Ada
Ada była przerażona, gdy ujrzała ich w drzwiach. Ex był nieobliczalny, nie zależało mu na nikim i niczym. Robert był jego wielkim przeciwieństwem, ale gdyby do czegoś doszło, na pewno by nie stał bezczynnie. Bała się o dzieci, bała się o Roberta, a ten jakby nigdy nic, stanął w pokoju i powiedział..dzień dobry, podobno dzieci mają gościa, przyszedłem zobaczyć, kto ich odwiedził. Uśmiechał się przy tym jak ktoś nieświadom sytuacji, a przecież wiedział, na co stać tego człowieka. Dzieci były wciąż uwieszone jego rąk, wyglądały, że je siłą przyciągną do domu, a nie był ich obrońcą, któremu bezgranicznie ufały. Ada spojrzała na byłego, wyglądał jakby ten widok go ucieszył i tak też było. Wstał, zaczął się zbliżać do Roberta z wyciągniętą dłonią mówiąc..widzę, że ktoś tu wie jak ich okiełznać. Podał mu rękę, zaś drugą trzymał za sobą, oboje chowali się za nim, uwieszenie na jego przedramieniu. Przy tym dodał.. trzeba wiedzieć jak z kim postępować, inaczej można wdepnąć w niezłe szambo.
To gościowi się bardzo spodobało, całkowicie stracił zainteresowanie dziećmi, nie wiedział tylko, że te słowa były kierowane do niego. Po chwili byli tak pogrążeni rozmową, iż Ada mogła niepostrzeżenie wymknąć się z domu, razem z dziećmi i iść do domu teściów.
Zastała ich stojących przy oknie i równie przerażonych, jak dzieci. Zaraz zaczęli dopytywać i co, i co? Powiedziała to, co wiedziała i co się działo do jej wyjścia. Pozostało im być dobrej myśli i czekać na szybki koniec wizyty.
Czas się dłużył niemiłosiernie, dzieci siedziały jak zahipnotyzowane, Ada z teściową krążyły po pokoju, zaś ojciec stał przy oknie wpatrzony w drzwi wejściowe gościnnego domku.
Po dobrych trzydziestu minutach krzyknął..wychodzą! Kobiety podbiegły do okna, mężczyźni podali sobie ręce, ex poszedł w kierunku bramy, zaś Rober do domu rodziców.
Zaraz od wejścia, zasypali go pytaniami..i co on chciał, jak się go pozbyłeś?
Mężczyzna się uśmiechnął, usiadł obok dzieciaków i odpowiedział..on mówił ja słuchałem, wyszedł w przekonaniu, że jego słowa są moimi i chyba w ogóle zapomniał, po co przyszedł.
Jak to? spytała Ada, jak ci się udało go tak okiełznać? Chwycił ją za rękę, przyciągnął do ust i powiedział..bo ty nie wiesz kochanie, że ja przez dziesięć lat pracowałem jako negocjator. Niejednego świra okiełznałem, rozumiesz? Pokiwała głową, nagle wszystko zrobiło się jasne, on wiedział jak mówić i czego nie mówić, aby przeciwnik poczuł się zrozumiany.
Jasiek przytulił się do Roberta, objął go ręką i zapytał..ale on już nie wróci, nie będzie chciał się z nami widzieć? Nie wiem, odparł chłopcu, może zechce przyjść i pogadać, ale jedno mogę wam obiecać, ani wam, ani mamie nic złego się nie stanie. Nim dokończył te słowa, dzieci siedziały na jego kolanach, a raczej wisiały u jego szyi.
Ada zwróciła się do teściowej..zobacz mamo i dla mnie miejsca już brakło, wybuchnęły śmiechem.
Przez kilka dni, nikt nie wracał do tego incydentu, była sobota. Jak zawsze tego dnia, siedzieli razem z Adamem i Halinką na tarasie jedząc obiad. Nagle Jasiek zaczął..a wiesz wujku, że on był u nas i chciał z nami rozmawiać? Adam rozmawiał z chłopcem jakby nie był niczego świadom. Malec opowiadał po swojemu, jak to widział, co czuł, jakie to było dla niego dramatyczne przeżycie. Gdy się już wygadał odezwała się babcia.. Jasiu, a pamiętasz co mówiłeś jak do nas przybiegłeś? Chłopiec spuścił głowę i przytakną . To powiedz wszystkim, co mówiłeś, nie reagował, nawet nie podnosił głowy, tylko z boku zerkał na matkę. Synku, powiedz, poprosiła Ada, pokręcił przecząco głową.
A ja mogę? Zapytała babcia, pozwolił. Kobieta zaczęła opowiadać, cały czas patrząc na chłopca i lekko się uśmiechając. Słychać było, że pędzi szybciej niż zazwyczaj, jakby mknął nad ziemią, wpadł do domu i od progu zaczął wołać..tato, tato chodź, on tam jest, mama sama z nim została, Gośka chowaj się, kazał cię przyprowadzić. Gdy skończyła na jej twarzy rysował się jeszcze większy uśmiech, mimo że po policzkach spływały łzy. Nie tylko ona płakała, wszyscy mieli łzy w oczach, Rober przykucnął między krzesłami dzieci, przytulił je do siebie i powiedział..moje kochane dzieciaczki.
I muszę jeszcze coś powiedzieć, kontynuowała babcia, to jest dowód na to, że wychowaliśmy naszego syna na dobrego, wartościowego człowieka, lepszej cenzurki dostać nie można, tak my, jak i on. I choć nie ma biologicznego potomstwa, to jest dobrym ojcem, czwórki wspaniałych dzieciaków. A co to jest biologiczny? Zapytała Małgosia. No, odezwał się ojciec do Roberta..syny wytłumacz córce co to jest. Zapanowała cisza, mężczyzna chwilę pomyślał i mówi..widzisz Małgosiu, biologiczne dziecko to jest takie jak się rodzi pod twoim nazwiskiem w szpitalu i musisz je wziąć, nawet jak ci się nie podoba, taki jest wymóg. A was to ja sobie wybrałem i żadnego przymusu nie było, cmoknął ją w policzek. Aha, odezwała się dziewczynka, to my jesteśmy takimi twoimi wybrańcami? Zapytała z bardzo poważną miną. Wszyscy wybuchnęli śmiechem, a Robert potwierdził słowa małej.
Adam poklepał szwagra po ramieniu mówiąc..zdałeś egzamin celująco. Uśmiechnął się, jednak przez myśl przemknęło mu, że sprawa z byłym mężem Ady jest niezałatwiona i trzeba coś z tym zrobić, inaczej będzie ich nękał....