Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 3 Gości przegląda ten wątek.

Autor Wątek: historia Sebastiana z Karpacza  (Przeczytany 37125 razy)

Offline Startek

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #60 dnia: 04 Czerwiec, 2017, 19:13 »
Ciekawe pomysly miales Sebastian ! Przypomina mi to moj pomysl umieszczenia przez Boga , na jakims widocznym miejscu , cos w rodzaju gigantycznego obelisku z niezniszczalnego metalu , na ktorym zapisana bylaby cala Jego wola .
(cos jak z filmu Kubricka  2001 Odyseja Kosmiczna ).
Umiejetnosc odczytania tego tekstu mieliby tylko wybrancy Boga .
Listonoszu  piszesz o tym obelisku , który mogą odczytać tylko wybrańcy Boga .  Słowa zawarte na kartach Biblii też mają tylko prawo odczytywać i tłumaczyć  wybrańcy , jest nimi siedmiu Chrystusów z USA . Jeśli chodzi o Biblię jest ona bardzo prosto napisana , i nie potrzeba nam żadnych do tego wykładowców .


Offline Sebastian

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #61 dnia: 04 Czerwiec, 2017, 20:27 »
kilka razy wspomniałem o niepełnosprawności i o utykaniu na nogę, wspomniałem że nie mogę prowadzić samochodu ale chyba dotąd nie napisałem wprost że od wczesnego dzieciństwa choruję na epilepsję inaczej nazywaną po polsku padaczką.

oczywiście jest to "pojęcie worek" i oznacza przeróżne stany chorobowe, a ja nie chcę robić wam wykładu z medycyny, gdyż nie jest on potrzebny do zrozumienia mojego opowiadania.

w każdym razie wypróbowano na mnie kilka nowych leków, napisano kilka prac doktorskich i habilitacyjnych na temat mojego zdrowia, "zwiedziłem" także przeróżne kliniki szpitale i ośrodki zdrowia, odbyłem wraz z moją matką dziesiątki podróży koleją po całej Polsce, byłem leczony przez wielu najlepszych lekarzy w Polsce Ludowej, do dzisiaj pamiętam "uroki" podróży koleją w stanie wojennym, wojsko na peronach, pociągi stojące w szczerym polu  po 3-4 godziny bo ktoś przez radiowęzeł podał komunikat że "major X ma się zgłosić do kierownika stacji kolejowej" itd. itp.

Nie bardzo mnie to wtedy jako gówniarza interesowało ale podobno zwykły Kowalski nie mógł bez zezwolenia władz jeździć sobie po Polsce tam gdzie chce, a moja matka miała jakąś specjalna legitymację którą po znajomości załatwiła jej koleżanka mojego ojca będąca dobrą koleżanką sekretarza wojewódzkiego partii pana Stanisława Cioska (późniejszy ambasador Polski w Rosji). Moja mama wielokrotnie pokazywała kolejarzom tę legitymację i zawsze odnosili się do niej z wielkim szacunkiem jakby była jakąś szychą z kierownictwa partii komunistycznej (a w rzeczywistości była najzwyklejszą bezpartyjną sprzątaczką). 

efektem tego wieloletniego leczenia (w latach 1974-1982) jest to że od 11 roku życia a więc od ponad 34 lat nie mam żadnych ataków padaczki, od ponad 34 lat nie tracę przytomności itd.

uprzedzając późniejsze fakty powiem że wojsko polskie mnie nie chciało - na komisji wojskowej pokazałem papiery o padaczce i dostałem kategorię E do książeczki wojskowej, a to oznacza że taki żołnierz jak ja nie jest Polsce potrzebny ani w czasie pokoju ani w czasie wojny.

w kartotece medycznej figuruje słowo "zaleczona", które od całkowitego "wyleczenia" różni się tym że objawy choroby ustały ale nikt (oprócz Jehowy oczywiście :) ) nie wie dlaczego.

oczywiście choroba może w każdym momencie wrócić a aby zmniejszyć prawdopodobieństwo takiego zdarzenia powinienem nie upijać się na umór

nic nie stoi na przeszkodzie abym zwalił łopatą tonę węgla w pochmurny dzień, ale nie mogę  pracować ciężko fizycznie w upalną słoneczną pogodę, bo to także podwyższone ryzyko

mam także zalecane unikać silnych stresów (oczywiście bez przesady, po kłótni z teściową na pewno szlag mnie nie trafi, ale praca korespondenta wojennego w Syrii byłaby niewskazana).

