Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 4 Gości przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Z życia wzięte .....  (Przeczytany 345936 razy)

Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #360 dnia: 26 Październik, 2016, 22:12 »
Ha , a jak sie zasłoni stojakiem ?
Polecą iskry i kolorowa wystawka spłonie. :P
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline matus

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #361 dnia: 26 Październik, 2016, 22:57 »
Tazła na spacerze:
Bogowie są gorsi od Pokemonów, bo nie da się złapać ich wszystkich, tylko jednego (albo małą grupkę), bo się obrażają.


Offline NiepokornaHadra

  • Pionier specjalny
  • Wiadomości: 1 078
  • Polubień: 2333
  • "Zabierz ze sobą tylko dobre wspomnienia" (GD)
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #362 dnia: 27 Październik, 2016, 00:14 »
  Teraz to ja jestem o wiele mądrzejsza niż wtedy. Nie przemykam cichaczem, ale napieram z maczetą. :D

Perło moja najdroższa i ja ostatnio z maczetą do nich skaczę.
Trzeba pilnować, aby ostrze było odpowiednio naostrzone i 'za wolność' ;)

Czasem też można subtelni, podać im takiego słodziudkiego cukierka, oblanego miodem, a nadzianego trucizną.


Maczetą , ło rety ? Kopniak w krocze nie wystarczy ?

Najpierw musieli by je posiadać. Sądząc po niektórych tekstach czy zachowaniach, to............ nie ma z czego kastrować :P
"Bardziej niż w kwiaty, które więdną, możemy wdać się w chwasty. A te stale rosną i trudno się ich pozbyć" <T.O.P>

"...niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie..." <Immanuel Kant>


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #363 dnia: 27 Październik, 2016, 18:16 »
Tazła na spacerze:


 Matus sorry, mam trochę ładniejszą twarz, ale umówmy się,że tu byłam w masce dla niepoznania. :D


Perło moja najdroższa i ja ostatnio z maczetą do nich skaczę.
Trzeba pilnować, aby ostrze było odpowiednio naostrzone i 'za wolność' ;)

Czasem też można subtelni, podać im takiego słodziudkiego cukierka, oblanego miodem, a nadzianego trucizną.


Najpierw musieli by je posiadać. Sądząc po niektórych tekstach czy zachowaniach, to............ nie ma z czego kastrować :P

O taki cukiereczek to jest rozkoszny, jak widzisz że delikwenta później skręca, choć próbuje udawać twardziela. :D
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline TomBombadil

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #364 dnia: 27 Październik, 2016, 20:56 »
  Jakiś czas temu mój ojciec miał mieć poważną operację, lekarz oświecił nas co może się przytrafić.
Korzystając z chwili gdy byłam sama z ojcem, powiedziałam mu, żeby nie było problemów jak coś źle pójdzie, bo matka ( była decyzyjna)  nie zgodzi się na podanie mu krwi. On był innego zdania, uspokoił mnie, że załatwił to z nią.

Jeszcze tego samego dnia usłyszałam jak matka mówi do swojej siostry...w życiu nie wezmę na siebie takiego grzechu. Jak ma żyć będzie żył i bez transfuzji. Zmroziło mnie, nie miałam ochoty walczyć z całą rodziną, gdy liczy się każda minuta.

Poszłam do lekarza i powiedziałam jasno, kim jest matka i jak coś pójdzie źle, nie pozwoli ratować ojca i że zwiąże im ręce. Lekarz zajrzał w dokumenty, podrapał się po głowie i gdzieś poszedł. Później przyszedł do ojca i powiedział, że została dopisana jeszcze jakaś jedna klauzula związana z jego leczeniem , ma się zapoznać




