Świadkowie Jehowy - forum dyskusyjne

BYLI... OBECNI... => BYŁEM ŚWIADKIEM... nasze historie => Wątek zaczęty przez: Sebastian w 01 Czerwiec, 2017, 03:10

Tytuł: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 01 Czerwiec, 2017, 03:10
jedni mnie znają osobiście, inni czytali tysiące moich wypowiedzi w internecie,
a jeszcze inni nie wiedzą w ogóle kim jestem skąd przychodzę i dokąd idę...

zakładam wątek aby zmotywować samego siebie do opisania swego życia

w najbliższych dniach napiszę więcej

Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: salvat w 01 Czerwiec, 2017, 07:03
Ciężko się zmotywować o 3.10 nad ranem....
Ale czas płynie a z nim przybywa w umyśle coraz więcej pomysłów.
Pisz zatem. Czytać będziem :D
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 01 Czerwiec, 2017, 10:26
Pewnie ma bezsenne noce i wyrzuty sumienia. ;)
Wybrał zerową oglądalność o g. 3.10 w nocy. ;D
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Estera w 01 Czerwiec, 2017, 11:18
Pewnie ma bezsenne noce i wyrzuty sumienia. ;)
Wybrał zerową oglądalność o g. 3.10 w nocy. ;D
   Z czasem może nie będzie zerowa.
   To zależy, jak historia będzie wyglądała i na ile nas zainteresuje.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 01 Czerwiec, 2017, 13:30
Pewnie ma bezsenne noce i wyrzuty sumienia. ;)
skąd pomysł o wyrzutach sumienia? nie spać można z 1001 powodów...
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 01 Czerwiec, 2017, 14:26
z naukami strażnicy zetknąłem się za pośrednictwem kolegi z klasy w ostatniej ósmej klasie szkoły podstawowej była to jesień 1986 miałem wtedy 14 lat; pod koniec listopada zaczęliśmy "studiować" czerwoną książkę "żyć wiecznie".

Od początku spotkało się to z dużym sprzeciwem mojej rodziny, studium odbywało się potajemnie, a ja naiwnie cieszyłem się że prześladowania świadczą o prawdziwości prawdy.

Dzisiejszej młodzieży należy wyjaśnić że w Polsce 31 lat temu nie było telefonów komórkowych, komputerów osobistych ani internetu,  więc w tamtych czasach nie można było tak łatwo jak obecnie sprawdzić prawdziwości lub fałszywości otrzymywanych informacji.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 01 Czerwiec, 2017, 15:35
podjąłem próbę zweryfikowania prawdziwości usłyszanych od świadków Jehowy poprzez rozmowę z księdzem. Błędnie założyłem że każdy ksiądz jest kompetentny w zakresie apologetyki. Argumentacja księdza nie trafiła mi do przekonania (uznałem ją za bardzo bardzo słabą) i na tej podstawie błędnie założyłem że cały Kościół Katolicki nie ma żadnych argumentów na swoją obronę.

Dodajmy że książka Roszady albo jeszcze nie istniała albo nie była znana i dostępna.

w każdym razie, uznałem że świadkowie Jehowy mają rację i postanowiłem się do nich przyłączyć
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Matylda w 01 Czerwiec, 2017, 18:09
To żeśmy Seba u tego samego księdza chyba byli ;D tylko że ja jestem prosto skonstruowana i na potwierdzenie że śj mówią prawdę że katole to religia fałszywa co pogańskie rytuały wyprawia,że światusy to osły godne pogardy,miałam dla"mojego"plebana test.Zapytałam go czemu to katolicy choinkę ubierają na święta a ksiądz mi na to że:zielone drzewko życie Pana Jezusa oznacza.Jakie życie????? Jak choinka ścięta i zamordowana okrutnie??????Się zapytałam już tylko retorycznie,bo już szybciej byłam przez ciocię D. pouczona że ksiądz krętacz jeden w czarnej sukience bedzie kręcił i mataczył aby tylko nie przyznać sie że zdobienie choinki to z piekła rodem pogański rytuał
 :o
No i ksiądz testu nie zdał 8-) ja dostałam w wieku 11 lat "niezbity dowód"prwdziwości świadkojehowskiej ideologii i poszło po bandzie :(

Pisaj Seba pisaj bo ja chetnie poczytam bom juz w tym wieku że nawet jak coś tam naskrobałeś na starym forum to ja już zapomniałam.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Tazła w 01 Czerwiec, 2017, 18:23
Dzisiejszej młodzieży należy wyjaśnić że w Polsce 31 lat temu nie było telefonów komórkowych, komputerów osobistych ani internetu,  więc w tamtych czasach nie można było tak łatwo jak obecnie sprawdzić prawdziwości lub fałszywości otrzymywanych informacji.


 Dlatego w tamtym czasie mieli takie wielkie bum, zamieszki w kraju, pokolenie które nie przeminie się kurczyło, a więc kto żyw, łap się za strażnicę i ratuj przed armagedonem.
Co bardziej gorliwi nie posyłali dzieci dalej do szkoły, bo na nic im się nie przyda. Gdy kiedyś zapytałam...a to co w raju sztuka pisania i czytania do niczego się nie przyda? Usłyszałam..już Jehowa o wszystko zadba.

Czasem było mi żal tego Jehowy, wszystko na jego głowie.  Pranie, ubranie, miska, kołyska i jeszcze analfabetyzm.
Jacy oni wygodni, nic tylko się kłaść i czekać na trzęsienie ziemi, tzn na armagedon. :P
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Helleboris w 01 Czerwiec, 2017, 18:32
Kiedyś byłam w służbie u księdza na plebanii. Nie zdarza się to często ale zmiażdżył mnie znajomością Pisma Świętego. Mimo tego był bardzo miły i poczęstował mnie cukierkami (miałam 16 lat)
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 01 Czerwiec, 2017, 18:33
Cytuj
Dodajmy że książka Roszady albo jeszcze nie istniała albo nie była znana i dostępna.
Wyobraźcie sobie np. rok 1989.
Nie ma żadnej współczesnej książki o ŚJ po polsku.
Nie ma netu. :-\

Owszem są jakieś stare przedwojenne typu Anarchistyczne cele badaczy Pisma Św. czy podobne. Ale to tylko jakaś drobna informacja, a nie polemika.

Zaledwie w roku 1988 powstała książka pana Tadeusza Kundy Pismo Święte przeczy nauce Świadków Jehowy. Książka nie na takim poziomie, jakby wielu oczekiwało.
Ale po pierwsze była ona wydana jakby w drugim obiegu i on ją sam rozsprzedawał, a po drugie nie było nawet wtedy księgarń katolickich.
Owszem były ale zaledwie sklepy Veritasu, lecz tam raczej akcesoria religijne (obrazy, świece, ozdoby itp.) sprzedawano, a nie książki.

No i w takim czasie i środowisku Seb chciał znaleźć oparcie czy polemikę KK. :-\

O ŚJ przed 1989 nawet nie wolno było pisać, bo oni nie istnieli formalnie.
Cenzura nie pozwoliłaby wydać takiej książki.
Coś wiem na ten temat, choć sam dopiero w 1992 zacząłem publikować (w seminarium duchownym początkowo). ;)
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Matylda w 01 Czerwiec, 2017, 18:34
Ciekawe po co te osławione"plecaki armagedonowe"skoro jehowa taki troskliwy jest :orzekomo
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Dorkas w 01 Czerwiec, 2017, 18:57

Zaledwie w roku 1988 powstała książka pana Tadeusza Kundy Pismo Święte przeczy nauce Świadków Jehowy. Książka nie na takim poziomie, jakby wielu oczekiwało.
Ale po pierwsze była ona wydana jakby w drugim obiegu i on ją sam rozsprzedawał, a po drugie nie było nawet wtedy księgarń katolickich.

Trudno powiedzieć , że przeczytałam tę książkę oczywiście jako świadek , przeleciałam pobieżnie , wyciągając fragmenty . Książkę przyniósł  zainteresowany , ale bez większych problemów na podstawie literatury udowodniliśmy , że nie ma racji .
Chyba nie trafiała do przekonania , że za bardzo odnosiła się do tradycji katolickiej.

Ciekawe po co te osławione"plecaki armagedonowe"skoro jehowa taki troskliwy jest :orzekomo

Biorą przykład z prepersów :)
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 01 Czerwiec, 2017, 19:03
Pan Tadeusz nie był ani teologiem, ani człowiekiem wykształconym. Zanim stał się rencistą pracował w stoczni.
Był za to gorliwy i książka jego pozostała na poziomie jego i ludzi, którzy byli poziomem wiedzy zbliżeni do niego.
Byłem świadkiem jak został 'zlekceważony' przez studentów teologii na Gdańskim Instytucie Teologii, gdy został zaproszony na spotkanie. ???
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 01 Czerwiec, 2017, 21:35
Godzina 3 w nocy to najlepsza na lekturę zwłaszcza jak jest się w pracy i szkali w ekran komputera ,to niech jakaś korzyść przy tym będzie.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 01 Czerwiec, 2017, 23:05
trzeba brać pod uwagę że rozmawiając z księdzem miałem zaledwie 14 lat i że nie byłem jakoś mocno dociekliwy. Moja rodzina była niepraktykująca religijnie, rodzice nie chodzili do kościoła a ja nie odczuwałem żadnej więzi ze społecznością parafialną. Ja nie broniłem swojej katolickiej wiary gdyż nie czułem się wierzącym katolikiem.

Moje ówczesne rozumowanie najkrócej można streścić następująco: "ktoś kiedyś bez mojej wiedzy i zgody polał moją niemowlęcą główkę wodą i na tej podstawie dzisiaj ktoś inny mi wmawia że ja rzekomo powinienem czuć się katolikiem. A co mnie obchodzi jakaś zbrodnicza instytucja która w średniowieczu rozpętała inkwizycję i wyprawy krzyżowe a w XX wieku brała udział w obydwu wojnach światowych?!"

Podkreślam że te (być może ostre) słowa nie mają na celu urażenia kogokolwiek. Celem jest ukazanie mojego ówczesnego stanu świadomości.

Gdybym cenił swoją wiarę i gdybym poczuł się zaatakowany to być może broniłbym tego co byłoby dla mnie cenne. Ale ja postrzegałem katolicyzm jako coś zewnętrznego i jako coś nie wartego osobistego zaangażowania.

Z tej perspektywy trzeba patrzeć na moje rozmowy z księdzem.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 01 Czerwiec, 2017, 23:54
Zaledwie w roku 1988 powstała książka pana Tadeusza Kundy Pismo Święte przeczy nauce Świadków Jehowy. (...) Coś wiem na ten temat, choć sam dopiero w 1992 zacząłem publikować (w seminarium duchownym początkowo). ;)
z tego co Roszada pisze wynika że moje rozmowy z księdzem miały miejsce jeszcze zanim Kunda wydał pierwszą polskojęzyczną książkę polemizującą ze świadkami Jehowy. To dużo wyjaśnia dlaczego ksiądz nie znał zbyt wielu argumentów apologetycznych.

Jest rok 1986 ja mam 14 lat jestem uczniem 8 klasy podstawówki, potajemnie studiuję ze świadkami Jehowy a jawnie chodzę na katechezę do salki katechetycznej przy kościele sąsiadującym ze szkołą podstawową.

Jak się domyślacie, ŚJ przedstawili mi swoje koronne argumenty przeciwko katolicyzmowi w tym "ukrywanie" imienia Jehowa (Wyjścia 6:3) oraz "ukrywane przez Kościół Kat. przykazanie dot. balwochwalstwa (2 Mojżeszowa 20). Nikt chyba nie będzie zdziwiony gdy napiszę że szczęka mi opadła z wrażenia gdy czytałem te wersety w katolickiej Biblii Tysiąclecia.

Matka mego kolegi wyłożyła mi sprawę w ten sposób że "jak nie wiadomo co chodzi to prawie zawsze chodzi o pieniądze. Katolicyzm robi biznes na balwochwalstwie, kapłani bardziej miłują pieniądze niż Boga i dlatego świadomie sami popełniają balwochwalstwo i innych do niego nakłaniają". Taka argumentacja wydała mi się wówczas spójna i wystarczająca.

Argumenty ŚJ wydały mi się na tyle silne (powołanie się na Biblię katolicką, jasne ukazanie motywacji przeciwnika, spójność wewnętrzna argumentacji) że sam z siebie nie widziałem nawet potrzeby wysłuchania stanowiska kościoła w tej sprawie.

Zaskoczyło mnie co innego. Matka mego kolegi twierdziła stanowczo że wielu księży w ogóle nie wierzy w Boga, odrzuca biblijne nauczanie o stwarzaniu i wierzy w ewolucję. To wzbudziło moją nieufność. Wydawało mi się że ktoś mi "wciska ciemnotę". Chodziłem przecież od dzieciństwa na religię, pamiętałem że osobiście uczyłem się na religii że Pan Bóg stwarzał świat sześć dni a siódmego odpoczął. Uczyliśmy się o tym albo w pierwszej klasie albo jeszcze w zerówce. Takie jest oficjalne nauczanie kościoła i nie dam sobie wcisnąć kitu że jest inaczej.

Matka mego kolegi doradziła mi abym porozmawiał na ten temat z księdzem ale abym użył pewnego fortelu. Mam udawać zwolennika ewolucji i mówić że "naukowcy" popierają ewolucję a wtedy przekonam się czy ksiądz będzie bronił biblijnej nauki o stwarzaniu czy nie.

Propozycja wydała mi się dziwna ale postanowiłem spróbować. Dekalog zostawiłem sobie na kiedy indziej.

Rozmowa z księdzem faktycznie miała bardzo zaskakujący dla mnie przebieg.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 02 Czerwiec, 2017, 02:10
w przeprowadzonej po zakończeniu katechezy rozmowie w cztery oczy ksiądz wyjaśnił mi że kościół dopuszcza prawdziwość teorii ewolucji.

Na mój argument że w księdze rodzaju napisano że Bóg stworzył wszystko wg rodzaju swego kazał mi odczytać ten fragment w innym przekładzie gdzie napisano wg gatunku swego. A może ja argumentowałem że wg gatunku a w przekładzie wręczonym mi przez księdza było wg rodzaju swego? Tego dokładnie po ponad 30 latach nie pamiętam. W każdym razie istota problemu sprowadza się do tego że różnica słowa użytego w tekście biblijnym nie zmienia sensu zdania (Jahwe stwarza świat serią oddzielnych aktów stwórczych i nie posługuje się ewolucją).

Uznałem że odpowiedź księdza jest pokrętna i że ksiądz zamiast bronić nieomylnego słowa Bożego (co powinien wg mnie robić jeśli jest sługą Bożym) opowiada się po stronie omylnych naukowców.

Bardzo to zachwiało moimi resztkami zaufania do Kościoła Katolickiego jako całości.

Ale kolejny szok przeżyłem na kolejnej katechezie.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 02 Czerwiec, 2017, 08:52
Po prostu Świadkowie Jehowy oszukali Ciebie.
z dzisiejszej perspektywy zgadzam się z Twoją opinią.

Nie chcę jednak koncentrować się tylko na słuszności lub niesłuszności sporów doktrynalnych ale pokazać dlaczego ich "oferta" wówczas wydała mi się (naiwnemu nastolatkowi) atrakcyjna.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 02 Czerwiec, 2017, 09:42
słowa dopuszczające ewolucję były dla mnie na tyle dziwne że chciałem na następnej katechezie kontynuować polemikę z księdzem, tym razem w obecności kolegów z klasy.

A tutaj zaskoczenie: ksiądz rozpoczyna katechezę słowami "jak być może wiecie, tak zwana teoria ewolucji upadła".

normalnie mnie zatkało! Tydzień temu w cztery oczy mówił mi coś dokładnie przeciwnego!
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Alicja_W w 02 Czerwiec, 2017, 10:01
w przeprowadzonej po zakończeniu katechezy rozmowie w cztery oczy ksiądz wyjaśnił mi że kościół dopuszcza prawdziwość teorii ewolucji.

Na mój argument że w księdze rodzaju napisano że Bóg stworzył wszystko wg rodzaju swego kazał mi odczytać ten fragment w innym przekładzie gdzie napisano wg gatunku swego. A może ja argumentowałem że wg gatunku a w przekładzie wręczonym mi przez księdza było wg rodzaju swego? Tego dokładnie po ponad 30 latach nie pamiętam. W każdym razie istota problemu sprowadza się do tego że różnica słowa użytego w tekście biblijnym nie zmienia sensu zdania (Jahwe stwarza świat serią oddzielnych aktów stwórczych i nie posługuje się ewolucją).

Uznałem że odpowiedź księdza jest pokrętna i że ksiądz zamiast bronić nieomylnego słowa Bożego (co powinien wg mnie robić jeśli jest sługą Bożym) opowiada się po stronie omylnych naukowców.

Bardzo to zachwiało moimi resztkami zaufania do Kościoła Katolickiego jako całości.

Ale kolejny szok przeżyłem na kolejnej katechezie.

Miałam kilka rozmów z księżmi, już jako SJ i większość z nich popierała teorię ewolucjonizmu umiarkowanego  :o. Wiedziałam, że księża się mylą a mimo to było dla mnie zdumiewające, że tak jawnie dyskredytują Biblię. Domyślam się jaki szok Ty musiałeś przeżyć.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Dorkas w 02 Czerwiec, 2017, 12:20
ha ha ha, kto ci uwierzy w te dyrdymały   :-\ :-\ Kolego weź lepiej się za solidne odkłamywanie nauk ,,niewolnika,, bo to jest forum o ŚJ, a nie o Katolikach i anonimowych wypowiedziach  Księży .
Podaj dane tego Księdza to się okaże, o czym z nim rozmawiałeś  :-\
Tyle bzdur jakie się słyszy od ŚJ pt ,, A MI TO KSIĄDZ POWIEDZIAŁ.........   ;) ;)  ,,  żeby tylko dowalić KK /2000 lat istnienia/ .
Takie manewry w stosunku do KK służą tylko werbunkowi nieszczęśników do ,,jedynie słusznej organizacji,, ....ot taka jedna z metod psychomanipulacji  :-\  będąca w zestawie działań głosicieli podczas wstępnych ,,podchodów,, do ofiary .
Co chcesz uzyskać ???  Poparcie na forum ,czy dać upust emocjom ??



