Ja w trakcie odchodzenia z organizacji byłem bardzo wierzący. Pewnie nawet nawet bardziej, niż przez całą wcześniejszą obecność tam. Czytałem dużo Biblii, modliłem się itd. Ale gdy pył po organizacji już opadł, to nagle pojawiła się potrzeba weryfikacji również własnej wiary. I okazało się, że była ona oparta jedynie na zapewnieniach WTS-u, które w wielu wypadkach okazały się fałszywe. Pierwszy człowiek pojawił się na ziemi 6 tysięcy lat temu? Bzdura. Ogólnoświatowy potop? Brak wystarczających dowodów, że takie wydarzenie miało miejsca. Spójność Biblii? Organizacja mi to wmawiała, ale im więcej czytałem ją samemu tym więcej sprzeczności dostrzegałem. Zdałem sobie sprawę, że gdybym urodził się w innym miejscu na Ziemi to pewnie otoczenie przekonywałoby mnie do innej "świętej" księgi. I tak powoli, bez przymusu od nikogo powoli odeszłem od swojej pierwotnej religijności. Teraz jestem... sam nie wiem? Z jednej strony nadal przyjmuję do wiadomości możliwość istnienia istoty wyższej od nas, ale nie przyjmuję już za pewnik żadnego konkretnego wyjaśnienia z tym związanego - ani tego chrześcijańskiego, ani żadnego innego.