od czasu do czasu zdarza mi się (powiedzmy kilka lub kilkanaście razy w roku) że na chwilę się rozkojarzę, np. podczas rozmowy nie usłyszę czyjegoś pytania i trzeba je powtórzyć. W pracy biurowej to kompletnie nie przeszkadza, ale wolę nie być kierowcą (i nigdy w życiu nie starałem się nawet o prawo jazdy) gdyż 2-3 sekundy rozkojarzenia na drodze mogą skończyć się moją albo czyjąś śmiercią, wolę nie ryzykować.

oprócz tego utykam na lewą nogę, ale bez trudu przemieszczam się, bez trudu robię zakupy, bez trudu wchodzę po schodach, na co dzień nie odczuwam swej niepełnosprawności jako czegoś uciążliwego.

gdy zacząłem interesować się "prawdą" miałem zaleczoną padaczkę i nie chodziłem na WF bo byłem z niego zwolniony, ale nie różniłem się zbyt wiele od w pełni zdrowych dzieci.

skutek uboczny chorób których opisałem był taki że rodzice obchodzili się ze mną delikatnie jak z jajkiem. Owszem, trochę pokrzyczeli że nie podoba im się że studiuję ze świadkami Jehowy ale woleli "nie obarczać mnie dużym stresem" żeby choroba epilepsja nie wróciła i żeby ich wieloletni trud włożony w leczenie mojej osoby nie poszedł na marne.

A ja to wręcz cynicznie wykorzystywałem do swoich "teokratycznych" celów.
« Ostatnia zmiana: 04 Czerwiec, 2017, 21:04 wysłana przez Sebastian »
Cytat: dziewiatka
Sprawa świadków też się rozwiąże po ogłoszeniu pokoju i bezpieczeństwa przyjdzie nagła zagłada i świadka nie będzie spojrzysz na jego miejsce a tu normalny człowiek
:)


Offline listonosz

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 281
  • Polubień: 3499
  • Der bestirnte Himmel über mir...
Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #62 dnia: 04 Czerwiec, 2017, 21:27 »
Listonoszu  piszesz o tym obelisku , który mogą odczytać tylko wybrańcy Boga .  Słowa zawarte na kartach Biblii też mają tylko prawo odczytywać i tłumaczyć  wybrańcy , jest nimi siedmiu Chrystusów z USA . Jeśli chodzi o Biblię jest ona bardzo prosto napisana , i nie potrzeba nam żadnych do tego wykładowców .

Startek , to byla tylko taka sznaps-idea rodem z kiepskiego Sf .  Nigdy nie bralem tego powaznie . Myslalem tylko  w moich swiadkowskich poczatkach , jak ominac problemy  z brakiem dostepu do oryginalow Biblii i  problemy z tlumaczeniem na inne jezyki . Dlatego , podobnie jak Sebastianowi , przychodzily mi takie dziwne pomysly do glowy .
Czy Biblia jest prosta  do zrozumienia , to juz osobny temat , niejednokrotnie na forum dyskutowany . Pzdr.



Offline Sebastian

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #63 dnia: 04 Czerwiec, 2017, 21:38 »
A ja to wręcz cynicznie wykorzystywałem do swoich "teokratycznych" celów.
mama nie umiała "obsługiwać" paska do spodni, żeby nas (mnie lub rodzeństwo) "profesjonalnie" zbić tym paskiem.

Wiadomo że bicie w taki sposób aby metalowa sprzączka uderzała w moje ciało byłoby zbyt okrutne ale mogła przecież schować sprzączkę w dłoni a mnie uderzać skórzaną częścią paska. A ona jakoś tak niezdarnie brała ten pasek do ręki że ja obrywałem po tyłku paskiem a ona obreywała tą sprzączką i po każdym laniu ja nie miałem żadnych śladów na ciele a ona była na własne życzenie posiniaczona. Te razy sprzączką które sama sobie zadawała powodowały że nigdy nie wytrzymywała więcej niż pięć uderzeń.

