Zdaję sobie sprawę ,że przez ostatnie trzy miesiące byłem nie znośny. Wydarzyło się w moim życiu wiele i nie wiele. Po długiej wyniszczającej chorobie zmarł mój tata. Byłem z nim do końca , trzymałem za rękę , mówiłem ze go kocham choć nie wiem ile z tego do niego docierało w stanie agonalnym , ale wyczuwałem momenty gdy wracał świadomością . Ludzie , którzy umierają są nadzwyczaj spokojni.
Uroczystość była oczywiście typowa świadkowska choć przyjechała liczna rodzina rozsiana po Polsce , trochę to wymieszało towarzystwo. Oczywiście rodzeństwo ojca z Piotrkowkiego nie dawała mi spokoju , dlaczego ja duma do tej pory rodziców już nie jestem wyznawcą tego nurtu religijnego. Wykład przedstawił starszy zboru , notabene można by rzec mój kolega. Kiedyś przechodził trudny okres po śmierci żony i parę razy wyręczyłem go z wygłoszenia wykładów w zborach , w których był umówiony , bo kondycje miał kiepską.W każdym bądź razie w dwudziesto minutowym , pokrętnym wykładzie ani razu nie wspomniał o mnie i mojej rodzinie , za to mówił o bólu zony i córki . Syn nie istnieje w ich nomenklaturze , bo raczył się odłączyć.