Książkę przeczytałem 22 i 23 grudnia. Czekałem na Sebka, bo zapowiadał, że dokończy ją czytać i napisze, ale skończyła mi się cierpliwość. Wiec moja opinia o książce "Czekając na Armagedon":
Czyta się ją fajnie, dość szybko, bo jest napisana jak ja to nazywam "lekkim piórem". Czyli jest to język potoczny, zrozumiały ale doskonale oddający na przykład grozę sytuacji, czy odczucia i uczucia bohaterów. Nic dziwnego - książkę napisała wrażliwa kobieta, która najprawdopodobniej sporo czerpała ze swojego życia, lub z opowieści bliskich, mimo tego, że kanwą książki są sytuacje fikcyjne.
Myślę, że książka pokazuje iż to, czego uczymy się w życiu ma swoje odbicie w naszym postępowaniu w chwilach zagrożenia, konfliktach społecznych, wojnach czy zawirowaniach gospodarczych. Ale może to dla nas być niebezpieczne, szczególnie wtedy, jeśli jesteśmy poddani pod wpływ ludzi nieodpowiedzialnych, cynicznych, obiecujących nam złote góry, czy rychłe zbawienie, jeśli tylko będziemy wykonywać ich polecenia. Skutki naszego im bezwarunkowego podporządkowania mogą być opłakane, a nieraz nawet tragiczne. Jak pokazuje autorka życie i czas zawsze zweryfikuje wszelkie nasze oczekiwania i wierzenia, a manipulacja i oszukiwanie ludzi wychodzi na jaw. Szkoda tylko, że czasami za późno, bowiem wychodzimy z tego nieraz poturbowani, psychicznie złamani tym, że nic się nie spełniło, co nam obiecywano w imię Boga i Biblii. Albo tracimy zdrowie lub życie.
Pomimo pewnych drastycznych zdarzeń opisanych w książce, pomimo mniejszych i większych życiowych utrudnień oraz cierpień a nawet śmierci, mam wrażenie, iż jest to i tak dosyć realistyczna i optymistyczna historia, jaka przytrafiła się bohaterom powieści.
Mniemam, iż autorka napisze dalszy ciąg perypetii tych osób, które zakończą się hepi-endem, a my będziemy mogli wyciągnąć z ich przeżyć nauczkę dla siebie. Ale już teraz można powiedzieć, że zanim komuś zawierzymy i uwierzymy w jego obietnice rychłej szczęśliwości i zaangażujemy w to swoje rodziny i znajomych, warto wszystko sprawdzić wcześniej samemu, zanim życie wystawi nas na próbę.
Oczywiście, jak siadałem do lektury, to oczekiwałem, że będę się cieszył z pewnej rozrywki, bo już wcześniej chętnie czytałem fragmenty na blogu autorki. Dopiero potem naszły mnie takie poważne skojarzenia. Dlatego zapewniam Was, że fabuła nie jest ciężka, a książka o fikcyjnych perypetiach grupy świadków Jehowy jest chyba ewenementem na rynku księgarskim.
Możliwe jednak, że niektóre opisane tutaj elementy mogły się już zdarzać w przeszłości (druga wojna światowa, zakazy funkcjonowania WTS-u, czy też lokalne zawirowania historyczne w wielu krajach), a nie jest powiedziane, że coś z tego może się w przyszłości zdarzyć.Oby jednak było jak najmniej tych złych doświadczeń, czego życzę wszystkim głosicielom tego wyznania, zachęcając ich do wcześniejszego sprawdzania swoich wierzeń, a nie do czekania na to, że dopiero Armagedon rozwiąże wszelkie problemy.
No to teraz Sebastianie, kończ Waść czytać książkę i racz Waść tutaj wpaść! Może masz Waść jakąś maść na zbolałe serce, jeśli jakaś niewiasta przejęła się fabułą lektury. Chociaż pan Izydor Sztaudynger to pisał, że najlepsza to taka lektura: wyczytać z oczy, że cię pragnie która!