Każde lanie ze strony matki było czymś tak absurdalnym że wtedy chciało mi się śmiać (a i dzisiaj uśmiecham się gdy to sobie przypomnę). Dobra kobieta nie chciała mnie skrzywdzić ale naprawdę dziwne że nie umiała zadbać o tak proste i oczywiste szczegóły podczas karcenia.

tato pasa używał bardziej "fachowo" ale bardzo bardzo rzadko (w mojej pamięci utkwiło jedno wielkie lanie za kradzież do której Kiciu mnie namówił i kilka mniejszych nie pamiętam dokładnie za co). O wiele częściej jednak tato próbował rozmawiać ze mną i niekiedy denerował się gdy widział że jego starania trafiają w próżnię.

zdenerwowany mówi do mnie że mnie "zabije" a ja mu się śmiałem prosto w oczy i mówiłem "bardzo mi przykro ale jesteś w tym zakresie kompletnie niewiarygodny, masz za dobre serce"...

kiedyś mnie uderzył w twarz i rozciął mi wargę. Rodzina szybko zrobiła mi opatrunek a tato chodził po mieszkaniu zmasakrowany wyrzutami sumienia i dyskretnie zaglądał aby zobaczyć czy konieczna będzie interwencja lekarza (np. czy nie dostałem ataku padaczki)

pamiętam do dzisiaj jakim królem i zwycięzcą czułem się leżąc na tapczanie z rozwaloną wargą. Jehowa się cieszy, aniołowie biją mi brawo, a ojciec "ma za swoje" i zżerają go wyrzuty sumienia. Nie trzeba policji, ojciec sam siebie okłada wyrzutami sumienia bardziej niż najbardziej nadgorliwy policjant mógłby to zrobić pałką.

opowiedziałem o wszystkim Wacławowi. Trzeba mu policzyć na plus że starał się jednocześnie dbać abym ja "opowiadał się po stronie prawdy" a jednocześnie zachowywał silną więź emocjonalną z rodzicami. Wacław mi tłumaczył że "rodzice nie wiedzą co czynią" i że na pewno mocno mnie kochają, że powinienem także ich kochać i że powinienem modlić się za swoich rodziców aby kiedyś poznali prawdę.

Wacław miał rację - moi rodzice naprawdę mnie kochali i mimo że długie miesiące i długie lata nie pochwalali mojego zainteresowania "prawdą biblijną" szybko zaprzestali bicia które było nieskuteczne (a także było obarczone ryzykiem że powróci padaczka).

Po pewnym czasie ich sprzeciw był coraz mniejszy i mniejszy.
« Ostatnia zmiana: 04 Czerwiec, 2017, 21:41 wysłana przez Sebastian »
Cytat: dziewiatka
Sprawa świadków też się rozwiąże po ogłoszeniu pokoju i bezpieczeństwa przyjdzie nagła zagłada i świadka nie będzie spojrzysz na jego miejsce a tu normalny człowiek
:)


Offline Sebastian

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #64 dnia: 04 Czerwiec, 2017, 22:59 »
Po pewnym czasie ich sprzeciw był coraz mniejszy i mniejszy.
z końcem ósmej klasy przestałem uczęśzczać na lekcje religii a w liceum porozmawiałem z panią dyrektor i ona (nie żądając żadnego świstka od moich rodziców) zdecydowała że mogę nie chodzić na lekcje religii.

Studium odbywało sie potajemnie (wspominałem już o mniejszej liczbie godzin niemieckiego i o zwolnieniu z WF) ale na zebrania nie chodziłem bo nie miałem możliwości

wielka zmiana nastąpiła z początkiem 1989 gdy ja byłem w połowie drugiej klasy liceum.

podsłuchałem sylwestrową sprzeczkę rodziców (matka zarzucała ojcu za małe zaangażowanie w wychowanie wspólnych dzieci) i bardzo ciekawą wymianę zdań na mój temat. Matka uważała że ponieważ nie sprawiam trudności wychowawczych a ze świadków Jehowy i tak nie zrezygnuję i ona to już wie - więc zaproponowała mężowi czyli mojemu ojcu że oficjalnie mi pozwolą na kontakty ze świadkami Jehowy.

Od tej pory mogłem oficjalnie chodzić na zebrania i oficjalnie studiować a nawet oficjalnie głosić (zawarłem jednak z rodzicami kompromis że ani Karpacz ani sąsiednie wioski Ścięgny i Miłków nie wchodzą w grę - musiałem jeździć na głoszenie do sąsiednich Kowar i tam miałem swoje tereny osobiste).

