Nie sądźcie z pozoru, ale sądźcie sprawiedliwie
To, co usłyszała od córki, powaliło ją z nóg, jej własne dziecko, jej kochana córeczka mówiła do niej jak do kogoś obcego. Próbowała się tłumaczyć, ale ta nie dopuszczała jej do słowa. Z każdą minutą czuła coraz większy niesmak i rozgoryczenie i jak starszych była gdzieś w stanie zrozumieć, tak bliskich już nie. Ona była gotowa za każdym swoim dzieckiem, za przyjaciółką, dobrym znajomym stanąć murem, a za nią nie stanął nikt. Słuchała córki i coraz bardziej miała jej dość, była zmęczona, tym co ją spotkało w ostatnich dniach. Nie chciała się już tłumaczyć, kłócić ani udowadniać, że to wszystko puste pomówienia.
Otworzyła drzwi i powiedziała do Ewy.
-Wyjdź, póki mam do ciebie resztki szacunku
- Ty do mnie? Oburzyła się córka. To tobie powinno na nim zależeć, abym ja miała.
- Ja na swój pracuję całe życie, a jeśli ktoś w to wątpi, nie jest wart nawet minuty mojej uwagi. Wyjdź, póki mam w sobie resztki cierpliwości.
Córa wyszła, odgrażając się, że będzie jeszcze żałować, bo prawdziwa chrześcijanka tak nie postępuje.
Właśnie, zastanowiła się Krysia, jak postępują prawdziwi chrześcijanie? Zamknęła drzwi, wiedziała, że tej nocy nie zaśnie, poszła wziąć silny lek nasenny.
Obudził ją dźwięk telefonu, spojrzała na zegarek, dochodziła jedenasta przed południem, to Jerzy dobijał się do niej, siedem nieodebranych połączeń.
Gdy odebrała usłyszała jego przerażony głos.
- Krysiu, co z tobą, wszystko w porządku, czekam na ciebie od godziny w parku?
Nie chciało się jej tłumaczyć przez telefon, kazała mu przyjść do siebie. Nim zdążyła się ogarnąć, już był przy drzwiach.
Otworzyła, na jego twarzy było naprawdę widać troskę, w ręce trzymał reklamówkę z jakimiś drobnymi zakupami. Zaczęła go przepraszać, przerwał jej.
- Ty pewnie bez śniadania? Najpierw zjemy, a później będziemy rozmawiać.
Wyrzuciła z siebie cały żal, ból i rozgoryczenie, a największe dla córki. Słuchał jej cierpliwie, a gdy przestała mówić zabrał głos.
- Widzisz, wychowałaś ją na dobrego świadka i takim jest.
- Tak, na dobrego, ale nie na tego, co to nie myśli. Odpowiedziała kobieta.
- Masz rację, nie obraź się za to co powiem, ale od myślenia to macie tych w USA. Wy członkowie, zwłaszcza ci szeregowi nie macie myśleć, wy macie wykonywać swoją robotę i nie narzekać.
Zobacz po sobie, gdybyśmy studiowali Pismo ze strażnicą, tego całego zamieszania by nie było. A tak, namówiłem cię na samą Biblię, zgodziłaś się i zaczęłaś myśleć, widzisz do czego to doprowadziło.
Krystyna się przeraziła, on miał rację. Nagle do niej dotarło, dlaczego CK tak bardzo naciska na to, aby nie czytać Pisma samemu, tylko z publikacjami. Niby można źle zrozumieć, nie, właśnie nie można dobrze zrozumieć, inaczej niż oni chcą.
Przyznała się znajomemu, że boi się weekendu, sama i bez zajęcia. Nie pójdzie do służby, nie przyjdą do niej dzieci, nie będzie niedzielnego zebrania. Mężczyzna, uśmiechną się i powiedział, coś na to zaradzimy.
Z samego rana w sobotę, przyjechał po Krysię z grupką swoich znajomych i pojechali na wycieczkę.
Było zbieranie grzybów, piknik na trawie, dużo śmiechu i radości.
Gdy pakowali się do odjazdu, spojrzała na rozpościerający się za nimi widok i pomyślała. Boże kochany, jak tu pięknie, mieszkam tu pół życia i nigdy tu nie byłam. I nagle poczuła dziwne ukłucie...czyżbym zmarnowała swoje życie? Wróciła do domu obładowana grzybami, miała zajęcie na całą niedzielę, Jerzy obiecał, że wpadnie jej pomóc. Była bardzo zadowolona z sobotniego wypadu, mimo zmęczenia czuła się odprężona i zrelaksowana.
Jej błogość zakłócił SMS...jutro o 10 masz spotkanie z braćmi.... Masz być. Cdn