Świadkowie Jehowy - forum dyskusyjne
BYLI... OBECNI... => PSYCHOMANIPULACJA => Wątek zaczęty przez: Turbulent_Business w 14 Styczeń, 2023, 09:22
-
Naszlo mnie na przemyslenia
Otoz standardowa "rada" na wszystkie swiadkowskie problemy to miedzy innymi: studiuj publikacje.
OK, ale publikacje kiedy pisza o rozwiazywaniu problemow mowia to samo: studiuj nasze publikacje...
Tworzy sie przez to fenomen w informatyce nazywany nieskonczona petla...
-
Kiedyś było jeszcze żeby więcej głosić.
-
No tak.
Masz problem?
Módl się.
Szukaj rad w strażnicy.
Nie podejmuj samodzielnie decyzji.
Diabeł może podsunąć ci złą radę
Najlepiej być takim zombie,pozbawionym całkowicie człowieczeństwa.
-
I przede wszystkim chodzić na zebrania - to jest lek na całe zło
-
Gdy masz problem studiuj duzo, szczegolnie te straznice ktore mowia zeby w razie problemow studiowac duzo...
-
U mnie panaceum na wszystkie kłopoty to modlitwa. Jak to można przeczytać: Bóg zawsze da wyjście z różnych sytuacji życiowych (słowo - życiowych przypis autora >:D). A więc się módl z wiarą!!
-
teraz w dobie internetu ta rada może obrócić się przeciw niewolnikowi :)
jeśli ktoś nie zablokuje googli, to studiując zetknie się z odstępcami :)
-
A jak problem rozwiąże się, bo jednak wykonywało się pewne kroki, żeby załatwić daną sprawę lub po prostu minął czas to "Bóg tak pokierował sprawami, że się wszystko udało. Bóg nade mną czuwa."
A prawda jest taka, że czasem nasz wysiłek rozwiązuje problem, czasem czas a czasem po prostu przypadek i szczęście. Każdy z nas czasem ma szczęście.
-
Módl się.
Szukaj rad w strażnicy.
Nie podejmuj samodzielnie decyzji.
Diabeł może podsunąć ci złą radę
Najlepiej być takim zombie,pozbawionym całkowicie człowieczeństwa.
Zapomniałeś jeszcze o kilku wyświechtanych radach.
- więcej wychodź do służby ( wtedy mniej się będziesz skupiać na swoich problemach, więcej na cudzych)
- więcej studiuj, o czym wspomniał TB (podobny efekt do tego wyżej)
- więcej czytaj Biblii ( efekt jak wyżej)
- chodź na wszystkie zebrania (o czym wspomniał Do)
- złóż wniosek do służby pionierskiej.
Ogólnie rzecz ujmując to tak: więcej zajmuj się sprawami duchowymi.
Pielęgnuj mocno swoją wiarę w Jehowę, braci i zbór.
A reszta się jakoś sobie ułoży.
O swoich problemach zapomnij, że one istnieją, a Jehowa pobłogosławi.
Niektórzy takie rady przepłacili życiem :'( :'(
-
A prawda jest taka, że czasem nasz wysiłek rozwiązuje problem, czasem czas a czasem po prostu przypadek
czasami kolejne nieszczęścia powodują że jakiś inny problem już nie narasta.
drastyczny przykład: sędziwy senior tak martwił się problemami, że nie zauważył samochodu przechodząc przez jezdnię, śmierć na miejscu.
Rodzina wyprawiła pogrzeb za pieniądze z zasiłku pogrzebowego, a ponieważ byli bardzo oszczędni, starczyło jeszcze na rachunek za prąd.
Dodatkowo, skończyły się wydatki na leczenie owego seniora.
wniosek: to "Jehowa" zadbał o poprawę sytuacji ekonomicznej rodziny owego seniora.
-
oprócz wymienionych wyżej "porad" typowych dla jw.org, świadkowie Jehowy stosują także schemat ogólny, dot. wszystkich chrześcijan
jeśli po modlitwie problem udało się rozwiązać, dziękuj Bogu...
jeśli po modlitwie problemu NIE udało się rozwiązać, traktuj to jako "próbę wiary"...
-
czasami kolejne nieszczęścia powodują że jakiś inny problem już nie narasta.
Tak, oczywiście, czasem przypadek albo coś się wydarzyło u kogoś innego, ale wpływ ma na nas.
-
(mtg): według rozsądku to - Żadna modlitwa nie może zagwarantować tego, że Bóg spełni naszą prośbę dokładnie w taki sposób, jaki najbardziej nam się w danej chwili podoba.
Celem modlitwy jest oddanie chwały Bogu oraz nasza otwartość na przyjęcie Jego woli do naszego życia. Z tego powodu:
Pierwszym i najważniejszym rodzajem modlitwy jest uwielbienie – bezinteresowne, miłosne wysławianie Bożej dobroci i potęgi.
Po drugie jest dziękczynienie, czyli zdolność do dostrzeżenia łask, których Bóg nam udziela i okazania należytej wdzięczności.
Po Trzecie to modlitwa przebłagalna, czyli przeproszenie Boga za popełnione grzechy i zaniedbane dobro.
Ostatnim typem jest modlitwa prośby, czyli przedstawienie Bogu swoich intencji z błaganiem ich wypełnienia, ale tylko pod warunkiem, że są one zgodne z Jego świętą wolą.
Modlitwa nie jest próbą zaczarowania rzeczywistości, ale otwartością na wolę Bożą w naszym życiu.
-
Naszlo mnie na przemyslenia
Otoz standardowa "rada" na wszystkie swiadkowskie problemy to miedzy innymi: studiuj publikacje.
OK, ale publikacje kiedy pisza o rozwiazywaniu problemow mowia to samo: studiuj nasze publikacje...
Tworzy sie przez to fenomen w informatyce nazywany nieskonczona petla...
Proponuję rozwiązanie systemowe - watchdog (nie mylić z Watchtower)
Raz w miesiącu zajrzyj na sjwp.pl lub inne materiały odstępcze
https://pl.wikipedia.org/wiki/Watchdog (https://pl.wikipedia.org/wiki/Watchdog)
-
Zapomniałeś jeszcze o kilku wyświechtanych radach.
- więcej wychodź do służby ( wtedy mniej się będziesz skupiać na swoich problemach, więcej na cudzych)
- więcej studiuj, o czym wspomniał TB (podobny efekt do tego wyżej)
- więcej czytaj Biblii ( efekt jak wyżej)
- chodź na wszystkie zebrania (o czym wspomniał Do)
- złóż wniosek do służby pionierskiej.
Ogólnie rzecz ujmując to tak: więcej zajmuj się sprawami duchowymi.
Pielęgnuj mocno swoją wiarę w Jehowę, braci i zbór.
A reszta się jakoś sobie ułoży.
O swoich problemach zapomnij, że one istnieją, a Jehowa pobłogosławi.
Niektórzy takie rady przepłacili życiem :'( :'(
Z takim peselem jak u mnie to nie wszystko się pamięta. :)
-
Problemy życiowe, są zawsze mniej ważne od dobra organizacji. Dlatego chcąc odszukać w literaturze jakas radę, natkniesz się na przekierowanie twoich myśli na potrzeby organizacji...
Szukasz pracy, co doradza organizacja? Zaangażuj się w służbę pionierską. Zrobisz sobie większe długi, spowolnisz znalezienie pracy, ale porobisz za darmo dla orga...
Dobrze się uczysz, chcesz się dalej rozwijać jako młody człowiek, szukasz rady w literaturze. No to proszę, pozapierdalaj mlody człowieku ile dasz rady na budowie sal, postój przy wozeczku. Nic ci to nie da, nic się nie nauczysz, ale dla orga popracujesz..
Jesteś starszą wdową/ wdowcem, coraz ciężej ci wyżyć z emerytury. Pyk rada prosto z literatury. Dawaj babka emeryturę do skrzynki, a w lodówce to światło może tylko zostać.
Kazda rada od orga każe robić jedno, poswiecić wiwcej czasu dla orga. Ma wpedzić cie w poczucie winy, ze szikajac rady w codziennym zyciu w literaturze, nie odbiłeś je**n karty pracy na wozku, zebraniu czy innym zajeciu z jednostroną korzyscią orga...
-
Wersja świadków jehowy to też pomoc faktyczna - ktoś dostanie pracę u braci, komuś wynajmą, ktoś będzie miał poleconego lekarza.
-
Gdy masz problem studiuj duzo, szczegolnie te straznice ktore mowia zeby w razie problemow studiowac duzo...
I takie głupie rady powodują, że ludzie zamiast iść do lekarza po leki idą do piachu.
Kolejna tragedia, ojciec który miał do wychowania dzieci, sam z własnej woli dokończył żywota
-
dokończył żywota... co automatycznie rozwiązało JEGO problemy...
tyle że teraz problemy będą miały jego dzieci, którym w życiu będzie dużo trudniej bez ojca...
