Mnie próbowano raz swatać z pewną siostrą, bo pionierka, bo uduchowiona i w dodatku z mieszkaniem. A, że nie była w moim typie, nie stanowiło to problemu
Kiedy indziej odradzano zainteresowanie inną siostrą - co akurat wyszło mi na dobre.
W roli swata odradzacza wystąpił - tu uwaga: 'normalny' starszy

Natomiast dziewczyna, która została moją żoną, była mi odradzana przez zborowe plotkary, bo pochodzi z "podzielonej rodziny".
Te same plotkary działały też w drugim kierunku, ponieważ wówczas opiekowałem się chorą matką i ich zdaniem to mnie
dyskwalifikowało. Ot taki świadkowski pragmatyzm. Nie zadziałało. Jesteśmy ponad 20 lat razem.
W moim zborze była też panna z dwukrotnego odzysku: raz z bratem, raz ze "światusem", gdzie głównymi swatami okazali się jej rodzice, średnio majętni, za to z aspiracjami. Żaden delikwent spoza ich kręgu wyobrażeń nie miał szans startu, choć i sam obiekt westchnień był urody powiedzmy - nienachalnej.
Ogólnie mówiąc, podobnych sytuacji było dużo więcej. Praktycznie każda para, jaka zaczęła się ze sobą spotykać - była na celowniku najpierw zborowych plociuchów, a siłą rzeczy zaraz potem starszych. I wcale nie było tak, jak piszą w Strasznicy, że usposobienie duchowe, że aktywny w zborze, że rodzina w prawdzie itp. Guzik prawda. To było dobre dla wywiadów na zgroo. Tymczasem kasa, dobra praca, bogaty z domu - to było najważniejsze.