No to wrzucę swoje 3 grosze,bo opowieści różne krążą na temat podawania lub nie podawania krwi. Pacjent przy przyjęciu do szpitala,gdy jest świadomy ,podpisuje stosowne dokumenty i wyraża zgodę na zabieg. Jest też informowany,głównie przez anestezjologa o wszystkich możliwych komplikacjach,aby podpisał świadomie zgodę. I koniec ,kropka. Nawet gdy straci przytomność,nikt już nie może zmienić jego decyzji. Ani żona,ani pełnomocnik,ani matka(gdy ma się skończone 16 lat wymagana jest też zgoda nieletniego, rodzic może mieć odmienne zdanie,ale liczy się decyzja dziecka,którą może zmienić tylko sąd). Stąd też opowiadanie,że ktoś nie wyrazi zgody na podanie krwi,gdy wola pacjenta została jasno wyrażona,jest po prostu fantazją. Pełnomocnik pacjenta może tylko i wyłącznie przypominać jaką decyzję podjął leczony. Nie może tej decyzji zmienić. I nikt się go nie pyta.
Gdy jesteśmy nieprzytomni,bez kontaktu z lekarzami,wtedy bliscy mogą podjąć za nas decyzję,pod warunkiem,że nie znajdzie nikt przy nas oświadczenia woli.
Dlatego to straszenie,że ktoś odmówi za nas podania krwi,to naprawdę  nie ma za wiele z prawdą. 
Zdanie zmienić może tylko dojrzały pacjent,gdy jest świadomy. Nawet oświadczenie o nie podawaniu krwi doniesione przez kogoś nic nie znaczy,jeśli pacjent w rozmowie z lekarzami zgodził się na zabieg i ewentualne ratowanie życia. Jego zgoda jest wiążąca.


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #365 dnia: 27 Październik, 2016, 21:01 »



No to wrzucę swoje 3 grosze,bo opowieści różne krążą na temat podawania lub nie podawania krwi. Pacjent przy przyjęciu do szpitala,gdy jest świadomy ,podpisuje stosowne dokumenty i wyraża zgodę na zabieg. Jest też informowany,głównie przez anestezjologa o wszystkich możliwych komplikacjach,aby podpisał świadomie zgodę. I koniec ,kropka. Nawet gdy straci przytomność,nikt już nie może zmienić jego decyzji. Ani żona,ani pełnomocnik,ani matka(gdy ma się skończone 16 lat wymagana jest też zgoda nieletniego, rodzic może mieć odmienne zdanie,ale liczy się decyzja dziecka,którą może zmienić tylko sąd). Stąd też opowiadanie,że ktoś nie wyrazi zgody na podanie krwi,gdy wola pacjenta została jasno wyrażona,jest po prostu fantazją. Pełnomocnik pacjenta może tylko i wyłącznie przypominać jaką decyzję podjął leczony. Nie może tej decyzji zmienić. I nikt się go nie pyta.
Gdy jesteśmy nieprzytomni,bez kontaktu z lekarzami,wtedy bliscy mogą podjąć za nas decyzję,pod warunkiem,że nie znajdzie nikt przy nas oświadczenia woli.
Dlatego to straszenie,że ktoś odmówi za nas podania krwi,to naprawdę  nie ma za wiele z prawdą. 
Zdanie zmienić może tylko dojrzały pacjent,gdy jest świadomy. Nawet oświadczenie o nie podawaniu krwi doniesione przez kogoś nic nie znaczy,jeśli pacjent w rozmowie z lekarzami zgodził się na zabieg i ewentualne ratowanie życia. Jego zgoda jest wiążąca.


    Tak masz rację, teraz to wygląda bardziej klarownie. Kiedyś było trochę bardziej zamotane. A mój ojciec z racji na swoje schorzenie często sam za siebie nie decydował tak do końca.
« Ostatnia zmiana: 27 Październik, 2016, 21:03 wysłana przez Tazła »
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Woland

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #366 dnia: 28 Październik, 2016, 08:59 »
dlatego teraz każą podpisać w obecności nadzorcy grupy służby a sekretarz ma kopię włączyć  dokumenty zboru. Zeby głosiciel w obliczu smierci myslał że nie ma wyboru bo podpisał. I żeby wykryć braci , którzy mają inne zdanie.
Na szczeście  u nas burdello bum bum i nadzorcy olali temat. Pewnie wypłynie przy obsłudze w trakcie kontroli dokumentów.

PS Opowieść tragiczna, myślę że moja rodzina zrobiłaby to samo.

 
No i teraz ostracyzm jest dla wszystkich, nie trzeba wykluczyć, żeby nienawidzić brata.

Takie nowe prawo miłości mamy po letnim kongresie.


Offline sylvia

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #367 dnia: 28 Październik, 2016, 12:23 »
Witam wszystkich
Tak się cieszę że do Was trafiłam
Nie czuję się już sama

Opiszę swoje przeżycia
Jestem wykluczonym sj wychowywanym w wierze od 3 pokoleń.
Czuję się wolna bo kiedy miałam wątpliwości to wstyd mi za nie było że pozwalam sobie na kuszenie przez diabła.
Największy wpływ jaki miał na moje odejście to przede wszystkim obłuda ludzi i zakłamanie.
 


