Nie wiem, ile miałam lat, osiem, dziewięć. Kuzyn nauczył mnie jeździć na męskim rowerze pod ramą. Taka byłam tym podekscytowana, że nie schodziłam z roweru. I wtedy woła ..przynieś drewna, tak zaraz, tylko się przejadę.
I to zaraz tak się przeciągało. Jadę i widzę jak sama idzie i niesie to drewno. Zdążyłam rzucić rower i zaraz dosięgła mnie złamana szczapa, którą we mnie rzuciła. A że miała masę zadziorów, rozorała mi kawałek gołego uda, poczułam jak krew spływa po łydce. Chciałam zobaczyć co mi się stało, a ona podniosła szczapę i mi nią poprawiła.
Później stałam pod studnią przemywałam sobie ranę i wyciągałam drzazgi, nie, nie płakałam. Nie miałam prawa, zasłużyłam sobie, a od niej usłyszałam, że dupa to nie szklanka.
Minęło tyle lat i ona w tym zajściu nadal nie widzi nic złego, widzi matkę jak Pan Bóg przykazał. Albo inaczej, widzi matkę jak Jehowa i organizacja zalecali. A ja widzę małą dziewczynkę, która stoi pod studnią z bolącą nogą i sobie obiecuje, że swoich dzieci bić nie będzie. A także matkę, której nienawidzi, tak samo, jak Jehowy i czasem chce, aby przyszedł w końcu ten armagedon i było już po niej.
Ona wspomina to z uśmiechem, a ja z rozdartym sercem. Ona jest z siebie dumna, w końcu tak dobrze mnie wychowała. Tylko nie wie, że z tego wychowania bardzo długo się leczyłam, a kto wie, czy nie zostanę w jakimś stopniu ,,upośledzona'' na zawsze.
Resumując, dlaczego tak jest? Organizacyjny beret tak mocno się niektórym zacisnął na głowie, żeby nie powiedzieć sfilcował, że niektóre obszary mózgu zostały pozbawione dopływu tlenu i obumarły, albo zwyczajnie stały się betonem.
Jedni ten uścisk mieli większy, inni mniejszy, ale u każdego pozostawił ślad. I każdy może się wypierać, że ze mną jest inaczej, ja jestem inny/inna. Nie oszukujmy się, choć przed samymi sobą. Mamy zryte berety, w mniejszym lub większym stopniu i zawdzięczamy to też sobie.
Jednak to nas nie usprawiedliwia ani nie upoważnia do oceniania kogoś, złośliwości lub żartów, żartów z życia innych. Żart jest wtedy fajny, gdy wszyscy się z tego śmieją, nie tylko sam pomysłodawca.
Adam miał prawo poczuć się urażony, w końcu jego życie porównano do kiczowatego serialu dla nudzących się ludzi lub emerytek, które pasjonują się życiem innych.
Ta historia to ludzkie dramaty, ból i morze łez, a wszystko swój początek miało w organizacji.
Jeśli kogoś nudziło lub mu nie pasowało, nie musiał czytać. Forum jest tak duże, że każdy znajdzie coś dla siebie, to nie jest organizacja, że jesteśmy ,,związani symbolem''.
Pocieszające jest to, że dla wielu ludzi ta historia była pomocna, czytając ją zdobywali siły do dalszej walki, do przetrwania. Czasem analizując wątek, podejmowali swoje, ważne decyzje, ponieważ widzieli, że można, że się da.
Bywały momenty, że nie dawałam rady odpisywać na maile. Jedni dziękowali, inni chcieli się wygadać, a jeszcze inni pytali co mają zrobić. Odpowiadałam na te nie wiadomości, odkładając swoją pracę na później. Dziewięćdziesiąt procent tych ludzi, to osoby, które się wcale nie udzielają na forum. A to znaczy, że nie są jeszcze gotowi się ujawnić lub odejść, a także to, że zapotrzebowanie jest ogromne.
Ci ludzie wyrzucali z siebie rozgoryczenie, żal, ból, dzielili się swoimi dylematami. Pytali co ja czułam, jak ja przeżywałam niektóre sprawy. Uczciwie im odpowiadałam, bez ogródek i bez upiększania, że płakałam, że rzucałam q..mi, że miałam czasem ochotę spić się do nieprzytomności. I wtedy z drugiej strony padało.. myślałem/łam, że tylko ja tak mam, że jestem słabeusz, a ty to taka silna jesteś. Nie, nikt z nas nie jest na tyle silny, aby przejść przez to bezboleśnie i na tyle słaby aby się z tego nie wydostać. Jak mi ktoś wczoraj powiedział, gdy się odbijemy od dna, później jest tylko lepiej. Wiele osób pisało bardzo od serca, czasem wręcz intymnie, za co czasem przepraszali i dziękowali, że ich nie oceniałam, potępiłam lub wyśmiałam. A kim ja jestem aby kogoś oceniać? Jeśli ktoś mi na tyle zaufał, że się otworzył, opowiedział o sobie to trzeba uszanować,a zaufanie jakim mnie obdarzyli potraktować jako zaszczyt.
Mam ogromne poczucie winy, czuję się podle. To ja namawiałam Adama do opowiedzenia innym o swoich przejściach . Przekonywałam go, że tak bogata historia może pomóc wielu osobom podnieść się lub spojrzeć na organizację z innej strony, tej tak często ukrywanej, nieludzkiej. To ja poniekąd naraziłam na to całą jego rodzinę i jeśli mogę coś zrobić to tylko przeprosić. Nie będę go namawiać do zmiany decyzji, dałam słowo, że nic więcej nikomu o jego życiu nie opowiem i danego słowa dotrzymam. I proszę o darowanie sobie głupie uwagi lub uszczypliwości.