Fajnie Cegło, że założyłeś ten wątek, bo od pewnego czasu coś mnie gniotło, coś mnie mówiło, że dobrze by było dla ogółu, aby opisać o pewnych zdarzeniach i przeżyciach, niekoniecznie swoich, ale także o takich, które obserwuje się w swoim najbliższym otoczeniu. A one są często najbardziej ulotne, odchodzą w zapomnienie, a mogłoby szersze audytorium wyciągnąć wnioski, czegoś się nauczyć. Oczywiście teraz będę pisał z pozycji osoby nie będącej świadkiem Jehowy, lecz często zdarzenia będą sięgać do czasów gdy tam jeszcze byłem. Z tego też wynika, że pisząc o problemie uzależnienia alkoholowego członków organizacji Świadków Jehowy nieraz nie będę posiadał kompletnych informacji.
Ale, że temat jest bolesny – alkohol pity bez umiaru niszczy zdrowie fizyczne i psychiczne osoby pijącej (zdarza się, iż zabiera także życie), ale często i także jego rodziny i najbliższego otoczenia. Często wikła także te osoby w organizacji, które wiedzą o upijaniu się kogoś, lecz przez cale lata nic z tym nie robią – boją się ‘kablowania’, solidaryzują się z pijącym w imię przyjaźni czy też dotyczy to żon świadków, które nieraz całe życie zmagają się z nałogiem męża i jednocześnie tak zwanej głowy domu, ale nie idą z tym do starszych. Borykają się jednocześnie z tak zwanym realem, zdane na same sobie, z wychowaniem dzieci, z noszeniem ciężkich siat z zakupami z daleka, bo mąż i władca zawsze jest „chycony” i nie może wsiąść za kółko, chociaż w garażu stoi piękna i wypucowana fura. Nie napisałem tego z tak zwanego sufitu, tylko naprawdę znam takie przypadki. To jest często ta codzienność świadkowska poza Strażnicowa, nigdzie nie opisana, czekająca na swoje odkrycie. Ukrywają ten problem także z tego powodu, iż często nie mają nic do powiedzenia w domu, ale także i w zborze. Rola żony, matki, gosposi – wynieś, przynieś, pozamiataj, za drzwiami postój - bo ‘pan i władca’ ma teraz spotkanie ze starszymi, przygotowuje się, jest teraz zmęczony usługiwaniem i musi ‘odpocząć’ (a leży ‘do góry kołami’ w innym pomieszczeniu, a żona i ‘siostra’ kłamie do telefonu czy domofonu, albo przy drzwiach, że męża nie ma w domu). Piszę o tym po to przede wszystkim, aby oddać szacunek tym steranym przez życie „siostrom”, którym organizacja zamiast pomóc, dokładała jeszcze pracy w zborze. Bo tylko to może im dać. Różne są motywy i różne zależności wśród ludzi, ale także wśród świadków. Na przykład głosiciel ma mniejsze szanse ujawnić i udowodnić fakt, że jego nadzorca czy starszy pije. W drugą stronę to działa już lepiej i szybciej.
Powstaje także pytanie, czy po zamianowaniu takiego wcześniejszego alkoholika (lub pełniącego wcześniej już jakąś funkcję i będącego po przywróceniu mu jej), który w pewnym czasie został złapany na gorącym uczynku i ‘wyraził skruchę’ obiecując, „że nigdy więcej”, którego leczyło się tylko permanentną służbą głoszenia od domu do domu, częstymi zebrankami i dawanymi dodatkowymi zajęciami, by był ciągle na oku oraz stojakami – czy można na nim polegać, iż już na pewno nie pije, czy jednak graniczy to raczej z pewnością, że przeszedł on właśnie do głębokiej konspiracji i do głębokich podziemi, do tak zwanej ‘partyzantki’, co będzie jeszcze trudniej wykryć? Wiadomo przecież od dawna, iż uzależnieni od czegokolwiek mają zmniejszone umiłowanie Jehowy i mniejszą do niego bojaźń, a większe umiłowanie do używek.
Cdn.