Ja uwierzę w te dyrdymały  :) bo wyszłam z KK
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 02 Czerwiec, 2017, 15:19
ha ha ha, kto ci uwierzy w te dyrdymały   
nie dziwię się Twojej reakcji bo słowa te są dla mnie szokujące nawet po ponad 30 latach

kompletnie nie wiem, dlaczego ksiądz tak wtedy powiedział. Przypuszczam, że dla tego konkretnego księdza kwestia za ewolucją lub przeciwko ewolucji była czymś drugorzędnym.

nie mam żadnych problemów z tym żeby podać dane tamtego księdza. Każdy kto sobie tego życzy dostanie na priv jego imię i nazwisko.

Opisując tamte rozmowy nie zamierzam ani atakować Kościoła Katolickiego ani usprawiedliwiać samego siebie. Uważni czytelnicy zapewne zauważyli już że jestem krytyczny wobec samego siebie a dokonane wówczas wybory życiowe uważam z perspektywy lat za błędne.

Dzisiaj jestem daleko poza organizacją świadków Jehowy dzisiaj należę do parafii katolickiej.

Co więcej: nie tylko należę do parafii (można należeć i krytykować kościół katolicki bardziej zajadle niż wrogowie kościoła z dawnego IV departamentu MSW) ale ogólnie jestem bardzo życzliwie nastawiony emocjonalnie do kościoła katolickiego jako społeczności i jako instytucji.

Owszem, niektórzy (zwłaszcza Roszada, który kilkanaście lat temu poznał mnie osobiście) mogą być mocno zawiedzeni moją aktualną niewiarą ale ta niewiara nie ma nic wspólnego ze świadkami Jehowy (ta niewiara ma zupełnie inną późniejszą przyczynę do czego dojdę w swoim opowiadaniu we właściwym czasie).
 
Dla potrzeb opowiedzenia historii mojego dzieciństwa najważniejsze jest że gdy wspominam moje ówczesne rozmowy z księdzem, rzuca mi się w oczy fakt, że ksiądz ogólnie nie potrafił dostosować sposobu argumentacji do mojego wtedy bardzo młodego wieku.

Druga okoliczność którą trzeba brać pod uwagę to okoliczność że moje rozumowanie było wówczas już ukierunkowane przez świadków Jehowy i niektóre argumenty które wówczas padały rozumiałem zupełnie inaczej niż planował ksiądz (ale o tym opowiem później).

W każdym razie (wracając do ewolucji) "zmiana stanowiska" przez księdza w sprawie ewolucji była dla mnie kompletnie niezrozumiała. I na bazie tego nie zrozumienia nabudowałem zupełnie nielogiczne bzdurne wnioski które sprawiły że poszedłem na manowce.

Wówczas (nie rozumiejąc dlaczego ksiądz "zmienia zdanie") uznałem że matka mojego kolegi miała rację - wówczas uznałem że faktycznie świadkowie Jehowy mogą mieć rację nawet w tak nieprawdopodobnej kwestii jak "niewierność wobec Biblii" w kwestii ewolucja czy stwarzanie.

Ogólnie (w zakresie ostatnich 20 lat) można zgodzić się z uwagą Tusia
Cytat: Tusia
jest mnóstwo literatury, dokumentów Kościoła. Wystarczy chcieć szukać, a nie uwierzyć na słowo, że
wtedy 31 lat temu (na kilka lat przed wydaniem książki Roszady i co najmniej na kilkanaście miesięcy przed wydaniem książek Kundy) było dużo trudniej. To był koniec komuny w Polsce reglamentacja papieru przez państwo, monopol państwa na decydowanie co będzie wydawane. O wiele mniej bibliotek katolickich, wiele parafii nie posiadającej własnej biblioteczki parafialnej itd.

Dzisiaj ciężkie do uwierzenia a wtedy "normalne" (jak na tamtą nienormalną epokę).
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 02 Czerwiec, 2017, 16:12
Niezależnie od powyższego, rodzice podejmowali różne próby aby przedstawić mi różne inne alternatywne pkt widzenia (o tym napiszę więcej nieco danej). Niestety, ja byłem mocno zindoktrynowany, część ich działań odbierałem jako "atak" na swoją wiarę w Jehowę, część argumentów była dla mnie niezrozumiała z uwagi na brak doświadczenia życiowego, a część argumentów zrozumiałem zupełnie opacznie.

Istotną rolę odegrały również (nie należące do sekty i nie znające zagrożeń z niej wypływających) mojej mamy koleżanki z pracy które udzieliły jej błędnej rady co do nieszkodliwości świadków Jehowy i co do ewentualnej użyteczności ich oferty w tym że ja jakoś odnajdę własną ścieżkę w swoim życiu.

W tym momencie należy wspomnieć że od urodzenia jestem niepełnosprawny fizycznie i utykam na jedną nogę, a to kalectwo odcisnęło duże piętno na moim życiu osobistym. Byłem odrzucany przez rówieśników, dzieci nie chciały się ze mną bawić, a rodzice martwili się o to abym ja czuł się szczęśliwy i akceptowany (bardzo mnie kochali i chcieli abym nauczył się żyć i zachowywać pozytywne nastawienie do życia pomimo niepełnosprawności).

mojej mamy koleżanki z pracy niekompetentnie ale z subiektywnym dużym przekonaniem uznały że akceptacja ze strony środowiska jakim jest mała społeczność wyznaniowa będzie dla mnie korzystna bo pozwoli mi znaleźć swój świat w którym będę akceptowany.

wszyscy chyba znają zjawisko love bombing i wiedzą jak wielką życzliwość i jak wielkie pozory szczerego zainteresowania okazywane są każdej osobie interesującej się nauczaniem strażnicy. Do tego dołóżcie sobie moje wynikające z niepełnosprawności ponad standardowo duże zapotrzebowanie na akceptację i zrozumiecie dlaczego społeczność ŚJ bardzo mi się spodobała.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Dorkas w 02 Czerwiec, 2017, 16:30
Wyszłaś, bo zostałaś oszukana. Jak ja słyszę, że powodem odejścia z Kościoła było to, że ktoś tam coś powiedział, to mnie strzyka. Powodem odejścia jest brak podstawowej wiedzy o wierze Kościoła i to nie z winy księży, lecz z własnej winy.
Jest mnóstwo literatury, dokumentów Kościoła. Wystarczy chcieć szukać, a nie uwierzyć na słowo, że katolicy wierzą w trzech Bogów w jednej osobie.

Tusia nie do końca masz rację,moje odejście z kościoła zaczęło się bardzo wcześnie nawet bez mojej świadomości . Dlaczego ? ponieważ jako dziecko nie wszystko mogłam ogarnąć . Moim dość wczesnym wspomnieniem jest pobita przez ojca mama , rozbite szkło , a na ścianie obraz matki boskiej z dzieciątkiem . Nie mogłam zrozumieć dlaczego ONA może na to patrzeć.
Potem kiedy ksiądz który tuż  , przed bierzmowaniem wyrzucił mnie z kościoła wrzeszcząc na cały głos przy wszystkich dzieciakach , że dla takiej jak ta nie mam miejsca w kościele , jako nastolatka miałam koleżankę ,nieco starszą , która miała kochanka księdza. Potem ksiądz na pogrzebie mojego ojca powiedział , że bóg pokarał mnie jego śmiercią za moje grzechy.

Masz rację , że przeciętnemu katolikowi brakuje wiedzy przede wszystkim biblijnej dlatego świadkowie tak łatwo docierali do ludzi , wręcz imponowali swoją wiedzą . Dlaczego tak jest ? Na to pytanie odpowiedz sobie sam .
To dzięki świadkom zaczęłam czytać biblię a nie dzięki księdzu.

Wyszłam z jednej religii , wyszłam z drugiej i dlatego nie mam potrzeby należeć gdziekolwiek ,  wg mnie każda ze struktur religijnych ma na celu panowanie nad drugim człowiekiem a ja chcę być człowiekiem  , który ma własne zdanie , ceni ludzi za to jakimi są a nie kim są, ile mają pieniędzy , czy jakie stanowiska piastują.







Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 02 Czerwiec, 2017, 16:33
zanim zaczniecie się spierać w moim wątku
Tusia nie do końca masz rację, (...) Masz rację , że (...) To dzięki świadkom zaczęłam czytać biblię a nie dzięki księdzu.
pozwolę sobie napisać dalszą część swego opowiadania.

Dla sprawy bardzo istotne jest że religijność odgrywała bardzo niewielką rolę w życiu moich rodziców.

Oni postrzegali moje zainteresowanie świadkami Jehowy nie jako zagrożenie natury duchowej (że odpadnę od „prawdziwego” kościoła i pójdę do „fałszywej” sekty) ale jako zagrożenie natury społecznej i wychowawczej.

Przykładowo, interesowało ich czy nie ograniczę swoich możliwości intelektualnych i zawodowych, np. czy będę chciał uczyć się dalej po skończeniu podstawówki, czy będę chciał iść do liceum a w dalszej perspektywie iść na studia wyższe, czy będę chciał uczyć się zawodu.

Przykładowo, zakładali że z uwagi na niepełnosprawność istnieje wyższe od przeciętnej prawdopodobieństwo że mogę nieszczęśliwie zakochać się i zostać odrzuconym albo przez dziewczynę którą sobie upatrzę albo przez rodziców tej dziewczyny. Martwili się że jeśli do niepełnosprawności dołoży się jeszcze odmienność wyznania to prawdopodobieństwo nieszczęśliwej miłości znacząco wzrośnie.

Przykładowo, słyszeli coś o nieprzetaczaniu krwi i bali się że w razie wypadku mogę niepotrzebnie stracić życie.

Rodzice chcieli abym był w życiu szczęśliwy i zabiegali o to koncentrując się na ziemskim aspekcie życia.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 02 Czerwiec, 2017, 16:47
Rozumiem Dorkas i rozumiem Sebastiana. Albo tylko tak ładnie piszesz o rodzicach albo to na prawdę kochający wartościowi ludzie. Obstawiam to drugie. Twoja postawa za młodego głupia , ale rozumiem zachłyśnięcie się atrakcyjnością świadkowską, postawa rodziców szlachetna i mnie osobiście wzruszająca .Dlaczego? Muszę to w sobie chyba przerobić.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 02 Czerwiec, 2017, 17:04
Ten sam kolega z klasy który zainteresował mnie „prawdą biblijną” nakłaniał mnie także do złego postępowania, między innymi do kradzieży przedmiotów należących do moich rodziców, które chciał tanio odkupić i drogo sprzedać. Jego ojciec był starszym zboru, a on był znanym całemu miasteczku paserem. Na strychu należącym do swoich rodziców urządził sobie magazyn kradzionych rzeczy którymi handlował. W szkole (z uwagi na religię) miał ksywę „Kiciu”. Całe miasteczko wiedziało, że Kiciu handluje kradzionymi rzeczami, masz coś do sprzedania idź do Kicia, bo Kiciu chętnie od ciebie kupi. Chcesz kupić coś kradzionego idź do Kicia, bo Kiciu chętnie Tobie sprzeda coś co kupił od innego złodzieja. Całe miasteczko o tym wiedziało, tylko rodzice Kicia (zbyt zajęci głoszeniem ewangelii aby zadbać o wychowanie własnego syna) o tym nie wiedzieli.

Oprócz tego Kiciu nałogowo palił papierosy i okazyjnie pił alkohol (dochody z paserstwa były mu potrzebne m.in. na te właśnie szkodliwe używki).

Sprawa kradzieży szybko się wydała, rodzice zajęli się sprawą, skontaktowali się z rodzicami Kicia i odzyskali skradzione przedmioty a ja dostałem największe w swoim życiu lanie pasem od mojego ojca.

Pamiętam że mniej więcej w tym samym czasie Kiciu nadal prowadził ze mną studium biblijne a ja już wiedziałem o jego przestępstwach. Tłumaczył mi że on jest „czarną owcą” a organizacja jest dobra. Spytałem go wprost co musi stać się aby jego rodzice zainteresowali się jego życiem. Kiciu powiedział wtedy z dużą ironią w głosie „musiałaby milicja zapukać do drzwi mieszkania moich rodziców w czasie gdy mój ojciec będzie prowadzić niedzielne studium strażnicy” i zaczął się przeraźliwie głośno śmiać.

No cóż, po dwóch lub trzech tygodniach dokładnie to o czym sobie dowcipkował naprawdę się wydarzyło, wywołując ogólnozborowy skandal obyczajowy.

Po tej sprawie ojciec Kicia przejął studium biblijne (sam Kiciu przestał być głosicielem), a także sam osobiście na własną prośbę zrezygnował z funkcji starszego zboru. Rezygnację wysłał do ówczesnej centrali towarzystwa strażnica w Polsce (centrali jeszcze wtedy nieoficjalnej bo rzecz dzieje się latach 80-tych). Ojciec Kicia  samokrytycznie uznał że „kto nie potrafi przewodzić własnemu domowi nie powinien dbać o zbór Boży”.

Jak widzicie na samym początku zainteresowania organizacją zetknąłem się zarówno z brudami (nałogi, kradzież, zaniedbywanie wychowywania syna przez starszego zboru) jak i z pozytywną stroną organizacji (grzechy nie są tolerowane, winni są karani, Kiciu traci status głosiciela, a ojciec Kicia stanowisko w zborze).

W tym samym czasie ksiądz katecheta miał romans z matką mojej koleżanki ze szkoły. Sprawa była mi znana gdyż zdradzony mąż był przyjacielem mego ojca i częstym gościem w naszym domu. Słyszałem o czym rozmawiali z moim ojcem. Dla zatuszowania sprawy ksiądz został przeniesiony do innej parafii ale nadal był księdzem nadal odprawiał msze nadal nauczał młodzież religii.

Porównanie bezkarności tkwienia w grzechu w Kościele oraz jasnych zasad którymi kieruje się organizacja zrobiło na mnie ogromne pozytywne wrażenie.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 02 Czerwiec, 2017, 18:29
fajnie Seba że się zdecydowałeś opisać swoją historię

i zabijanie miłością i rozmowy z księżmi nie są mi obce eh...
zupełnie Cię rozumiem że mając defekt fizyczny miałeś komplex który leczyli świadkowie są specjalistami w tej dziedzinie! grają na jakieś strunie której nie potrafię uchwycić (chyba nie umiem tego nazwać)

swoja drogą
ja jestem ułożoną osobą dzieci, dom, mąż wszystko ok jak się patrzy,   
jest w mojej pracy facet który utyka na nogę, chodzi z laską ubiera się jak Got
wiesz taki ,dark personality' w zasadzie nigdy ze sobą nie gadamy, wymieniamy tylko powłóczyste spojrzenia, tyle!
(żebyś nie pomyślał że jestem jakąś desperatką albo że szukam wrażeń, nic podobnego wszystko po Bożemu! może tez kiedyś opisze swoją historie) jego utykanie nie tylko nie przeszkadza ale uważam że w tym cały jego urok! i pewnie tak samo ma Twoje Bóstwo ups czy wyprzedziłam fakty? ;) nie gniewasz się?
 
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 02 Czerwiec, 2017, 18:47
jak wcześniej wspomniałem
rodzice podejmowali różne próby aby przedstawić mi różne inne alternatywne pkt widzenia (o tym napiszę więcej nieco danej). Niestety, ja byłem mocno zindoktrynowany, część ich działań odbierałem jako "atak" na swoją wiarę w Jehowę, część argumentów była dla mnie niezrozumiała z uwagi na brak doświadczenia życiowego, a część argumentów zrozumiałem zupełnie opacznie.

Do tych prób zaliczyć można zachętę abym zapoznał się z tym co głosi kościół ewangelicko-augsburski (posiadający w Karpaczu Górnym świątynię Wang) i zaczął uczęszczać na ich spotkania. Uznałem to za atak szatana na moją wiarę w Jehowę. Szatan chce abym należał do obojętnie którego fragmentu Babilonu Wielkiego, ważne abym tylko nie należał do prawdziwego zboru Bożego. Nie dam Ci się szatanie. Padł argument że z ewangelikami można kulturalnie porozmawiać przy herbacie i ciastkach. Co to za argument? Co to my w domu ciastek nie mamy albo herbaty? Szatan ma mnie przekupić ciastkami? Niedoczekanie twoje, szatanie...

Do tych prób poszerzenia mojego spojrzenia zaliczyć można zainicjowaną przez moją mamę rozmowę z nieochrzczonym dorosłym synem aktywnej siostry, który opowiadał mi że jego matka zbyt wiele czasu poświęcała na głoszenie, że z tego powodu  były ciągłe kłótnie między jego rodzicami, użalanie się że w dzieciństwie miał wiele dni bez ugotowanego obiadu itp.

informacje te mnie subiektywnie wydawały się wtedy mało istotne, a mój rozmówca wydawał mi się jakimś strasznym marudą. Głodny był to mógł sobie ukroić pajdę chleba z kiełbasą a nie marudzić że matka obiadu nie ugotowała. A poza tym co to za tłumaczenie? Kuchenki gazowej nie umiał obsługiwać? Zupy nie umiał sobie podgrzać, musiał "czekać na mamusię"? Bez sensu...

Człowiek ten użalał się także na to, że w organizacji panuje terror i wtrącanie się w życie osobiste. Za "szczyt bezczelności" uznał że organizacja rości sobie prawo wykluczania ludzi za seks przedmałżeński. Tłumaczył mi że seks to coś normalnego a sekta robi z tego grzech. Ja patrzyłem na niego jak na szaleńca. Jak mój rozmówca może być tak ślepy żeby nie dostrzegać że wierność przykazaniom Boskim wychodzi człowiekowi na dobre? Jak mój rozmówca może krytykować zbór za to że tenże zbór stara się być wierny Pismu Świętemu i usuwać spośród siebie grzeszników?! Co więcej, mój rozmówca żył w niesformalizowanym związku z kobietą która nie była jego żoną i wyrażał pogląd że Kościół Katolicki jest lepszy, gdyż "szanuje prywatność" (czyli "pozwala na trwanie w grzechu ciężkim").