-
Wersja świadków jehowy to też pomoc faktyczna - ktoś dostanie pracę u braci, komuś wynajmą, ktoś będzie miał poleconego lekarza.
tych faktycznych więzi i faktycznej pomocy jest coraz mniej.
kiedyś świadków integrowało wspólne głoszenie od domu do domu, w tym czasami wspólne raczenie sobie z atakiem złego psa
kiedyś świadków integrowało wspólne głoszenie od domu do domu, w tym czasami wspólne spędzenie nocy na milicyjnym dołku
kiedyś świadków integrowało "cierpienie dla prawdy" tzn kara więzienia za odmowę służby wojskowej
w ten sposób "w boju" rodziły się przyjaźnie, w imię których warto było komuś coś wynająć albo komuś załatwić pracę zawodową
obecnie te więzi społeczne są, ale niestety są dużo bardziej powierzchowne...
-
Zaryzykował bym tezę, że głoszenie niewiele wnosiło do integrowania świadków. To były po prostu inne czasy, w których całe społeczeństwo funkcjonowało inaczej. Upowszechnienie telefonów komórkowych, a następnie Internetu, zmieniło wszystko. Pamiętam ten moment, w którym ludzie przestali po prostu odwiedzać siebie bez zapowiedzi i zawsze mieć dla siebie czas, a w zamian puszczali strzałki i pisali SMSy, co powodowało, że już się do siebie po prostu nie chodziło na kawę. Coraz częściej "nie było czasu", chociaż było go tyle samo, co wcześniej, a była to zwykła wymówka. Pojawiła się po prostu okazja do wymówek. Media społecznościowe następnie okazały się zabójcze dla społeczeństwa i świadkowie we wszystkich tych procesach było tak samo bezbronni, jak cała reszta społeczeństwa.
Początek tego wieku był końcem głębszych więzi dla wszystkich i nie miało to nic wspólnego z procesami wewnątrz organizacji.
-
Zaryzykował bym tezę, że głoszenie niewiele wnosiło do integrowania świadków. To były po prostu inne czasy, w których całe społeczeństwo funkcjonowało inaczej.
Głoszenie bardzo integrowało, szczególnie gdy się wyjeżdżało na tereny wiejskie, po głoszeniu było ognisko ...To było co tydzień w sobotę.
Teraz też integruje.
Stoją razem przez całe dnie po kilka osób, to tworzy więzi.
Powierzchowne, ale wystarczające...
-
Taka integracja, o której piszesz, jest w granicach błędu statystycznego.
Pracowałem jakiś czas temu 4 lata w pewnej firmie i miałem tam świetnych kolegów i koleżanki. Przebywaliśmy ze sobą po 8 godzin dziennie, a czasem nawet dłużej. Siłą rzeczy integrowaliśmy się, ale to było SIŁĄ RZECZY. Nigdy nie byłem u żadnego z nich w domu, a oni nie byli u mnie. Po pracy wyszliśmy razem gdzieś tylko kilka razy i znów tylko SIŁĄ RZECZY bo byliśmy razem w delegacji i trochę byliśmy na siebie skazani. Znałem żony dwóch z moich świetnych kolegów tylko dlatego, że też pracowały w tej firmie. Dzieci nie znałem żadnego z nich. Integrowaliśmy się? Tak, ale dlatego, że ze względu na pracę byliśmy ze sobą 8 godzin dziennie. Nasze działania podejmowane po pracy wskazywały na to, że nie jesteśmy blisko i że ta integracja nie jest naszym wyborem.
Przełóż to teraz na świadków, którzy są braćmi i siostrami, kochają się, są gotowi oddać za siebie życie itd. Wykonują pracę w rodzaju głoszenia i stania przy stojaku, ale to jest nadal praca. Do tej pracy wybierają w ogóle sobie ludzi, z którymi jest im lepiej i stoją tam, ale stanie na chodniku czy pomiędzy piętrami na klatce nie sprzyja rozmowom, które zbliżają ludzi - to są patologiczne warunki do jakiegokolwiek zacieśniania więzi. Oczywiście z punktu widzenia sekty może wydawać się, że to ich zbliża i łączy, ale to nie jest prawdziwe i nie wytrzyma próby. Narracja sekty tego nie zmieni.
Prawdziwe więzi społeczne polegały na czymś innym i dobrze to wiemy. Twierdzenie, że oni się tam integrują, jest jak przekonanie, że panowie, którzy odbierali dziś rano odpady sprzed mojego domu, są przyjaciółmi.
Gdyby chcieli tych ludzi naprawdę ze sobą zbliżyć, wystarczyłoby znów przywrócić małe zebrania w grupach służby, w domach prywatnych, na które przychodziło się wcześniej, rozmawiało, a po bywało, że siedziało się dłużej, niż trwało zebranie, z ciastem i kawą o 19:30, bo nikt się jakoś szczególnie nie martwił tym, że nie zaśnie, bo ludzie raczej cieszyli się ze swojego towarzystwa. Tak wyglądała prawdziwa integracja, a nie szeptanie przed czyimiś drzwiami.
-
Gdyby chcieli tych ludzi naprawdę ze sobą zbliżyć, wystarczyłoby znów przywrócić małe zebrania w grupach służby, w domach prywatnych, na które przychodziło się wcześniej, rozmawiało, a po bywało, że siedziało się dłużej, niż trwało zebranie, z ciastem i kawą o 19:30, bo nikt się jakoś szczególnie nie martwił tym, że nie zaśnie, bo ludzie raczej cieszyli się ze swojego towarzystwa. Tak wyglądała prawdziwa integracja, a nie szeptanie przed czyimiś drzwiami.
A gdzie nadzór braci namaszczonych duchem świętym?
Tam gdzie brakuje tego nadzoru budzą się duchy niezależności, szemrania i w końcu odstępstwa >:D
-
Dlatego takich zebrań już nie ma i najpewniej nie wrócą z dobrowolnej decyzji CK. To też pokazuje, że więzi nie są tam najważniejsze, ponieważ oni doskonale mieli świadomość tego, jak te zebrania działały. Pogrzebali je w imię jedności doktrynalnej i bezpośredniego bezpieczeństwa organizacji, w zasadzie nie dając nic w zamian. Jasne, każdy może sam umówić się na kawę, a nawet zaprosić kilka rodzin! Tyle tylko, że tutaj dawno już wszedł rozpad społeczeństwa, o którym pisałem i to już tak nie działa.
W ogóle to, co się dzieje w krajach rozwiniętych znów nie musi mieć żadnego przełożenia na to, co dzieje się w Afryce, ponieważ tam zarówno ze względu na inną skalę wszelakich możliwości, a także ze względu na różnice kulturowe, te kwestie mogą wyglądać zupełnie inaczej i być może w takiej Ugandzie nie narzeka się na to, że "bracia nie poświęcają sobie w ogóle czasu". To samo może dotyczyć Ameryki Południowej, która kulturowo znów jest odmienna, a rozwarstwienie społeczne większe niż w Europie, którą możemy nazwać w uproszczeniu Zachodem. Jeśli społeczeństwu Zachodu nie zorganizuje się czegoś, co podtrzyma więzi, to sami tego nie zrobimy. Widać to już od dwóch dekad, że to po prostu nie działa, a organizacja nie zrobiła niczego, by temu przeciwdziałać.
Jak pokazują wydarzenia z COVIDU, z różnorakich działań humanitarnych, klęsk żywiołowych itd. organizacja nie wyróżnia się żadną inicjatywą. Podejmowane przez nią działania odpowiadają tym podejmowanym przez "szatański świat", tylko że w mniejszym zakresie, z uwzględnieniem jedynie kluczowych dla przeżycia organizacji aspektów. Najwyraźniej oceniają, że głębokie więzi między członkami zboru nie są konieczne, że jakiś rodzaj przyzwyczajenia wystarczy. Być może nadal strach jest ich głównym motywatorem, który stosują względem głosicieli.
-
Upowszechnienie telefonów komórkowych, a następnie Internetu, zmieniło wszystko. Pamiętam ten moment, w którym ludzie przestali po prostu odwiedzać siebie bez zapowiedzi i zawsze mieć dla siebie czas, a w zamian puszczali strzałki i pisali SMSy, co powodowało, że już się do siebie po prostu nie chodziło na kawę. Coraz częściej "nie było czasu", chociaż było go tyle samo, co wcześniej, a była to zwykła wymówka. Pojawiła się po prostu okazja do wymówek. Media społecznościowe następnie okazały się zabójcze dla społeczeństwa i świadkowie we wszystkich tych procesach było tak samo bezbronni, jak cała reszta społeczeństwa.
Początek tego wieku był końcem głębszych więzi dla wszystkich i nie miało to nic wspólnego z procesami wewnątrz organizacji.
