Szlag jasny człowieka trafia czytając powyższe refleksje, ale niestety mam identyczne na ten temat zdanie.
Owo dopatrywanie się samego zła w spotkaniach nastolatków, te wszystkie listy, wskazówki, nieustanne 'wskazywanie na niebezpieczeństwa' stało się chyba czyjąś obsesją. Odkrywa też zupełnie złudny autorytet moralny tej instytucji utrzymywany nie przez zaufanie do zasad biblijnych oraz do siebie nawzajem, lecz poprzez ciągłą kontrolę połączoną z donosicielstwem - szeroko zachwalanym, i to praktycznie w każdej sferze życia. Kiedy się temu przyjrzeć bliżej, jest to przerażające.
Jestem przeciwny bezstresowemu wychowaniu i puszczaniu kilkunastolatka samopas, ale sprowadzanie wszystkiego do tezy, że kiedy chłopak spotyka się z dziewczyną myśli wyłącznie o tym, żeby się na nią rzucić, jest absurdalne, chore, obraża szlachetne uczucia. A przede wszystkim pokazuje jakie zdanie o swoich owieczkach ma sam WTS. Pragnie wychować posłusznych 'uduchowionych' tępaków bez obycia, dla których jedynym hobby powinno być studiowanie gazetek i 'budująca' rozmowa wyłącznie na ten temat.
Znany slogan ze Strasznicy brzmi: "Słudzy Jehowy trzymają się wysokich mierników moralnych".
Powinni dodać jeszcze: "pod warunkiem, że są pilnowani".