W środę 16 -01 osiem miesięcy po śmierci taty ,pochowałem w duchu świadkowskim moją mamę .
Dzień wcześniej zadzwonił do mnie " wujek " ze Szczecina , serdeczny przyjaciel moich rodziców . Gdy przeprowadził już swój pokrętny wywód o tym jak niszczę sobie życie bez Jehowy , wyzwał mnie przez telefon podniesionym głosem , bo zniszczyłem go spokojnymi argumentami . Odezwał się w nim dawny szeryf zboru , który myślał , że krzykiem doprowadzi mnie do zmiany myślenia.
Rozumiem , że potraktował to jako misję ratowania mnie . Ale trzeba być idiotą aby wrzeszczeć dzień przed pogrzebem .