Wierzę niemniej jest to kwestia wiary,nie pewności.
Wierzę tak jak ci,którzy powiadają:
"wiem,że moja żona [mój mąż] mnie nie zdradzi".
I wielu z nas jest tego pewnych.
Niemniej kiedy jednak dojdzie do zdrady mówimy.
Wierzyłem,ale wyszło inaczej.
Tak jest z moich wiem,czy wierzę.
Nie powinienem "posłuchać waszego punktu widzenia" ,ale słucham.
Tak jak czytam "zakazaną literaturę".
Tak czyniłem i tak już zostanie.
Mój światopogląd opiera się na zasadzie ,że istotne jest poznanie "różnicy".
Istotne "poznanie".
I o poznanie zawsze mi idzie.
W tym "drugiej strony".
Cudzego punktu widzenia.
Z osobistego doświadczenia,osobistego poznania.
Dokładnie jest tak samo.
Zadałem Ci pytanie 'Czy *TY* wierzysz?', bo zależało mi, żeby poznać *Twój* punkt widzenia, *Twoją* wiarę w to co mówi CK, *Twoje* podejście do tego tematu.
Religia ŚJ i ich organizacja to dla mnie coraz bardziej odległe tematy, w które mam coraz mniejsze zaangażowanie emocjonalne. Obserwując coraz bardziej z perspektywy działania tej grupy i mając jeszcze (chociaż coraz rzadszy) kontakt z osobami, które tam siedzą, niekiedy nachodzą mnie różne przemyślenia. O ile łatwo jest ładnie odpowiedzieć na pytanie na Strażnicy, o ile łatwo jest powiedzieć o tym czego się słucha i co się wałkuje na zebraniach (bo mają one poziom coraz niższy- ogarnąje już dzieci ze szkoły podstawowej - i to z tych niższych klas), to wydaję mi się, że coraz trudniej przychodzi szczera odpowiedź na pytanie: "Czy wierzysz w to, że dożyjesz armagedonu/raju/końca pokolenia?".
Ostatnio zadałem to pytanie jednemu ze znajomych, którego znam paręnaście lat, a który jest w organizacji: "Czy wierzysz w to, że za Twojego dożyjesz raju?". Pytanie rzucone niby ot tak, ale przysporzyło ono wiele trudności. Wiesz dlaczego, Robbo1? Bo ten człowiek wiele poświecił dla tej idei - nie poszedł na studia, nie skorzystał z kilku propozycji zawodowych, rzucił dziewczynę ze świata, która naprawdę kochał do szaleństwa, zrezygnował z budowy domu mimo, że trafiła mu się okazja kupna działki w naprawdę promocyjnej cenie. Ten ciąg wydarzeń miał miejsce, gdy mój kolega miał lat 19, dwadzieścia parę, 30. Wtedy naprawdę wierzył, że to kwestia paru lat i wszystko nadrobi (chociaż było to już po zmianie nauki o pokoleniu 1914). Dzisiaj bliżej mu 40stki i zaczynają dopadać go wątpliwości podyktowane prozą dnia codziennego - ciasne mieszkanie, brak lepszych ofert pracy (matura to dzisiaj absolutne minimum), żona, która bez 'ż' to tylko 'ona' i brak perspektyw. Facet, który jest na półmetku, a który zaczyna podskórnie czuć, że pewne rzeczy już absolutnie za nim...
Znam parę innych przykładów, które nie są odosobnione - kobiety przed 50tką, która w młodości (lata 90te) była pionierką bez szkoły, dzisiaj zaczepiła się na BP i przyznaje, że to jej pierwsza robota z umową o pracę i opłacanym ZUSem (wiesz Robbo1, ile ona dostanie emerytury o ile dożyje do niej wdychając opary benzyny?). Nie mówię już o przypadkach ludzi z pokolenia @Lebioda - ludzi, którzy już dzisiaj są na emeryturach, którzy żyli w przekonaniu o końcu świata 1975 albo o słuszności pokolenia, które to zostało zmienione w 1995 roku. Tamci ludzi po prostu są w organizacji, ale nie mówią głośno o tym, że raczej raju nie doczekają - bardziej chcą mieć nadzieję, że w się w nim obudzą.
