Maro na pewno mam coś z babci, ale aż o taką odwagę siebie nie podejrzewam. Choć pasuje się powtórzyć...tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono.
Jak już poruszyłam temat żydowskiej rodziny to go dokończę.
Ojciec poszedł i przepadł, po tygodniu po nim poszła matka. Zostawiła swoje dzieci same na strychu i obiecała babci, że wróci po nie.
Dni mijały, a kobieta nie wracała, babcia dokarmiała ich tym co miała, jednak było jej szkoda dzieciaków.
Siedziały tam same w ciemnościach, a siedziały tak cicho, że sama babcia zapominała o swoich lokatorach. Pewnego dnia gdy jej dzieci jeszcze spały, sprowadziła dzieci na dół, doprowadziła do porządku, ubrała po swojemu i zapowiedziała im, że nazywają się Zośka i Władek Kowalscy.
Tak nazywały się dzieci sąsiadów, którzy na kilka miesięcy przed wybuchem wojny wyjechali do Francji.
Swoim dzieciom też tak ich przedstawiła i tak sobie żyli. Jedzenie dawała im takie jakie miała, ale nigdy ich nim nie torturowała. Jeśli miała możliwość dać im coś co mogli jeść tak robiła. A znała się na kuchni żydowskiej, jako panienka pracowała u Żyda jako pomoc domowa.
Zapowiedziała też dzieciom, że jeśli kiedyś ktoś będzie ich czymś częstował czego jeść nie powinni, niech jedzą. Bóg im na pewno wybaczy, on wie że jest wojna. Pewnego dnia jakieś 200 m od domu babci, na polanie swój obóz ponownie rozbili Niemcy.
Jeszcze tego samego dnia, przyszedł Polak, Niemiecki wysługiwacz z pytaniem czy będzie babcia im dawać mleko i jajka?
Z doświadczenie wiedziała, że tym panom się nie odmawia. Informator dziwnie przyglądał się jej dzieciom, ale sobie poszedł.
Którego dnia gdy przyszedł, przyniósł kawałek słoniny, zaczął kroić po kawałku i częstować dzieci. Pierwszy wziął Władek, za nim Zosia i mała Basia, a reszta nie chciała.
Zabierał wszystko mleko, a kury to jakby mógł to by jeszcze wykręcał aby więcej jajek dały. Babcia nie protestowała, wiedziała że tak trzeba. dla swojego i dzieci dobra.
Pewnego dnia dzieci bawiły się na podwórku przy bramie. Nagle wszystkie przybiegły do domu, tylko Zosi nie było. Babcia pyta...co się stało?
Na co dzieci chórem...Niemiec, Niemiec....
Wyszła przed dom, przy bramie stał jakiś oficer i łamaną polszczyzną rozmawiał z Zosią. Jak się nazywasz? Zosia Kowalska odpowiedziała dziewczynka. Z kim tu mieszkasz? Z bratem, ciocią i kuzynostwem. A gdzie twoi rodzice? Pojechali do Francji do dziadka, ale wybuchła wojna i nie mogą do nas wrócić. I wtedy do akcji wkroczyła babcia, aby dłużej małej nie przesłuchiwał.
Żołnierz okazał się bardzo sympatyczny, przysiedli z babcią na ławce przed domem. Znał trochę polski, bo miał sąsiadów Polaków. W domu została trójka dzieci za którymi bardzo tęsknił.
Następnego dnia znów przyszedł jak dzieci jadły na obiad ziemniaki z kompotem, zapytał czy tak lubią? Babcia odparła, że nie, ale nie ma nic innego. Wszystkie jajka zabieracie, mleko też, a więc co mam im dać? Jak to wszystkie? Zapytał zdziwiony, a słonina, a fasola, a kawa?
Babcia zrobiła wielkie oczy pyta jaka kawa, jaka fasola?
Okazało się, że Polak pośrednik nie dość, że nie donosił wszystkiego co zabrał od babci, to i nie dawał babci tego co Niemiec kazał dać w ramach handlu wymiennego.
Bardzo się zdenerwował, uderzył rękawiczkami o cholewę oficerek, wstał i powiedział...tak nie może być.