przajmiemy , zalezy bardziej od naszych pragnien , niz od powalajacych na kolana dowodow .
To taka moja reflekcja nad tym , nota bene bardzo interesujacym , tematem .
I moze krotko jeszcze o , moim zdaniem bardzo niekonwencjonalnym , punkcie widzenia , ktory proponuje ZEN .
Filozofia ta wychodzi z zalozenia , ze logika nie jest wlasciwym narzedziem aby rozstrzygac podobne dylematy .
Metoda ZEN polega na uwolnieniu naszego umyslu z ograniczen logicznego myslenia i zdobyciu przez to calkiem nowego sposobu postrzegania rzeczywistosci (satori) .
Zainteresowanych odsylam do "Wprowadzenia do buddyzmu Zen" D.T. Suzuki.