Ja mam zupełnie odmienne zdanie, myślę że miedzy innymi po to powstały zbory w pierwszym wieku, żeby bracia mogli sobie nawzajem pomagać w ciężkich dla chrześcijan czasach.
Baran, czytając całą Twoją wypowiedź widzę, że my nie mamy zupełnie odmiennego zdania w tej kwestii, ale podobne zdanie
Ja też uważam, że po to są zbory żeby się wzajemnie wspierać i sobie pomagać. Jako przykład podałam pomysł, że bracia mogą razem chodzić do osób potrzebujących i pomóc im np. w sprzątaniu, zrobić zakupy, itp.
Ale Baran jestem realistką i wiem, że w dzisiejszych czasach oczekiwanie od innych ludzi - braci, aby zajęli się nami pod każdym względem, jest po prostu niemożliwe!
Niestety tak jest ten świat urządzony, że musimy ponosić konsekwencje swoich życiowych wyborów.
Załóżmy, że ktoś przez całe życie nie pracował zawodowo, ale był pionierem. Niestety na emeryturę sobie nie zapracował. To czy taka osoba powinna oczekiwać od zboru dożywotniej renty? (jeśli już, to powinna ją otrzymywać od Ciała Kierowniczego, które od zawsze zniechęcało do zdobywania wykształcenia i pracy zawodowej).
Zazwyczaj członkowie zboru to średnio-majętni ludzie, często osoby zarabiające najniższą krajową. Wielu z nich ma pod swoją opieką dzieci oraz starszych rodziców. Nie możemy oczekiwać od nich, że dodatkowo podejmą się bardzo ciężkiej pracy, by opiekować się całodobowo schorowanymi braćmi. Tu już trzeba szukać rozwiązań systemowych, czyli pomocy ze strony państwa. Pomóc takim braciom załatwiając papiery do MOPSu, który przyzna chorej osobie opiekę opiekunki, da jakiś zasiłek.
I napiszę jeszcze o innej stronie medalu - mianowicie wdzięczności / niewdzięczności braci za okazywaną im pomoc.
Otóż z otrzymywaniem pomocy bywa tak, że bardzo szybko się do niej przyzwyczajamy. Najpierw za okazaną pomoc całujemy braci po stopach, a po pewnym czasie uważamy, że ta pomoc nam się NALEŻY.
No i niestety znam przykład takiej starszej osoby, której bracia ze zboru bardzo idą na rękę, bo podwożą ją samochodem na każde zebranie (oferując jej swój czas i pieniądze na benzynę - a paliwa zużywają więcej, bo muszą jechać dodatkowy kawał drogi). I osoba ta tak bardzo się przyzwyczaiła że jej się należy podwożenie, że zaczęła mieć do tych braci coraz więcej oczekiwań i pretensji. Tu niestety sprawdza się stare powiedzenie: daj palec, a weźmie całą rękę!
Oczywiście ludzie są różni, nie można generalizować, że każdy okaże się niewdzięczny za pomoc. Ale nie można też zakładać, że po to harujemy jak woły w pracy zawodowej żeby teraz utrzymywać ze swoich ciężko zarobionych środków także osoby, które w młodości wybrały inny styl życia, nie harowały ciężko zawodowo i teraz ponoszą tego konsekwencje.
Jestem więc za pomocą braciom, ale rozsądną pomocą.