Nawet szatan żądał zawsze, by cyrograf podpisywać własną krwią.
Opowiadał, jak siedział nad łóżkiem syna, niby było dużo lepiej, ale dla niego to był dramat. Cała ta aparatura, a pod nią jego opuchnięte i poturbowane dziecko, niedające żadnego znaku życia. Już wiedział, że podano mu krew i to w ostatniej chwili, ordynator powiedział..
-Złapaliśmy pańskiego syna, dosłownie za pięty jak już nam się wymykał.
- Panie doktorze i tak szybko nastąpiła poprawa?
- Proszę pana, krew to taki dar, którego się nie da niczym zastąpić. Pański syn jest młody, silny, brakowało mu tylko tego płynu, aby mógł zacząć wychodzić na prostą.
Widzi pan, kilka lat temu, miałem podobny przypadek, młoda dziewczyna z wypadku. Na nic gromada modlących się ludzi, jak brak paliwa w żyłach. Widziałem ten jej błagalny wzrok, przerażenie, ale wszyscy ją pocieszali, że będzie dobrze. Tylko czy takiego dobra ona chciała? Ja widziałem, że jak ta mała się boi , że nie chce umierać.
Nie rozumiem rodziców, którzy stoją i patrzą, jak umiera ich dziecko. Ja na ich miejscu nie przespałbym spokojnie ani jednej nocy.
Niech Pan się nie boi, jeśli Pan Bóg jest tak szlachetny, jak mówi Biblia, na pewno nie będzie miał do nikogo pretensji. W przeciwnym razie nie wyjdę z piekła. Uśmiechnął się i poszedł.
Ten lekarz choć młody było w nim tyle mądrości, doświadczenia, spokoju, a najważniejsze człowieka.
Bardzo ta rozmowa mi pomogła, pozwolił mi zostać przy łóżku syna, jak tylko długo chcę. Poczułem szarpnięcie za ramię, to pielęgniarka wskazała ręką na syna.
Moje dziecko było przytomne, pod tą pajęczyną rurek i kabli, ale już z tymi swoimi śmiejącymi się oczami. Chwilę mówiłem do niego, wycałowałem jego rękę i dopiero mogłem iść do domu.
Wiesz moje droga Przyjaciółko, choć bliżej Ci do moich synów niż do mnie to coś Ci napiszę, bo wiem, że mnie nie wyśmiejesz.
Nim zasnąłem nad łóżkiem rozmawiałem z Bogiem, nie ja się nie modliłem, ja się z nim targowałem jak z jakimś urzędnikiem, który chciał na mnie nałożyć jakąś karę. Mówiłem do niego, jeśli ja zawiniłem, niech mnie ukarze, a niech nie doświadcza mojego dziecka. Jestem gotów za niego oddać życie, to, że zwątpiłem w organizację, nie znaczy, że wątpię w Ciebie, choć przez chwilę bałem się, że Cię nie ma.
I jeśli teraz podjąłem złą decyzję, aby go ratować, to też ukarz mnie, a nie jego, on niczemu nie jest winien.
I wiesz..śniło mi się i słyszałem jak ktoś do mnie mówi.. Czy nie wiecie, że świątynią Bożą jesteście ? Jeśli ktoś niszczy świątynię Bożą, tego zniszczy Bóg, albowiem świątynia Boża jest święta, a wy nią jesteście.
I te słowa już kilka godzin kołaczą mi się po głowie. Nie wiem jak je rozumieć, dobrze zrobiłem, czy też źle?....cdn
* Materiał w części składa się z oryginalnego tekstu.