Don Adamsie dla mnie media komórka a szczególnie internet był i jest błogosławieństwem dla mojego umysłu,"zapraszam" więc do swego domu historyków, profesorów,ekonomistów,polityków,teologów,pisarzy,fizyków,geopolityków(czekam na zamówioną książkę dr J. Bartosiaka "Oczy szeroko otwarte"-ponoć arcydzieło,wczorajszy wywiad u Rymanowskiego na YT grzechem jest nie wysłuchać) i słucham i jeszcze raz ich słucham by zrozumieć świat.Poza tym delektuję się muzyką,piosenką,filmem,historią coś wspaniałego co daje YT na wielkim ekranie czy inne żródła w internecie-nie oglądam telewizji za wyjątkiem może fani 4 kółek czy poszukiwacze złota w Australii.Lubię takie towarzystwo ono mnie ubogaca podnosi poziom intelektu zrozumienia DonAdamsie
-
Reskatorze obracasz się w bardzo niebudującym, niemiłującym Jehowy towarzystwie. ;D
A jak wiesz złe towarzystwo psuje dobre obyczaje i dlatego wędrujesz po duchowych manowcach ;D
-
Reskatorze obracasz się w bardzo niebudującym, niemiłującym Jehowy towarzystwie. ;D
A jak wiesz złe towarzystwo psuje dobre obyczaje i dlatego wędrujesz po duchowych manowcach ;D
Onyku wiem o tym byłem w Nadarzynie,Selters super towarzystwie,w trakcie planów wyjazdu do Brooklynu dopadła mnie refleksja,internet,XXI wiek-że to sekta jak inne w tym KK zwana religią to to samo tylko inne literki-wierz mi.
-
Don Adamsie dla mnie media komórka a szczególnie internet był i jest błogosławieństwem dla mojego umysłu (...)
Nie twierdzę przecież, że to nie wniosło pewnej wartości do naszego życia, natomiast nie wiem, czy rachunek zysków i strat wyszedłby na plus. Rozwój mediów społecznościowych w dziwny sposób zbiega się z falą depresji i samotności. Potężna dostępność wiedzy naukowej zbiega się z czymś, co ludzie nazywają nowymi wiekami ciemnymi, bo płaska ziemia i tym podobne dawno nie były tak silne. No więc oczywiście plusy są, ale może jest ich mniej, niż minusów. Myślę, że biorąc pod uwagę rachunek społeczny, tak właśnie jest. Co nie oznacza, że teraz należy to zabrać czy coś takiego... Bo nie.
-
Twierdzenie, że oni się tam integrują, jest jak przekonanie, że panowie, którzy odbierali dziś rano odpady sprzed mojego domu, są przyjaciółmi.
Zaraz przyjaciółmi, ale mogą się zakumplować .
Pójść razem na piwo, imprezę.
Zwalniają cię kończy się znajomość.
Tak też jest tu jeżdżą na wypady, namioty, spotykają piją, głoszą kasę sobie pożyczają do czasu gdy ...
-
No jasne, że tak. Natomiast uważam, że to za mało, by tworzyć trwałą strukturę, jaką nie byłoby tak trudno zbudować, gdyby na to stawiali.
-
wracając do tematu, zbór świadków Jehowy nie służy rozwiązywaniu jakichkolwiek problemów (w tym: problemów emocjonalnych lub towarzyskich lub materialnych lub emocjonalnych) swoich wyznawców, ale służy celom propagandowym ciała kierowniczego i niczemu więcej
a jeśli "przy okazji" ktoś znajdzie tam towarzystwo lub akceptację, to tylko "przy okazji"...
-
Dwadzieścia lat temu przeprowadzałem w obrębie jednego miasta z jednego miejsca na inne. I w luźnych rozmowach napomknęliśmy w gronie świadków o tym i nic więcej poza to.
W dniu przeprowadzki,którą zakładaliśmy przeprowadzić w okresie jednego tygodnia w rezultacie zrealizowaliśmy w jeden dzień .A to za sprawą pomocy braci ze zboru.
W sobotę rano o godzinie 9 w pierwszym dniu przeprowadzki usłyszałem dzwonek do dzwi i zobaczyłem na klatce schodowej około 10 braci i sióstr gotowych do pomocy. Jakże byłem tym faktem ździwiony.😊Oczywiście w tym przypadku nie można mówić o jakiejś przyjacielskiej postawie braci i sióstr ale o praktycznej pomocy.
Jestem przekonany że gdybym był nadal katolikiem ,to czegoś takiego bym w życiu nie doświadczył.
Mile też wspominam te wszystkie wspólne ogniska i zabawy zborowe. Jednak i te rzeczy skończyły się na dobre jakieś 10 lat temu,kiedy zbór oficjalnie zabronił organizacji tychże imprez pod swoim szyldem. Można było ,ale w mniejszym gronie. A to już nie było to samo, bo wtenczas tworzyły się grupki swoich , bardziej lubianych ,tych bardziej majętych lub mniej majętnych braci.
To bardziej dzieliło zbór aniżeli go zespalało.
-
W sobotę rano o godzinie 9 w pierwszym dniu przeprowadzki usłyszałem dzwonek do dzwi i zobaczyłem na klatce schodowej około 10 braci i sióstr gotowych do pomocy.
Oni kochają takie akcje, bo to widać, można zorganizować, załatwić, mieć z głowy. Następnie można powiedzieć, że coś takiego zrobiliśmy, a sąsiedzi też widzą i może nawet myślą "Wow! Tam ludzie o siebie dbają!".
No tylko, że nie dbają, bo z tych 10 osób, które przyszły pomóc w przeprowadzce, z 8 nigdy nie wypiłem kawy, bo mają na mnie wywalone. Przeprowadzka to co innego, bo to jest coś. Ale tak szczerze, to ja mam na to wywalone. Zawsze chciałem, żeby ci ludzie byli obecni w moim życiu codziennie - małymi dawkami, ale codziennie. A oni nie mają na to ani czasu ani chęci. Wolą raz na rok, jeden dzień.
No ale to nie jest rozwiązywanie problemów. To nie jest przyjaźń. Jak zauważył Sebastian, zbór nie jest od rozwiązywania problemów i od przyjaźni, więc wszystko by się zgadzało.
-
Kiedyś od pewnego nadzorcy podróżującego usłyszałam, że ...
Zbór nie jest od tego, by rozwiązywać problemy braci, ale od tego, żeby głosić!
-
Kiedyś od pewnego nadzorcy podróżującego usłyszałam, że ...
Zbór nie jest od tego, by rozwiązywać problemy braci, ale od tego, żeby głosić!
Bzdura
-
Bzdura
Ale bzdura w którym kierunku?
Możesz tę swoją wypowiedź trochę poszerzyć? Co masz na myśli to pisząc?
-
Kiedyś od pewnego nadzorcy podróżującego usłyszałam, że ...
Zbór nie jest od tego, by rozwiązywać problemy braci, ale od tego, żeby głosić!
U nas po wielu latach trwania zebrań w niedzielę zarząd zboru zmienił na soboty. To wywołało sprzeciw wielu osób pracujących w ten dzień .
Liderzy zboru twierdzili,że zmienili termin zebrań uwzględniając potrzeby pewnej rodziny. Tą decyzją utrudnili jednak przybycie innych osób. Osoby te zwróciły się do obwodowego , a ten w odpowiedzi na to powiedział,że on nie jest od rozwiązywania problemów zborowych.
Podobne reakcje słyszałem też od innych braci isióstr z innych zborów.
-
Ale bzdura w którym kierunku?
Możesz tę swoją wypowiedź trochę poszerzyć? Co masz na myśli to pisząc?
W każdym zborze są starsi zależy ilość różna lecz pośród STARSZYCH jest GRONO STARSZYCH, które sprawuje nadzór nad owymi starszymi jak i członkami zboru.
Grono Starszych rozważa daną sprawę , albo samo rozwiązuje problem lub zleca innym starszym aby rozwiązali mogą też jeżeli sprawa jest na tyle powiedzmy ''lekka '' może uczestniczyć sługa pomocniczy.
Istotne sprawy rozważa się na spotkaniu starszych, które zwołuje KOORDYNATOR ZBORU.
POŚRÓD STARSZYCH jest GRONO STARSZYCH w nim jest: KORDDYNATOR zboru, sekretarz zboru i nadzorca służby, którzy decydują jeżeli zaistnieje potrzeba zwołują SPOTKANIE WSZYSTKICH STARSZYCH ZBORU.
POWIADAMIA KAŻDEGO STARSZEGO - Koordynator zboru,
Tak było kiedy byłem starszym w zborze od szeregu lat nie jestem wśród tego ugrupowania religijnego.
Ps. np wyznawca ma pewien problem - to pisze list kierując do STARSZYCH, ten list jest przesyłany z notką Komitetu Grona STARSZYCH i odsyłany do Nadarzyna centrali - tam po rozważeniu przesyłają TYLKO SUGESTIĘ, a Stasi zboru na podstawie wytycznych podejmują decyzję lub czekają na obsługę NO gdzie rozważają daną kwestię z Nadzorcą Obwodowym.
