Hej Wam wszystkim! Powyższe słowa pewnie długo będą mi dźwięczeć w głowie. Usłyszeliśmy je od wielu osób, które jeszcze kiedyś uważalibyśmy za bliskie. Usłyszeliśmy je w różnej formie od starszych, od nadzorców obwodu a nawet od własnej matki. Pewnie nie muszę wielu z Was przekonywać jak cholernie to boli...
Zdecydowaliśmy się założyć tu konto - piszę w liczbie mnogiej, bo pewnie niedługo dołączy tu też moja żona - po dzisiejszej rozmowie z teściową, chociaż forum znamy od dosyć dawna. W sumie nie wiem czego się spodziewałem po tej rozmowie, ale sprawiła ona, że coś w nas przeskoczyło. Od roku próbowaliśmy jej i innym członkom rodziny powoli pokazywać jakie jest nasze stanowisko i dlaczego, próbowaliśmy powoli otwierać im oczy... Dzisiaj okazało się, że wszystko szlag trafił, że to od początku było skazane na porażkę. Oni nas nie słuchali i nie słuchają. Odmawiają używania logicznego myślenia. Wierzą bezwarunkowo siedmiu gościom zza oceanu i wybrali ich ponad własne dzieci...
Kotłują się we mnie w tej chwili różne uczucia, od złości przez niemoc aż do nienawiści. Ciężko nawet powiedzieć do końca do kogo i do czego. Pewnie nawet to co teraz piszę nie ma za bardzo ładu i składu, z czego zdaję sobie sprawę, bo zwyczajnie nadal mnie trzyma po tej rozmowie. Rozmowie w której matka z łzami w oczach zamyka drzwi samochodu urywając rozmowę na temat tego co dalej z nami i wiedząc, z pełną świadomością, że to może być nasza ostatnia rozmowa, ale mimo wszystko decydując się na to, wybierając sektę zamiast rodziny. Nie mieści mi się to w głowie. Byłem w tej organizacji przez 20 lat, ale po prostu nie potrafię tego zrozumieć. Chyba nigdy nie zrozumiem do końca...
PS. Jesteśmy oboje z Kalisza. Jeśli ktoś z Was jest z tych okolic to zapraszamy do kontaktu, chętnie poznamy osobiście ciekawych ludzi z naszej okolicy!