Organizacja wpływa na ludzi. Z jednej strony chcę im dać coś niedostępnego, coś elitarnego. Pamiętam jak parę ładnych lat temu była u mnie w zborze akcja pt. "Usprawnijmy swoje usługiwanie" (a zbór miałem naprawdę fajny, normalny, strażnicowy). Usprawnienia miały dotyczyć kilku elementów - noszenia mikrofonów, korzystania z odkurzacza, ze środków czystości. Na pierwszy rzut poszło nagłośnienie. Po zebraniu wtorkowym wszyscy mężczyźni zostali zaproszeni, żeby zostać (ok. 30 braci stawiło się jak jeden mąż) . "Szkolenie" z obsługi mikrofonu, zwijania kabla i obsługi potencjometrów trwało godzinę! Godzina! 60 minut poświęcone w skupieniu, oddaniu i powadze jak prawidłowo podawać mikrofon, aby głos wychwalający Jehowę był słyszalny. Tydzień później na szkoleniu z odkurzacza było już 10 osób, a jak miało być szkolenie z obsługi mopa to siostry już po 'amen' uciekały z sali, żeby nie marnować czasu. Nie wiem czy byłeś starszym/sługą, ale czasem nasiadówki mające usprawnić prace zboru przyprawiały o mdłości - decydowano o tym, jakie środki czystości kupić, czy zainwestować w nowy odkurzać albo z czego zrobić hasło roczne lub czy dorobić następny komplet kluczy do otwierania przybytku sakralnego. A wszystko to naprawdę w najwyższej konspiracji, uczuciu powagi i takim oddaniu jakby chodziło o zarządzanie strategiczną firmą o skali międzynarodowej. Nie wspominam już o sprawach naprawdę przykrych i trudnych - na przykład, gdy 'zachęcano' parę do pobrania się jak najszybciej - ona lat ok. 21, on ok. 40. Miesiąc po ślubie ona z płaczem prosi tych samych braci o pomoc, bo on po ślubie powiedział, że nie potrzebuje seksu w ogóle, a chciał mieć kogoś blisko siebie. Bracia stwierdzili, że 'ciężko coś poradzić, trzeba było przed ślubem to ustalić, a teraz po wszystkim, a ona przecież przysięgała przed Jehową wierność, a brak seksu to nie powód do rozwodu - trzeba usiąść i wspólnie się modlić, a problem się rozwiąże'. W 'świecie' ludzie by powiedzieli:" To po ch* się pobierali?" - i mieliby rację.
Piszę Ci to, Robbo1, żebyś spróbował zrozumieć, że nie chodzi tutaj o doktryny, nazewnictwo czy ustalenie prawdy objawionej. Obojętnie czy Ty będziesz mówił, ze niewolnik koryguje nauki, my - że kłamie, Ty - lepsze zrozumienie, my - gubienie się w naukach, Ty - że nic Ci nie udowodniliśmy, my - że nic nie rozumiesz, to nie chodzi. Chodzi o ludzi - jako całość i jako indywidualne przypadki. Cieszę się, że masz dobrą pracę, bo jak obserwuję przy ETICS można zarobić i że nie dajesz sobie wchodzić na głowę. Naprawdę i bez podśmiechujek cieszę się, że Twoja córka się dobrze uczy i że umiesz ją nagrodzić. Nie będę wchodził Ci w prywatę, ale życzę Ci, żebyś nie zmarnował dziecka. Żeby organizacja nie spowodowała, że młoda zdolna osoba będzie biegać z wózkiem zamiast przygotowywać się do testów na prestiżowe kierunki studiów, żeby zamiast biegać na zebrania rozwijała swoje talenty po lekcjach, zamiast przyjmować adoratorów których liczba w czterech zborach wynosi 3 i pół mogła bez presji wybrać zaproszenie na studniówkę od najfajniejszego faceta w szkole. Bo ludzie z którymi piszesz i dyskutujesz w większości są dotknięci osobiście przez organizację stąd rozbieżności - Ty o naukach, doktrynach, mądrych książkach, my o doświadczeniu, życiu i emocjach.
Na koniec proponuję Ci zakład z przymrużeniem oka
. Chciałem się założyć, że jednak najpierw nas pochowają zanim przyjdzie armagedon, ale przecież to żadna korzyść. O dobrą butelkę - w ciągu najbliższych 15 lat zmieni się nauka o 144 000 powołanych do życia w niebie. Ja twierdzę, że wraz z ilością ŚJ będzie rósł odsetek spożywających i CK będzie musiało zmienić tę naukę, w ciągu pamiątki za niedługo będzie 100 000 chcących iść do nieba i trzeba będzie ten problem rozwiązać jak kwestię 'pamiętających rok 1914'. Wchodzisz?
I druga sprawa - z wczoraj. Wieczorem, gdy godzina była już skłaniająca do myśleniu o imprezie - słyszę łajanie w futrynę. Taka oto ekipa się do mnie dobijała:
Robbo1, co byś zrobił? Zarzucił te dzieci tytułami książek, dał czasopismo 'Dlaczego Jehowa nie lubi Halloween?', nazwałbyś ich naśladowcami szatana czy stwierdził, że trzeba znaleźć coś słodkiego i poprosić o możliwość zrobienia zdjęcia, bo naprawdę fajnie, że dzieciakom się chcę i że wyszło im to zajebiście?