W moim przypadku osobiście napisałem list o odłączenie do centrali w Nadarzynie, z kolei Nadarzyn przesłał list do mojego macierzystego zboru (ku wielkiemu ich zaskoczeniu, że odłączyłem się od sJ) - podjęli jednoznaczną decyzję:
IMIĘ i NAZWISKO nie jest świadkiem Jehowy i taką informację podali do Centrali Biura w Nadarzynie
-
Nadaszyniaku.
Na ogół, starsi i inni decydenci w poważnych problemach braci nie dopisują i mają je głęboko gdzieś.
Zwykły szarak zazwyczaj jest skazany na samotne rozwiązywanie swoich życiowych poważnych dylematów.
Owszem, jeśli chodzi o ochronę imienia organizacji, to zrobią wszystko, żeby skutki zminimalizować do zera.
Zrobić jakąś akcję dla poklasku i świadectwa w okolicy, też się poświęcą (tj., ta przeprowadzka u Gostka)
Ale tak zwyczajnie na co dzień, problemami szaraków nikt się nie przejmuje.
I nie pomaga ich rozwiązywać.
Chyba, że znajdzie się jakiś zaprzyjaźniony starszy danej rodziny.
To wtedy jest jakieś tam głaskanie po głowie, pocieszanie i szukanie dróg wyjścia.
Nie mylmy pomocy z gotowymi procedurami jakie są w zborach, a dotyczą np., wykluczenia.
To jest zupełnie inny kaliber problemu.
-
Estero, - jeżeli ''wiesz lepiej'' a wątpię, nie dyskutuję stawiam - KROPKĘ
-
Estero, - jeżeli ''wiesz lepiej'' a wątpię, nie dyskutuję stawiam - KROPKĘ
Nadaszyniaku :)
Nie chodzi o to czy ja wiem lepiej, czy Ty wiesz lepiej?
Chodzi o konstruktywną wymianę poglądów w temacie wątku.
Wiem z autopsji jak wygląda pomoc zborowa w trudnych sytuacjach rodzinnych.
Znam też wiele przykładów i różnych prawdziwych historii moich byłych już znajomych zborowych.
Starsi często mają swoje poważne problemy w rodzinach i nie potrafią się z nimi uporać.
Często są bardzo niewydolni, żeby konstruktywnie do nich podchodzić u braci.
A reszta zboru w ogromnie przeważającej mierze, stoi na uboczu tylko obserwując jak rozwijają się fakty.
I bardzo często trzymając się z daleka od takich rodzin.
No niestety Twoje symboliczne postawienie ... "kropki" :) ... w tej dyskusji nagle nie wyeliminuje faktów o których wiemy.
Multum ludzi borykających się tam z chorobami psychicznymi, przemocą, ukrytym alkoholizmem, samobójstwami i długo by jeszcze wymieniać z czym.
Ukazuje pełny obraz, jak bardzo starsi w zborach nie są przygotowani do pełnienia roli pomocników w rozwiązywaniu rzeczywistych problemów życiowych.
A nadzorcy czy betelczycy żyją życiem oderwanym od prawdziwej rzeczywistości, więc też nie potrafią takim sytuacjom zaradzić.
Bo trzeba być naprawdę dobrym fachowcem, żeby umieć pomóc np., osobie chorej psychicznie.
Jakieś akcje niesienia pomocy gdy spali się komuś dom, albo potrzeba przeprowadzki czy zwykłego remontu.
To pikuś w porównaniu z tym z jak głębokimi problemami np., w rodzinach śj trzeba walczyć.
Jak masz poważny problem, to tak naprawdę zostajesz z nim sam na sam.
-
Każdy pewnie ma inne poczucie odbioru tego - czy bracia starsi w pewnych sytuacjach reagowali ,bądź nie. Na pewno inny punkt widzenia ma osoba pełniąca funkcję starszego w zborze a tzw. zwykły głosiciel.
Pomoc i zainteresowanie braci starszych było też inne przed wieloma laty a teraz,kiedy to tempo życia jest o wiele większe.
Poza tym też wiele zależało od zboru.Były zbory gdzie starsi na wiele rzeczy przymykali oczy a były też takie gdzie starsi ingerowali w najdrobniejszych sprawach.
Tak samo był z odwiedzinami czyli wizytami pasterskimi. W jednych zborach bracia starsi starali się konsekwentnie w pewnych ustalonych ramach czasowych regularnie odwiedzać swoje owieczki a w innych byli tak dalece zapracowani,że robili to przeważnie tylko wtedy,kiedy musieli interweniować w jakichś pilnych sprawach .
-
Każdy pewnie ma inne poczucie odbioru tego - czy bracia starsi w pewnych sytuacjach reagowali ,bądź nie. Na pewno inny punkt widzenia ma osoba pełniąca funkcję starszego w zborze a tzw. zwykły głosiciel.
Pomoc i zainteresowanie braci starszych było też inne przed wieloma laty a teraz,kiedy to tempo życia jest o wiele większe.
Poza tym też wiele zależało od zboru.Były zbory gdzie starsi na wiele rzeczy przymykali oczy a były też takie gdzie starsi ingerowali w najdrobniejszych sprawach.
Tak samo był z odwiedzinami czyli wizytami pasterskimi. W jednych zborach bracia starsi starali się konsekwentnie w pewnych ustalonych ramach czasowych regularnie odwiedzać swoje owieczki a w innych byli tak dalece zapracowani,że robili to przeważnie tylko wtedy,kiedy musieli interweniować w jakichś pilnych sprawach .
Witaj GOSTEK: w pełni zgadzam się Twoją motywacją
-
Nie znam się,ale się wypowiem,z własnej(jak to się mówi)autopsji.
W kościele katolickim jest nieco łatwiej,grzesznik albo potrzebujący pomocy przy spowiedzi może zostać anonimowy,w zborze jest inaczej.
Starszy naczęściej pracuje, ma rodzinę ,obowiązki w zborze.Daje radę(nieraz).W zborze są trzy cztery rodziny gdzie występują problemy,większe lub mniejsze(żeby wykluczyć to daleka droga,grzech nie jest z gatunku tych "grubych")Te rodziny mogą się nielubić,albo kłócić,mąż może nadużywać alkoholu i być "nieprzyjemny dla żony",przemoc w tej rodzinie nie występuje.Jest też siostra po rozwodzie,mająca depresje dwubiegunową ze skłonnością do samookaleczania.Starsi ich odwiedzają,może nawet chcą pomóc,ale totalna lipa,brak efektów. Odwiedzają raz,drugi ,piąty.Starsi widzą te rodziny dwa razy w tygodniu a od wielu lat nie jest lepiej,zachęcali niektórych z nich do tego, by skorzystali z pomocy specjalisty. I nic. Niektórzy z tych starszych mają wyrzuty symienia, bo nie dali rady by pomóc.Zaczynają omijać ten problem bo nie widzą możliwości rozwiązania.A do wykluczenia nie ma podstaw.Po kilku latach nikt nie ma chęci zając się tymi rodzinami.
Dopisek: Przychdzi do zboru młody starszy po kursie,chce zmieniać,góry przenosić,prosisz go by pomógł takiej rodzinie z problemami,mija rok i cud,młody starszy po kursie stwierdza że rodzina ta"nie rokuje|. To tyle.
-
Nie mylmy pomocy z gotowymi procedurami jakie są w zborach, a dotyczą np., wykluczenia.
To jest zupełnie inny kaliber problemu.
w zamyśle tej sekty wykluczanie to jest też pomoc .
Szczególnie w wypadku osób z problemem alkoholowym.
Gdy ktoś niezwiązany z sektą go zobaczy pijanego, trzeba się pozbyć problemu...
-
Jednak pozwolę się nie zgodzić z Nadaszyniakiem.
Starsi reagują wtedy, gdy każe im to procedura. W innych przypadkach nie rozwiązują problemów, bo zbór nie jest od tego. Starsi nie są przecież od rozwiązywania sporów pomiędzy głosicielami czy członkami rodziny. Jedyne co zrobią, to powiedzą, żeby się nie kłócić, bo to szkodzi jedności i rzuca złe światło na imię Jehowy. Czyli tak samo jak w podstawówce - nie ma znaczenia, kto jest winny, tylko dzieci mają przestać truć d*pę nauczycielowi i "podać sobie ręce".
Jeśli dojdzie do tego, że jakiś głosiciel straci pracę, to jedyne co zrobią starsi, to mogą zrobić mu wizytę, którą jak już ustaliliśmy w innym wątku będzie mało prawdopodobna, w trakcie której powiedzą mu, żeby ufał Jehowie i pamiętał, by stawiać sprawy królestwa na pierwszym miejscu, innymi słowy żeby zapomniał o opcji na dwie zmiany, bo to utrudnia w zebrania. Nie zorganizują przecież zbiórki pieniędzy na podstawowe potrzeby. Może ktoś coś mu pomoże, ale zbór jako taki nie zrobi nic więcej niż przeczyta akapit z jakiejś Strażnicy w trakcie wizyty jeśli w ogóle do niej dojdzie.