Oczywiście warunkiem było że nie mogę opuścić się w nauce z czego wywiązywałem się bardzo sumiennie. Uczyłem się dobrze chodziłem na wszystkie zebrania a na głoszenie poświęcałem soboty i niedziele.

Ta zmiana z początku 1989 wydawała mi się wówczas odpowiedzią na moje modlitwy a nawet współczesnym cudem nie mniej dziwnym niż chodzenie po wodzie czy uciszenie jeziora przez Jezusa w I w. n.e.

W poczuciu że dzieje się coś niezwykłego utwierdzały mnie także epokowe zmiany na ówczesnej scenie politycznej (w skrócie: waliła się komuna a mnie się wydawało że cały stary szatański świat chyli się ku nieuchronnemu upadkowi a armagedon będzie za kilka miesięcy).
Cytat: dziewiatka
Sprawa świadków też się rozwiąże po ogłoszeniu pokoju i bezpieczeństwa przyjdzie nagła zagłada i świadka nie będzie spojrzysz na jego miejsce a tu normalny człowiek
:)


Offline Sebastian

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #65 dnia: 04 Czerwiec, 2017, 23:53 »
dzisiaj można się z tego śmiać ale wtedy w 1989 nie tylko świadkowie Jehowy byli zszokowani zmianami które w Polsce zachodziły.

Publicystyka świecka używała słowa "cud" w znaczeniu potocznym (coś czego się nie spodziewaliśmy) a ja i bracia ze zboru odczytywaliśmy to dosłownie. Na naszych oczach spełniają się proroctwa a armagedon będzie "już za chwileczkę już za momencik" :)

Dziennikarze w mediach ogólnopolskich panikują, nie dowierzając że przemiany w Polsce skończą się bezkrwawo i ZSRR nie zainterweniuje zbrojnie, ale mówią to nie wprost, słychać jednak klimat zagrożenia i niepewności. Ten medialny klimat niepokoju udziela się zwykłym mieszkańcom mojej okolicy. Od czasu do czasu słyszę mrożące krew w żyłach nibyżarciki w stylu "przemarsz wojska przez Kowary wydaje się mało prawdopodobny bo to małe miasteczko i nie ma znaczenia strategicznego" albo "Jelenia Góra nazywana jest Czerwoną Górą, tutaj raczej do rozlewu krwi nie dojdzie ale we Wrocławiu nie wiadomo"...

mimo że to strasznie wielki grzech interesować się polityką ja interesuję się nią tak samo gorliwie jak "prawdą biblijną" a w moim zborze takich "grzeszników jest jeszcze kilku. Oczywiście nikt z nas nie jest politologiem a tym bardziej nie ma dostępu do niejawnych informacji z Kremla więc te nasze "politykowanie" jest żałośnie nieprofesjonalne, ale podsyca stan niepewności i ciągłego zagrożenia oraz poczucie że żyjemy w niezwykłych czasach

z perspektywy lat wiemy że różne niezwykłe kampanie z niesamowicie ważnym orędziem zawartym w jakimś konkretnym traktaciku czy w jakiejś konkretnej innej publikacji są stałym elementem zarządzania organizacją świadków Jehowy przez ich centralę za oceanem. Ale wtedy jeszcze tego nie wiedziałem.

dzisiaj śmiech mnie ogarnia jak sobie przypomnę kampanię rozpowszechniania czterech strażnic dot. Babilonu Wielkiego - ale wtedy niektórzy bracia ze zboru wyobrażali sobie że "zdemaskowanie religii fałszywej" oznacza że za kilka miesięcy albo za kilka tygodni może rozpocząć się wielki ucisk.

słyszałem że armagedon przeżyją tylko osoby ochrzczone i miałem zaplanowany chrzest na początek sierpnia 1989 w Chorzowie ale martwiłem się co to będzie jeśli wielki ucisk rozpocznie się wcześniej np. w czerwcu lub w lipcu.

