Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 4 Gości przegląda ten wątek.

Autor Wątek: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"  (Przeczytany 171130 razy)

Offline matus

Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #60 dnia: 06 Wrzesień, 2016, 10:58 »
Zdecydowanie wolę wołowinę.
Bogowie są gorsi od Pokemonów, bo nie da się złapać ich wszystkich, tylko jednego (albo małą grupkę), bo się obrażają.


Efezjan

  • Gość
Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #61 dnia: 06 Wrzesień, 2016, 11:08 »
Też kocham koty, jak to w " kociej wierze" ;) ;)
Ja kocham koty po franciszkańsku. ;)
« Ostatnia zmiana: 06 Wrzesień, 2016, 11:52 wysłana przez Efezjan »


Offline Moyses

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 2 076
  • Polubień: 6226
  • Nie próbuj, rób albo nie rób, nie ma próbowania.
Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #62 dnia: 06 Wrzesień, 2016, 11:53 »
Jak się chwaliłeś, ze masz girl, nawet że jesteś zaręczony, to się nie dziw, że pojechałeś tylko na KSP. Obwodowy cię zwyczajnie oszukał. A koordynator strzelił Tobie w kolano, gdy mówił, że masz plany matrymonialne. A jak napisałeś o tym we wniosku, to....kaplica.

Wiedziałem, że nie ma co liczyć na 1 odcinek każdego dnia. Wszak poeci mawiali: "obietnice są po to, by je łamać". Ale jeśli piszecie oboje historię, to chociaż umówcie się, że w parzyste pisze jedno a w nieparzyste drugie. Niedziela jest wolna. I tak będziemy mieli co dzień jakiś odcinek.


Offline mav

  • Ja tu tylko sprzątam
  • Wiadomości: 1 228
  • Polubień: 6993
  • Nie sztuka się godzić, sztuką jest się wcale nie pokłócić.
Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #63 dnia: 06 Wrzesień, 2016, 13:25 »
Gdy składałem pierwszy wniosek na KU to jeszcze nie byłem zaręczony, ale i tak sie nie dostałem bo było za dużo chętnych. Mawiało sie wtedy że trzeba czekać 2-3 lata na przydział. W kolejnych latach składając wniosek było pytanie czy jest się zaręczonym, na co zgodnie z prawdą zaznaczałem "Tak". Gdyby ta organizacja działała po ludzku to by mogli odpisać że w takim razie nie kwalifikuję się na taki kurs, zaoszczędziło by mi to 3 lata czekania.

Z czasem załapałem się w organizacji na jeszcze jeden kurs, ale o tym w następnym odcinku ;).


Offline TomBombadil

Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #64 dnia: 06 Wrzesień, 2016, 15:14 »
Ja po kursie służby pionierskiej stwierdziłam,że tracę swoją świeżość. Wcześniej kierowana sercem i miłością ,potem weszły w życie schematy,które mnie bardzo uwierały. Nam na koniec kursu powiedziano,że do tej pory byliśmy partyzantami,ale teraz twoezymy wyszkoloną armię. I to był mój początek końca służby. Ja zawsze działałam inaczej. Modliłam się do Ojca ,zamiast pytać starszych i obwodowego. I miałam niesamowite przeżycia,świadczące o działaniu ducha(Ducha jeśli kto woli). Organizacja była jak grzyb,wrastała w każdą szczelinę i wypełniała przestrzeń i ciągle jej było mało.Aż chciał zająć miejsce Boga i zażądała chwały dla siebie. A tego już tolerować się nie da. "Dziateczki strzeżcie się bożków"!


Offline mav

  • Ja tu tylko sprzątam
  • Wiadomości: 1 228
  • Polubień: 6993
  • Nie sztuka się godzić, sztuką jest się wcale nie pokłócić.
Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #65 dnia: 06 Wrzesień, 2016, 15:17 »
Nam na koniec kursu powiedziano,że do tej pory byliśmy partyzantami,ale teraz twoezymy wyszkoloną armię.

Dokładnie to samo nam mówili. Już na samym początku kursu prowadzący zapytał czy wiemy, co oznacza skrót "KSP". Ktoś odpowiedział że "Kurs Służby Pionierskiej", na co prowadzący z uśmiechem powiedział: "nie, ten skrót oznacza: Koniec Służby Partyzanckiej".