Po wysłuchaniu tego człowieka uznałem że nie chcę należeć do Kościoła Kat. który pławi się w grzechach, wolę organizację Bożą oczyszczającą zbory z grzeszników.

Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 02 Czerwiec, 2017, 19:37
jak już wspominałem, ksiądz stracił w moich oczach resztki autorytetu (najpierw nie stanął w obronie stwarzania a później w niezrozumiały sposób wycofał się z zajętego stanowiska) a ja uznałem (najprawdopodobniej błędnie) że dziwne słowa o tym że teoria ewolucji upadła są objawem jego tchórzostwa i chęci uniknięcia dyskusji przy świadkach.

Mimo to zadawałem kolejne pytania.

Pytałem m.in. jak to możliwe że średniowieczny Kościół zwalczał poglądy niegeocentryczne skoro sama Biblia mówi że "Jahwe zasiada nad okręgiem ziemi". Ksiądz odpowiedział że Biblię spisywano w innej epoce, a poza tym (cyt.) "okrąg jest figurą płaską".

Teraz jako dorosły człowiek z chęcią przyklasnę argumentacji którą wtedy usłyszałem. Ale wtedy (jako nastolatek) kompletnie nie zrozumiałem intencji tego co ksiądz chciał mi przekazać.

Ksiądz zapewne próbował wykazać że (1) nie ma sensu rozpatrywać tekstów wyrwanych z kontekstu bez uwzględnienia epoki w której powstawały i niskiego stanu wiedzy naukowej w czasach biblijnych (2) nawet gdyby zgodzić się na konwencję odczytywania tekstu proponowaną przez ŚJ to i tak dokładnie wczytując się w tekst (uwzględniając jaką figurą geometryczną jest okrąg) doszlibyśmy do innych wniosków niż proponują świadkowie Jehowy.

Większość z czytelników wie o jakim wersecie mówię, a ponad połowa zapewne potrafi ten werset odnaleźć w Biblii "nawet z zamkniętymi oczami".

Ale dla korzyści pozostałych czytelników dodam, że chodzi o Izajasza 40:21-23
Cytuj
Czy nie wiecie tego? Czyście nie słyszeli?
Czy wam nie głoszono od początku? Czyście nie pojęli utworzenia ziemi?
Ten, co mieszka nad kręgiem ziemi, której mieszkańcy są jak szarańcza,
On rozciągnął niebiosa jak tkaninę i rozpiął je jak namiot mieszkalny.
On możnych obraca wniwecz, unicestwia władców ziemi.

świadków Jehowy interesuje tylko podkreślony fragment, chcą zobaczyć w tekście biblijnym potwierdzenie że "Biblia jest zgodna z nauką" więc odczytują "okrąg ziemi" jako "okrągłą (w sensie: kulistą) ziemię", a tak naprawdę biblijny Izajasz wcale nie naucza podstaw astronomii ale naucza ogólnie o tym że Stwórca jest potężny i moc Boża góruje nad słabością człowieka.

Wracając jednak trzy dekady wstecz pamiętam że wówczas zaśmiałem się w duchu i pomyślałem sobie "księżulku chcesz mi wpierać że ziemia jest płaska? Twoja argumentacja jest po prostu idiotyczna!"

opowiedziałem tę rozmowę świadkom Jehowy a oni śmiali się co za głupi ksiądz i ironizowali że może ksiądz wierzy w płaską ziemię jako okrąg a może w ziemię na skorupie ogromnego żołwia itp. kpinki. Generalnie nikt nie podjął żadnej poważnej analizy jego argumentacji.

Sumując: usłyszałem rozsądną odpowiedź na zadane przeze mnie pytanie ale nie zrozumiałem tej odpowiedzi i nie odniosłem z niej korzyści.

Patrząc z perspektywy trzech dekad: popełniłem wtedy błąd, ale wybaczam sam sobie ten błąd biorąc pod uwagę swój młody wiek jako okoliczność łagodzącą.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 02 Czerwiec, 2017, 21:00
rozmawialiśmy także o dekalogu ale tutaj ksiądz nie przedstawił nic sam od siebie, wreczył mi jakąś książkę omawiającą temat (nie pamiętam ani autora ani tytułu tej publikacji) ale problem w tym że książka nie zawierała wcale polemiki z zarzutami świadków Jehowy.

To były raczej ogólne wskazania jak interpretować dekalog w kontekście sakramentu spowiedzi, jakie czyny naruszają dekalog a jakie nie. W kontekście pierwszego przykazania padały uwagi że balwochwalstwem może być chciwość umiłowanie przyjemności czy przesadne dbanie o pozycję w społeczeństwie.

Uwagi ogólne i z uwagi na swoją ogólność niepodważalnie słuszne (zgodziłby się z nimi i katolik i świadek Jehowy i baptysta i każdy inny człowiek wierzący), ale były to uwagi które nie dotyczyły problemów "sporu o usunięcie drugiego przykazania".

Z całą pewnością książka nie odpowiadała na pytanie czy używanie w kulcie chrześcijańskim materialnych przedmiotów jest zgodne czy niezgodne z dekalogiem.

Ponieważ wcześniej poczyniłem (słuszne lub niesłuszne - można dyskutować) subiektywne założenie że ksiądz "ucieka przed niewygodnymi pytaniami" (tak jak uciekł przed pytaniami o ewolucję "zmieniając" stanowisko w jej sprawie) tak samo teraz ucieka i zapewne nie chce dyskutować o drugim przykazaniu.

W każdym razie książka nie odpowiedziała na moje wątpliwości a ja nie drążyłem księdzu dziury w brzuchu, nie żądałem kolejnych książek ani kolejnych wyjaśnień.

Z perspektywy czasu uważam że to był błąd, że wtedy byłem za mało dociekliwy.

Chcę być uczciwy i obiektywny w formułowanych ocenach i chcę uniknąć krzywdzących stereotypów i uogólnień. Owszem, argumentacja księdza mnie nie przekonała, ale nie chciałbym ocenić go jako złego pasterza czy jako niekompetentnego księdza.

Roszada już częściowo go wytłumaczył że opisywane zdarzenia miały miejsce przed wydaniem powszechnie dzisiaj znanych książek Kundy i Bednarskiego.

Ja wspomniałem, że ksiądz argumentował tak jak potrafił (np. wskazywał że okrąg jest płaski więc pomysł powoływania się na Izajasza aby udowodnić kulistość planety jest nietrafny w samych swych podstawach).

Uzupełnię teraz, że ksiądz wręczył mi dwie kilkudziesięciostronicowe broszury jedna autorstwa księdza Pietrzyka pt. „Kim są świadkowie Jehowy?” i druga autorstwa księży Henca i Lenkiewicza pod tytułem „świadkowie Jehowy apostołowie czy intruzi?”

Pamiętam że wówczas wydawało mi się że w obydwu publikacjach nie ma przekonujących dowodów przeciwko świadkom Jehowy. Pamiętam także że po latach przeczytałem obie publikacje ponownie i że byłem zszokowany jak mogłem wcześniej nie dostrzec bardzo wartościowych argumentów które one zawierały. Dochodzę do wniosku że bardzo dużo zależy nie tylko od samej treści ale także od emocjonalnego nastawienia czytelnika.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 02 Czerwiec, 2017, 22:10
Kiedy przestaniesz ściemniać?

Tusiu
on nie ściemnia
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Estera w 02 Czerwiec, 2017, 22:47
Ja mówię, że zmyśla. Próbuje zagłuszyć własne sumienie. Odszedł od Kościoła i całą winę zwala na księży. Po to założył swój wątek. Próbuje się usprawiedliwiać przed samym sobą. Jestem za zamknięciem tego wątku.
   Tusia
   Trochę tolerancji, daj się człowiekowi wygadać, ma do tego prawo.
   Oczywiście swoje zdanie możesz mieć, ale żeby aż zamykać wątek?
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Dorkas w 02 Czerwiec, 2017, 23:26
Ja mówię, że zmyśla. Próbuje zagłuszyć własne sumienie. Odszedł od Kościoła i całą winę zwala na księży. Po to założył swój wątek. Próbuje się usprawiedliwiać przed samym sobą. Jestem za zamknięciem tego wątku.

Tusia , ja nie wiem czy Sebastian ściemnia czy nie , nie wiem tego bo go nie znam , tak jak nie znam innych ludzi z forum , którzy opisują swoją historię .Ale  dopóki nie mam dowodów , że ktoś kłamie dlaczego mam mu nie wierzyć?
A Ty jesteś pewien , że te wszystkie historie świadków są prawdziwe?  może oni tez z samolubnych pobudek opuściły organizację? może zasłużyli na wykluczenie , bo dopuścili się niemoralności , palili papierosy czy jeszcze coś innego.
Czy można ujawnić złe postępowanie wts? czy można ujawniać złe postępowanie starszych?
Jeżeli odpowiedź brzmi tak , to   musi dotyczyć też  innych religii w tym KK.
Chyba , że chcesz nam powiedzieć , że jedyną prawdziwą religia jest KK .
Jeżeli tak, to potwierdza się tylko to co już napisałam , każda religia  chce ludzi zniewolić , każde "ciało kierownicze " jakkolwiek by się nie nazywało chce władzy  nad innymi ludźmi.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Estera w 02 Czerwiec, 2017, 23:39
Czy można ujawnić złe postępowanie wts? czy można ujawniać złe postępowanie starszych?
Jeżeli odpowiedź brzmi tak , to   musi dotyczyć też  innych religii w tym KK.
Chyba , że chcesz nam powiedzieć , że jedyną prawdziwą religia jest KK .
   Tusia, chcesz nam powiedzieć, że jedyną prawdziwą religią jest KK?
   Bo jeśli tak, to tak rzeknę, ze swojego doświadczenia, że nie różniłbyś się za wiele od śj.
   Bo i KK i śj, to systemy religijne, które zniewalają ludzi.
   Religia, to bardzo dobre narzędzie, żeby pod przykrywką Boga, mieć władzę nad człowiekiem.
   A historia niejednego narodu, to bardzo dobitnie potwierdza.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Czerwiec, 2017, 00:08
Kiedy przestaniesz ściemniać?
aby skończyć musiałbym najpierw zacząć :)
Tusiu
on nie ściemnia
Ja mówię, że zmyśla. Próbuje zagłuszyć własne sumienie. Odszedł od Kościoła i całą winę zwala na księży. Po to założył swój wątek. Próbuje się usprawiedliwiać przed samym sobą.
pół żartem pół serio pouczę Cię Piotrze że prawowierny katolik nie powinien chodzić do wróżki ani korzystać ze szklanej kuli do zgadywania lub przepowiadania przyszłości.

A tak 100% na serio, to uprzejmie proszę Cię wczytaj się uważniej w to co ja piszę.

Jestem samokrytyczny i kilkakrotnie wprost formułowałem krytyczną ocenę moich ówczesnych nastoletnich wniosków. Jak wytrwasz do końca w czytaniu dalszych części mojego opowiadania doczekasz się także opisu mojego powrotu do kościoła katolickiego.

To smutne że urwałeś czytanie po kilku słowach które się Tobie nie spodobały, a przeoczyłeś środek mojej wypowiedzi w której pozytywnie oceniam księdza i jego przygotowanie do katechezy, np. tu:
Cytuj
Roszada już częściowo go (tzn. księdza) wytłumaczył że opisywane zdarzenia miały miejsce przed wydaniem powszechnie dzisiaj znanych książek Kundy i Bednarskiego.

Ja wspomniałem, że ksiądz argumentował tak jak potrafił (np. wskazywał że okrąg jest płaski więc pomysł powoływania się na Izajasza aby udowodnić kulistość planety jest nietrafny w samych swych podstawach).
co więcej, dalej wspominam że ksiądz wręczył mi jedyne wówczas dostępne kompetentne publikacje katolickie na temat świadków Jehowy (wymieniam tytuły i autorów dwóch broszur i formułuję ocenę że broszury prezentują odpowiedni poziom a winę że nie wyciągnąłem właściwych wniosków z treści dostarczonych mi publikacji przypisałem sam sobie.

Sumując, absolutnie nie mogę zgodzić się z zarzutami o rzekomym samousprawiedliwianiu się.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Lechita w 03 Czerwiec, 2017, 00:12
Na Swaroga! Co się stało z tym forum?! Dlaczego Sebastian ma siedzieć cicho? Bo pisze coś co się nie podoba niektórym? Gdzie się podział ten fantastyczny duch tolerancji , który tak mnie zachwycił na początku mojej bytności na forum?
Czyżby umarł? Dogorywa? Uległ jedynie słusznemu kierunkowi?
Czy ktoś ma problem z tym , że stałem się świadomym Słowianinem? Że wracam do korzeni, że stałem się świadomym posiadaczem haplogrupy Y-DNA R1a1? Że jestem dumny z faktu iż my, Słowianie mieszkamy na swoich ziemiach pomiędzy Bugiem a Odrą od prawie 11 tyś. lat? (Badania brytyjskich genetyków)
A mimo to noszę na sobie brzemię bycia ŚJ przez ponad 22 lata. Czy ktoś chce odebrać mi prawo do wypowiedzi? Jeśli tak, to już mnie tu nie ma. Sami się bawcie w wielkiego cenzora! Ja kocham wolność!
Bracie mój słowiański Sebastianie, pisz śmiało! Czytam z zapartym tchem Twoją historię!
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Czerwiec, 2017, 00:30
oceniając moje ówczesne wybory życiowe trzeba brać pod uwagę realia epoki (prawie całkowity brak wielu krytycznych publikacji o ŚJ - książka Kundy jeszcze nie jest dostępna, książka Bednarskiego tym bardziej) trzeba brać pod uwagę moją nastoletnią naiwność no i trzeba brać pod uwagę że ksiądz argumentował jak potrafił.

Jeśli dał mi książkę "o dekalogu" ja ją przeczytałem i mu oddałem i nie wierciłem mu dziury w brzuchu że ja koniecznie chcę kolejnych argumentów o tym kto ma racje w sporze Kościoła z ikonoklastami to skąd ksiądz miał wiedzieć że te kolejne argumenty są potrzebne?! Trzeba księdza usprawiedliwić. Miał prawo wyciągnąć wniosek że przedstawił wystarczająco dużo argumentów. Jeśli koniecznie szukamy winnego to trzeba winę przypisać mnie. To ja jestem winny że wtedy tak pobieżnie zbadałem temat "sporu o drugie przykazanie".

Co więcej, trzeba księdza pochwalić że nie poprzestał na książce "o dekalogu" ale zdobył dla mnie wówczas słabo dostępną "nowinkę wydawniczą" jaką były dwie wymienione przeze mnie powyżej krytyczne broszury.

Ja oddałem je księdzu po przeczytaniu i nie wierciłem mu dziury w brzuchu. Czyli znowu „moja wina”.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Lechita w 03 Czerwiec, 2017, 00:46
Brawo Ty Sebastian za to co piszesz. Jesteś uczciwy w osądach. I za to szacun!   Masz rację dawniej o wiele trudniej było dociec prawdy. Internetu nie było. Słowa pisanego też jak na lekarstwo. Ja w podobnych okolicznościach dałem się złapać na lep ŚJ. Swego czasu poznałem kilku naprawdę fajnych księży, niestety podobnie zmanipulowanych jak my w WTS-ie. Nauczali tak jak ich nauczyli - powtarzacze - jak większość mieniących się nauczycielami. Czy to ich wina? Nie do końca. To moja ocena.
A czy można dojść do prawdy absolutnej? W mojej ocenie  - nie! Świat jest zbyt mocno skomplikowany.
Nawet z litrem "Finlandii" nie dasz rady  ;D
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Czerwiec, 2017, 01:01
Mimo upływu lat do dzisiaj nie wiem dlaczego na katechezie padły te dziwne słowa „teoria ewolucji upadła”.

Dzisiaj podczas wieczornego spaceru z Beatką wspomniałem jej że piszę taki wątek na dyskusyjnym forum intrernetowym, opowiedziałem jej jakie wywołuje on reakcje i zastanawialiśmy się do czego tamten ksiądz mógł 31 lat temu dążyć mówiąc te słowa i co mógł próbować osiągnąć przedstawiając mi wówczas poszczególne argumenty.

Wyjaśnię czytelnikom że moja Beatka jest mgr pedagogiki, ma więc o wiele większe ode mnie pojęcie o pracy nauczyciela. Beatce o wiele łatwiej jest postawić się na miejscu księdza i wyobrazić sobie że to ona jest katechetką i objaśnia nastoletniej młodzieży prawdy wiary.

Stosunkowo łatwo zrozumieć dlaczego wspominał o okręgu jako o figurze płaskiej (próba wykazania że sposób rozumowania świadków Jehowy jest błędny i że wyczytują z tekstu biblijnego to czego obiektywnie w nim nie ma). Gdyby rozmawiał ze studentem (człowiekiem w wieku 19 lat lub więcej) argument na piątkę. No cóż, mój pech i moja wina że byłem za młody i za głupi aby zrozumieć trafność i celność argumentu o płaskim okręgu.

Słów księdza o tym że „teoria ewolucji upadła” nie da się równie prosto i równie łatwo wyjaśnić.

Na korzyść księdza założyliśmy z Beatką (sformułowaliśmy założenie wstępne) że ksiądz dobrze chciał, że miał jakiś dobry zamiar i że próbował go osiągnąć metodami które okazały się nieskuteczne.

Wspólnie zastanawialiśmy się jaki „dobry zamiar” mógł mieć ksiądz wygłaszając pogląd że „teoria ewolucji upadła”.

Wiemy oboje że katolicyzm dopuszcza i tradycyjną wiarę w stwarzanie (Jahwe stwarza każdy gatunek roślin i każdy gatunek zwierząt w odrębnym akcie stwórczym, tak jak napisano w pierwszych dwóch rozdziałach księgi genezis) jak i ewolucję (czyli „naukowe” założenie że Jahwe „posłużył się” ewolucją).