Jak masz ciężko chorego bliskiego, to zbór przypomni ci, żebyś czuwał nad bezkrwawym leczeniem, żeby przypadkiem ktoś nie podał mu transfuzji, bo to by było gorsze niż śmierć tej osoby. Znów, nie zorganizuje zbiórki na leki, jeśli te będą potrzebne, prawdopodobnie nawet nie uwzględni tej osoby w modlitwie na forum zboru, a jeśli to zrobi, to tylko raz i temat pójdzie w zapomnienie. To będzie cała pomoc. No chyba, że chory chciałby np. na onkologii rozstawić wózek z literaturą, to pewnie będą gotowi poczynić kroki w tym kierunku.
Zbór nie jest od rozwiązywania problemów głosicieli. Mają głosić, chodzić na zebrania, oglądać jw.org i jak to sprawi, że zapomną o swoich problemach, to to będzie szczyt możliwości. Ale one nie znikną.
-
Stare porzekadło Szanowny donadams: ''Ja o niebie TY o chlebie'' - różne sprawy przewijają się w Gronie Starszych Nie chwaląc się byłem sekretarzem zboru więc jakąś tam wiedzę posiadam Szanowny KOLEGO
-
Szanowny Nadaszyniaku, nie twierdzę, że nie.
Zasady panujące w organizacji są jakie są. Nie ma zbiórek pieniędzy. Nie ma nawet zbiórek ubrań, żywności czy innych potrzebnych rzeczy. Rozwiązywanie problemów z poziomu systemu w organizacji nie istnieje.
Też znałem starszych, którzy byli świetnymi ludźmi, wychodzili poza to, co organizacja sobą reprezentowała. Tylko, że potem wchodzili na małą salkę, zamieniali się w grono starszych i byli już masą pozbawioną czegokolwiek, poza miłością do "wskazówek". Nawet jeśli głosowali wbrew większości, to większość jest jaka jest. Nawet jak każdy z nich ma w sobie trochę przyzwoitości, to po to właśnie są grobem starszych, żeby się pilnować.
Nie ma miejsca na ludzkie odruchy w tej społeczności. Jednostki owszem, mogą, ale nie rozmawiamy o jednostkach, tylko o "ludzie Bożym".
-
Szanowny Nadaszyniaku, nie twierdzę, że nie.
Zasady panujące w organizacji są jakie są. Nie ma zbiórek pieniędzy. Nie ma nawet zbiórek ubrań, żywności czy innych potrzebnych rzeczy. Rozwiązywanie problemów z poziomu systemu w organizacji nie istnieje.
Też znałem starszych, którzy byli świetnymi ludźmi, wychodzili poza to, co organizacja sobą reprezentowała. Tylko, że potem wchodzili na małą salkę, zamieniali się w grono starszych i byli już masą pozbawioną czegokolwiek, poza miłością do "wskazówek". Nawet jeśli głosowali wbrew większości, to większość jest jaka jest. Nawet jak każdy z nich ma w sobie trochę przyzwoitości, to po to właśnie są grobem starszych, żeby się pilnować.
Nie ma miejsca na ludzkie odruchy w tej społeczności. Jednostki owszem, mogą, ale nie rozmawiamy o jednostkach, tylko o "ludzie Bożym".
Drogi donadams: Zapytam odpowiedź uczciwie - Czy byłeś STARSZYM w zborze?! jak również w GRONIE STARSZYCH ja TAK, więc co piszesz to tylko pomówienie - nie wiesz co Starsi rozważają na spotkaniach jak również podchodzą do problemów pomiędzy braćmi czy siostrami - JEŻELI BYŁEŚ STARSZYM wiesz o czym piszę!, lecz uważam że nie byłeś zamianowany jako STARSZY, jak również w GRONIE STARSZYCH.
Nie bronię tej sekty!!!! (Ww), ale nie pozwolę aby ktokolwiek pisał coś co jest tzw. plotką lub niedomówieniem.
Jeżeli chodzi o biuro w Nadarzynie wiem jakie tam istnieją procedury i nikt nie będzie wpierał mi i rozpisywał fantazje.
Doskonale rozumiem urazę innych co poczyniła (Ww) pokrzywdzonym mogę to wyczytać z zamieszczonych postów na tym Forum.
To nie wina osób zwerbowanych przez sektę (Ww), bo wielu jest uczciwych, uczynnych ... osób - to wina TYCH fałszywych przewodników za wielkiej wody, którzy na podstawie PS wykreowali absurdalne wytyczne w które wierzą zastraszone szare ''myszki'' w zborach.
Ta korporacja religijna ma na celu tylko zdobyć kasę - bo taka jest mentalność społeczeństwa Amerykańskiego liczy się tylko KASA,KASA, BIZNES - tyle w tym temacie - stawiam KROPKĘ.
Ps. piszę szczerze, choć wielu czytelników tego Forum może być zbulwersowane moją wypowiedzią w tym poście -lecz to nie moje wiaderko łopatka i piasek albo klocki ''LEGO''
JESTEM BYŁEM i POZOSTANĘ ZAWSZE OBIEKTYWNY
-
każdy z was ma inne wspomnienia, każdy zbór był inny.
-
Drogi donadams: Zapytam odpowiedź uczciwie - Czy byłeś STARSZYM w zborze?! jak również w GRONIE STARSZYCH ja TAK, więc co piszesz to tylko pomówienie - nie wiesz co Starsi rozważają na spotkaniach jak również podchodzą do problemów pomiędzy braćmi czy siostrami - JEŻELI BYŁEŚ STARSZYM wiesz o czym piszę!, lecz uważam że nie byłeś zamianowany jako STARSZY, jak również w GRONIE STARSZYCH.
Drogi Nadaszyniaku, uczciwie odpowiadam, że nie byłem starszym zboru, natomiast chciałbym zwrócić uwagę, że przedstawiona przez ciebie argumentacja ma istotne wady.
Czy byłeś członkiem Ciała Kierowniczego? Jeśli nie, to wszystko co piszesz o CK to pomówienie. Nie wiesz, co CK rozważa na spotkaniach oraz jak podchodzi do problemów braci...
Ponieważ jednak nikt z nas nie uważa, że nie musimy być członkami CK, żeby wiedzieć, jakie jest ich podejście do wielu rzeczy, to również uważam, że twoje podejście do oceny starszych za niezasadne. "Po owocach ich poznacie." Starsi mogą być najwspanialsi, mogą być zatroskani o dobro głosicieli, mogą z tego powodu płakać na tych spotkaniach, jak niektórzy płaczą nad konstytucją. Ostatecznie jednak ich działania wskazują na to, że to zatroskanie jest nic nie warte. Dlaczego? Bo starsi nic nie znaczą, są trybem w maszynie i godzą się na to.
-
Bardzo dużo informacji o CK mamy od Raymonda a on był w CK.
-
Nie bronię tej sekty!!!! (Ww), ale nie pozwolę aby ktokolwiek pisał coś co jest tzw. plotką lub niedomówieniem.
To nie wina osób zwerbowanych przez sektę (Ww), bo wielu jest uczciwych, uczynnych ... osób - to wina TYCH fałszywych przewodników za wielkiej wody, którzy na podstawie PS wykreowali absurdalne wytyczne w które wierzą zastraszone szare ''myszki'' w zborach.
Ta korporacja religijna ma na celu tylko zdobyć kasę - bo taka jest mentalność społeczeństwa Amerykańskiego liczy się tylko KASA,KASA, BIZNES - tyle w tym temacie - stawiam KROPKĘ.
CZYTAJ Z ZROZUMIENIEM , jasno się wyraziłem a TY kombinujesz jak ''koń pod górkę" czytaj, czytaj, czytaj, bo tego nauczyła Ciebie (Ww) i nie wkręcaj inny temat pisząc ''trylogie''
Mogę powiedzieć w sekcie (Ww) byłem kilka dekad zacząłem od budowy Biura w Nadarzynie i powiem inna sytuacja była w okresie dawnym niż teraz, która jest skupiona na mamonie i wyzysku.
Dawne ck(Ww) z empatią podchodziło do współwyznawców niż ck(Ww) po odejściu Raymonda F., piszemy o dwóch przeciwległych biegunach a w filozofie nie będę się wdawał - TY znasz ''nowożytną sektę'' ja z lat siedemdziesiątych i tu tkwi kolosalna różnica pomiędzy nami - przepraszam, że sie uniosłem Drogi donadams -(ie)
-
powiem inna sytuacja była w okresie dawnym niż teraz, która jest skupiona na mamonie i wyzysku.
Wcześniej nie była skupiona na wyzysku?
A skąd by mieli środki i siłę roboczą na pobudowanie tych sal królestwa, które dziś sprzedają .
A jakże, po koniec lat 90 zadeklarowałam im co miesiąc 100zł na budowę sali .
Nie było zmiłuj się, manipulacja zadziałała.