Offline Salome

Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #66 dnia: 06 Wrzesień, 2016, 16:37 »
Organizacja była jak grzyb,wrastała w każdą szczelinę i wypełniała przestrzeń i ciągle jej było mało.Aż chciał zająć miejsce Boga i zażądała chwały dla siebie.

Sedno. Bolesne ale prawdziwe.
"Gdzie wszyscy myślą tak samo, nikt nie myśli zbyt wiele" Walter Lippmann


Offline tomek_s

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 2 109
  • Polubień: 2041
  • Nigdy nie byłem ŚJ.... KRK
Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #67 dnia: 06 Wrzesień, 2016, 21:41 »
I lubicie koty, ja też je kocham  ::)

Ja lubie, ale długo się gotują
„Lecz powiadam wam: Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim” (Mt 8:11),


Offline Andrzej

Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #68 dnia: 06 Wrzesień, 2016, 21:44 »
Mój pies też lubił.


Offline Lena

Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #69 dnia: 06 Wrzesień, 2016, 22:14 »
Ja tam nikomu nie obiecywałam codziennych odcinków, a w niedziele to ja pracuję. Nie każdy ma wolne weekendy, ja pracuję w gastronomii.
Ale właśnie wróciłam z pracy i może już jutro coś będzie....
« Ostatnia zmiana: 06 Wrzesień, 2016, 22:18 wysłana przez Lena »


Offline Szyszoonia

Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #70 dnia: 07 Wrzesień, 2016, 13:28 »
Ślub z Marleną wzięliśmy dopiero w styczniu 2010 roku, chociaż zaręczyliśmy się już w grudniu 2006, krótko przed moim przyjazdem do Kuchar. Wiem o czym myślicie: "3 lata? Czy was pogięło?!". To nie tak, że tak długo się zastanawialiśmy. Nie chodziło też o pieniądze (bo tych nie było ani w 2007, ani w 2010 roku). Powód był inny - bardzo chciałem się dostać na Kurs Usługiwania (2 miesięczne szkolenie na misjonarzy dla samotnych mężczyzn). W tamtym czasie było to jedno z najbardziej prestiżowych "osiągnięć" jakie mężczyzna mógł posiadać w organizacji. Wiele osób które były dla mnie autorytetami zaliczyło ten kurs i mnie również do tego zachęcano. Gdybyśmy się pobrali, to straciłbym tę szansę na zawsze (oczywiście wtedy nie spodziewałem się, że kilka lat później wprowadzą Kursy dla Małżeństw, a potem Kursy dla Ewangelizatorów, które miały niemal identyczny program, ale były przeznaczone dla wszystkich, w tym dla kobiet i dla tych po ślubie). Zatem oczywistym jest, że w końcu na ten kurs się dostałem? Guzik, a nie się dostałem! (Jedyny kurs na jaki się w tamtym czasie dostałem to Kurs Pionierski w sierpniu 2009 roku). Gdy w grudniu 2009 roku, po trzech latach czekania, koordynator zboru w końcu zadzwonił do Nadarzyna pytać co z moimi wnioskami bo czekam już tyle, a mam plany co do Marleny, to usłyszał w słuchawce: "powiedz chłopakowi, żeby się żenił". Najpierw przysłowiowy szlag mnie trafił (bo wcześniej nadzorca obwodu obiecywał mi, że się na ten kurs się dostanę nawet pomimo bycia zaręczonym, tylko muszę być cierpliwy), ale potem nawet się ucieszyłem. Miesiąc później byliśmy już po ślubie. 9 miesięcy później wyjechaliśmy na nasz pierwszy wspólny teren...