Offline sylvia

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #368 dnia: 28 Październik, 2016, 14:25 »
Drodzy
Latam po tym forum jak dziecko w sklepie ze słodyczami
Ale chciałam podzielić się z Wami takimi moimi odczuciami.
Otóż na początku jak oni mnie za drzwi to ja i tak nadal czułam się śj mówiłam sobie grzeszni ludzie..kiedy słyszałam dzies o sj czy coś mówili w tv to ja czułam w sobie taki  wew puls że ja też jestem..
Od dłuższego czasu kiedy naprawdę nie tylko otworzyłam oczy ale i zaczęłam ich używać zrozumiałam że jestem taka pusta moja wiedza to takie siano,...
I miej więcej w tym czasie oglądałam film pt"oczy" na faktach gdzie w końcowych wydarzenia jest wzmianka że główna boh wstąpiła do organizacji śj i wtedy pomyślałam jakie to szczęście że ja już tam nie jestem


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #369 dnia: 28 Październik, 2016, 19:00 »
Witam wszystkich
Tak się cieszę że do Was trafiłam
Nie czuję się już sama

Opiszę swoje przeżycia
Jestem wykluczonym sj wychowywanym w wierze od 3 pokoleń.
Czuję się wolna bo kiedy miałam wątpliwości to wstyd mi za nie było że pozwalam sobie na kuszenie przez diabła.
Największy wpływ jaki miał na moje odejście to przede wszystkim obłuda ludzi i zakłamanie.

  Witaj Sylwia, fajnie że jesteś z nami. :)


=============================================

Adam

     To właśnie z nimi spędził swoją pierwszą w życiu Wigilię. Bał się tego dzielenia opłatkiem, siedział w nim jeszcze ten pogardliwy świadek to raz, a dwa bał się, że nie będzie umiał się zachować. I coś jeszcze, co bardzo długo siedzi w każdym, kto tkwił w szponach tej organizacji, wyrzut, że kogoś się zdradza. Te nauki są naginane, słowa dobrane w ten sposób, aby głęboko w pamięć zapadało nie sam sens, ale to, co się z człowiekiem stanie jak się sprzeciwi.
I nawet w Adamie, który się sprzeciwiał temu wyznaniu, czasem odzywał się świadek. 

Wszystko przeszło gładko, zjedli kolację, posiedzieli, pogadali, a później został na noc. Rano pani z synem poszła do kościoła, a gdy wrócili Adam przygotował obiad.
Byli pod wrażeniem, że taki młody chłopak, jest tak kreatywny w kuchni. Wykorzystał resztki z wigilijnej kolacji i przygotował wystawny świąteczny obiad.
Starsza pani wzięła go ucałowała w czoło i powiedziała, syneczku będziesz kiedyś dobrym mężem i głową rodziny.

Minęła zima, wiosna, nastało lato i wtedy nagle we śnie zmarła starsza pani. Obca kobieta, a jej odejście bardzo poruszyło Adama. Jej pogrzeb był pierwszym świeckim pogrzebem, w jakim uczestniczył. I wtedy się przekonał, że nie ma w nim nic złego, gorszącego, czego można się obawiać. I znów dotarło do niego, że organizacja wyolbrzymia, straszy i manipuluje swoimi ludźmi.

Bardzo mu jej brakowało, gdy przychodził dzień, kiedy zazwyczaj szedł do niej czuł pustkę, ból. Choć znali się krótko, dała mu tyle ciepła, tyle radości, że zapamiętał ją na zawsze, ją i jej brązowy fartuszek z dwoma kieszeniami. Gdy kończył pomagać u starszej pani i miał wraca do siebie, na odchodne pytała, Adasiu z której kieszonki? Nieważne, na którą wskazał, zawsze dostał jakiegoś cukierka, owoc lub ciastko. I choć na jego twarzy, życie odcisnęło się w postaci zmarszczek, to wspomnienie tych drobnych gestów powoduje, że się uśmiecha, a rysy łagodnieją. Jego oczy błyszczą tak samo, jak wtedy, gdy wyciągał rękę po niespodziankę z fartucha.
Nigdy nie zapomniał o swojej przyjaciółce, dwa razy do roku zapala znicz na jej grobie, zanosi jej bukiet ukochanych frezji i siedzi wpatrując się w nagrobek, a przed jego oczami pojawiają się obrazy z tamtych lat.
   