Dla mnie było to bardzo dużo pieniędzy, jednak czego się nie robi dla ... :)
-
W latach siedemdziesiątych, strażnica była w warunkach prywatnych kwater braci (po domach), kiedy zbierali ''owoc'' na kartce z kalka wpisywano dobrowolne datki, bracia byli biedni więc ciułali guldeny i ''grupowy w rubrykach wpisywał 20, 30, rzadko zdarzało się, że sj dał 50 złotych - to była rzadkość (wielka suma tamtych czasów).
Konwencje w lesie były bardzo ubogie w gęstwinie lasu: między dwoma drzewami zawieszony był koc lub kapa przed, którą stał mówca przedstawiając wykład jedni siedzieli na samej gołej ziemi inni na kocu albo na pniu drzewa, kanapka z jajkiem, o kiełbasie można zapomnieć czy żółtym serem w ręku termos z gorącą herbata kawa to tylko marzenie.
A milicja penetrowała teren aby zakuć i wsadzić braci do ''suki'' i na komendę na przesłuchanie - były to czasy trudne, bardzo trudne nie jeden nakryty prochowcem czy parasolem przed struga deszczu, chrzest nowicjusza odbywał się w wannie ja w takim uczestniczyłem.
Kiedy pod Krakowem można było w ogrodzie braci wybudować zadaszenie i postawić proste ławki na letnie spotkanie, to było wielkie przedsięwzięcie młodych i starszych wiekiem.
Gospodarze pichcili w kuchni proste posiłki, materiały były z naszych prywatnych pieniędzy. To, rzeczywiście był radosny okres, każdy był pod wrażeniem: uczynny pełen troski miłości względem drugiego.
Tak było do momentu kiedy powstało biuro w Nadarzynie a przewodniczącym biura był br. Zygfryd Adach schorowany człowiek o jednym płucu.
Władysław Sukiennik dusza człowiek nie wspomnę o innych.
Za wielką wodą Centrala w Brooklynie pławiła się nie tylko w dolarach miała akcje papierów wartościowych z biegiem czasu przy poparciu politycznym umacniała swoje udziały w spółkach: broni , pornografii, wyrobów tytoniowych jak również w przemyśle filmowym Hollywood - tu był wielki przypływ gotówki - jak w kraju Biznesu.
Tak przedstawiał się stary ''świat ''(Ww) obecnie wszystko się zmieniło, nie jeden z was widzi i dostrzega to na własne oczy.
Afera z ONZ , to pierwszy gwóźdź do trumny dla tej kłamliwej sekty, kiedy nastał okres Internetu wiele spraw wyszło na jaw.
Lecz w okresie kiedy byłem w sekcie lata siedemdziesiąte, pamiętam jak dziś i uważałem że to PRAWDZIWA RELIGIA - z biegiem czasu okazało się PRAWDA wyszła na jaw(Ww).
Więc trudno porównywać okres mojej młodości w sekcie z obecnym po tylu dekadach - która zmieniła swoja wyrachowaną pazerność od założyciela Pastora, który w tamtych swoich czasach handlował ''cudowną pszenicą'' czyli znów amerykański biznes.
Dlatego spierać się w dobie dzisiejszej o to czy tamto w sekcie jest diametralnie różne a nawet trudne do uwierzenia.
Osoby, które mają 60 + lat pamiętają i doskonale wiedzą jak było nie wspomnę o osobach 70+
Młode pokolenie nie pamięta tamtych dawnych lat, bo zostało wychowane w sekcie na innych wartościach, które zostały zmieniane wielokrotnie.
Kto z was pamięta (starsi wiekiem - tak) ks. ''PRAWDA,KTÓRA PROWADZI dożycia wiecznego'' na której poprzez studium oddał się kąpieli w wannie albo w bajorze, stawie czy rzece.
To archaiczne czasy zapamiętane w nielicznych umysłach tych, którzy jeszcze są tutaj n tym FORUM.
Co młodzi możecie powiedzieć o tamtych czasach znacie tylko z opowiadań nielicznych tamtych czasów.
Piszę bo przeżyłem tamten czas jaki doświadczyli świadkowie Jehowy w centrali , zborach jak również na różnych terenach - pozdrawiam
-
W latach siedemdziesiątych, strażnica była w warunkach prywatnych kwater braci (po domach), kiedy zbierali ''owoc'' na kartce z kalka wpisywano dobrowolne datki, bracia byli biedni więc ciułali guldeny i ''grupowy w rubrykach wpisywał 20, 30, rzadko zdarzało się, że sj dał 50 złotych - to była rzadkość (wielka suma tamtych czasów).
Konwencje w lesie były bardzo ubogie w gęstwinie lasu: między dwoma drzewami zawieszony był koc lub kapa przed, którą stał mówca przedstawiając wykład jedni siedzieli na samej gołej ziemi inni na kocu albo na pniu drzewa, kanapka z jajkiem, o kiełbasie można zapomnieć czy żółtym serem w ręku termos z gorącą herbata kawa to tylko marzenie.
A milicja penetrowała teren aby zakuć i wsadzić braci do ''suki'' i na komendę na przesłuchanie - były to czasy trudne, bardzo trudne nie jeden nakryty prochowcem czy parasolem przed struga deszczu, chrzest nowicjusza odbywał się w wannie ja w takim uczestniczyłem.
Kiedy pod Krakowem można było w ogrodzie braci wybudować zadaszenie i postawić proste ławki na letnie spotkanie, to było wielkie przedsięwzięcie młodych i starszych wiekiem.
Gospodarze pichcili w kuchni proste posiłki, materiały były z naszych prywatnych pieniędzy. To, rzeczywiście był radosny okres, każdy był pod wrażeniem: uczynny pełen troski miłości względem drugiego.
Tak było do momentu kiedy powstało biuro w Nadarzynie a przewodniczącym biura był br. Zygfryd Adach schorowany człowiek o jednym płucu.
Władysław Sukiennik dusza człowiek nie wspomnę o innych.
Za wielką wodą Centrala w Brooklynie pławiła się nie tylko w dolarach miała akcje papierów wartościowych z biegiem czasu przy poparciu politycznym umacniała swoje udziały w spółkach: broni , pornografii, wyrobów tytoniowych jak również w przemyśle filmowym Hollywood - tu był wielki przypływ gotówki - jak w kraju Biznesu.
Tak przedstawiał się stary ''świat ''(Ww) obecnie wszystko się zmieniło, nie jeden z was widzi i dostrzega to na własne oczy.
Afera z ONZ , to pierwszy gwóźdź do trumny dla tej kłamliwej sekty, kiedy nastał okres Internetu wiele spraw wyszło na jaw.
Lecz w okresie kiedy byłem w sekcie lata siedemdziesiąte, pamiętam jak dziś i uważałem że to PRAWDZIWA RELIGIA - z biegiem czasu okazało się PRAWDA wyszła na jaw(Ww).
Więc trudno porównywać okres mojej młodości w sekcie z obecnym po tylu dekadach - która zmieniła swoja wyrachowaną pazerność od założyciela Pastora, który w tamtych swoich czasach handlował ''cudowną pszenicą'' czyli znów amerykański biznes.
Dlatego spierać się w dobie dzisiejszej o to czy tamto w sekcie jest diametralnie różne a nawet trudne do uwierzenia.
Osoby, które mają 60 + lat pamiętają i doskonale wiedzą jak było nie wspomnę o osobach 70+
Młode pokolenie nie pamięta tamtych dawnych lat, bo zostało wychowane w sekcie na innych wartościach, które zostały zmieniane wielokrotnie.
Kto z was pamięta (starsi wiekiem - tak) ks. ''PRAWDA,KTÓRA PROWADZI dożycia wiecznego'' na której poprzez studium oddał się kąpieli w wannie albo w bajorze, stawie czy rzece.
To archaiczne czasy zapamiętane w nielicznych umysłach tych, którzy jeszcze są tutaj n tym FORUM.
Co młodzi możecie powiedzieć o tamtych czasach znacie tylko z opowiadań nielicznych tamtych czasów.
Piszę bo przeżyłem tamten czas jaki doświadczyli świadkowie Jehowy w centrali , zborach jak również na różnych terenach - pozdrawiam
Zaliczam się jedynie do 50+ a kongresy w lesie pamiętam, i te na ławkach na prywatnej posesji. Był było chyba takie "centrum kongresowe" w Połczynie Zdroju. Mój dziadek brał tam chrzest.
Nie ma nawet zbiórek ubrań, żywności czy innych potrzebnych rzeczy. ym".
W latach 80 dostawaliśmy paczki od zborów (braci) z RFN z odzieżą.