Wspólne wnioski do jakich doszliśmy dzisiaj na wieczornym spacerze są następujące: być może po rozmowie ze mną ksiądz uświadomił sobie że mówienie o ewolucji jest źle odbierane albo wywołuje problemy postanowił że na katechezie będzie uczył tradycyjnego stwarzania bo jest ono zarówno zgodne z nauczaniem Kościoła jak i nie wywołuje takich kontrowersji ani trudności jak ewolucja.

No i dlatego (tak w 2017 roku przypuszczamy ja i Beatka) przed 31 laty tamten ksiądz wypowiedział te nieszczęsne słowa że „teoria ewolucji upadła”.

Na korzyść księdza dodajmy że to nie był występ w telewizji, to nie było coś co można 100x przemyśleć, 100x powtórzyć a potem nagrać i puścić w TV finalną najlepszą wersję. Lekcje odbywają się „ma żywo”, nie ma „stopklatki”, a jak coś powiesz to już powiesz... słuchacze usłyszeli i tego już nie poprawisz...

Myślę że to najrozsądniejsze wyjaśnienie dziwnych słów księdza. Innego lepszego wyjaśnienia nie mam.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Estera w 03 Czerwiec, 2017, 01:09
A czy można dojść do prawdy absolutnej? W mojej ocenie  - nie! Świat jest zbyt mocno skomplikowany.
Nawet z litrem "Finlandii" nie dasz rady  ;D
   Lechiciorku
   No już litr "Finlandii", to przynajmniej uczyni ją trochę bardziej różową.
   A mówią ...
   Co człowiek, to prawda!
   A jeszcze rozróżniają te prawdy.
   Na: prawda, półprawda i g... prawda ...
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Lechita w 03 Czerwiec, 2017, 01:18
Esterko dokładnie tak jak mówisz.
Osobiście podzielam zdanie Kwicoła z "Janosika".
Czyli "świnto prowda, tys prowda, i gówno prodwa"  ;D

A i prawdą jest że po litrze "Finlandii" wchodzi człowiek na wyższy stan świadomości. Choć i wtedy całej prawdy o świecie nie pojmie.
Np. historii o burjackim lamie Itigiełowie - zachęcam do zapoznania się z przypadkiem.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Estera w 03 Czerwiec, 2017, 01:30
Esterko dokładnie tak jak mówisz.
Osobiście podzielam zdanie Kwicoła z "Janosika".
Czyli "świnto prowda, tys prowda, i gówno prodwa"  ;D

A i prawdą jest że po litrze "Finlandii" wchodzi człowiek na wyższy stan świadomości. Choć i wtedy całej prawdy o świecie nie pojmie.
Np. historii o burjackim lamie Itigiełowie - zachęcam do zapoznania się z przypadkiem.
   Powiem szczerze, za historią nie przepadam.
   Ale dobrej wódki, mogłabym trochę wypić, w dobrym towarzystwie.
   Dla poprawienia sobie samopoczucia  ;)

   Sebastianie ...
   Nie masz nam za złe, że tu tak towarzysko sobie gawędzimy, na Twoim wątku?
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Czerwiec, 2017, 01:50
w broszurach otrzymanych od księdza były ciekawe informacje, m.in. o tym że Rutheford mieszkał w pałacu wybudowanym dla postaci ze ST które rzekomo miały zmartwychwstać.

Informacja ta wydała mi się bardzo nieprawdopodobna. Przecież ja osobiście znam ludzi którzy (wbrew twierdzeniom przeciwników o "głoszeniu za dolary") tak naprawdę głoszą bezpłatnie, stają się obiektem różnych nieprzyjemności, nie czerpią korzyści materialnych ze sprawowania funkcji w zborach itd. Brat starszy ma niską emeryturę, nosi się skromnie, chodzi w starych butach mających na oko co najmniej 5 lat nie ma wypłacanej przez zbór pensji a ktoś mi tu chce wcisnąć kit że to wszystko bajer dla naiwnych i to obliczony na zysk? Jakoś w to nie mogę uwierzyć... Tak rozumowałem wtedy trzy dekady temu...

Nie pamiętam czy broszura nie powoływała się na żadne źródła opisując te rewelacje o pałacu książąt czy ja przeoczyłem źródła które autor bądź autorzy zacytowali. W każdym razie moje ówczesne wnioski były bardzo proste i bardzo naiwne: szatan próbuje zniesławiać jedyną prawdziwą religię.

Tym sposobem rozumowania "poradziłem sobie" ze wszystkimi argumentami które były zawarte w publikacjach otrzymanych od księdza.
   Sebastianie ...
   Nie masz nam za złe, że tu tak towarzysko sobie gawędzimy, na Twoim wątku?
absolutnie nie.
Ja w ogóle do nikogo nie mam pretensji.
Bardzo mnie cieszą wszelkie wasze uwagi, także te krytyczne.
W szczególności dotyczy to także Mikołaja oraz Tusia - nawet oni są tutaj potrzebni, bo dzięki temu że formułują pewne wątpliwości wiem że coś może budzić zdziwienie lub niedowierzanie czytelnika. A skoro życzliwie odnoszę się "nawet" do Tusia i do Mikołaja, to sam zdrowy rozsądek wskazuje że TYM BARDZIEJ do Ciebie Estero...

Gdybym nie oczekiwał udziału czytelników w dyskusji to skorzystałbym z innych form prezentacji - np. założyłbym bloga, wyłączył możliwość komentowania, a na forum wrzuciłbym samego linka plus ewentualnie poprosiłbym M o zamknięcie wątku z linkiem. Skoro tego nie zrobiłem (ale zdecydowałem się na normalny otwarty wątek) tzn. że wszyscy goście są mile widziani.


Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Lechita w 03 Czerwiec, 2017, 02:07
Nieodparcie ciśnie mi się ten sam schemat wpadania w sidła WTS-u. Szczegóły się różnią, ale schemat pozostaje ten sam.
To osobliwe, ale właśnie tak to się dzieje. Przynajmniej w wielu przypadkach.

Mam nadzieję Esterko, że kiedyś dane nam będzie wznieść kielichy w toaście ;D

A wracając do tematu lamy Igitiełowa, facet zmarł 80 lat temu a jego ciało nadal utrzymuje pewną formę życia i stałą temperaturę 32 stopnie. Dlatego twierdzę, że nasz świat jest niezwykły , niezbadany i niepojęty!
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Czerwiec, 2017, 02:27
W domu miałem trudności gdyż rodzice uważali że Kiciu mnie demoralizuje i mieli po temu solidne podstawy.

Kradziez przedmiotów wartych więcej niż miesięczna pensja mojego ojca to nie są jakieś drobiazgi, na które można machnąć ręką. Wyżej wspomniałem że za złodziejskie skłonności dostałem od ojca słuszne sprawiedliwe lanie skórzanym pasem na gołe dupsko i do dzisiaj jestem memu tacie wdzięczny że zareagował stanowczo.

Forma (którą można nazwać „przemocą”) jest sprawą drugorzędną, najważniejsze że wówczas dotarło do mnie że moje postępowanie było niewłaściwe i najważniejsze że postanowiłem zaniechać go na całe przyszłe życie.

Pamiętam, że swojej rodzinie tłumaczyłem że patrząc na moje kontakty z Kiciem trzeba dostrzegać i dobro i zło. Kradzież jest złem ale prawda biblijna jest dobrem.

Latem 1987 skończyłem podstawówkę i poszedłem do liceum. Demoralizujący wpływ Kicia ustał, gdyż on wybrał inną szkołę. Jak wspomniałem, Kiciu przestał prowadzić ze mną studium, a trud indoktrynowania mojej osoby przejęli jego rodzice, później ja wolałem żeby studium prowadził Kicia ojciec (wolałem jego ojca niż jego matkę).

Owszem, trzeba przyznać, że pan Wacław zawiódł Jehowę i zbór i samego siebie nie radząc sobie z obowiązkami ojca i głowy rodziny. Ale trzeba także wspomnieć o jego zaletach.

Był to (może raczej powinienem pisać jest – w końcu nic mi nie wiadomo aby umarł) człowiek silnie wierzący i dość dobrze obeznany z Pismem Świętym. Zanim wkroczą tutaj katoliccy apologeci i zaczną pisać, że każdy ŚJ słabo zna Biblię itd. pozwolę sobie doprecyzować co mam na myśli. Pan Wacław wiele lat usługiwał jako nadzorca podróżujący, wiele lat był starszym zboru, bardzo gorliwie głosił i podczas głoszenia często posługiwał się Biblią. Nawet kiedy pojawiały się „kampanie czasopism” itp. Podobne korporacyjne pomysły, Wacław zawsze miał przy sobie egzemplarz Biblii podczas głoszenia. Owszem, czytał na bieżąco wszystkie strażnice ale codziennie czytał także Biblię rozdział za rozdziałem. Wacław wyróżniał się na tle innych świadków Jehowy ponadprzeciętna znajomością Pisma Świętego.

Należy także wspomnieć o jego kulturze osobistej, spokojnym usposobieniu, pogodzie ducha, dobrym humorze. Umiał „wziąć na klatę” niepowodzenia w życiu rodzinnym, nie trzymał się kurczowo „stołka” sam zrezygnował ze stanowiska. To trzeba docenić.

Z cech które należy ocenić bardziej krytycznie, wspomnę że umiał bardzo przekonująco argumentować i stosował proste ale bardzo skuteczne metody manipulacji, ale stosował je z takim wdziękiem, że słuchacz nawet nie widział, jak Wacław owija go sobie dookoła palca.

Przykładowo pytałem Wacława czy to prawda, że jak ktoś zostanie świadkiem Jehowy a później chce od nich odejść to zbór wywiera na niego nacisk i go szantażuje. Wacław odpowiadał „bierz pod uwagę że rodzice kochają cię bo jesteś ich synem i po prostu martwią się o ciebie. To bardzo dobrze o nich świadczy. Ale oni nie znają naszych zasad, nie wiedzą jak działa nasza społeczność. Ktoś im nagadał głupstw.” Ja nie daję za wygraną i próbuję dociekać jak to w końcu jest z tymi naciskami i szantażami. A Wacław z sobie właściwym wdziękiem obraca sprawę w żart. „Sam chciałym dowiedzieć się szczegółów tych zarzutów. To ciekawe, czy ktoś zarzuca nam że my np. jesteśmy terrorystami i jak mafia fizycznie zabijamy wszystkich odchodzących? A może szantarzujemy ich bronią przystawioną do skroni?” Ja śmieję się i mówię „to na pewno są bzdury, bo skoro ŚJ nie biorą broni do ręki to na pewno nie uzywają tejże broni do zabijania ani do straszenia kogoś utratą życia”. A Wacław chwali mnie za „samodzielne wyciąganie wniosków”.

Takimi metodami Wacław odpowiadał na zarzuty i zdobywał moje zaufanie.

Wacław mocno ubolewał nad swoimi niepowodzeniami wychowawczymi i bardzo martwił się tym że jego jedyny syn nie interesuje się "prawdą". Między mną a Wacławem rodziła się więź typu "uczeń-mistrz" nieco przypominająca także relacje syna z ojcem.

Trzeba mu oddać że był niesamowicie gorliwy i gotowy do poświęceń. Przykładowo ja miałem trudności w tym żeby docierać na studium biblijne w tajemnicy przed rodzicami. Byłem zwolniony z WF (z uwagi na niepełnosprawność) a także chodziłem w liceum do grupy podstawowej mającej mniej lekcji języka niemieckiego niż grupa z rozszerzonym niemieckim. Dzięki temu dwa razy w tygodniu miałem nieco czasu aby odbyło się studium w miejscu leżącym blisko liceum. Nie było to jedno pełnogodzinne spotkanie ale dwa półgodzine spotkania o niedogodnej dla Wacława porze. Dwa razy w tygodniu musiał iść ok. 45 minut piechotą na drugi koniec miasta 30 minut studium i 45 minut powrotu. Poświęcał więc łącznie cztery godziny aby móc przez jedną godzinę ze mną studiować, a ponadto te studium rozbijało mu dwa dni w tygodniu. To była jednak jedyna możliwość kontaktu bo tylko dzięki temu mogłem wychodzić do szkoły i wracać ze szkoły w tym samym czasie co niektórzy moi koledzy z klasy. Rodzice i rodzeństwo widzieli że wychodzę do szkoły wtedy kiedy inni uczniowie z mojej klasy i wracam razem z uczniami z mojej klasy i nie domyślali się w jaki sposób udaje mi się potajemnie studiować z Wacławem.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Czerwiec, 2017, 15:08
Zanim poszedłem do liceum, na koniec ósmej klasy ksiądz przygotowywał nas do bierzmowania. Generalnie nikomu nie robił problemów, ale odnośnie mojej osoby miał dylemat, wiedząc że jestem już mocno zindoktrynowany przez świadków Jehowy i że prawdopodobnie nie wierzę w podstawowe dogmaty Kościoła.

Któregoś razu na lekcji religii wyskoczyłem z uwagą że „syn Boży to nie to samo co Bóg”, a wtedy ksiądz zapytał mnie wprost: „Sebastianie czy ty wierzysz że Jezus jest Bogiem Wszechmocnym równym Bogu Ojcu?” a ja odpowiedziałem „oczywiście... że NIE wierzę!” Kolejne pytanie dotyczyło (nie pamiętam dokładnie) albo osobowości Ducha Św. albo pojęcia Trójcy złożonej z trzech Osób Boskich. I znowu padła deklaracja że NIE.

Ksiądz nieco zasmucony wnioskami które mu się nasunęły, mówi: „sytuacja jest jasna, ja nie powinienem dopuścić cię do bierzmowania.” Ja nie komentuję tych słów, więc ksiądz pyta „co sądzisz o mojej decyzji?!” a ja na to „decyzja jest słuszna, mój udział w bierzmowaniu byłby zupełnie bezsensu. Co więcej, bardzo się cieszę że mam problem z głowy”. Księdza nieco to zdziwiło (być może nie był świadomy że dla mnie ewentualny udział w „balwochwalstwie” byłby obciążeniem psychicznym). W każdym razie pod koniec rozmowy uśmiechnięty byłem ja i uśmiechnięty był ksiądz. Każdy z nas rozwiązał „swój problem” związany z moim ewentualnym bierzmowaniem.

Rodzice przyjęli informację bardzo spokojnie. Tato uznał że przecież brak bierzmowania nie utrudnia normalnego życia w społeczeństwie. Jeśli nie będę w przyszłości brał ślubu kościelnego (a najprawdopodobniej nie będę skoro bardziej podoba mi się społeczność świadków Jehowy) to brak bierzmowania nie utrudnia mi normalnego życia. A gdybym kiedyś zakochał się w katoliczce i zmienił zdanie to przecież „to tylko formalność” brak sakramentu można łatwo uzupełnić.

Kolejny raz widzicie że kwestie moich „wybryków” religijnych były w najbliższej rodzinie rozpatrywane nie jako zagrożenie natury religijno-duchowej ale jako problem natury społecznej.

Babcia dostała od ojca odrębne wytłumaczenie wyrażone pojęciami religijnymi. Że nie powinno się profanować sakramentów i że Sebastian „jest młody i głupi i nie wie co traci”, a jak „zmądrzeje” to może kiedyś dobrowolnie przyjmie ten sakrament z wiarą. Babci takie postawienie sprawy wydało się pobożne i uczciwe.

Sumując: do bierzmowania jako nastolatek NIE przystąpiłem.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Czerwiec, 2017, 18:58
czas na małe podsumowanie tego co ze mną działo się gdy kończyłem podstawówkę a zaczynałem naukę w liceum, ale zanim to zrobię, opiszę w jakich warunkach żyliśmy
Albo tylko tak ładnie piszesz o rodzicach albo to na prawdę kochający wartościowi ludzie. Obstawiam to drugie.
do tej pory nie wspomniałem o żadnych problemach w rodzinie, uzupełnię że mój tato (oprócz wielu wspaniałych zalet) miał także jedną okropną wadę: był nałogowym alkoholikiem. Na plus trzeba mu przyznać że kochał mnie moje rodzeństwo i moją mamę, ale tkwił w szponach nałogu.

Nałóg nie wpływał na sposób w jaki tato potraktował moje zainteresowanie społecznością świadków Jehowy, dlatego nie mam odczucia abym cokolwiek przekoloryzował na plus na korzyść ojca lub matki. Decyzje wychowawcze podejmował na trzeźwo, skarcenia za złodziejstwo dokonywał na trzeźwo, na wywiadówki chodził na trzeźwo.

Tato pracował zawodowo (nałóg nie był na tyle silny aby skutkował porzucaniem pracy lub dyscyplinarnym zwolnieniem). Mama także pracowała. Oboje pracowali na pełnych etatach.  W moim domu nie było przemocy, ojciec szanował matkę i był jej wierny. Moi rodzice nie mieli kochanków ani kochanek, kochali siebie nawzajem i kochali swoje dzieci w tym mnie, ich drugiego syna spośród czwórki dzieci. Miałem (i mam) starszego brata młodszego brata i dużo młodszą siostrę.

Mimo że wielu mieszkańców Karpacza dorabiało się nielegalnie pracując na czarno na Zachodzie (głównie w Niemczech Zachodnich) moi rodzice nigdy nie wyjeżdżali za granicę. Nałóg ojca skutkował tym że żyliśmy w biedzie. Ojciec przepijał większą część zarobków i wielokrotnie żyliśmy w szóstkę z jednej pensji mojej mamy która była salową (pozycja zawodowa i społeczna zbliżona do sprzątaczki) i zarabiała ówczesną najniższą pensję plus otrzymywała jakieś niewielkie dodatki socjalne na mnie i na moje rodzeństwo jako na dzieci.

Współczesnej młodzieży XXI wieku należy wyjaśnić że dodatków socjalnych tamtej epoki nie można w żaden sposób porównywać z dzisiejszym 500+, w tamtej epoce dodatki rodzinne były dużo mniejsze od słynnego 500+ które otrzymują dzisiejsze rodziny. To były naprawdę niewielkie sumy, stanowiące ułamek najniższego wynagrodzenia. Dla uproszczenia możecie sobie wyobrazić że było to 100+ na każde dziecko (chodzi mi o to że łączne miesięczne dodatki na wszystkie dzieci odpowiadały mniej więcej tygodniowym zarobkom mojej mamy i nie zmieniały znacząco bardzo trudnej sytuacji materialnej w której żyła cała moja rodzina).