Cytat: dziewiatka
Sprawa świadków też się rozwiąże po ogłoszeniu pokoju i bezpieczeństwa przyjdzie nagła zagłada i świadka nie będzie spojrzysz na jego miejsce a tu normalny człowiek
:)


Offline Sebastian

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #66 dnia: 05 Czerwiec, 2017, 13:20 »
Ponieważ poruszyłem tematykę regionalną
Od czasu do czasu słyszę mrożące krew w żyłach nibyżarciki w stylu "przemarsz wojska przez Kowary wydaje się mało prawdopodobny bo to małe miasteczko i nie ma znaczenia strategicznego" albo "Jelenia Góra nazywana jest Czerwoną Górą, tutaj raczej do rozlewu krwi nie dojdzie ale we Wrocławiu nie wiadomo"...
chcę pewne sprawy doprecyzować. Owszem, wspomniałem że
Dziennikarze w mediach ogólnopolskich panikują, nie dowierzając że przemiany w Polsce skończą się bezkrwawo i ZSRR nie zainterweniuje zbrojnie, ale mówią to nie wprost, słychać jednak klimat zagrożenia i niepewności.
informacja ta może być jednak nie w pełni zrozumiała dla osób spoza terenów między Nysą Kłodzką a Nysą Łużycką.

Kto ma ochotę na nieco historii może zapoznać się z następującymi linkami:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Polsko-niemiecki_traktat_graniczny
http://eloblog.pl/film-o-historii-zachodniej-granicy-polski/
http://eloblog.pl/wp-content/uploads/2015/05/mapa-nysa-i-odra.jpg

Wiele osób twierdziło że wcale nie jest jasne, czy granica będzie w przyszłości położona na Nysie Łużyckiej czy może na Nysie Kłodzkiej. I ta niepewność była przedmiotem różnych plotek i spekulacji.

Oczywiście NIE twierdzę że zagrożenie wojną albo niepokój o zmianę granic były jakoś mocno wyakcentowane w mediach ogólnopolskich (bo nie były i to jest poza wszelką dyskusją) chodzi mi jedynie o to że tematyka niepewności granic (i niepewności czy ewentualna zmiana granicy dokona się pokojowo czy zbrojnie) była dla mieszkańców moich okolic o wiele bardziej istotna niż dla mieszkańców innych terenów Polski.

a do tego jeszcze dołóżcie typowo sekciarską skłonność do panikowania i do "robienia z igły widły" i do wyolbrzymiania rzeczywistych i urojonych zagrożeń...

i wtedy zrozumiecie co działo się w głowach niektórych braci i sióstr z mojego zboru.
« Ostatnia zmiana: 05 Czerwiec, 2017, 13:47 wysłana przez Sebastian »
Cytat: dziewiatka
Sprawa świadków też się rozwiąże po ogłoszeniu pokoju i bezpieczeństwa przyjdzie nagła zagłada i świadka nie będzie spojrzysz na jego miejsce a tu normalny człowiek
:)


Offline Sebastian

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #67 dnia: 05 Czerwiec, 2017, 22:51 »
dodatkowo, trzeba wspomnieć o jeszcze jednej sprawie, która dzisiaj może wydawać się dziwna a wtedy miała znaczący wpływ na dzieło głoszenia. Wówczas rozpowszechnialiśmy bardzo dużo czasopism, ale zdecydowana większość czytelników była w ogóle nie zainteresowana orędziem które głosiliśmy.

po prostu, mieliśmy ładne kolorowe czasopisma a na rynku była nisza. Zachodnie koncerny jeszcze nie zaczęły drukować "prasy polskojęzycznej dla przygłupów" (takiej jak znane obecnie "Chwila dla Ciebie", "Klaudia", "Pani Domu", "Naj", itp.) a istniał na nią obiektywny popyt.

druga przyczyna wysokiego rozpowszechnienia czasopism to "wycinanki". Nasze czasopisma (szczególnie "PSie") nadawały się do "wzbogacania" gazetek szkolnych różnymi kolorowymi obrazkami. Na pocięcie brali je i uczniowie i nauczyciele.

trzecia przyczyna to specyficzna grupa starych czerwonych pająków która nie zamierzała w nic wierzyć ale szukała wszelkich ataków na kościół katolicki (nie było jeszcze ani gazety "Nie" ani tym bardziej "Faktów i Mitów" a nasze czasopisma pełniły podobną funkcję "uspakajacza sumień dla czerwonych emerytów")

czwarta przyczyna to zainteresowanie czytelników tematyką ogólnoprzyrodniczą (nie było jeszcze na rynku ani Rigest Digest ani National Geografic i nasze czasopisma je zastępowały)

dopiero na piątym miejscu można wymienić zainteresowanie religią świadków Jehowy jako (rzekomą) prawdą doktrynalną albo jako społeczno-towarzyską alternatywą dla katolicyzmu.

