Przedostatni odcinek: Picie jako hobby.
Tym razem Jehowa Bóg nie darował. Kazał wyrzucić z przenajświętszej. Więc starsi wyrzucili na zbitą skorupę. Dlaczego nie pomogli? Dlaczego nie leczyli? Dlaczego nie przypilnowali, żeby leczył się poza organizacją u specjalistów? Dlaczego świadkowie ratują obcych przed Armagedonem, a swoich skazują na zagładę wyrzucając ich z bezpiecznej „Arki’ wprost w odmęty „starego, złego świata”? Niestety, wielu tam bezpowrotnie tonie. Przecież rozpił się będąc cały czas świadkiem Jehowy. Organizacja nie stanęła na wysokości zadania, udawała, że nie widzi. Zawiódł on, ale przede wszystkim Organizacja.
Całe młode życie poświęcił dla niej. Zostawił w niej wiele godzin, dni, tygodni, miesięcy i lat głoszenia, chodzenia i przebywania na zebraniach i kongresach. Dawał dobrowolne datki. Bronił ją zajadle przed ‘oszczerstwami’. Cierpiał za nią prześladowania, może odczuwał niedostatek, może jego dzieci odczuwały braki bo pił, a organizacja i tak musiała dostać to co chciała. Jak był jej potrzebny to go chciała. Ale jak on jej potrzebował, to go wyrzuciła jak zużytą, podartą ścierkę. A niech zdycha. Rodzina niech się teraz sama z nim użera. Organizacja nawet złamanego szeląga nie da na jego leczenie. Nie po to bierze, żeby teraz oddawać. Jak się sam pozbiera, ogarnie, wyleczy u specjalistów z tego złego starego świata, to go przygarną z powrotem. Znowu będzie użyteczny. Będzie robił co mu ona każe, to będzie dobrze. Będzie robił! Bo teraz będzie się bardziej bał ponownego wyrzucenia i ponownego naznaczenia. A ci specjaliści? I tak zginą w Armagedonie. Są przecież poza ‘arką’, często w „Babilonie Wielkim”. To nic nie znaczy, że jako tako doprowadzili do porządku członka organizacji Jehowy i ona będzie mogła z niego znowu czerpać korzyści.
Nie wie, że go skrzywdzili. Nie wie, że tak się z bliźnim nie robi. Jezus tak nie robił. Przecież karmił, leczył i uzdrawiał, litował się nad ciężką dolą ludzi z nizin chociaż nie należeli do jego uczniów.
- Przebywał poza zbawienną arką rok czasu. Odetchnął z ulgą jak się proroctwa ‘jego’ wyznania nie spełniły i nie przyszedł w tym czasie Armagedon. Paradoksalnie to nie spełnienie, ale niespełnienie tego co liderzy tego ugrupowania każą zwykłym głosicielom głosić, uratowało mu tyłek. Nie wiadomo czy i kto mu pomagał. Na pewno najbliższa rodzina. Nie wiadomo, czy przestał pić. Może z szedł do najgłębszych podziemi. Jak tyle lat starsi nie widzieli, że pije, to i teraz nie zobaczyli. W każdym bądź razie po roku przyjęli go z powrotem. Szybko. Ten co był raz widziany jak pił przy torach, dziesięć lat był poza, a on co pił tyle czasu, szybko Jehowie był potrzebny. Teraz za to musiał odpracować z nawiązką tę swoją słabość. Był widziany ciągle na zewnątrz, jak głosi po domach i jak stoi ze stojakiem. Musiał się pokazywać i głosić swoim kompanom światusowym od kieliszka. Musiał być ciągle na zewnątrz, aby był pod obserwacją. Ale obserwowali go też inni. Jeden poszedł za nim jak tamten skończył głoszenie przy stojaku. I gdzie poszedł nasz znajomy? Prosto do baru piwnego! No cóż, był już po służbie. Było gorąco. Musiał się nawodnić. Piwo dobrze gasi pragnienie. Nie ma podstaw. Poza tym, to jeden świadek, to żaden świadek. Takie jest zbójeckie (przepraszam- Jehowy) prawo.
Cdn.