Dla mnie niesamowity jest fakt, ze starsi nie suszyli wam glowy o tak dlugi stan narzeczenski... Moje doswiadczenia w tym wzgledzie sa zgola inne. Kiedy zaczelismy, jak to sie wtedy w zborze nazywalo, sympatyzowac ze soba (byly nas 2 pary), to srednio raz w miesiacu bylismy na dywaniku i dostawalismy wskazowki, ze w zborze nie ma chodzenia i trzeba myslec o zareczynach. Jak sie juz zareczylismy, to znowu regularne rozmowy, ze aby uniknac rozpusty, bo przeciez wg starszych pokusa byla ogromna, to trzeba o slubie pomyslec... Jacy oni byli wtedy upierdliwi  >:( I stalismy sie takimi krolikami doswiadczalnymi, na ktorych starsi uczyli sie jak sobie radzic z mlodymi, ktorzy maj ku sobie ciagoty ;D Niestety efekt doswiadczen daleki byl od sukcesu. Oba malzenstwa, jak by na to nie patrzec "lekko" przyspieszone, by nie siac zgorszenia, rozpadly sie po paru latach. Wszyscy, oprocz mojego ex mamy nowych partnerow, ja jestem odstepca (a co  ;D), druga siostra zostala wykluczona, choc wrocila do org. , ale jak twierdzi tylko ze wzgledu na rodzicow, moj ex wlasciwie tez poza S.J.org. i tylko jedno z nas ciagle w tzw. prawdzie i nawet gdzies za granica w terenie. A wiec eksperymentalne swatanie raczej starszym nie wyszlo... I cale szczescie  :P


Offline mav

  • Ja tu tylko sprzątam
  • Wiadomości: 1 228
  • Polubień: 6993
  • Nie sztuka się godzić, sztuką jest się wcale nie pokłócić.
Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #71 dnia: 07 Wrzesień, 2016, 21:50 »
Dla mnie niesamowity jest fakt, ze starsi nie suszyli wam glowy o tak dlugi stan narzeczenski...

Oj, suszyli, suszyli. Zawsze odpowiadaliśmy, że robimy to ze względu na Kurs Usługiwania, wtedy trochę odpuszczali, ale i tak patrzyli na nas z niedowierzaniem.

PS. Za chwilę wrzucimy dalszą historię pisaną oczami Leny. Moja część pojawi się jutro.


Offline Lena

Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #72 dnia: 07 Wrzesień, 2016, 22:03 »

W tej kamienicy mieszkaliśmy przez te 3 lata pobytu w Wojcieszowie (połowa parteru była nasza)

Kiedy Maciek był już w naszym zborze po jakimś czasie wzięliśmy ślub. Zaraz po ślubie (23.01.2010) wyjechaliśmy w teren do miejsca, które wybraliśmy sobie sami. Właściwie to skorzystaliśmy z propozycji Maćka siostry, która mieszka w Wojcieszowie, żebyśmy przeprowadzili się do ich miasta. Opiekowali się oni mieszkaniem pewnego brata, które stało puste, a teren ich zboru podobno potrzebował przetrzepania. My potrzebowaliśmy właśnie zmiany terenu (szczególnie ja, gdzie swoje kąty znałam na pamięć, a one znały mnie...), a także życia na własnych warunkach, tylko we dwoje. Trzy lata, które tam spędziliśmy nie zawsze były kolorowe. Jak sobie teraz o tym myślę, to ani to miasto mi się nie podobało, ani ta przygnębiająca atmosfera, która tam panowała, ani mieszkanie, w którym tak do końca nie mogłam się spełnić jako żona i gospodyni "po swojemu". Bardzo chciałam urządzić tam nasze pierwsze gniazdko, ale ani nie mieliśmy na to czasu, ani pieniędzy. Nie stać mnie było nawet na ładne firanki. Zimą musieliśmy palić w codziennie w piecu, codziennie wynosić popiół i codziennie wycierać kurz, taki ciemny nalot z pieca. Jeździliśmy starą Laguną '98 r., która ciągle się psuła i ciągle pożerała nam olej. Czasem w lodówce mieliśmy tylko światło, trochę pasztetu i margarynę.


Autentyczne zdjęcie naszej lodówki w dniu, w którym zostało nam w portfelu dosłownie 5 zł na życie