Ja i moje rodzeństwo mieliśmy apetyt jak młode wilki, ale jedliśmy zawsze do syta, gdyż tato przynosił jedzenie z zakładu pracy. Mama praktycznie nie musiała gotować, gdyż tato codziennie przynosił kilka słoików zupy, gotowane ziemniaki, jakieś mięso, surówkę itp., oprócz tego słodycze (w tym rarytas tamtej epoki czekoladowe cukierki pod nazwą "trufle"). Ja chodziłem na zakupy i kupowałem głównie chleb i margarynę (wszystko inne mieliśmy "gratis" z zakładu pracy mego ojca).

Mimo tego że nie wydawaliśmy prawie nic na jedzenie, ani ja ani moje rodzeństwo nie mieliśmy komputerów, zegarków ani nawet rowerów, prawie nigdy i prawie nigdzie nie wyjeżdżaliśmy na wakacje, nie mieliśmy drogich zabawek, nosiliśmy ubrania jeden po drugim.

Nie pamiętam dlaczego ale w tamtych czasach rodzice stosunkowo łatwo kupowali nam ubrania, ale (z jakiś nieznanych mi przyczyn) kupno butów było dla nich dużym problemem, pamiętam że chodziłem w dziurawych butach a jak dziura była wielkości dzisiejszej monety dwuzłotowej lub pięciozłotowej to do buta wkładałem tekturę żeby skarpetka nie dotykała bezpośrednio asfaltu. Do dzisiaj pamiętam że nosiłem w miarę zadbane (w sensie: nie dziurawe) spodnie i niedziurawą kurtkę, ale niestety dziurawe buty.

Tak wyglądała codzienna bieda w której żyliśmy. Z perspektywy trzech dekad oceniam, że ówczesna sytuacja materialna mojej rodziny mogła mieć wpływ na to że obiecywany przez świadków Jehowy ziemski raj mógł być dla mnie ponad standardowo atrakcyjny.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Czerwiec, 2017, 23:53
początkowo rodzice łudzili się że moje zauroczenie świadkami Jehowy jest chwilowe, myśleli także że koniec podstawówki i utrata kontaktu z Kiciem spowodują że zapomnę o ŚJ...

starali się minimalizować złe skutki mego zainteresowania SJ i byli bardzo zadowoleni że nadal dobrze uczę się, byłem czwórkowym uczniem, nie zadawałem się z żadną patologią (poza Kiciem, z którym kontakt mi się urwał) i że nie miałem nałogów, nie byłem depresyjny, ogólnie mogli być ze mnie zadowoleni...

co do niektórych zagrożeń tato domagał się informacji a ja uspokajałem go tak jak umiałem

np. tato pytał "słyszałem że ŚJ lekceważą wykształcenie rzucają szkoły itd." a ja odpowiadałem "ja pójdę do liceum, inni mogą sobie iść do zawodówek a ja z moim zdrowiem i tak muszę pracować za biurkiem, więc nikt mnie nie namówi do rzucenia szkoły, nie jestem idiotą" tato draży temat "ale większość ŚJ to ludzie z niskim wykształceniem" a ja na to: "tato pójdź sobie kiedyś na nabożeństwo majowe do kościoła i policz ilu tam jest magistrów a ile babć które skończyły 4 klasy podstawówki". tato w śmiech ale przyznał mi rację że argument trafny.

innym razem tato mówi że zakocham się i będzie nieszczęście. Ja na to że tam też są dziewczyny niektóre nawet zupełnie ładne i niezamężne "niektóre podobno nawet dziewice" tato pyta czemu mówię że "podobno" a ja na to że "pewność że kobieta była dziewicą to będę mieć w noc po ślubie a wcześniej mogę mieć tylko przypuszczenia". Tato w śmiech. Ja mówię: w końcu obydwaj jesteśmy facetami i jesteś moim tatą to chyba mogę pozwolić sobie na szczerość...

pyta mnie o krew, a ja mu tłumaczę że to problem czysto teoretyczny. Zamiast paczki papierosów i kilograma kaszanki można kupić wysokogatunkową kiełbasę i jeszcze reszta zostanie a jak się ma mało kasy to można kupić chleb ze smalcem. Tata na to żebym nie udawał że nie rozumiem że on nie pytał ogólnie tylko chodziło mu o transfuzję i śmierć. Ja na to że ludzie którzy giną w wypadkach to ułamek procenta całego społeczeństwa poza tym część ludzi którzy nie przyjęli krwi także jakoś przeżyła. A poza tym dobrze tato wiesz że ja i tak nigdy nie będę kierowcą bo mi stan zdrowia nie pozwala więc w moim przypadku prawdopodobieństwo śmierci w wypadku jest kilka razy niższe od przeciętnej. Poza tym "będzie co ma być" jeden nie dba o zdrowie i żyje sto lat a drugi chucha i dmucha a przed osiemnastką bandziory go przypadkowo postrzelą na ulicy albo pośliźnie się w górach i w spadnie w przepaść.

tato pyta mnie o wojsko ja mu na to że mam papiery i mnie nie wezmą - "a jakby była wojna?" a ja na to "tato, jakby była wojna to nawet czysto po ludzku patrząc lepiej jest siedzieć sobie w więzieniu i spacerować w kółeczko niż siedzieć w okopach i słuchać jak koło uszu kule świstają"

tato widział że "nie odpowiadam jak robot" i cieszyło go że jestem normalnym nastolatkiem który zachował zdrowy rozsądek przynajmniej częściowo


Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 04 Czerwiec, 2017, 08:45
tato widział że "nie odpowiadam jak robot" i cieszyło go że jestem normalnym nastolatkiem który zachował zdrowy rozsądek przynajmniej częściowo
Normalnym nastolatkiem to ty  raczej nie byłeś . Biłeś  ich raczej  intelektualnie na łeb.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: listonosz w 04 Czerwiec, 2017, 09:26
Sebastian , zazdroszcze ci troche , ze mogles ze swoim ojcem otwarcie pogadac .
U mnie bylo to niemozliwe . Jak sie moj ojciec dowiedzial , ze zostalem SJ  , to skomentowal krotko: "nakladli mu glupot do glowy " i potem unikal wszelkich rozmow .  I to wyksztalcony czlowiek , mgr.inz. oficer lotnictwa . Smutne i boli do dnia dzisiejszego  :( .
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 04 Czerwiec, 2017, 09:41
jak przedstawiała się twoja obecność na zebraniach? co na to wszystko twoje rodzeństwo i mama? jaki był początek końca? wspomniałeś kiedyś o strażnicy z 99r w której była poruszana kwestia wyborów. pamiętam że mi też laczki spadły jak przeczytałam że jak w którymś kraju są obowiązkowe to można iść. wiem że są obowiązkowe w niektórych kantonach Szwajcarji, czyli w Europie cywilizacji
poszłam z tą strażnicą do rodziców a oni wg tego nie dostrzegli!! ja też nie pomyślałam wtedy źle o niewolniku!
wręcz przeciwnie! ,o robią postęp! luzują krawacik może i na urodziny kiedyś pozwolą
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Czerwiec, 2017, 14:45
odpowiadając na pytanie Trynity muszę znowu cofnąć się do podstawówki

cała rodzina była przeciwna i tato i mama i rodzeństwo i babcia, wszyscy.

Moje pragnienie życia zgodnego z Biblią i załapania się na ziemski raj było jednak silniejsze, ja znajdywałem przeróżne sposoby aby dalej studiować ze świadkami Jehowy.

Jednak praktycznie cały 1987 i 1988 nie chodziłem na zebrania.

W czasie roku szkolnego studiowałem głównie po lekcjach gorzej bywało w ferie i wakacje (później w liceum wykorzystywałem na studiowanie zwolnienie z WF oraz mniejszą ilość godzin języka niemieckiego w szkole)

Aby studiować także w wakacje wykazywałem się specyficzną pomysłowością, Przykładowo wykorzystywałem okoliczność że byłem często wysyłany na zakupy, a była to epoka wielkich nawet kilkugodzinnych kolejek za wszystkim.

Moje rodzeństwo stanowczo odmawiało chodzenia na zakupy szczególnie do sklepu mięsnego a ja wcale im się nie dziwię - żadna przyjemność pójść na zakupy stać trzy albo cztery godziny w kolejce miedzy jakimiś emerytami i nudzić się jak pies uwiązany na łańcuchu.

Poza tym, narastające trudności gospodarcze (i samolubne podejście - każdy myśli o sobie i chce wrócić z czymkolwiek atrakcyjnym do domu) powodowały że kiedyś memu bratu który "zajął sobie kolejkę" i przyszedł później wpierano że "on tu nie stał", a on się rozpłakał i powiedział że nigdy więcej nie będzie stał w kolejce.

Rodzice po 8 godzinach ciężkiej fizycznej pracy także byli zmęczeni.

Dlatego moja postawa akceptująca zakupy była rozwiązaniem problemów zaopatrzeniowych rodziny. A ja godziłem się dlatego żeby móc studiować ze świadkami Jehowy.

Gdy mama prosiła mnie żebym poszedł do mięsnego odpowiadałem że bardzo chętnie ale jutro lub pojutrze bo np. dzisiaj się źle czuję albo jakiś inny wykręt ale dzisiaj mogę iść na krótkie zakupy typu chleb i do chleba. Mama z reguły się zgadzała. Ja szedłem na te krótkie zakupy w trakcie których szedłem poinformować Wacława że jutro o konkretnej godzinie może odbyć się studium po czym wracałem z zakupami do domu. Następnego dnia szedłem do sklepu mięsnego zajmowałem sobie kolejkę potem na studium a po studium wracałem do kolejki, robiłem zakupy i wracałem do domu.

Miałem opracowane wiele niedostrzeganych przez rodzinę szczegółów chodzenia na zakupy.

Pamiętałem w których sklepach spożywczych w centrum są duże kolejki a które małe sklepiki są położone na uboczu i kolejka jest mniejsza. Wiedziałem o której godzinie chleb może być w jeszcze w punkcie X ale już na pewno nie ma go w pkt Y, itd. itp. Wybierałem taką trasę aby konkretni znajomi widzieli mnie jak idę do sklepu X a inni mnie nie widzieli jak idę do Wacława itd. itp. Dzięki temu mogłem niespostrzeżenie wykroić te pół godziny na poinformowanie Wacława.

Jakbym go nie zastał miałem możliwość zostawienia mu informacji pisemnej w drzwiach jego mieszkania, ale nigdy nie podpisywałem się imieniem ale nic nie mówiącą osobą postronnym literą "K" (a dlaczego K? dlatego że nic to nie znaczy więc nie kojarzy się z moją osobą - nie jest to ani imię ani nazwisko ani przezwisko ani ksywa ani nic innego).

Z jakiegoś powodu miałem więcej szczęścia niż moi bracia i prawie nigdy nie traciłem miejsca w kolejce sklepowej. Może osoba która wmówiła memu bratu że tu nie stał miała wyrzuty sumienia (płacz dziecka) a może skrzywdzenie dziecka niepełnosprawnego było większym tabu od skrzywdzenia dziecka zdrowego? Poza tym niektóre znajome emerytki pilnowały mego miejsca w kolejce i czasami ostro reagowały gdy ktoś wpychał się przede mnie.

W każdym razie mechanizm "zajmowania kolejki" jako sposobu organizowania czasu na studium biblijne działał sprawnie i umożliwiał poznawanie "prawdy" także podczas wakacji i ferii szkolnych.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Czerwiec, 2017, 15:54
Normalnym nastolatkiem to ty  raczej nie byłeś . Biłeś  ich raczej  intelektualnie na łeb.
często słyszałem w dzieciństwie i w młodzieńczym wieku takie opinie. Padały nawet określenia geniusz, Einstein, itd. itp.

Obiektywnie trzeba przyznać że pozytywnie wyróżniałem się inteligencją, ale trzeba także uczciwie dodać że nie byłem jednostką wyjątkową ani wybitną. Na pewno nie kwalifikowałem się do żadnej MENSA, itd. itp. Nie byłem piątkowym uczniem ale czwórkowym a gdy wybrałem się na olimpiadę matematyczną zająłem przedostatnie miejsce w województwie. Jak widać głupim nie byłem (skoro w ogóle tam się zakwalifikowałem) ale geniuszem także nie byłem.

Ktoś może zapytać (i wielu już mnie i w necie i w realu pytało) czy ja nie dostrzegałem jak iluzoryczna, jak fikcyjna i bajkowa jest oferta świadków Jehowy. Czy nie miałem wątpliwości.

Najkrócej: miałem wątpliwości ale je stłumiłem
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Czerwiec, 2017, 16:30
Najkrócej: miałem wątpliwości ale je stłumiłem
były to wątpliwości dot. samych podstaw religii chrześcijańskiej i były adresowane nie tylko przeciwko nauczaniu ŚJ ale także przeciwko głównym założeniom chrześcijaństwa.

Nie podobało mi się że Stwórca (jeśli istnieje) dał się szatanowi wpuścić w maliny i dał się podpuścić do pomieszania ludziom języków na wieży Babel.

Teraz do końca świata będziemy mieć problem wiarygodności jakichkolwiek objawień publicznych i prywatnych bo nie ma oryginału świętej księgi spisanego w języku zrozumiałym dla każdego człowieka. Każdy albo prawie każdy musi zaufać tłumaczeniom z hebrajskiego czy greckiego. To nieuczciwe ze strony Boga - uważałem wtedy.

Nie podobało mi się że Stwórca postanowił się objawić w epoce prymitywnej technologicznie, że nie zadbał o żadne stenogramy z przemówień Jezusa, że nie ma dokumentów potwierdzających podstawowe zdarzenia biblijne, że nie ma fotografii z tamtej epoki ani nagrań dźwiękowych. W końcu jeśli jest wszechmocny a ogólnoświatową kampanię głoszenia zaplanował dopiero na XX wiek to mógłby przenieść w czasie jakieś urządzenia techniczne w starożytność nagrać co trzeba, narobić zdjęć itd. a potem dać to naukowcom do odkrycia w czasach końca. Dziwne, taki mądry a o tym nie pomyślał. Ja przeciętny nastolatek umiem takie rzeczy wymyślić i zaplanować a on taki mądry wielki stwórca a nie potrafił? No i ten pomysł z wieża Babel - nic głupszego w historii Stwórca nie mógł zrobić (a zrobił). Brak słów po prostu. Taki genialny debil z tego Stwórcy. Umiał namieszać języki, umiał dać ludziom dar języków w dzień pięćdziesiątnicy a nie umiał zadbać o spisanie Biblii jednocześnie w kilkuset językach? Dekalog mógł wyrzeźbić na kamieniu a całej Biblii w kilkuset językach nie mógł? Przecież jest Bogiem i może robić co chce, więc mógł sobie wygospodarować na tej planecie jakieś góry do rzeźbienia słowa Bożego. Dziwne że tak mądry Bóg o czymś tam prostym nie pomyślał...

Nie podobał mi się szantaż emocjonalny związany z ofiarą za grzechy. Nie pamiętam tego wersetu dokładnie ale św. Paweł pisze że Jezus za nas umarł i my po prostu nie mamy wyjścia, ale musimy być mu za to wdzięczni i mu służyć. (Ktoś kojarzy ten werset i umie go znaleźć to może go wkleić - ja pamiętam tylko ogólny sens ale znaleźć tego wersetu nie potrafię).

Poza tym to nie jest tylko kwestia że Jahwe "ma kaprys" mnie zbawić a ja mam powiedzieć "dziękuję".

Bóg czuje się uprawniony do tego aby wmanewrować moją osobę w jakieś swoje prywatne spory z jakimś Szatanem, ja mam być kukiełką w jego teatrze i grać rolę która została dla mnie napisania bez spytania mnie czy mi to odpowiada. "Daję ci wybór życie albo śmierć" mówi Jahwe. Ale trzeciej opcji (daj mi Boże święty spokój) brakuje. Uważałem że to nieuczciwe.

Owszem, Jehowa wydawał mi się "nieco porządniejszy" od Boga katolików (bo co prawda pozabija niewiernych ale przynajmniej nie będzie się nad nimi znęcał przez całą wieczność) ale jego pomysły na zaprowadzenie na ziemi porządku wydawały mi się mocno niesprawiedliwe.

Dużą nieufność budziły we mnie nawoływania do pokory i nie polegania na własnym rozumie - czy naprawdę Bóg premiuje posłusznych głupków?

Nie podobała mi się "arogancja" którą Jahwe okazuje w księdze Hioba. Jest pytany o sprawiedliwość a odpowiada swoim stworzeniom jak jakiś przedstawiciel najgorszej patologii (na zasadzie: "nie pyskuj gówniarzu, bo ci przyp...olę"). Przecież taki właśnie żenujący poziom mają pseudomądrości o tym że stworzyłem krokodyla a krokodyl jest potężny itd. itp.

Takich i innych wątpliwości miałem naprawdę mnóstwo.

Jak się domyślacie, nic mądrego nie usłyszałem, co mogłoby być rzeczywistą i sensowną odpowiedzią na moje wątpliwości. "Czekaj na Jehowę", "może kiedyś to zrozumiemy", "przed nami tysiąclecie", "może odpowiedź będzie w 'nowych zwojach' które zostaną otwarte po armagedonie" itp. uniki.

Udało mi się jednak "obiektywnie i ściśle naukowo" :) rozstrzygnąć że istnienie kodu DNA dowodzi istnienia Boga Stwórcy. No cóż, może jest dziwakiem ale istnieje. To już coś, potem wszystko "poszło już z górki". Założyłem że Stwórca musi być dużo mądrzejszy ode mnie, więc "być może wie co robi"...

Poza tym tenże "strażnicowy Stwórca" złożył mi już wcześniej "ofertę korupcyjną" :) tzn. przekupił mnie wizją ziemskiego raju.

Sumując: "opłacało mi się" stłumić wszelkie wątpliwości, gdyż nagroda będzie atrakcyjna.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Czerwiec, 2017, 16:50
zupełnie odrębny problem stanowiło cierpienie związane z tym że nikt z mojej rodziny nie interesował się prawdą. Smutny będzie ten ziemski raj, jeśli Jehowa zamorduje moją mamę i mojego tatę, moich braci Andrzeja i Grześka, moją siostrę Magdalenkę i moją babcię Magdę.

