Nadzieja jest pierwszym krokiem na drodze do rozczarowania.
Cały dzień nasłuchał się, jaki to jest niestabilny, że powinien być uczciwy i przykładem dla innych, a nie sięgać po takie książki. Tak, dlatego że chciał być uczciwy, sięgnął po ,, Kryzys sumienia", aby stawić czoła zarzutom i rozwiać swoje wątpliwości. Efekt był całkiem odwrotny, myślał, że choć w części przyzna rację swoim braciom, a on jeszcze bardziej się zniesmaczył i zaczął analizować nauki, jakie do niedawna propagował.
Żona nie dawała mu spokoju, zawołała nawet na pomoc synów, aby z ojcem porozmawiali. Gdy ich odwiedzili, nawet nie potrafiła powiedzieć co ich ojciec czytał, nazwała książkę..szatańską lekturą. Starszy zapytał, jakie ma wnioski i co myśli o tym, co przeczytał? Młodszy zaś zarzucił go strażnicowymi sloganami, jakie kieruje się pod adresem ludzi słabej wiary i odstępców.
Wtedy im przypomniał, że to on ich nauczył tego wszystkiego i jeśli pozna nowe fakty, ma prawo je wyrazić, a oni jako dorośli ludzie powinni tego wysłuchać, a nie ulegać propagandzie.
Podał im książkę i powiedział..przeczytajcie i dopiero możemy na ten temat dyskutować. Starszy powiedział..ja czytałem, młodszy spojrzał na brata z przerażeniem, sam ojciec był zaskoczony, zaś matka zaczęła lamentować. Za co spotkała ją taka kara? Ona myślała, że na stare lata będzie miała spokój i piękne perspektywy, a tu takie nieszczęście. Starszy z synów podszedł do matki, przytulił ją i powiedział..mamo, wolisz żyć w pseudo spokoju, bo okraszonym kłamstwem? Tak ci będzie lepiej? Odepchnęła go od siebie i krzyknęła..nie mów tak do mnie. Od tej pory, rodzina podzieliła się na dwa obozy.
Mój Bohater (nazwijmy go Krzysztof) miał prowadzić niedzielne zebranie, zaplanował sobie, że na koniec pożegna się z braćmi i powie, dlaczego odchodzi. Niestety, nie było mu dane, żona była szybsza, doniosła na niego, zebranie prowadził ktoś inny, a gdy chciał coś powiedzieć na sam koniec, nie pozwolono mu. Podszedł do niego jeden z jego bliskich przyjaciół (tak mu się wydawało i tak go traktował) powiedział oschle.. Krzysztof, we wtorek przyjedzie brat..... masz przyjść na spotkanie. To nie było zaproszenie, to nie była prośba o spotkanie, to był rozkaz.
Nie miał zamiaru unikać rozmów, uważał ich za równych sobie, planował się podzielić swoimi wątpliwościami i liczył na konstruktywną dyskusję. I znów rozczarowanie. Przyjęli go jak kogoś obcego, trzymali na dystans i nie mieli zamiaru dopuścić do słowa. Został zasypany zarzutami i cierpkimi uwagami pod swoim adresem. Nie miał zamiaru tego słuchać, wstał i wyszedł. Na odchodne tylko rzucił, że jak będą chcieli z nim podyskutować jak równy z równym, wtedy mogą się spotkać.
Żona nie rozmawiała z nim w ogóle, kiedyś usłyszał jak mówi do kogoś przez telefon, że traktuje go jak powietrze, aby zrozumiał co traci. I póki nie zmądrzeje to ona nie zmięknie, a nawet będzie jeszcze bardziej radykalna.
Krzysztof zrozumiał, że żona kupczy ich związkiem, że ma się wyzbyć swojego prawdziwego ja, kłamać, oszukiwać siebie i innych, dopiero wtedy będzie jak dawniej. Jednak to niemożliwe, nie dlatego że tego nie chciał, on już myślał inaczej, a więc też był kimś innym.
Przeglądał fora, czytał historie różnych ludzi i bolał nad tym, jak wiele razy sam przyczyniał się do ludzkiego cierpienia. Będąc po drugiej stronie myślał, że to słuszne decyzje, że to dla czyjegoś dobra, ale wiadomo jak to jest z dobrymi chęciami. A chęci pod dyktando CK to chęci z piekła rodem, takie miał ostatnio zdanie....cdn