znaczna część naszego wysiłku kolporterskiego "szła na marne" w tym sensie że nie miała nic wspólnego z zainteresowaniem czytelnika ofertą religijną
Cytat: dziewiatka
Sprawa świadków też się rozwiąże po ogłoszeniu pokoju i bezpieczeństwa przyjdzie nagła zagłada i świadka nie będzie spojrzysz na jego miejsce a tu normalny człowiek
:)


Offline HARNAŚ

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #68 dnia: 06 Czerwiec, 2017, 06:52 »

znaczna część naszego wysiłku kolporterskiego "szła na marne" w tym sensie że nie miała nic wspólnego z zainteresowaniem czytelnika ofertą religijną
Para nie zupełnie szła w gwizdek , bo jednak przyrost mas z ulicy był nieporównanie większy niż obecnie pomimo , pomimo , że teraz gdy ktoś przyjmuje literaturę to robi to najczęściej  świadomie , zdając sobie sprawę z treści , bo ładna szata graficzna już nie przykuwa tak jak kiedyś , a nawet straciły ilustracje na atrakcyjności


Offline Sebastian

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #69 dnia: 06 Czerwiec, 2017, 09:28 »
Para nie zupełnie szła w gwizdek ,
nie mówię że zupełnie ale że w znacznej części. Wg moich obserwacji w 1989 roku na 5 rozpowszechnionych czasopism 1 wynikało z zainteresowania słuchacza religią a w 2000 roku co najmniej 4 z 5.
Cytat: dziewiatka
Sprawa świadków też się rozwiąże po ogłoszeniu pokoju i bezpieczeństwa przyjdzie nagła zagłada i świadka nie będzie spojrzysz na jego miejsce a tu normalny człowiek
:)


Offline Sebastian

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #70 dnia: 06 Czerwiec, 2017, 11:25 »
opisując mój ówczesny stan świadomości (pierwsze półrocze 1989) należy powiedzieć że cechowała mnie silna wiara w nauczanie strażnicy i brak wątpliwości w wierze.

wszystko było jasne jak słońce

pamiętałem moje wcześniejsze rozmowy z księdzem i wyciągałem z nich (przyznaję: błędny) wniosek jakobym "jednoznacznie rozstrzygnął" że katolicyzm nie ma racji.

przypomnę raz jeszcze: dwa lub trzy lata wcześniej Ksiądz dał mi książkę "o dekalogu" ale nie omawiającą "usunięcia drugiego przykazania", ja ją przeczytałem oddałem mu i słowem nie zająknąłem się że potrzebuję dalszej argumentacji. Oparłem się na moich domniemaniach że ksiądz nie umie dyskutować albo nie chce dyskutować czyli ksiądz nie ma racji czyli cały katolicyzm nie ma racji. Bardzo krucha podstawa do jakichkolwiek wniosków. Ale ja wtedy błędnie uważałem że "obiektywnie przekonałem się że kościół katolicki nie ma nic na swoją obronę"

opisując fakty trzeba powiedzieć jasno że tkwiłem w błędzie, a opisując moją ówczesną świadomość należy wskazać że byłem pewny tego że w tymże błędzie nie tkwię.

argumenty natury społecznej (np. że ŚJ są sektą) były mi obojętne. Co więcej, zakładałem że skoro cały świat jest rządzony przez szatana to zdrowy rozsądek wskazuje że religia prawdziwa po prostu musi być sektą (i cechy sekciarskie są dowodem na jej prawdziwość).

do tego armagedon stał u drzwi i trzeba było "głosić a nie filozofować"
Cytat: dziewiatka
Sprawa świadków też się rozwiąże po ogłoszeniu pokoju i bezpieczeństwa przyjdzie nagła zagłada i świadka nie będzie spojrzysz na jego miejsce a tu normalny człowiek
:)


Offline Sebastian

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #71 dnia: 08 Czerwiec, 2017, 17:09 »
bardzo miło wspominam grupę młodych pionierów w Kowarach z którymi wówczas współpracowałem. Nie reprezentowali żadnej patologii, nie mieli żadnych nałogów, nie prowadzili podwójnego życia, byli nieobłudni, a dla mnie byli wzorem bezinteresownego zaangażowania w głoszenie ewangelii. Oni na długie lata ukształtowali we mnie pozytywny obraz organizacji świadków Jehowy.