Wacław rozumiał powagę sytuacji związaną z tym że ja kocham najbliższą rodzinę i nie bardzo wiedział jak mi pomóc. Kazał mi się modlić o to, aby moja rodzina poznała prawdę. Pocieszał mnie że to dobrzy ludzie i jest bardzo prawdopodobne że Jehowa okaże im łaskę i pozwoli poznać prawdę w przyszłości. Opowiadał mi że wielu dawnych prześladowców później przyłączyło się do świadków Jehowy.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: listonosz w 04 Czerwiec, 2017, 17:25
Cytuj
Nie podobało mi się że Stwórca postanowił się objawić w epoce prymitywnej technologicznie, że nie zadbał o żadne stenogramy z przemówień Jezusa, że nie ma dokumentów potwierdzających podstawowe zdarzenia biblijne, że nie ma fotografii z tamtej epoki ani nagrań dźwiękowych. W końcu jeśli jest wszechmocny a ogólnoświatową kampanię głoszenia zaplanował dopiero na XX wiek to mógłby przenieść w czasie jakieś urządzenia techniczne w starożytność nagrać co trzeba, narobić zdjęć itd. a potem dać to naukowcom do odkrycia w czasach końca. Dziwne, taki mądry a o tym nie pomyślał. Ja przeciętny nastolatek umiem takie rzeczy wymyślić i zaplanować a on taki mądry wielki stwórca a nie potrafił? No i ten pomysł z wieża Babel - nic głupszego w historii Stwórca nie mógł zrobić (a zrobił). Brak słów po prostu. Taki genialny debil z tego Stwórcy. Umiał namieszać języki, umiał dać ludziom dar języków w dzień pięćdziesiątnicy a nie umiał zadbać o spisanie Biblii jednocześnie w kilkuset językach? Dekalog mógł wyrzeźbić na kamieniu a całej Biblii w kilkuset językach nie mógł? Przecież jest Bogiem i może robić co chce, więc mógł sobie wygospodarować na tej planecie jakieś góry do rzeźbienia słowa Bożego. Dziwne że tak mądry Bóg o czymś tam prostym nie pomyślał...

Ciekawe pomysly miales Sebastian ! Przypomina mi to moj pomysl umieszczenia przez Boga , na jakims widocznym miejscu , cos w rodzaju gigantycznego obelisku z niezniszczalnego metalu , na ktorym zapisana bylaby cala Jego wola .
(cos jak z filmu Kubricka  2001 Odyseja Kosmiczna ).
Umiejetnosc odczytania tego tekstu mieliby tylko wybrancy Boga .
O ilez to bardziej pewne niz  biblijne odpisy od odpisow  czy tlumaczenia tlumaczen !

No ale takie myslenie i wymadrzanie sie ,  nie jest u SJ mile widziane . :(
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 04 Czerwiec, 2017, 17:54
Mnie jak rodzica zastanawiało to: dlaczego jak stworzył ludzi i oni zawalil (swoją drogo po co dał im zakaz zjedzenia owocu? ok jest Bogiem i kto mu zabroni) czemu zwyczajnie nam nie wybaczył jako rodzic, przecież myśmy nic nie zrobili?!
kurcze stworzył nas i jeszcze dostajemy bęcki nie za swoje.
jestem matką i nie wyobrażam sobie że mogłabym robić tak swoim dzieciom
tak ich karać za nieposłuszeństwo, albo tolerować żeby mi dziękowali za jedzenie.
ja niechce Go oceniać wole powiedzieć że ja poprostu tego nie rozumiem.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Czerwiec, 2017, 18:42
opiszę szczegół na który mało kto z zainteresowanych zwraca uwagę, a który mocno odcisnął się w mojej pamięci i w znacznym stopniu na długie lata ukształtował obraz Boga w mojej nastoletniej wyobraźni.

byłem niesamowicie zszokowany tym że na studium biblijnym pokazano mi werset będący biblijną podstawą do składania miesięcznych pisemnych raportów z głoszenia.

Apokalipsa 21:2 ("Pomiędzy rynkiem Miasta a rzeką, po obu brzegach, drzewo życia, rodzące dwanaście owoców - wydające swój owoc każdego miesiąca - a liście drzewa [służą] do leczenia narodów.")

ogólnie nie rozumiałem dlaczego apokalipsa jest tak dziwna a jej strażnicowe tłumaczenia jawnie sprzeczne z tekstem biblijnym (np. w Biblii stoi jak byk że nie zmartwychwstał nikt inny z umarłych zanim tysiąc lat się skończył, a w strażnicy wprost przeciwnie ziemski raj i zmartwychwstanie podczas tysiąclecia) ale nie to przykuwało moją uwagę.

Jeśli pokazywano mi w Biblii Ap 21:2 jako biblijne uzasadnienie że trzeba "składać owoc" i to nie raz na rok, nie raz na tydzień, nie raz na kwartał ale akurat raz na miesiąc, tzn. że Bóg jest niesamowicie szczegółowy w tym co sobie zaplanował.

Myślałem sobie że Jehowa ma bardzo szczegółowy plan, przed tysiącami lat już gdy objawia się rodzinie Abrahama potem mojżeszowi itd. aż do apostoła Jana i jego apokalipsy on już wtedy wie że kiedyś tam w XX wieku będzie kampania głoszenia, będzie organizacja świadków Jehowy będa zbory i miesięczne raporty i przezornie wspomina o tym w apokalipsie.

Dziwne to wszystko, ale jeśli Bóg jest wszechmocny i wszystkowiedzący to w sumie czemu nie?!

A może każdy werset jest w Biblii napisany po to aby do czegoś służył? Może stwórca z góry wie, że za kilka tysięcy lat jakiś Mirek odwiedzi jakiegioś Wieśka i odczyta mu konkretny werset przy drzwiach?

Co prawda uczono mnie że nauka o przeznaczeniu jest niebiblijna ale nie widziałem żadnych przeszkód aby wyobrazić sobie że plan który ma stwórca jest wielowariantowy. Jak człowiek podejmie taką decyzję to Bóg wdraża wersję A.00000000001 a jak inną to A.00000000002 itd. Owszem, ludzi są miliardy i każdy z nich podejmuje miliony decyzji ale tak czy inaczej są to wszystko liczby skończone. Nawet jeśli możliwości jest miliardy miliardów i nawet jeśli stukartkowego zeszytu w kratkę braknie aby wypisać wszystkie zera tej wielkiej liczby boskich wariantów które Jahwe sobie zaplanował na samym początku przed stworzeniem świata... to przecież nic nie szkodzi... można założyć że Jahwe jest bardzo mądrym matematykiem i że ogarnia taki wielki wieloszczegółowy plan działania...

Ten wielowariantowy Boski plan wieków to taka moja prywatna sebastianowa mutacja kalwinistycznej nauki o przeznaczeniu.

Świadomość że stwórca „wie co robi” i że stwórca „ma wszystko zaplanowane” napełniała mnie spokojem.

Z drugiej strony niepokoiło mnie sadystyczne wręcz zamiłowanie Jehowy do prześladowań na jego chwałę...

Pamiętam że kiedyś strażnica komentowała słowa napisane przez Pawła do pierwszych chrześcijan że nigdy na człowieka nie przychodzi próba większa niż on może ją znieść. Po pierwsze brzmiało to jak kpina pisać coś takiego do ludzi którzy ryzykowali rozszarpaniem przez lwy w rzymskim cyrku, po drugie wiedziałem że na ludzi spadają w XX wieku nieszczęścia od których ludzie szaleją i tracą rozum.

Wacław nie umiał powiedzieć nic sensownego na moje pytania w tym zakresie... Stwierdził ogólnie że trzeba zaufać Jehowie i nie zamartwiać się przesadnie przyszłością.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Startek w 04 Czerwiec, 2017, 19:13
Ciekawe pomysly miales Sebastian ! Przypomina mi to moj pomysl umieszczenia przez Boga , na jakims widocznym miejscu , cos w rodzaju gigantycznego obelisku z niezniszczalnego metalu , na ktorym zapisana bylaby cala Jego wola .
(cos jak z filmu Kubricka  2001 Odyseja Kosmiczna ).
Umiejetnosc odczytania tego tekstu mieliby tylko wybrancy Boga .
Listonoszu  piszesz o tym obelisku , który mogą odczytać tylko wybrańcy Boga .  Słowa zawarte na kartach Biblii też mają tylko prawo odczytywać i tłumaczyć  wybrańcy , jest nimi siedmiu Chrystusów z USA . Jeśli chodzi o Biblię jest ona bardzo prosto napisana , i nie potrzeba nam żadnych do tego wykładowców .
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Czerwiec, 2017, 20:27
kilka razy wspomniałem o niepełnosprawności i o utykaniu na nogę, wspomniałem że nie mogę prowadzić samochodu ale chyba dotąd nie napisałem wprost że od wczesnego dzieciństwa choruję na epilepsję inaczej nazywaną po polsku padaczką.

oczywiście jest to "pojęcie worek" i oznacza przeróżne stany chorobowe, a ja nie chcę robić wam wykładu z medycyny, gdyż nie jest on potrzebny do zrozumienia mojego opowiadania.

w każdym razie wypróbowano na mnie kilka nowych leków, napisano kilka prac doktorskich i habilitacyjnych na temat mojego zdrowia, "zwiedziłem" także przeróżne kliniki szpitale i ośrodki zdrowia, odbyłem wraz z moją matką dziesiątki podróży koleją po całej Polsce, byłem leczony przez wielu najlepszych lekarzy w Polsce Ludowej, do dzisiaj pamiętam "uroki" podróży koleją w stanie wojennym, wojsko na peronach, pociągi stojące w szczerym polu  po 3-4 godziny bo ktoś przez radiowęzeł podał komunikat że "major X ma się zgłosić do kierownika stacji kolejowej" itd. itp.

Nie bardzo mnie to wtedy jako gówniarza interesowało ale podobno zwykły Kowalski nie mógł bez zezwolenia władz jeździć sobie po Polsce tam gdzie chce, a moja matka miała jakąś specjalna legitymację którą po znajomości załatwiła jej koleżanka mojego ojca będąca dobrą koleżanką sekretarza wojewódzkiego partii pana Stanisława Cioska (późniejszy ambasador Polski w Rosji). Moja mama wielokrotnie pokazywała kolejarzom tę legitymację i zawsze odnosili się do niej z wielkim szacunkiem jakby była jakąś szychą z kierownictwa partii komunistycznej (a w rzeczywistości była najzwyklejszą bezpartyjną sprzątaczką). 

efektem tego wieloletniego leczenia (w latach 1974-1982) jest to że od 11 roku życia a więc od ponad 34 lat nie mam żadnych ataków padaczki, od ponad 34 lat nie tracę przytomności itd.

uprzedzając późniejsze fakty powiem że wojsko polskie mnie nie chciało - na komisji wojskowej pokazałem papiery o padaczce i dostałem kategorię E do książeczki wojskowej, a to oznacza że taki żołnierz jak ja nie jest Polsce potrzebny ani w czasie pokoju ani w czasie wojny.

w kartotece medycznej figuruje słowo "zaleczona", które od całkowitego "wyleczenia" różni się tym że objawy choroby ustały ale nikt (oprócz Jehowy oczywiście :) ) nie wie dlaczego.

oczywiście choroba może w każdym momencie wrócić a aby zmniejszyć prawdopodobieństwo takiego zdarzenia powinienem nie upijać się na umór

nic nie stoi na przeszkodzie abym zwalił łopatą tonę węgla w pochmurny dzień, ale nie mogę  pracować ciężko fizycznie w upalną słoneczną pogodę, bo to także podwyższone ryzyko

mam także zalecane unikać silnych stresów (oczywiście bez przesady, po kłótni z teściową na pewno szlag mnie nie trafi, ale praca korespondenta wojennego w Syrii byłaby niewskazana).

od czasu do czasu zdarza mi się (powiedzmy kilka lub kilkanaście razy w roku) że na chwilę się rozkojarzę, np. podczas rozmowy nie usłyszę czyjegoś pytania i trzeba je powtórzyć. W pracy biurowej to kompletnie nie przeszkadza, ale wolę nie być kierowcą (i nigdy w życiu nie starałem się nawet o prawo jazdy) gdyż 2-3 sekundy rozkojarzenia na drodze mogą skończyć się moją albo czyjąś śmiercią, wolę nie ryzykować.

oprócz tego utykam na lewą nogę, ale bez trudu przemieszczam się, bez trudu robię zakupy, bez trudu wchodzę po schodach, na co dzień nie odczuwam swej niepełnosprawności jako czegoś uciążliwego.

gdy zacząłem interesować się "prawdą" miałem zaleczoną padaczkę i nie chodziłem na WF bo byłem z niego zwolniony, ale nie różniłem się zbyt wiele od w pełni zdrowych dzieci.

skutek uboczny chorób których opisałem był taki że rodzice obchodzili się ze mną delikatnie jak z jajkiem. Owszem, trochę pokrzyczeli że nie podoba im się że studiuję ze świadkami Jehowy ale woleli "nie obarczać mnie dużym stresem" żeby choroba epilepsja nie wróciła i żeby ich wieloletni trud włożony w leczenie mojej osoby nie poszedł na marne.

A ja to wręcz cynicznie wykorzystywałem do swoich "teokratycznych" celów.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: listonosz w 04 Czerwiec, 2017, 21:27
Listonoszu  piszesz o tym obelisku , który mogą odczytać tylko wybrańcy Boga .  Słowa zawarte na kartach Biblii też mają tylko prawo odczytywać i tłumaczyć  wybrańcy , jest nimi siedmiu Chrystusów z USA . Jeśli chodzi o Biblię jest ona bardzo prosto napisana , i nie potrzeba nam żadnych do tego wykładowców .

Startek , to byla tylko taka sznaps-idea rodem z kiepskiego Sf .  Nigdy nie bralem tego powaznie . Myslalem tylko  w moich swiadkowskich poczatkach , jak ominac problemy  z brakiem dostepu do oryginalow Biblii i  problemy z tlumaczeniem na inne jezyki . Dlatego , podobnie jak Sebastianowi , przychodzily mi takie dziwne pomysly do glowy .
Czy Biblia jest prosta  do zrozumienia , to juz osobny temat , niejednokrotnie na forum dyskutowany . Pzdr.

Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Czerwiec, 2017, 21:38
A ja to wręcz cynicznie wykorzystywałem do swoich "teokratycznych" celów.
mama nie umiała "obsługiwać" paska do spodni, żeby nas (mnie lub rodzeństwo) "profesjonalnie" zbić tym paskiem.

Wiadomo że bicie w taki sposób aby metalowa sprzączka uderzała w moje ciało byłoby zbyt okrutne ale mogła przecież schować sprzączkę w dłoni a mnie uderzać skórzaną częścią paska. A ona jakoś tak niezdarnie brała ten pasek do ręki że ja obrywałem po tyłku paskiem a ona obreywała tą sprzączką i po każdym laniu ja nie miałem żadnych śladów na ciele a ona była na własne życzenie posiniaczona. Te razy sprzączką które sama sobie zadawała powodowały że nigdy nie wytrzymywała więcej niż pięć uderzeń.

Każde lanie ze strony matki było czymś tak absurdalnym że wtedy chciało mi się śmiać (a i dzisiaj uśmiecham się gdy to sobie przypomnę). Dobra kobieta nie chciała mnie skrzywdzić ale naprawdę dziwne że nie umiała zadbać o tak proste i oczywiste szczegóły podczas karcenia.

tato pasa używał bardziej "fachowo" ale bardzo bardzo rzadko (w mojej pamięci utkwiło jedno wielkie lanie za kradzież do której Kiciu mnie namówił i kilka mniejszych nie pamiętam dokładnie za co). O wiele częściej jednak tato próbował rozmawiać ze mną i niekiedy denerował się gdy widział że jego starania trafiają w próżnię.

zdenerwowany mówi do mnie że mnie "zabije" a ja mu się śmiałem prosto w oczy i mówiłem "bardzo mi przykro ale jesteś w tym zakresie kompletnie niewiarygodny, masz za dobre serce"...

kiedyś mnie uderzył w twarz i rozciął mi wargę. Rodzina szybko zrobiła mi opatrunek a tato chodził po mieszkaniu zmasakrowany wyrzutami sumienia i dyskretnie zaglądał aby zobaczyć czy konieczna będzie interwencja lekarza (np. czy nie dostałem ataku padaczki)

pamiętam do dzisiaj jakim królem i zwycięzcą czułem się leżąc na tapczanie z rozwaloną wargą. Jehowa się cieszy, aniołowie biją mi brawo, a ojciec "ma za swoje" i zżerają go wyrzuty sumienia. Nie trzeba policji, ojciec sam siebie okłada wyrzutami sumienia bardziej niż najbardziej nadgorliwy policjant mógłby to zrobić pałką.

opowiedziałem o wszystkim Wacławowi. Trzeba mu policzyć na plus że starał się jednocześnie dbać abym ja "opowiadał się po stronie prawdy" a jednocześnie zachowywał silną więź emocjonalną z rodzicami. Wacław mi tłumaczył że "rodzice nie wiedzą co czynią" i że na pewno mocno mnie kochają, że powinienem także ich kochać i że powinienem modlić się za swoich rodziców aby kiedyś poznali prawdę.

Wacław miał rację - moi rodzice naprawdę mnie kochali i mimo że długie miesiące i długie lata nie pochwalali mojego zainteresowania "prawdą biblijną" szybko zaprzestali bicia które było nieskuteczne (a także było obarczone ryzykiem że powróci padaczka).

Po pewnym czasie ich sprzeciw był coraz mniejszy i mniejszy.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Czerwiec, 2017, 22:59
Po pewnym czasie ich sprzeciw był coraz mniejszy i mniejszy.
z końcem ósmej klasy przestałem uczęśzczać na lekcje religii a w liceum porozmawiałem z panią dyrektor i ona (nie żądając żadnego świstka od moich rodziców) zdecydowała że mogę nie chodzić na lekcje religii.

