Na taki oto komentarz pewnej mamy natknąłem się na stronie welt.de. Pochodzi wprawdzie z listopada ubiegłego roku, ale myślę, że warto się z nim zapoznać. Jak w ogóle wy zapatrujecie się na takie historie? Mieliście kiedyś w służbie podobną sytuację? Np. pod nieobecność kogoś dorosłego zostawiliście literaturę?
Moje starcie ze Świadkami Jehowy
(Autorka: Teresa Nauber, Die Welt 20.11.2016, rubryka ‘Dyskusje o sektach’)
Stoją ze swoją Strażnicą przy dworcach i błogo się uśmiechają. Do zaakceptowania. Ale że ta religijna sekta faktycznie atakuje małe dzieci filmikami z iPada, tego już za wiele.
Widzę ich każdego poranka. W każdą pogodę stoją przed dworcem obok swego wózeczka i patrzą przyjaźnie na tłum ludzi śpieszących do pracy. Nikt nie przystaje żeby z nimi pogadać. Mimo to następnego ranka pojawiają się znów.
Ale ponieważ wyglądają tak sympatycznie, pozdrawiam ich: młodą rudowłosą kobietę, która ubrana jest jak moja babcia, która w ubiegłym roku skończyłaby 103 lata oraz mężczyznę obok niej.
Jestem o tym przekonana, że chcą naszego dobra. Chcą nas ratować. Tak, jasne. Świadkowie Jehowy wierzą, że tylko konkretna liczba ludzi może iść do nieba. Oraz że ich wiara chroni ich przed szatanem.
Ponieważ tak sobie stoją i oferują rozmowy o Bogu, mogę im to odpuścić.
Każdy przecież może sam zdecydować, czy wdać się w dyskusję, czy nie.
Podkładano mojemu dziecku iPada pod nos
Mam swoje konkretne wierzenia i nie potrzebuję nowych. A więc pozdrawiam ich... i idę dalej. Do dzisiejszego ranka. Oto nagle do tramwaju wchodzi pewna starsza pani i siada naprzeciw mnie i mojej niespełna trzyletniej córki. Majstruje coś przy swoim iPadzie, spogląda na mnie i pyta, czy już znam ich stronę internetową. Zanim się spostrzegłam, trzymała już mojemu dziecku przed nosem tablet i pokazywała mu jakieś animowane video.
W tym filmiku mała dziewczynka śpiewa, jak to cudownie jest kiedy ma się swoich rodziców. "Mamy więcej takich ślicznych filmików" – poinformowała mnie bez pytania starsza pani. Byłam trochę zirytowana, natomiast moja córka cała zachwycona. Nigdy nie mogła oglądać filmów w tramwaju.
„Wszyscy należymy do..” (seria książek z obrazkami dla dzieci- przypis mój) jest świetną rozrywką dla grupy trzylatków. Tyle że po prostu nie zawsze da się wszystko właściwie przekazać. Moja córka wpatrywała się więc zachwycona w ekran i stwierdziła: „Dziewczynka tutaj śpiewa”.
Kiedy dziewczynka skończyła – a ja nadal nie mogłam wydusić słowa, pani podniecona tapnęła ponownie w ekran i już leciał kolejny film. Dopiero teraz dostrzegłam pasek adresu w przeglądarce: jw.org – adres internetowy Towarzystwa Strażnica.
„Mamusiu, wolałabym znów czytać”
Spojrzałam na tę panią i zapytałam sama siebie, co teraz powinnam zrobić. Chciałabym jej teraz wytrącić tego iPada z rąk i zapytać co sobie myślała, pokazując niespełna trzyletniemu dziecku – bez zapytania siedzącej obok matki – video o charakterze religijnym.
Nie postąpiłam tak jedynie dlatego, ponieważ nie chciałam niepokoić mojego dziecka. Komunikacja niewerbalna między nami funkcjonuje jednak zadziwiająco dobrze. Mała odwróciła głowę do mnie i powiedziała: „mamusiu, wolałabym jednak znów czytać”.
Naprawde tak powiedziała! Cudowne dziecko!
Kbieta odwróciła się z dezaprobatą, pokręciła głową, schowała iPada i zaczęła cichym szeptem czytać Biblię w wydaniu Świadków. Odtąd zastanawiam się, czy był to odosobniony przypadek.
Towarzystwo Strażnica proponuje na swojej stronie całą serię takich filmów. Opowiadają one o tym, jak zdobywać się na odwagę obstawania przy swojej wierze, o tym, że do rodziny należy zawsze ojciec (czyli mężczyzna), mama (czyli kobieta) oraz dziecko; albo o tym, że „Jehowa wszystko pięknie uczynił”.
To idzie wyraźnie za daleko
Jasno widać, że w skład założeń tego wyznania wchodzi to, by z pomocą filmików animowanych wychować małe dzieci na szczerych świadków; żeby później sami byli gotowi w każdą pogodę stać przy dworcach. Albo w słowach Ciała kierowniczego z USA: żeby już najmłodszym „zaszczepić miłość do Jehowy w sercu”.
Jeśli Świadkowie Jehowy sądzą, że ma to być odpowiednia forma wczesnego wychowania, mogą uspakajać takimi filmikami swoje własne dzieci, z dala od mojego. Pokazywanie tego obcym dzieciom w tramwaju posuwa się już za daleko. Przede wszystkim, wtedy kiedy sens wyświetlenia nie jest jasno przedstawiony – otóż cicha nadzieja, że dziecko później zechce oglądać więcej i być może pytać: kim właściwie jest ten Jehowa.
Znam swoje dziecko. Jeszcze dziś wieczorem będzie mówić coś w rodzaju: „Chciałabym, żeby ta dziewczynka znów zaśpiewała”. Teraz do mnie należy, żeby ją przekonać, że książeczka z obrazkami jest nadal najlepsza rozrywką. Wielkie dzięki!