Większość naszych środków wydawaliśmy na samochód i paliwo... Żeby głosić tam jako pionier trzeba mieć auto i naprawdę dużo jeździć. Odległość pomiędzy skrajnymi terenami jest stosunkowo ogromna. Bywają tam wioski długie na kilkanaście kilometrów. Nie czułam się tam dobrze. Nie lubię gór, sprawiają one że się duszę i mam wrażenie jakby miały mnie zaraz przycisnąć. (Miejscowość w której mieszkaliśmy była położona w dolinie). Czułam tam takie ciągłe oddalenie od moich stron, od rodziny - w końcu to było 300 km! Rzadko mogliśmy sobie pozwolić na odwiedzanie rodziców. Może dosłownie raz na pół roku, albo rzadziej. Bardzo mnie to przygnębiało. (A jeszcze słyszałam od jakiegoś "mądrego" świadka, żeby nie myśleć za często o swojej rodzinie, bo to powoduje opieszałość w działalności kaznodziejskiej, a to jest przecież najważniejsze - po to tam jestem). Nawet nie chce mi się wracać już myślami do tego miejsca. Jedyne co wspominam dobrze, to pionierzy których tam poznaliśmy. Tworzyliśmy zgraną paczkę i często ze sobą działaliśmy w terenie. Niestety, to też były przyjaźnie warunkowe...


Warunki do głoszenia czasami były... mało sprzyjające
Podgórki, 15 grudnia 2010 roku

Jeszcze muszę dodać, że tak jak już wspominałam, z racji mojego wrodzonego wycofania bardzo mnie męczyło głoszenie. Przychodziłam do domu wymęczona od ciągłego odpowiadania na te same pytania, od słuchania milion razy tych samych historii życia, od chodzenia i od picia niechcianych kaw i herbat. Wolałam głosić trzy razy na dzień ale po godzince, góra dwóch z przerwami, niestety pionierzy z którymi współpracowaliśmy mieli inny system głoszenia... W domu miałam ochotę się zakopać w podłodze i nie wychodzić przez trzy dni. A jeszcze miałam świadomość, że ze wszystkich pionierów mam najmniej godzin. Oczywiście rzadko wypracowywałam kwantum. To był dodatkowy powód do umartwiania się. Każde spojrzenie starszego mi mówiło, "kurde, no, Marlena, weź się do roboty, masz idealne warunki, nie pracujesz, tak jak inni pionierzy muszą, a nie wyrabiasz!" i ciągle się obawiałam że zaraz mnie zaproszą do pokoiku zwierzeń. Miałam też wrażenie, jakby niektórzy myśleli o mnie, że jestem leniwym pasożytem mojego męża. Z pracą dla mnie tam było ciężko. Właściwie każdy miał z tym problem. Kiedyś miałam taką sytuację w służbie:
Głosiłam z jedną z pionierek na wsi zabitej dechami i spotkała nas na drodze starsza siostra ze zboru, która tam mieszkała, gadka szmatka i nagle się pyta: ty pracujesz? Tak. A ty? Wskazując palcem na mnie. A ja, ja nie.... Acha, to Agatko*, ty po służbie przyjdź do mnie, dam Ci trochę jajek! :o (wniosek jaki miałam sobie wyciągnąć był taki, że darmozjadom się nie należą takie prezenty).
A na naszym pożegnaniu na Sali Królestwa zostałam w wierszyku nazwana "kurą domową", a na prezent dostaliśmy 9 litrowy garnek! ??? Pomijając całą sytuację prezent używam, ale heheszki z co niektórych twarzy pamiętam do dziś....
Trafiłam chyba do jeszcze bardziej zaściankowej wsi, niż ta, na której się wychowałam ;).

* imię zostało zmienione


Offline Lena

Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #73 dnia: 07 Wrzesień, 2016, 22:52 »
Dla mnie niesamowity jest fakt, ze starsi nie suszyli wam glowy o tak dlugi stan narzeczenski... 
Nie suszyli, ale jeden ze starszych po jednym piwku powiedział do mnie: "Chrzanić TAKIE zaręczyny!"
😳


Offline Nemo

  • El Kapitan
  • Wiadomości: 5 553
  • Polubień: 14441
  • Często pod wiatr. Ale zawsze własnym kursem.
Odp: "Brat Maciej od zawsze miał wątpliwości"
« Odpowiedź #74 dnia: 07 Wrzesień, 2016, 23:12 »
Przepraszam że się czepiam, ale na tym zdjęciu to jest albo siostra w spodniach, albo brat w damskich butach. Naprawdę... niestosowny ubiór. Ja rozumiem że warunki niesprzyjające, ale fason trzeba trzymać.  ;) ;D
Niemądrym jest być zbyt pewnym własnej wiedzy. Zdrowo jest pamiętać, że najsilniejszy może osłabnąć, a najmądrzejszy się mylić.
Mahatma Gandhi