Studium odbywało sie potajemnie (wspominałem już o mniejszej liczbie godzin niemieckiego i o zwolnieniu z WF) ale na zebrania nie chodziłem bo nie miałem możliwości

wielka zmiana nastąpiła z początkiem 1989 gdy ja byłem w połowie drugiej klasy liceum.

podsłuchałem sylwestrową sprzeczkę rodziców (matka zarzucała ojcu za małe zaangażowanie w wychowanie wspólnych dzieci) i bardzo ciekawą wymianę zdań na mój temat. Matka uważała że ponieważ nie sprawiam trudności wychowawczych a ze świadków Jehowy i tak nie zrezygnuję i ona to już wie - więc zaproponowała mężowi czyli mojemu ojcu że oficjalnie mi pozwolą na kontakty ze świadkami Jehowy.

Od tej pory mogłem oficjalnie chodzić na zebrania i oficjalnie studiować a nawet oficjalnie głosić (zawarłem jednak z rodzicami kompromis że ani Karpacz ani sąsiednie wioski Ścięgny i Miłków nie wchodzą w grę - musiałem jeździć na głoszenie do sąsiednich Kowar i tam miałem swoje tereny osobiste).

Oczywiście warunkiem było że nie mogę opuścić się w nauce z czego wywiązywałem się bardzo sumiennie. Uczyłem się dobrze chodziłem na wszystkie zebrania a na głoszenie poświęcałem soboty i niedziele.

Ta zmiana z początku 1989 wydawała mi się wówczas odpowiedzią na moje modlitwy a nawet współczesnym cudem nie mniej dziwnym niż chodzenie po wodzie czy uciszenie jeziora przez Jezusa w I w. n.e.

W poczuciu że dzieje się coś niezwykłego utwierdzały mnie także epokowe zmiany na ówczesnej scenie politycznej (w skrócie: waliła się komuna a mnie się wydawało że cały stary szatański świat chyli się ku nieuchronnemu upadkowi a armagedon będzie za kilka miesięcy).
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Czerwiec, 2017, 23:53
dzisiaj można się z tego śmiać ale wtedy w 1989 nie tylko świadkowie Jehowy byli zszokowani zmianami które w Polsce zachodziły.

Publicystyka świecka używała słowa "cud" w znaczeniu potocznym (coś czego się nie spodziewaliśmy) a ja i bracia ze zboru odczytywaliśmy to dosłownie. Na naszych oczach spełniają się proroctwa a armagedon będzie "już za chwileczkę już za momencik" :)

Dziennikarze w mediach ogólnopolskich panikują, nie dowierzając że przemiany w Polsce skończą się bezkrwawo i ZSRR nie zainterweniuje zbrojnie, ale mówią to nie wprost, słychać jednak klimat zagrożenia i niepewności. Ten medialny klimat niepokoju udziela się zwykłym mieszkańcom mojej okolicy. Od czasu do czasu słyszę mrożące krew w żyłach nibyżarciki w stylu "przemarsz wojska przez Kowary wydaje się mało prawdopodobny bo to małe miasteczko i nie ma znaczenia strategicznego" albo "Jelenia Góra nazywana jest Czerwoną Górą, tutaj raczej do rozlewu krwi nie dojdzie ale we Wrocławiu nie wiadomo"...

mimo że to strasznie wielki grzech interesować się polityką ja interesuję się nią tak samo gorliwie jak "prawdą biblijną" a w moim zborze takich "grzeszników jest jeszcze kilku. Oczywiście nikt z nas nie jest politologiem a tym bardziej nie ma dostępu do niejawnych informacji z Kremla więc te nasze "politykowanie" jest żałośnie nieprofesjonalne, ale podsyca stan niepewności i ciągłego zagrożenia oraz poczucie że żyjemy w niezwykłych czasach

z perspektywy lat wiemy że różne niezwykłe kampanie z niesamowicie ważnym orędziem zawartym w jakimś konkretnym traktaciku czy w jakiejś konkretnej innej publikacji są stałym elementem zarządzania organizacją świadków Jehowy przez ich centralę za oceanem. Ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałem.

dzisiaj śmiech mnie ogarnia jak sobie przypomnę kampanię rozpowszechniania czterech strażnic dot. Babilonu Wielkiego - ale wtedy niektórzy bracia ze zboru wyobrażali sobie że "zdemaskowanie religii fałszywej" oznacza że za kilka miesięcy albo za kilka tygodni może rozpocząć się wielki ucisk.

słyszałem że armagedon przeżyją tylko osoby ochrzczone i miałem zaplanowany chrzest na początek sierpnia 1989 w Chorzowie ale martwiłem się co to będzie jeśli wielki ucisk rozpocznie się wcześniej np. w czerwcu lub w lipcu.

Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 05 Czerwiec, 2017, 13:20
Ponieważ poruszyłem tematykę regionalną
Od czasu do czasu słyszę mrożące krew w żyłach nibyżarciki w stylu "przemarsz wojska przez Kowary wydaje się mało prawdopodobny bo to małe miasteczko i nie ma znaczenia strategicznego" albo "Jelenia Góra nazywana jest Czerwoną Górą, tutaj raczej do rozlewu krwi nie dojdzie ale we Wrocławiu nie wiadomo"...
chcę pewne sprawy doprecyzować. Owszem, wspomniałem że
Dziennikarze w mediach ogólnopolskich panikują, nie dowierzając że przemiany w Polsce skończą się bezkrwawo i ZSRR nie zainterweniuje zbrojnie, ale mówią to nie wprost, słychać jednak klimat zagrożenia i niepewności.
informacja ta może być jednak nie w pełni zrozumiała dla osób spoza terenów między Nysą Kłodzką a Nysą Łużycką.

Kto ma ochotę na nieco historii może zapoznać się z następującymi linkami:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Polsko-niemiecki_traktat_graniczny (https://pl.wikipedia.org/wiki/Polsko-niemiecki_traktat_graniczny)
http://eloblog.pl/film-o-historii-zachodniej-granicy-polski/ (http://eloblog.pl/film-o-historii-zachodniej-granicy-polski/)
http://eloblog.pl/wp-content/uploads/2015/05/mapa-nysa-i-odra.jpg (http://eloblog.pl/wp-content/uploads/2015/05/mapa-nysa-i-odra.jpg)

Wiele osób twierdziło że wcale nie jest jasne, czy granica będzie w przyszłości położona na Nysie Łużyckiej czy może na Nysie Kłodzkiej. I ta niepewność była przedmiotem różnych plotek i spekulacji.

Oczywiście NIE twierdzę że zagrożenie wojną albo niepokój o zmianę granic były jakoś mocno wyakcentowane w mediach ogólnopolskich (bo nie były i to jest poza wszelką dyskusją) chodzi mi jedynie o to że tematyka niepewności granic (i niepewności czy ewentualna zmiana granicy dokona się pokojowo czy zbrojnie) była dla mieszkańców moich okolic o wiele bardziej istotna niż dla mieszkańców innych terenów Polski.

a do tego jeszcze dołóżcie typowo sekciarską skłonność do panikowania i do "robienia z igły widły" i do wyolbrzymiania rzeczywistych i urojonych zagrożeń...

i wtedy zrozumiecie co działo się w głowach niektórych braci i sióstr z mojego zboru.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 05 Czerwiec, 2017, 22:51
dodatkowo, trzeba wspomnieć o jeszcze jednej sprawie, która dzisiaj może wydawać się dziwna a wtedy miała znaczący wpływ na dzieło głoszenia. Wówczas rozpowszechnialiśmy bardzo dużo czasopism, ale zdecydowana większość czytelników była w ogóle nie zainteresowana orędziem które głosiliśmy.

po prostu, mieliśmy ładne kolorowe czasopisma a na rynku była nisza. Zachodnie koncerny jeszcze nie zaczęły drukować "prasy polskojęzycznej dla przygłupów" (takiej jak znane obecnie "Chwila dla Ciebie", "Klaudia", "Pani Domu", "Naj", itp.) a istniał na nią obiektywny popyt.

druga przyczyna wysokiego rozpowszechnienia czasopism to "wycinanki". Nasze czasopisma (szczególnie "PSie") nadawały się do "wzbogacania" gazetek szkolnych różnymi kolorowymi obrazkami. Na pocięcie brali je i uczniowie i nauczyciele.

trzecia przyczyna to specyficzna grupa starych czerwonych pająków która nie zamierzała w nic wierzyć ale szukała wszelkich ataków na kościół katolicki (nie było jeszcze ani gazety "Nie" ani tym bardziej "Faktów i Mitów" a nasze czasopisma pełniły podobną funkcję "uspakajacza sumień dla czerwonych emerytów")

czwarta przyczyna to zainteresowanie czytelników tematyką ogólnoprzyrodniczą (nie było jeszcze na rynku ani Rigest Digest ani National Geografic i nasze czasopisma je zastępowały)

dopiero na piątym miejscu można wymienić zainteresowanie religią świadków Jehowy jako (rzekomą) prawdą doktrynalną albo jako społeczno-towarzyską alternatywą dla katolicyzmu.

znaczna część naszego wysiłku kolporterskiego "szła na marne" w tym sensie że nie miała nic wspólnego z zainteresowaniem czytelnika ofertą religijną
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: HARNAŚ w 06 Czerwiec, 2017, 06:52

znaczna część naszego wysiłku kolporterskiego "szła na marne" w tym sensie że nie miała nic wspólnego z zainteresowaniem czytelnika ofertą religijną
Para nie zupełnie szła w gwizdek , bo jednak przyrost mas z ulicy był nieporównanie większy niż obecnie pomimo , pomimo , że teraz gdy ktoś przyjmuje literaturę to robi to najczęściej  świadomie , zdając sobie sprawę z treści , bo ładna szata graficzna już nie przykuwa tak jak kiedyś , a nawet straciły ilustracje na atrakcyjności
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 06 Czerwiec, 2017, 09:28
Para nie zupełnie szła w gwizdek ,
nie mówię że zupełnie ale że w znacznej części. Wg moich obserwacji w 1989 roku na 5 rozpowszechnionych czasopism 1 wynikało z zainteresowania słuchacza religią a w 2000 roku co najmniej 4 z 5.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 06 Czerwiec, 2017, 11:25
opisując mój ówczesny stan świadomości (pierwsze półrocze 1989) należy powiedzieć że cechowała mnie silna wiara w nauczanie strażnicy i brak wątpliwości w wierze.

wszystko było jasne jak słońce

pamiętałem moje wcześniejsze rozmowy z księdzem i wyciągałem z nich (przyznaję: błędny) wniosek jakobym "jednoznacznie rozstrzygnął" że katolicyzm nie ma racji.

przypomnę raz jeszcze: dwa lub trzy lata wcześniej Ksiądz dał mi książkę "o dekalogu" ale nie omawiającą "usunięcia drugiego przykazania", ja ją przeczytałem oddałem mu i słowem nie zająknąłem się że potrzebuję dalszej argumentacji. Oparłem się na moich domniemaniach że ksiądz nie umie dyskutować albo nie chce dyskutować czyli ksiądz nie ma racji czyli cały katolicyzm nie ma racji. Bardzo krucha podstawa do jakichkolwiek wniosków. Ale ja wtedy błędnie uważałem że "obiektywnie przekonałem się że kościół katolicki nie ma nic na swoją obronę"

opisując fakty trzeba powiedzieć jasno że tkwiłem w błędzie, a opisując moją ówczesną świadomość należy wskazać że byłem pewny tego że w tymże błędzie nie tkwię.

argumenty natury społecznej (np. że ŚJ są sektą) były mi obojętne. Co więcej, zakładałem że skoro cały świat jest rządzony przez szatana to zdrowy rozsądek wskazuje że religia prawdziwa po prostu musi być sektą (i cechy sekciarskie są dowodem na jej prawdziwość).

do tego armagedon stał u drzwi i trzeba było "głosić a nie filozofować"
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 08 Czerwiec, 2017, 17:09
bardzo miło wspominam grupę młodych pionierów w Kowarach z którymi wówczas współpracowałem. Nie reprezentowali żadnej patologii, nie mieli żadnych nałogów, nie prowadzili podwójnego życia, byli nieobłudni, a dla mnie byli wzorem bezinteresownego zaangażowania w głoszenie ewangelii. Oni na długie lata ukształtowali we mnie pozytywny obraz organizacji świadków Jehowy.

Niestety (a patrząc z dzisiejszej perspektywy: na szczęście) mimo mojego wielkiego zaangażowania nikogo nie udało mi się wciągnąć do społeczności świadków Jehowy.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: dziewiatka w 08 Czerwiec, 2017, 21:55
Sebastian masz szczęście,że ksiądz próbował z tobą rozmawiać .W moim przypadku rozmowa była krótka ,już niedługo tacy jak ja będą po czterech wisieć na latarniach.Powiedział to do mnie ksiądz ,który kilka tygodni później prysną z kochanką i kasą kościoła do Niemiec.Dla mnie to o czym piszesz to takie inne poznawanie prawdy inna perspektywa ja byłem o 10 lat starszy gdy zacząłem studiować ''prawdę'' ,awersja do kościoła spowodowała,że chłonąłem nauki Ś J jak gąbka ,bardziej byłem skupiony nad umiejętnością wyjaśniania poszczególnych doktryn niż nad ich prawdziwością.Pamiętam tą pewność ,że znalazłem religię prawdziwą,wszystko mnie o tym utwierdzało;wiadomości w dzienniku TV,złe traktowanie podczas służby lub takie które można byłoby zakwalifikować do cudów i kierownictwa aniołów.Wychodziłem na ulicę i widziałem ludzi którzy zginą w armagedonie a ja mogę im pomóc .Choć jestem dzisiaj na peryferiach i czuję odrazę do CK to miło wspominam 30 lat w organizacji.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 09 Czerwiec, 2017, 10:31
W moim przypadku rozmowa była krótka, już niedługo tacy jak ja będą po czterech wisieć na latarniach. Powiedział to do mnie ksiądz, który kilka tygodni później prysną z kochanką i kasą kościoła do Niemiec (...) awersja do kościoła spowodowała,że chłonąłem nauki ŚJ jak gąbka, bardziej byłem skupiony nad umiejętnością wyjaśniania poszczególnych doktryn niż nad ich prawdziwością
z tego co piszesz wynika, że jak ktoś ma "predyspozycje" aby trafić do ŚJ to trafi tam niezależnie od tego co zrobiłby ksiądz.

w twoim wypadku "osobnik pełniący funkcję księdza" nie chciał w ogóle rozmawiać i wykazywał słowną agresję

w moim przypadku ksiądz chciał rozmawiać a ja nie skorzystałem w pełni z możliwości które miałem do dyspozycji

i w ten sposób obydwaj trafiliśmy do ŚJ
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 09 Czerwiec, 2017, 14:46
pamiętam pytania do chrztu poszły mi zupełnie gładko, chociaż nieco zdziwiło mnie że brat który omawiał je ze mną zupełnie pominął tematykę dotyczącą seksu (byłoby to zrozumiałe przy omawianiu tego materiału z dziewięciolatkiem, ale ja miałem ponad 17 lat i dobrze rozumiałem czym jest seks)

dnia 5 sierpnia 1989 zostałem ochrzczony przez pełne zanurzenie w wodzie na stadionie w Chorzowie; prawie cały kongres spędziłem na sektorze dla braci z Ukrainy i Rosji.

Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 09 Czerwiec, 2017, 15:51
mój brat też wtedy się kąpał
pierwszy kongres z plakietkami

ja miała raz pytania z żoną starszego bo jemu coś wypadło i nie mógł
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Moyses w 09 Czerwiec, 2017, 18:32

pierwszy kongres z plakietkami

Masz na myśli '89, o którym pisał Sebastian? To był 5 z rzędu kongres z plakietkami na legalu i 'enty' z plakietkami w ogóle.
Chyba, że chodziło Tobie o Twój pierwszy z plakietkami.
Sorry, ale ja dziś jakiś czepialski jestem ;)
Rozumiem, po tylu latkach pamięć już nie ta :)
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 10 Czerwiec, 2017, 15:39
krótko przed maturą (1991 rok, ja miałem wtedy 19 lat) nic nie mówiąc rodzicom, zacząłem (wbrew wcześniejszej umowie) głosić na terenie Karpacza. Dziwiło mnie, że w domu nie ma z tego powodu żadnej awantury (i że nikt ze znajomych o tym nie mówi moim rodzicom).

przypuszczam że ponieważ od kilku lat nie kryłem się z tym że nie chodzę do kościoła i że od kilku lat utożsamiam się ze świadkami Jehowy więc ludzie z mojego miasteczka po prostu nie widzieli w tym absolutnie nic dziwnego, a znajomi moich rodziców nie opowiadali im rewelacji o której (jak zakładali) rodzice i tak od kilku lat wiedzą.

Bojąc się że ewentualne kłótnie o to że głoszę w Karpaczu niekorzystnie odbiją się na mojej maturze wiosną (może marzec może kwiecień) wziąłem jako teren osobisty moją własną ulicę (na której stoi dom w którym mieszkają moi rodzice) gdyż chciałem tę wielką kłótnię mieć za sobą najpóźniej do końca kwietnia (a w maju mieć spokój na maturę)

okazało się że nawet głoszenie naszym sąsiadom także nic nie zmieniło.
Po prostu wszyscy przyjęli to spokojnie.

Na czas matury matka zabroniła całej rodzinie robienia mi jakichkolwiek przykrości, rodzeństwo nawet kpiło sobie że jestem pod ochroną jak jakiś rzadki gatunek małpy czy coś w tym stylu.