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #370 dnia: 30 Październik, 2016, 20:17 »

Adam


    Halinka wręcz zawlokła Adama do lekarza siłą, wymyślając mu przy tym od osłów i uparciuchów. Jego zasłabnięcie bardzo ją przeraziło, choć szybko doszedł do siebie, to jednak nie można było tego bagatelizować. Kilka dni badań nie wykazało większych chorób, jednak kardiolog zalecił spokój i brak większych wzruszeń, jego serce było już nadszarpnięte, należało je oszczędzać. Żona wiedziała, że to ona musi się zająć mieszkaniem teściowej, Adama nie można narażać na takie wzruszenia i stres.

Postanowiła poprosić znajome teściowej, które w jej ostatnich latach były takie pomocne, miała nadzieję, że i teraz jej nie odmówią. Bała się tam iść sama, nie wiedziała co zrobić ze stosami różnych publikacji, jakie tam podobno zalegały.
Znajome nie dość, że były życiowo doświadczone to także były powiązane z organizacją, im będzie łatwiej zadecydować.
Jak pomyślała tak zrobiła, obie się zgodziły i już następnego dnia czekały na Halinkę o wyznaczonej godzinie pod drzwiami mieszkania.
Jeden pokój był pełen religijnej literatury. Widać, że Zofia bardzo o nią dbała. Każda książka była obłożona w dodatkową okładkę, strażnice i inna literatura były ułożone chronologicznie, każdy rocznik zapakowany w folię. Były wszędzie, nie mieściły się w regale i pudle od wersalki, leżały na kocu pod oknem. Gaduła stanęła, ogarnęła całość wzrokiem i powiedziała, ja cię kręcę, ta nasza Zosia miała niezłego kota na punkcie religii.
Jej koleżanka nawet nie zaprzeczyła, a Halinka jako osoba poza tematem w ogóle nie wypowiadała się na ten temat. Wiedziała jednak, że ten pokój to kolejny dowód na fanatyzm jej teściowej.

Postanowiły zacząć od innego pomieszczenia, szło im dość sprawnie. Rzeczy, które się do niczego nie nadawało szło do worków i zaraz wynosiły do śmieci. Pościel, koce, kapy zapakowały do samochodu Halinki i zawiozła do schroniska dla zwierząt.
Gdy wróciła, kobiety kończył sprzątać pokój, na stole czekało stare pudełko. Gaduła wskazała głową na pakunek i powiedziała, to chyba rodzinne pamiątki.
Jakieś listy, stare zdjęcia, koperty, jej to nic nie mówiło, ale Adam na pewno chętnie przejrzy zawartość.
Przed wyjściem zatrzymały się przed pokojem z literaturą. Halinka spojrzała na swoje pomocnice i zapytała, drogie panie co z tym zrobimy, ja się nie znam, wy zadecydujcie?
Gaduła spojrzała na znajomą, szturchnęła ją łokciem i zagadała do niej, decyduj ty, jako świadek masz prawo, pani Halinka się nie zna, a mnie można oskarżyć o zemstę, zachichotała jak mała dziewczynka. Kobieta chwilę nic nie mówiła, nabrała powietrza i odparła....ja też bym to spaliła, a popiół wrzuciła do ubikacji i spuściła wodę....
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #371 dnia: 31 Październik, 2016, 21:53 »

Odrobina teraźniejszości....

 Byłam  na cmentarzu, poszłam do studni po wodę do kwiatków,  z daleka zauważyłam, że przy grobie obok krząta się dawna znajoma ze zboru. To jest pani starsza ode mnie o ponad 20 lat, kiedyś mówiłam jej dzień dobry, ale jak przestała mi odpowiadać, a później z daleka mnie widząc, jak idę, specjalnie się oddalała, odpuściłam.
Ten grób to chyba jej rodzice, a od jakiś 3 lat, także miejsce spoczynku jej córki. Dziewczyna była gdzieś w moim wieku i jeździła na wózku, podobno jakieś komplikacje przy porodzie. Do tego wada serca i kilka innych schorzeń.

