Ostatnio sporo przebywam w szpitalu, przez te dwa tygodnie poznałam trochę pacjentów i odwiedzające ich osoby.
W jednej z sal leży pani, tak około siedemdziesięciu lat. Kiedyś poprosiła mnie o przyniesienie z kuchenki herbaty i od tamtej pory jak przechodziłam, zawsze pytałam, czy czegoś nie potrzebuje.
Pani na razie jest niechodząca, ale to tylko chwilowe.
Teściowa spała, poszłam do sklepu, gdy wracałam, kobieta siedziała na łóżku, weszłam do niej na chwilę i tak się zagadałyśmy. Kątem oka, zauważyłam, że na dole stolika leżą publikacje świadków Jehowy. Nie byłam pewna, a więc wzięłam krzesło i przesiadłam się na drugą stronę, zrzucając winę na słońce.
Tak, to była ich literatura, teraz po głowie chodziło mi, jak ją zagadać, jak wyciągnąć informacje?
Pochwaliłam jej sytuację, że choć uziemiona w łóżku, to bystra, czyta gazety. Zaprzeczyła, że to nie są gazety, ale literatura śJ. I już się temat potoczył.
Pani jest od urodzenia w organizacji, a w czasie naszej rozmowy ubolewała, że przez chorobę nie może głosić. Bo choć w szpitalu dużo ludzi, to jej sąsiadki są niekontaktowe i nie ma komu.
Nagle zaczęła mnie sprzedawać prawdę, już miałam jej odmówić, ale pomyślałam sobie, że co mi szkodzi jej po przytakiwać? Teściowa i tak śpi, ja nie mam co robić, a tak zrobię dobry uczynek.
Po jakiś czterdziestu minutach zaczęłam ją wypytywać o rodzinę. Odłożyła strażnicę i posmutniała.
Nie ma swojej rodziny, zawsze była pionierką (krótko mi wyjaśniła kto to jest), a gdy nią przestała być i postanowiła wypracować sobie emeryturę, było już za późno na zakładanie rodziny.
Jedyną jej rodziną jest brat i jego dwaj synowie z rodzinami.
A to brat też jest świadkiem? Zapytałam ze zwykłej ciekawości.
I teraz zaczęła się prawdziwa historia. Nie, brat nie jest świadkiem, kiedyś był, ale został wykluczony (znów wyjaśnienie co to takiego). Zapytałam, jak śJ traktują takie osoby?
Do oczu napłynęły jej łzy, nie odpowiedziała mi, po chwili zaczęła opowiadać.
Jakieś piętnaście lat temu w czasie głoszenia miałam wypadek, leżałam w szpitalu prawie miesiąc.
Lekarze dopytywali o rodzinę, a ja mówiłam, że nie mam. Odwiedzała mnie tylko moja sąsiadka. Nie wiem jak ona to zrobiła, jak odnalazła mojego brata, ale pewnego dnia stanął w drzwiach sali.
Rozpłakałam się na jego widok, nie miałam prawa niczego od niego żądać, oczekiwać. To ja razem z rodzicami, odwróciliśmy się od niego, gdy został wykluczony. Ojciec nawet na łożu śmierci powiedział, że nie życzy sobie, aby był na jego pogrzebie. Nigdy nie poznałam jego żony, nie znałam jego synów, ani wnucząt. A teraz on przyszedł do mnie, przytulił mnie i kazał nic nie mówić. Szlochałam jak dziecko, było mi wstyd, tak bardzo wstyd, niby uważałam się za kochającą bliźnich, a brakło w moim sercu miłości dla brata.
A teraz to on ten zły, potępiany, niedobry przyszedł, aby się mną zająć.
Zapytałam, czy bracią ją odwiedzali?
Za cały ten czas jak leżała, były tylko raz dwie siostry, ale tylko dlatego, że w pobliżu głosiły.
Zapytałam, czy to zajście zmieniło coś w jej wierzeniach? Odpowiedziała, że bardzo wiele.
Zrozumiała, że nie ma nic cenniejszego niż rodzina, cała reszta to tylko pozory i powierzchowność.
Nie powiedziałam wprost, że to doświadczenie otworzyło jej oczy, ale wszystko na to wskazywało.
Uważa, że jest za stara, by zmienić religię, ale teraz wierzy w Boga, kocha swoich bliskich, a to, że głosi to tak dla rozrywki, zaśmiała się dość głośno.
Naszą miłą pogawędkę przerwali jej krewni, małżeństwo po czterdziestce i młodzieniec około osiemnastu lat. To jeden z bratanków i jego rodzina. Później widziałam przez okno, jak spacerowali po parku, wożąc ją wózkiem.
Gdy następnego dnia, przechodząc obok jej sali, zajrzałam mówiąc dzień dobry i pytając jak się czuje?
Kiwnęła, abym podeszła bliżej, wtedy mi powiedziała..złociutka, jestem prawdziwą szczęściarą, musiałam się połamać, aby to zrozumieć. Gdybym była bogata, mogłabym pomyśleć, że lecą na mój majątek, a oni zwyczajnie są dobrymi ludźmi. Na odchodne dorzuciłam od siebie..w to wychowanymi przez odstępcę i jego świecką żonę. O tak, o tak powiedziała kobieta.
Dziś widziałam drugiego bratanka z córką jak wieźli ją na spacer, popatrzyłam na nich i uśmiechnęłam się sama do siebie. Los jest nieprzewidywalny, nie wiemy co nas w życiu czeka. Gdyby Bóg gardził tak bardzo odstępcami, jak robią to świadkowie, ta kobieta dziś byłaby skazana na dom opieki. A tak ma kochającą rodzinę, którą docenia, a gdy o nich mówi, oczy się jej śmieją jak dzieciakowi na widok ulubionej zabawki.
Nie mogę sobie odmówić...
Drodzy świadkowie, nim odepchniecie swoich bliskich, bo odeszli z organizacji, pomyślcie ile tracicie. Któż będzie Wam bliższy, kto pomoże w ciężkich chwilach? Nie każdy musi mieć tyle szczęścia co moja nowa znajoma. Są też rodziny, które nie potrafią wybaczyć odrzucenia. I gdy Wam ktoś kiedyś powie..idź do braci, będzie miał do tego prawo. Przecież nauczacie..taką miarą, jaką wy mierzycie, taką odmierzą wam.