Egzamin maturalny poszedł mi znakomicie, w czerwcu 1991 uzyskałem świadectwo maturalne ze średnią 5.0

Niestety, tuż po ukończeniu szkoły nie uzyskałem zasiłku dla bezrobotnych ani nie znalazłem żadnej pracy. Rodzice cały czas pracowali w tych samych zakładach pracy co za komuny i po prostu zwyczajnie po ludzku nie rozumieli że istnieje takie zjawisko jak bezrobocie (powoływali się na własne subiektywne doświadczenie życiowe z epoki socjalistycznej, która dopiero co się skończyła i wpierali mi że w Polsce praca jest dla każdego kto chce pracować)

Ponadto rodzice mieli wykształcenie zawodowe i być może dlatego nie dopuszczali do siebie świadomości że ja (po ukończeniu liceum) nie mam żadnego konkretnego zawodu a do tego powtarzali pseudomądrości w stylu "jakbyś chciał to byś robotę znalazł a po prostu się lenisz" a nawet wiązali to rzekome "lenistwo" z religią ŚJ. Wywoływało to codzienne niesamowicie uciążliwe awantury, wypominanie mi że jestem "nierobem", którego oni utrzymują itd. Atmosfera w domu stała się nie do wytrzymania więc każdą wolną chwilę poświęcałem na głoszenie, co jeszcze poglębiało ich przekonanie o moim rzekomym "nieróbstwie" i jeszcze zaogniało sytuację w domu, ale ja miałem do tego dystans.

To wszystko przecież jest chwilowe, już za chwileczkę już za momencik będzie armagedon.

złożyłem (na wszelki wypadek) wniosek do burmistrza o zameldowanie mnie w mieszkaniu mojej babci, a burmistrz podanie odrzucił, od czego odwołałem się. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu odwołanie zostało rozpatrzone pozytywnie i zostałem wmeldowany do mieszkania komunalnego mojej babci, mieszkającej w tym samym budynku co rodzice (Rodzice mieszkali na parterze a babcia na piętrze). Wówczas uznałem to za wielkie błogosławieństwo ze strony Boga Jehowy, błogosławieństwo którego zupełnie się wówczas nie spodziewałem. 

Spałem u babci (która o dziwo była o wiele bardziej wyrozumiała i dla mojego głoszenia i dla mojego pozostawania bez pracy) całe dnie głosiłem a u rodziców pojawiałem się jedynie na obiad który bez słowa zjadałem po wysłuchaniu marudzenia jakim to jestem rzekomo wielkim darmozjadem po czym szedłem do mieszkania babci u której miałem święty spokój.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 13 Czerwiec, 2017, 13:37
Witam Ciebie Sebastianie - a chciałbyś wrócić do zboru (ogólnoświatowego braci i sióstr) i znowu żyć w "raju duchowym" ? - chcesz to odpisz - nie chcesz - to nie odpisuj (na moje pytanie) .Pozdrawiam  :)
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Trinity w 15 Czerwiec, 2017, 22:17


w 85 były pierwsze plakietki
Lud miłujący prawość
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Startek w 15 Czerwiec, 2017, 23:39
pamiętam pytania do chrztu poszły mi zupełnie gładko, chociaż nieco zdziwiło mnie że brat który omawiał je ze mną zupełnie pominął tematykę dotyczącą seksu (byłoby to zrozumiałe przy omawianiu tego materiału z dziewięciolatkiem, ale ja miałem ponad 17 lat i dobrze rozumiałem czym jest seks)

dnia 5 sierpnia 1989 zostałem ochrzczony przez pełne zanurzenie w wodzie na stadionie w Chorzowie; prawie cały kongres spędziłem na sektorze dla braci z Ukrainy i Rosji.
Byłem na tym kongresie  .  Dwa lata później po kongresie był koncert ACDC to dopiero była uczta duchowa , w noc przed kongresem Jehowa zerwał transparent reklamujący tą kapele . Rocznik świadków opisywał jak to Jehowa zadziałał w sprawie tego transparentu .
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 23 Czerwiec, 2017, 11:14
Witam Ciebie Sebastianie - a chciałbyś wrócić do zboru (ogólnoświatowego braci i sióstr) i znowu żyć w "raju duchowym" ? - chcesz to odpisz - nie chcesz - to nie odpisuj (na moje pytanie) .Pozdrawiam  :)
odpowiem: nie chcę, gdyż wyżej cenię sobie wolność.

do opisywania wspomnień powrócę za kilkanaście dni
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Roszada w 23 Czerwiec, 2017, 11:20
A gdzie pan był, jak pana nie było. :)
Trza powymyślać nowe wspomnienia rozumiem. ;D
Dlatego trzeba czasu. ;)
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 25 Czerwiec, 2017, 00:19
w następnym poście pouzupełniam wspomnienia z liceum bo pominąłem parę istotnych kwestii

a dzisiaj tylko odniosę się do niektórych wypowiedzi userów
jego utykanie nie tylko nie przeszkadza ale uważam że w tym cały jego urok! i pewnie tak samo ma Twoje Bóstwo ups czy wyprzedziłam fakty? ;) nie gniewasz się?
faktycznie nieco uprzedziłaś fakty (bo zanim wspomnę że poznałem Beatkę to muszę opisać jeszcze kilkanaście lat wcześniejszego życia), ale uprzedzając fakty powiem, że jeśli chodzi o Beatkę, to co prawda nie była zachwycona moim wyglądem dla niej od początku liczyło się co innego niż wygląd.

dzisiejsza młodzież powiedziałaby że to był klasyczny podryw "na Einsteina" ;) tzn. zaimponowałem jej swoją wiedzą i inteligencją i odwagą w radzeniu sobie z różnymi przeciwnościami (nie tylko w urzędach, ale przede wszystkim radzeniem sobie ze sprzeciwem jej mamy czyli mojej przyszłej teściowej)

jak już wspominam moją teściową - to Bóg (o ile istnieje) niech ma w swej opiece i niech obdarzy długim życiem i dobrym zdrowiem tę wspaniałą kobietę (której zawdzięczam przede wszystkim to że skutecznie odstraszyła wszystkich moich poprzedników dzięki czemu Beatka w dniu naszego poznania się była nadal panną) gdyby nie moja wspaniała teściowa to ktoś mógłby mnie ubiec :)


Trza powymyślać nowe wspomnienia rozumiem. ;D
zazdroszczę ludziom którzy (1) mają zawsze dużo czasu na opisywanie wspomnień i (2) mają cyfrową doskonałą pamięć która nie zaciera się mimo lat... (3) umieją wszystko opowiedzieć w porządku doskonale chronologicznym (4) nigdy nie mają dylematów co można opisać a co spośród wspomnień dotyczących innych osób jest zbyt prywatne

Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 02 Sierpień, 2017, 15:12
zawaliłem nieco terminy (już dawno miałem opisać dalszą część) ale już jestem

w okresie licealnym nie miałem większych wahań w wierze, przekonany byłem że nauczanie ŚJ jest prawdziwe, a świat wkrótce się skończy. Po cichu liczyłem na to że moja rodzina pozna prawdę tuż przed wielkim uciskiem. Krążąca po zborze tradycja ustna mówiła że gdy niszczony będzie babilon wielki do prawdy napłyną dziesiątki milionów ludzi na świecie a setki tysięcy w samej Polsce. No i wtedy ludzie będą mieli "dowody" że strażnica uczy prawdy (skoro zapowiadała upadek babilonu i tenże babilon faktycznie upadnie).

uczyłem się dobrze, a raczej zbierałem dobre stopnie nie poświęcając zbyt wiele czasu na naukę (uważnie słuchałem na lekcjach i miałem fenomenalną pamięć, to wystarczało na czwórki) a oprócz tego chodziłem na wszystkie zebrania a w weekendy głosiłem w pobliskich Kowarach (sąsiednie miasteczko) co zmieniłem dopiero kilka miesięcy przed maturą.

po chrzcie widziałem normalne niepolukrowane życie w zborze, ale nie gorszyłem się ludzką niedoskonałością. Po prawdzie jakiś wielkich skandali w moim zborze nie było (a nawet jakby były to ja nie jestem plotkarzem aby się nimi zajmować).

ludzie obojętni, nikogo nie wciągnąłem do sekty.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Sierpień, 2017, 17:32
w tamtym czasie prżeżyłem pierwsze miłości w obrębie zboru, ale nie czuję się uprawniony o nich opowiadać bo nie wiem czy obiekty moich uczuć nie miałyby czegoś przeciwko

ogólnie powiem, że żyłem sobie w miarę normalnie, miałem swój świat swoich znajomych ze zboru nadzieję na szczęśliwe życie i ogólnie byłem zadowolony z tego co wówczas działo się w moim życiu
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Sierpień, 2017, 21:25
w tamtym czasie widać było napływ ludzi do organizacji częściowo spowodowany zmianą ustroju (i tym że wielu myślało że to świat się kończy a to tylko komuna się skończyła) a częściowo otwarciem na każdą głupotę przychodzącą z Zachodu...

bardzo podupadł wtedy społeczny autorytet Kościoła Katolickiego, wielu porównywało kapelanów wojskowych do politruków, snuło wizję że "czerwone świnie zostały zastąpione czarnymi świniami".
wielu ludzi miało za złe że Kościół poparł Solidarność w wyborach 1989, niektórzy ludzie w swojej ignorancji winili Kościół za bezrobocie itp.; nawet jeśli poglądy te były ignoranckie ekonomicznie i krzywdzące dla kadry kościelnej były powszechne - i sprzyjały działalności antykościelnej świadków Jehowy.

co ciekawe, prawie nie spotykałem katolickich apologetów, natomiast próbowało mnie "nawracać" wielu ateistów, którzy po swojemu tłumaczyli mi że każda religia jest zła i każda jest naciąganiem...

Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: tomek_s w 03 Sierpień, 2017, 22:58
w tamtym czasie widać było napływ ludzi do organizacji częściowo spowodowany zmianą ustroju (i tym że wielu myślało że to świat się kończy a to tylko komuna się skończyła) a częściowo otwarciem na każdą głupotę przychodzącą z Zachodu...

podzielam zdanie

bardzo podupadł wtedy społeczny autorytet Kościoła Katolickiego,

Bzdury gadasz.



Tu fajnie gość napisał:

American Bullshit. Welcome to Poland.

"Dobrze pamiętam lata dziewięćdziesiąte. To okres mojego dzieciństwa. Związany był w dużym stopniu z religią Świadków Jehowy – w której się urodziłem – i którą uważałem za najprawdziwszą pod słońcem. Nie doceniałem w jak ciekawych czasach dorastałem. Teraz to wiem; transformacja ustrojowa, całkowita zmiana rzeczywistości, zagraniczne firmy wchodzą do Polski, szybko rodzą się małe fortuny. Ale z drugiej strony też ubóstwo, szarość, smutek. 30% bezrobocia. Brak perspektyw. Pijani ludzie w bramach. Beznadziejność w powietrzu..

Gdy kapitał zachodni zaczął napływać do nas wielkim strumieniem - my Polacy cieszyliśmy się, uznawaliśmy Zachód za jakieś mityczne miejsce, gdzie wszystko jest piękne a ludzie są szczęśliwi i dobrzy. Tymczasem, tak jak zwykle z mitami bywa – twarda rzeczywistość zweryfikowała je negatywnie. Drapieżny kapitał zachodni potraktował nas jako swoją kolonię. Słusznie zakładając, że jesteśmy ociemniałymi naiwniakami, którzy odseparowani przez lata od kapitalistycznych realiów - kupią praktycznie wszystko, co im się umiejętnie wciśnie. I tak zostaliśmy zalani przeróżnymi produktami, których sprzedaż wspierana była niespotykaną wcześniej w Polsce maestrią marketingową. W naszym świecie pojawiły się zjawiska wcześniej niespotykane: Mc Donaldy, Coca Cole, głupawe hollywoodzkie filmy, sprzedaż telefoniczna, kiczowate reklamy, domokrążcy, zawiłe umowy z małym druczkiem, tele-sprzedawcy, przetworzona żywność, Amwaye, wszędobylscy ludzie z ulotkami i wiele wiele innych.

Amerykański merkantylizm zagościł u nas na dobre. Zachodni biznesmani z pełną świadomością wykorzystywali łatwowierność nowo nawróconych ziomków ze wschodu. Zabrali nam to, co wartościowe; przejmowali całe sektory rynków, wykupowali firmy i fabryki, budowali centra handlowe w najlepszych lokalizacjach. W zamian zaś społeczeństwo nie otrzymało wiele – m. in. buble na półkach i robotę za grosze na kasie lub taśmie produkcyjnej. Wykorzystali nas i wykorzystują jako tanią siłę roboczą i rynek zbytu dla tandety."

...

"Świadkowie Jehowy wpisują się świetnie w dziwną tendencję „Tak dla Wojny, Nie dla Miłości” W ich publikacjach jak najbardziej w porządku są obrazki przedstawiające masakrowanie złych ludzi podczas Armageddonu – ale już wizerunku np. całujących się chłopaka i dziewczyny w żadnej Strażnicy nie uświadczysz."

...

"Pobłażliwość dla jednego z grzechów głównych – obżarstwa –  również jawi mi się jako część amerykańskiego spadku widocznego w mentalności Świadków Jehowy. Papierosa nie można zapalić nawet jednego na rok pod pretekstem kalania ciała – natomiast obżerać się fast foodami i czekoladowymi batonikami można do woli. Dlaczego? Może dlatego, że obżeranie się jest częścią amerykańskiej kultury. Kraj w którym 70% ludzi ma poważną nadwagę – nie może lekką ręką odrzucić takiej ilości wiernych. Obżarstwo jest złe – ale trzeba na nie przymknąć oko w imię większego amerykańskiego dobra."


więcej: http://sj23.blox.pl/2014/04/Swiadkowie-Jehowy-amerykanska-religia-Czesc-1.html
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 03 Sierpień, 2017, 23:51
Bzdury gadasz.
(1)bierz pod uwagę że ja właśnie opowiadam jak goniłem za bzdurami (i jeszcze nie doszedłem do czasu gdy się z nich otrząsnąłem
(2)moje opowiadanie jest subiektywne tak jak moje subiektywne spojrzenie
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Sierpień, 2017, 01:36
miło wspominam tamte głoszenie... pionierkę, w której się podkochiwałem zabierałem na bardzo odległe tereny osobiste, np. 40 do 55 minut dojścia piechotą (po to aby dłużej przebywać w jej towarzystwie)

Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Sierpień, 2017, 10:24
ja owszem, utykam na nogę, ale jak się nie spieszę to spokojnie... mogłem spacerować godzinami mogłem pionierować i pionierowałem, nie było z tym żadnych problemów
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 04 Sierpień, 2017, 20:31
do dzisiaj "mam krechę" na świadectwie maturalnym, wskazującą że w liceum nie uczęszczałem na lekcje religii.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 07 Sierpień, 2017, 02:14
ściśle rzecz biorąc nigdy nie miałem żadnych problemów "w kroku" (cokolwiek miałyby oznaczać) ale miałem problemy ze stawem skokowym lewej nogi i z utykaniem na lewą nogę.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 09 Maj, 2020, 21:04
Witaj Sebastianie. Z przykrością piszę, że dopiero teraz zapoznałem się z twoją historią. Odnoszę jednak wrażenie, iż jej nie dokończyłeś. Nie jestem wścibski, ale urwałeś historię przed epilogiem.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 10 Maj, 2020, 01:17
no cóż, "jeżeli będzie to wolą Jehowy" :) to kiedyś dokończę moje opowiadanie...

a tak poważnie, to ciągle planuję dokończyć i ciągle nie mogę się za to zabrać...
ale póki żyję to jest nadzieja że w końcu kiedyś to zrobię...
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Mahershalalhashbaz w 15 Czerwiec, 2020, 14:39
Fajna opowieść, miałeś pod pewnymi względami podobną historię do mojej tylko jestem trochę młodszy.
Jedna rzecz wymaga uzupełnienia.

z końcem ósmej klasy przestałem uczęśzczać na lekcje religii a w liceum porozmawiałem z panią dyrektor i ona (nie żądając żadnego świstka od moich rodziców) zdecydowała że mogę nie chodzić na lekcje religii.

Religię do szkół państwowych wprowadzono w Polsce dopiero w 1990tym kiedy byłeś pełnoletni chodząc do trzeciej klasy liceum i nie potrzebowałeś żadnych świstków od rodziców żeby nie chodzić na nią, sam mogłeś decydować czy chcesz chodzić czy nie więc to raczej normalne że dyrektorka szkoły nie robiłą ci wstrętów. Czy u was w Karpaczu wprowadzono ją do szkół wcześniej? To byłoby bezprawne.

Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: sawaszi w 15 Czerwiec, 2020, 23:49
no cóż, "jeżeli będzie to wolą Jehowy" :) to kiedyś dokończę moje opowiadanie...

a tak poważnie, to ciągle planuję dokończyć i ciągle nie mogę się za to zabrać...
ale póki żyję to jest nadzieja że w końcu kiedyś to zrobię...
- nie bądz skromny - zrób to choćby dla Twoich fanów i zwolenników (w prawdzie od prawdy)  :o . Pozdrawiam  :)
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 16 Grudzień, 2020, 21:10
kiedyś dokończę moje opowiadanie...
na razie nie mogę się zebrać do napisania dalszego ciągu, ale chcę odnotować że dzisiaj przypada ważna rocznica

wieczorem 16 grudnia 2002 odwiedziło mnie dwóch starszych zboru.

Podczas tego ostatniego spotkania, ja Sebastian wręczyłem im pisemne oświadczenie że nie chcę być świadkiem Jehowy.

Tamtego dnia "narodził się" Sebastian Odstępca :) dzisiaj mija osiemnasta rocznica tego wydarzenia, a więc od dzisiaj jestem "pełnoletnim" odstępcą :)
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Gandalf Szary w 16 Grudzień, 2020, 21:14
No to szampan powinien się lać i to strumieniami hehe.
Tytuł: Odp: historia Sebastiana z Karpacza
Wiadomość wysłana przez: Sebastian w 17 Grudzień, 2020, 21:06
wieczorem 16 grudnia 2002 (...) "narodził się" Sebastian Odstępca :) dzisiaj mija osiemnasta rocznica tego wydarzenia
kolejnego dnia, 17 grudnia 2002, na zebraniu służby oficjalnie ogłoszono że [XY] "odłączył się od świadków Jehowy".

Tak więc, niezależnie od tego czy rocznicę liczymy "odstępczo" (od 16 grudnia) czy "teokratycznie" (od 17 grudnia) jestem już "pełnoletnim" odstępcą, gdyż od wystąpienia z organizacji tak czy siak minęło już pełne 18 lat