-
Ja poznawalem prawdę w latach 90 XX wieku. Nie pamiętam lat wcześniejszych i znam je wylącznie z opowieści, ale mogę napisać, że ta organizacja w latach 90 wyglądala zupelnie inaczej niż teraz. Starsza ekipa nadzorców interesowala się czlonkami zborów. Dokonywali wizyt pasterskich, sam bralem w nich udzia jako sluga pomocniczy. Jak byla blacha sprawa, to do slużby uwawial się starszy i podczas gloszenia staral się porozmawiać z glosicielem, udzielić rady. Jak problem byl większy, to przychodzil na wizytę pasterską. Zebrania ksiązki, ośrodki pionierskie, budowy sal tzw RKB integrowaly ludzi. Warto też wspomnieć o NO, który podczas wizyty przychodzil na posilki do glosicieli. To też zacieśnialo więzi braterskie. Nawiązywaly się znajomości, bracia korespondowali ze sobą, spotykali na zgromadzeniach, jeździli w odwiedziny do siebie. Gościnność byla wszechobecna w zborach. Nie bylo klopotu aby zajść do brata lub siostry na kawę czy herbatę, drzwi u braci byly otwarte. Tak to mniej więcej wyglądalo do końca XX wieku. Czy byly rozwiązywane problemy życiowe? Po części tak, ludzie na pewno nie byli samotni, pozostawieni sami w sobie. Można powiedzieć, że zbory dbaly o siebie. Tak to pamiętam. Dziś się to zmienilo.
-
''...Tak było do momentu kiedy powstało biuro w Nadarzynie a przewodniczącym biura był br. Zygfryd Adach schorowany człowiek o jednym płucu. ... ''
-
A Różańskiego znałeś ṃoże ? .🤔 Odwiedzał kiedyś z wykładami polskojęzyczne zbory z w Niemczech . Ponoć też miał jakąś wysoką pozycję w strukturach tej organizacji .
-
A Różańskiego znałeś ṃoże ? .🤔 Odwiedzał kiedyś z wykładami polskojęzyczne zbory z w Niemczech . Ponoć też miał jakąś wysoką pozycję w strukturach tej organizacji .
Witaj Gostek: nie kojarzę tej osoby, może zaistniała później
-
W latach siedemdziesiątych (...)
Założyciel wątku zapytał o dziś, nie lata siedemdziesiąte.
To, że dziś organizacja śj wygląda zupełnie inaczej niż wtedy, nie podlega żadnej dyskusji, bo sami tę transformację widzimy.
Również zgromadzenia po lasach znam tylko z opowieści, bo zgromadzenia na które ja jeździłam były już na stadionach.
Jednak wracając do zapytania w wątku, niestety rozwiązywania rzeczywistych problemów braci nie ma, a jeśli to bardzo powierzchowne.
Jakby umknęło to ludzkie oblicze organizacji, które jeszcze działało jako tako w latach dziewięćdziesiątych i trochę dalej.
Później to już włączył się zimny tryb korporacyjny.
Organizacja zaczęła tracić empatię dla swoich wiernych.
W Polsce, nawet jak były jakieś fajne prywatne inicjatywy pomocy, były z góry hamowane.
Od razu były listy z odpowiednimi wskazówkami co i jak można, a raczej nie można.
Tak ucięto przygotowywanie się w małych grupkach do studium strażnicy.
Tak też zlikwidowano niby dla dobra braci i oszczędności zborowe studium książki.
Tak zahamowano organizowanie spotkań towarzyskich.
Tak zlikwidowano ośrodki pionierskie.
A wszystko w celu sprawowania kontroli.
Z głębokimi problemami w rodzinach, rodziny zostawały same.
-
Pytanie : czy Z.Adach byłby innym człowiekiem ,gdyby miał dwa sprawne płuca ? Wątpię . Żona miała na imię Aniela.
-
Pytanie : czy Z.Adach byłby innym człowiekiem ,gdyby miał dwa sprawne płuca ? Wątpię . Żona miała na imię Aniela.
Witaj paragraf4N wg.CK: tak masz rację Aniela Adach żona Zygfryda natomiast Maria zawsze towarzyszyła A i Z Adach, Maria z Anielą były bardzo zaprzyjaźnione zawsze towarzyszyły Zygfrydowi w różnych podróżach (to takie były papużki nierozłączki).
-
W latach siedemdziesiątych, strażnica była w warunkach prywatnych kwater braci (po domach), kiedy zbierali ''owoc'' na kartce z kalka wpisywano dobrowolne datki, bracia byli biedni więc ciułali guldeny i ''grupowy w rubrykach wpisywał 20, 30, rzadko zdarzało się, że sj dał 50 złotych - to była rzadkość (wielka suma tamtych czasów).
Konwencje w lesie były bardzo ubogie w gęstwinie lasu: między dwoma drzewami zawieszony był koc lub kapa przed, którą stał mówca przedstawiając wykład jedni siedzieli na samej gołej ziemi inni na kocu albo na pniu drzewa, kanapka z jajkiem, o kiełbasie można zapomnieć czy żółtym serem w ręku termos z gorącą herbata kawa to tylko marzenie.
A milicja penetrowała teren aby zakuć i wsadzić braci do ''suki'' i na komendę na przesłuchanie - były to czasy trudne, bardzo trudne nie jeden nakryty prochowcem czy parasolem przed struga deszczu, chrzest nowicjusza odbywał się w wannie ja w takim uczestniczyłem.
Kiedy pod Krakowem można było w ogrodzie braci wybudować zadaszenie i postawić proste ławki na letnie spotkanie, to było wielkie przedsięwzięcie młodych i starszych wiekiem.
Gospodarze pichcili w kuchni proste posiłki, materiały były z naszych prywatnych pieniędzy. To, rzeczywiście był radosny okres, każdy był pod wrażeniem: uczynny pełen troski miłości względem drugiego.
Tak było do momentu kiedy powstało biuro w Nadarzynie a przewodniczącym biura był br. Zygfryd Adach schorowany człowiek o jednym płucu.
Władysław Sukiennik dusza człowiek nie wspomnę o innych.
Za wielką wodą Centrala w Brooklynie pławiła się nie tylko w dolarach miała akcje papierów wartościowych z biegiem czasu przy poparciu politycznym umacniała swoje udziały w spółkach: broni , pornografii, wyrobów tytoniowych jak również w przemyśle filmowym Hollywood - tu był wielki przypływ gotówki - jak w kraju Biznesu.
Tak przedstawiał się stary ''świat ''(Ww) obecnie wszystko się zmieniło, nie jeden z was widzi i dostrzega to na własne oczy.
Afera z ONZ , to pierwszy gwóźdź do trumny dla tej kłamliwej sekty, kiedy nastał okres Internetu wiele spraw wyszło na jaw.
Lecz w okresie kiedy byłem w sekcie lata siedemdziesiąte, pamiętam jak dziś i uważałem że to PRAWDZIWA RELIGIA - z biegiem czasu okazało się PRAWDA wyszła na jaw(Ww).
Więc trudno porównywać okres mojej młodości w sekcie z obecnym po tylu dekadach - która zmieniła swoja wyrachowaną pazerność od założyciela Pastora, który w tamtych swoich czasach handlował ''cudowną pszenicą'' czyli znów amerykański biznes.
Dlatego spierać się w dobie dzisiejszej o to czy tamto w sekcie jest diametralnie różne a nawet trudne do uwierzenia.
Osoby, które mają 60 + lat pamiętają i doskonale wiedzą jak było nie wspomnę o osobach 70+
Młode pokolenie nie pamięta tamtych dawnych lat, bo zostało wychowane w sekcie na innych wartościach, które zostały zmieniane wielokrotnie.
Kto z was pamięta (starsi wiekiem - tak) ks. ''PRAWDA,KTÓRA PROWADZI dożycia wiecznego'' na której poprzez studium oddał się kąpieli w wannie albo w bajorze, stawie czy rzece.
To archaiczne czasy zapamiętane w nielicznych umysłach tych, którzy jeszcze są tutaj n tym FORUM.
Co młodzi możecie powiedzieć o tamtych czasach znacie tylko z opowiadań nielicznych tamtych czasów.
Piszę bo przeżyłem tamten czas jaki doświadczyli świadkowie Jehowy w centrali , zborach jak również na różnych terenach - pozdrawiam
Nadaszyniaku galopujesz po tej historii jak konie po Służewcu ;D
Między leśnymi konwencjami a otwarciem Nadarzyna w 92r były jeszcze konwencje w stodołach, gdzie do pieśni grała badacka orkiestra i od śpiewu odpadały deski w stodołach (ech nie to co późniejsze bimbanie na fortepianie z brązowego śpiewnika). Początek lat 80 tych, to mimo stanu wojennego pierwsze konwencje w halach sportowych. Od 83, 84 pierwsze już chyba według nowego nazewnictwa kongresy czy zgromadzenia na stadionach. Rok 85, 89 wielotysięczne kongresy międzynarodowe.
-
Szanowny Darew: świetnie, że bierzesz udział w dyskusji - ja napiszę to , Ty tamto i tak historia archaiczna uzupełnia się - ''biegną'' konie po betonie - pozdrawiam
-
Założyciel wątku zapytał o dziś, nie lata siedemdziesiąte.
Też wydawało mi się, że rozmawiamy o czasach współczesnych. W takich sytuacjach odzywa się moja chęć do ironizowania - za Russella bracia wspiera się z całych sił, w odróżnieniu od pierwszych świadków Jehowy, którzy się mordowali (Kain i Abel).
