może się komuś narażę ale napiszę co myślę:
Nie masturbuję się.
To błąd, powinieneś w końcu zacząć. Wybacz mi tę małą złośliwość, ale z mojego doświadczenia życiowego wynika że bardzo często właśnie świętoszkowaci ludzie popadają ze skrajności w skrajność najpierw obnosząc się ze swoją religijnością i wstrzemięźliwością seksualną a potem odbija im w drugą stronę i popadają w wielką niemoralność.
Nie każdy jest aż takim pajacem jak "mistrz Europy w tej konkurencji" czyli były pisowski premier Kazimierz "yes yes yes" Marcinkiewicz, który pierw najpierw należał do najbardziej religijnej frakcji w bardzo religijnym PiS-ie, a potem odwaliło mu w drugą stronę i znalazł sobie kochankę dużo młodszą od swojej córki i jeszcze latał z nią po różnych brukowych gazetach i po stacjach radiowych, aby opowiadać jak bardzo jest zakochany. Naiwny Kazik nie dostrzegał że laska od samego początku planuje oskubać go z kasy i zostawić.
Ale nieco mniejszych pajaców jest na pęczki, także w zborach - i często zaczyna się właśnie od deklarowanego rygoryzmu w sprawach seksualnych, potem człowiek taki "chciałby mieć prostytutkę w abonamencie", (ale ponieważ "zbór mu tego zabrania dopóty dopóki urzędnik nie przybije pieczątki na dokumencie", a facet "myśli jajami",) więc poślubia kobietę której prawie nie zna i nie ma z nią wspólnych tematów do rozmowy, następnie traktuje tę kobietę (będącą już jego ślubną małżonką) jak gumową lalkę tyle że wykonaną z innego niż guma materiału, a koniec końców zostawia ją, pozorując "biblijne powody" do rozwodu, bo bez tego "kolejny abonament na kolejną gumową lalkę" nie jest możliwy.
No dobra, ulżyłem sobie, a teraz merytorycznie:
Nabonicie, przyjmij do wiadomości że istnieje takie zjawisko psychologiczne nazywane "racjonalizacją".
Polega ono na tym, że jak coś się komuś nie mieści w głowie, to często szuka uproszczonych wyjaśnień, które go zadowolą.
Przykładowo mężczyzna nie dostrzega swoich własnych wad, tego że jego ex-narzeczona czuła sie przy nim źle, nierozumiana, niewysłuchana i tygodniami nie mogła doczekać się żadnego komplementu itd. itp. On dostrzega tylko to, że go zostawiła (no i tak się akurat złożyło jej kolejny partner ma dobry zawód) więc czepia się schematu "każda kobieta to dziwka" i zniesławia swoją ex-narzeczoną mówiąc że ona zostawiła go "bo liczyły sie dla niej tylko i wyłącznie pieniądze".
Przykładowo kobieta nie ma innych tematów do rozmowy niż wykłócanie się o to gdzie powinna leżeć łyżeczka a gdzie skarpetki i robienie dzikich awantur o to że facet nie wytarł butów gdy wszedł do mieszkania, nie dostrzega jego starań zaangażowania ani potrzeb uczuciowych. acet w końcu znajduje osobę dla której jest kims ważnym i która nie awanturuje się o byleco. Porzucona kobieta nie da sobie powiedzieć, że "była jak cieknąca rynna", ona po prostu "wie", że "każdy mężczyzna myśli tylko o uganianiu sie za spódniczkami" i twierdzi że zostawił ją tylko i wyłącznie dlatego że "każdy facet po 40-stce głupieje".
Na tych dwóch przykładach widać, jak ludzie mogą sobie wszystko zracjonalizować i uniknąć bolesnego zderzenia z prawdą na własny temat (w moich przykładach "nie umiałem zaspokoić potrzeb emocjonalnych narzeczonej" oraz "byłam cieknącą rynną") tylko szuka innych, łatwiejszych wyjaśnień pozornych.
Po tym wyjaśnieniu czym jest racjonalizacja przejdę do meritum:
bardzo często świadkowie Jehowy opowiadają o odstępcach różne bzdury bo nie chcą przyjąć do wiadomości że ktoś może znać nauczanie strażnicy i znając to nauczanie uznawać je za fałszywe.
Gdy ja przestałem być świadkiem Jehowy i stałem się gorliwym katolikiem nikt z mojego ex-zboru nie chciał przyjąć do wiadomości że mogłem po prostu dojść do wniosku że nauczanie straznicy jest sprzeczne z Biblią. Woleli uczepić sie okoliczności że krótko po odejściu ze zboru poznałem moją ukochaną Beatkę. Mieli zatem proste wyjaśnienie że zmiana wyznania nie jest (wg tychże "detektywów") związana z moimi zmianami światopoglądowymi, ale zrobiłem to dla dziewczyny. Ponieważ Beatka jest ponadprzeciętnie piękna więc wszystko tymże detektywom pasowało, bo uznali że można "zobaczyć Beatkę i stracić dla niej rozum". Alternatywne wyjaśnienie mówiło że "brata Sebastiana opętał szatan". Trzeciej możliwości (że Sebastian rozumowo uznał że nauczanie Kościoła Katolickiego może być zgodne z Biblią) nie chcieli przyjąć do wiadomości.
Oczywiście "jest dla mnie oczywiste że to co jest dla mnie oczywiste nie musi być oczywiste dla kogoś innego".
A zatem ktoś inny po przeanalizowaniu tych samych informacji które ja zbadałem kilkanaście lat temu mogły wyciągnąć inne wnioski (np. wniosek że ani Kościół ani ŚJ nie są religiami prawdziwymi albo wniosek że Kościół jest fałszywy a ŚJ są religią prawdziwą).
Ale dla świadków Jehowy wygodniejsze było przyjąć że "Sebastian zgłupiał bo kobieta przysłoniła mu cały świat" - wyjaśnienie było wygodniejsze bo nie wymaga zastanawiania sie jakie są argumenty za prawdziwością a jakie za fałszywością religii świadków Jehowy.
Tak działa racjonalizacja: człowiek przyjmuje to co wygodne zamiast tego co obiektywnie prawdziwe.
Twoje "ustalenia" dotyczące tego czy ktoś jest ofiarą cudzej zdrady czy sam kogoś zdradzał także mogą być obarczone błędem wynikającym z "pokusy racjonalizowania" faktów, aby były wygodniejsze do zaakceptowania.