Niestety (a patrząc z dzisiejszej perspektywy: na szczęście) mimo mojego wielkiego zaangażowania nikogo nie udało mi się wciągnąć do społeczności świadków Jehowy.
Cytat: dziewiatka
Sprawa świadków też się rozwiąże po ogłoszeniu pokoju i bezpieczeństwa przyjdzie nagła zagłada i świadka nie będzie spojrzysz na jego miejsce a tu normalny człowiek
:)


Offline dziewiatka

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #72 dnia: 08 Czerwiec, 2017, 21:55 »
Sebastian masz szczęście,że ksiądz próbował z tobą rozmawiać .W moim przypadku rozmowa była krótka ,już niedługo tacy jak ja będą po czterech wisieć na latarniach.Powiedział to do mnie ksiądz ,który kilka tygodni później prysną z kochanką i kasą kościoła do Niemiec.Dla mnie to o czym piszesz to takie inne poznawanie prawdy inna perspektywa ja byłem o 10 lat starszy gdy zacząłem studiować ''prawdę'' ,awersja do kościoła spowodowała,że chłonąłem nauki Ś J jak gąbka ,bardziej byłem skupiony nad umiejętnością wyjaśniania poszczególnych doktryn niż nad ich prawdziwością.Pamiętam tą pewność ,że znalazłem religię prawdziwą,wszystko mnie o tym utwierdzało;wiadomości w dzienniku TV,złe traktowanie podczas służby lub takie które można byłoby zakwalifikować do cudów i kierownictwa aniołów.Wychodziłem na ulicę i widziałem ludzi którzy zginą w armagedonie a ja mogę im pomóc .Choć jestem dzisiaj na peryferiach i czuję odrazę do CK to miło wspominam 30 lat w organizacji.


Offline Sebastian

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #73 dnia: 09 Czerwiec, 2017, 10:31 »
W moim przypadku rozmowa była krótka, już niedługo tacy jak ja będą po czterech wisieć na latarniach. Powiedział to do mnie ksiądz, który kilka tygodni później prysną z kochanką i kasą kościoła do Niemiec (...) awersja do kościoła spowodowała,że chłonąłem nauki ŚJ jak gąbka, bardziej byłem skupiony nad umiejętnością wyjaśniania poszczególnych doktryn niż nad ich prawdziwością
z tego co piszesz wynika, że jak ktoś ma "predyspozycje" aby trafić do ŚJ to trafi tam niezależnie od tego co zrobiłby ksiądz.

w twoim wypadku "osobnik pełniący funkcję księdza" nie chciał w ogóle rozmawiać i wykazywał słowną agresję

w moim przypadku ksiądz chciał rozmawiać a ja nie skorzystałem w pełni z możliwości które miałem do dyspozycji

i w ten sposób obydwaj trafiliśmy do ŚJ
Cytat: dziewiatka
Sprawa świadków też się rozwiąże po ogłoszeniu pokoju i bezpieczeństwa przyjdzie nagła zagłada i świadka nie będzie spojrzysz na jego miejsce a tu normalny człowiek
:)


Offline Sebastian

Odp: historia Sebastiana z Karpacza
« Odpowiedź #74 dnia: 09 Czerwiec, 2017, 14:46 »
pamiętam pytania do chrztu poszły mi zupełnie gładko, chociaż nieco zdziwiło mnie że brat który omawiał je ze mną zupełnie pominął tematykę dotyczącą seksu (byłoby to zrozumiałe przy omawianiu tego materiału z dziewięciolatkiem, ale ja miałem ponad 17 lat i dobrze rozumiałem czym jest seks)

dnia 5 sierpnia 1989 zostałem ochrzczony przez pełne zanurzenie w wodzie na stadionie w Chorzowie; prawie cały kongres spędziłem na sektorze dla braci z Ukrainy i Rosji.

Cytat: dziewiatka
Sprawa świadków też się rozwiąże po ogłoszeniu pokoju i bezpieczeństwa przyjdzie nagła zagłada i świadka nie będzie spojrzysz na jego miejsce a tu normalny człowiek
:)