-
opieranie się na bardzo odległych wspomnieniach ze swojej młodości ma tę wadę że każdy człowiek w średnim wieku (a senior tym bardziej) ma tendencję do idealizowania własnych wspomnień z młodości, a wiele osób dokonuje nieuprawnionej projekcji jego własnego otoczenia na wyższe kierownictwo
dzisiejsi 80-latkowie i 90-latkowie idealizują Polskę Ludową jako krainę dobrobytu, krainę mlekiem i miodem płynącą, a nawet twierdzą że brak bezrobocia sprawiał, że rzekomo w tym samym zakładzie pracy pracowały kolejne pokolenia: dziadkowie ojcowie synowie i wnuki. Niektórzy twierdzą nawet że stosunki w zakładach pracy przypominały rzekomo więzi rodzinne. No ogród Eden po prostu. Do tego gloryfikowanie władzy (refren "za Gomółki pełne półki" itp, albo "wspaniale było za Gierka, gdy Polska rozwijała się" itp.)
twarda prawda jest inna: Polska Ludowa pełna była rozmaitych patologii i złodziejstwa i donosicielstwa oraz biedy z nędzą. Owszem, na chleb i mleko stać było każdego, ale cytryny i pomarańcze to rarytas dostępny tylko na święta. A za szynką stało sie w długich kolejkach. Owszem państwowy dentysta dostępny był od ręki, ale już skorzystanie z "darmowej" służby zdrowia i zapisanie się do sanatorium w uzdrowisku wymagało wręczenia wysokiej łapówki.
podobnie wyidealizowane są wspomnienia niektórych seniorów o organizacji świadków Jehowy w czasach Polski Ludowej. Owszem, zebrania w domach prywatnych, a po nich kawa i ciasto. Ale już np komitety sądownicze to jedna wielka patologia. Żadnych ograniczeń w krzywdzeniu ludzi, zwłaszcza kobiet. Dzisiaj chociaż niektórzy dranie boją się tego co powie biuro oddziału. Kiedyś pełna samowolka. Zdarzały się nawet skandale tak wielkie, jak "rozkazanie" 17latce aby natychmiast w dniu swoich 18 urodzin złożyła w USC wniosek że chce zawrzeć małżeństwo z gwałcicielem, który ma 40 lat i który niedawno ją zgwałcił. W ten sposób "rozwiązywano problemy" z korzyścią dla organizacji (zamiatanie problemu pod dywan) ale jednocześnie ciężko krzywdzono ofiarę gwałtu. Taki nr w 2025 "nie przejdzie", ale w 1974 "nikogo to nie dziwiło". Przecież "imię Boże musi być uświecane".
Pomimo takiej niefajnej rzeczywistości, pomimo np dręczenia kobiet na komitetach sądowniczych, ktoś może wspominać jak to było pięknie wspaniale i sprawiedliwie. A dodatkowo może tworzyć własną iluzję, jakoby ówczesne konspiracyjne kierownictwo sekty w Polsce Ludowej było wręcz idealne i bardzo empatyczne wobec zwykłego człowieka.
-
opieranie się na bardzo odległych wspomnieniach ze swojej młodości ma tę wadę że każdy człowiek w średnim wieku (a senior tym bardziej) ma tendencję do idealizowania własnych wspomnień z młodości, a wiele osób dokonuje nieuprawnionej projekcji jego własnego otoczenia na wyższe kierownictwo
Ponieważ użyłeś kwantyfikatora "każdy" muszę twojemu twierdzeniu zaprzeczyć.
Nie idealizuję tamtych czasów. Prawdą jest, że wiele osób z rozrzewnieniem wspomina dzieciństwo, bo pamiętają głównie piękne momenty z tego okresu.
Ja, ponieważ mam dobrą pamięć, zdecydowanie wolę swoją dorosłość.
-
Sebastianie,tak oczywiście może być w wielu przypadkach .Jednak nasz osobisty odbiór,tego co dostrzegamy na zewnątrz i to wcale w nie tak odległych czasach jest bardzo ale to bardzo subiektywny.
Przykład : znam wiele ludzi , którzy co roku jeżdzą w góry bo lubią góry a inni gór nie lubią i wybierają morze albo inne miejsca...
Z okresem "tzw komuny" różni ludzie mają osobiste przeżycia-jedni ten okres wspominają lepiej a inni gorzej i to wcale nie ze względów na swój wiek.Po prosto młodzi ludzie tego okresu nie pamiętają.
Jednak najczęściej przyczyną różnych sprzecznych opinii w tej samej sprawie jest u ludzi brak obiektywizmu.
Ludzie najczęściej nie będą źle mówić o swoich dzieciach,wnukach o błędnych wyborach zakupowych. Kupią mieszkanie w złym miejscu a będą wszystkim mówić ,że im się tam dobrze mieszka....😏 Dlatego z opinii ludzi należy zawsze wypośrodkować pewne tezy a odrzucić te najbardziej skrajne i bardzo osobiste.
Jeśli jednak większość byłych Świadków uważa ,że kiedyś w organizacji czuli się lepiej ,bo było więcej rozmów,bo było ciasto i kawa albo herbata po zebraniu to należy to przyjąć do świadomości jako fakt a nie iluzję tych osób.
-
Ponieważ użyłeś kwantyfikatora "każdy" muszę twojemu twierdzeniu zaprzeczyć.
miałem intencję napisać, że "każdy ma tendencję do idealizowania", ale oczywiście jeden ulega tej tendencji w większym a drugi w mniejszym stopniu
przyznaję jednak że bardziej szczęśliwe byłoby napisanie że "wielu ludzi" ma taką tendencję do idealizowania.
-
Jeśli jednak większość byłych Świadków uważa ,że kiedyś w organizacji czuli się lepiej ,bo było więcej rozmów,bo było ciasto i kawa albo herbata po zebraniu to należy to przyjąć do świadomości jako fakt a nie iluzję tych osób.
Nie kwestionuję tego, że bracia i siostry mogli czuć się lepiej w organizacji w której mogli napić się herbaty w towarzystwie współwyznawców i w której mogli porozmawiać przy jedzeniu ciasta...
Ale „nie kupuję” argumentów Nadaszyniaka, że kawa i ciasto mają „dowodzić” że ówczesne grona starszych w Polsce Ludowej miały więcej empatii wobec swoich owieczek...
Ja „nie kupuję” argumentów Nadaszyniaka, że wcześniej „zanim upowszechniła się korporacyjność amerykańska” starsi zboru rzekomo mieli „i czas i empatię” dla owieczek.
Co więcej, śmiem twierdzić, że w latach 70-tych skrzywdzono więcej ludzi niż obecnie, w latach 20-tych XXI wieku...
Brak internetu, brak telefonów, większa anonimowość, większa bezczelność pasterzy wobec owieczek...
Nawet jeśli ludzie „mieli czas”, to używali tego czasu np. do ingerowania w życie prywatne osób ze zboru.
Przykładowo „wizyta pasterska” u siostry która nie popełniła grzechu, ale musi tłumaczyć się z tego że ma narzeczonego ze świata i że w publicznym miejscu szła ze swoim narzeczonym trzymając się za ręce.
Czy w ten sposób „rozwiązywano problemy”? W ten sposób komplikowano życie.
-
Wybaczcie „upierdliwemu księgowemu” że przywiązuje dużą wagę do „cyferek”, ale...
Jestem pewny że Nadaszyniak (mimo że ma PESEL nieco starszy ode mnie) jest jednak „za młody” by pamiętać jak funkcjonowały grona starszych w latach 70-tych
Nawet gdyby założyć, że teoretycznie mógłby zostać starszym zboru ciut przed 30-stką, to aby być członkiem grona starszych w latach 70-tych, Nadaszyniak musiałby obecnie mieć około 80-tki
A z tego co mi wiadomo, Nadaszyniak nie jest „aż tak” stary
W latach 70-tych był dzieckiem albo nastolatkiem
Z tego powodu Nadaszyniak nie może pamiętać niczego o czym obradowało grono starszych zboru w latach 70-tych XX wieku
-
A ja widzę dużą różnice między tymi świadkami ,tych z osobistego wyboru,których jest już niestety coraz to mniej a tymi co to religię odziedziczyli w spadku od swoich rodziców.
Ci pierwsi mieli duszę. To coś,co pokazywało ,kim są tak na prawdę i to obojętne czy byli fajnymi ludzmi czy podłymi psychopatami a tymi teraz,najczęściej pozbawionych jestestwa, marionetkami podobnym do wydmuszek,którzy to jedną nogą stoją w organizacji a drugą w tym zepsutym świecie. 😜
Tacy zmieniają na prędko kolor skóry jak kameleon ,by nie podpaść nikomu.
Ot taka jest różnica między obecnymi a dawnymi włodarzami zborów.
-
Jego żona na zdjęciu, szczególnie w miniaturce, przypomina moja mamę.
Pewnie to zasługa trwałej i koloru garsonki.