Taka integracja, o której piszesz, jest w granicach błędu statystycznego.
Pracowałem jakiś czas temu 4 lata w pewnej firmie i miałem tam świetnych kolegów i koleżanki. Przebywaliśmy ze sobą po 8 godzin dziennie, a czasem nawet dłużej. Siłą rzeczy integrowaliśmy się, ale to było SIŁĄ RZECZY. Nigdy nie byłem u żadnego z nich w domu, a oni nie byli u mnie. Po pracy wyszliśmy razem gdzieś tylko kilka razy i znów tylko SIŁĄ RZECZY bo byliśmy razem w delegacji i trochę byliśmy na siebie skazani. Znałem żony dwóch z moich świetnych kolegów tylko dlatego, że też pracowały w tej firmie. Dzieci nie znałem żadnego z nich. Integrowaliśmy się? Tak, ale dlatego, że ze względu na pracę byliśmy ze sobą 8 godzin dziennie. Nasze działania podejmowane po pracy wskazywały na to, że nie jesteśmy blisko i że ta integracja nie jest naszym wyborem.
Przełóż to teraz na świadków, którzy są braćmi i siostrami, kochają się, są gotowi oddać za siebie życie itd. Wykonują pracę w rodzaju głoszenia i stania przy stojaku, ale to jest nadal praca. Do tej pracy wybierają w ogóle sobie ludzi, z którymi jest im lepiej i stoją tam, ale stanie na chodniku czy pomiędzy piętrami na klatce nie sprzyja rozmowom, które zbliżają ludzi - to są patologiczne warunki do jakiegokolwiek zacieśniania więzi. Oczywiście z punktu widzenia sekty może wydawać się, że to ich zbliża i łączy, ale to nie jest prawdziwe i nie wytrzyma próby. Narracja sekty tego nie zmieni.
Prawdziwe więzi społeczne polegały na czymś innym i dobrze to wiemy. Twierdzenie, że oni się tam integrują, jest jak przekonanie, że panowie, którzy odbierali dziś rano odpady sprzed mojego domu, są przyjaciółmi.
Gdyby chcieli tych ludzi naprawdę ze sobą zbliżyć, wystarczyłoby znów przywrócić małe zebrania w grupach służby, w domach prywatnych, na które przychodziło się wcześniej, rozmawiało, a po bywało, że siedziało się dłużej, niż trwało zebranie, z ciastem i kawą o 19:30, bo nikt się jakoś szczególnie nie martwił tym, że nie zaśnie, bo ludzie raczej cieszyli się ze swojego towarzystwa. Tak wyglądała prawdziwa integracja, a nie szeptanie przed czyimiś drzwiami.