Dziś gdy zbliżałam się do studni, o dziwo nie uciekła, coś robiła, a gdy byłam bardzo blisko usiadła na ławeczce tyłem do mnie. Podeszłam jak zwykle ostatnio bez słowa, gdy nalewałam już wody do wiadra odezwała się do mnie.
Pogoda dziś dopisuje. Rozejrzałam się , nikogo nie było, a więc pewnie mówi do mnie. Odpowiedziałam grzecznie , że oby tak dalej.  Po krótkiej wymianie grzecznościowych zdań, kobieta zaprosiła mnie abym przysiadła obok niej i odpoczęła. To już mnie całkowicie zaskoczyło, ale jak prosiła, tak usiadłam obok niej. I zapanowała cisza.....

Ja się nie odzywałam, czekałam aż kobieta zacznie. Ewidentnie było widać, że chce pogadać.
W końcu przemówiła....Jola ( jej córka) odeszła od prawdy i umarła.
Zapytałam....a gdyby nie odeszła, to nadal by żyła, chyba nie?
Nie odpowiedziała mi, mówiła dalej....z dnia na dzień powiedziała, że odchodzi od prawdy, że wie iż długo nie pożyje i dlatego chce cieszyć się życiem, a w prawdzie kręciła się w kółko i stała w miejscu. Jak postanowiła, tak też zrobiła.

Poznała nowych ludzi, należała do różnych grup gdzie byli ludzie zdrowi jak i podobni do niej. Jeździła na wycieczki w góry, nad morze, kochała Bieszczady. Robiła różne rzeczy i wciąż powtarzała, że jest wreszcie szczęśliwa.
Czy to znaczy, że w prawdzie nie była szczęśliwa? Zapytała nagle.
Odp...że skoro odeszła tzn chyba nie. A pani jest szczęśliwa, teraz ja zapytałam?
Odpowiedziała, że chyba tak. Nie było to odpowiedź ani szybka, ani przekonująca.
Jesteśmy różni, ciągnęłam dalej i każdy z nas ma inne pojęcie szczęścia. Jeden będzie zadowolony w Bieszczadach w lesie, a inny w wielkim mieście w tłumie ludzi, co jednych przeraża, innych przyciąga.

Ale przecież w prawdzie jest tyle fajnych ludzi oddanych organizacji i do tego życie wieczne i Jehowa.
Tzn że poza organizacją nie ma fajnych ludzi, ani Boga? Tzn że śJ mają monopol na wszystko? Zapytałam i nie dając się jej wypowiedzieć, nawijałam dalej.
Niech pani przypomni sobie jak wyglądał dzień Joli gdy była w prawdzie, a jak gdy była szczęśliwa, różniły się?
Wiedziała że jej życie będzie krótkie, chciała żyć, a nie wegetować i łudzić się tym, że może kiedyś będzie jakiś raj.

Te słowa poruszyły kobietę , chyba poczuła się dotknięta tymi złudzeniami. Oburzyła się, że aby żyć wiecznie trzeba wierzyć w Jehowę. Nie, sprzeciwiłam się, trzeba być dobrym człowiekiem. A czy pani córka kogoś zamordowała, czy kradła, czy krzywdziła innych? Nie skąd, odpowiedziała kobieta.
A więc jeśli nie, tzn ma takie same szanse jak pani i ja. Pani się chyba wini, że nie zrobiła dość dużo aby córkę zatrzymać w organizacji?
Ostatnio usłyszałam od jednego z braci, że gdybym była dobrym świadkiem inaczej bym wychowała córkę.
Proszę panią zwróciłam się do niej, prawnik nie zawsze równa się uczciwy, sędzia sprawiedliwy, a świadkowie nie mają wyłączności na bycie dobrymi. To że tak o sobie mówię czy myślą, nie zawsze tak jest.
Każdy rodzic chce aby jego dziecko było szczęśliwe i Jola taka była, a więc czego chcieć więcej?
Tak, była szczęśliwa odpowiedziała kobieta, jeszcze w dniu śmierci opowiadała o wycieczce w góry ile jej sprawiła radości.

I fajnie, umierała pogodzona, że wykorzystała swoje życie na ile mogła, a pani za swoje postępowanie będzie odpowiadać jak już to przed tym na górze, a nie przed ludźmi i tego proszę się trzymać. Wstałam i powiedziałam, że muszę iść. Na odchodne kobieta powiedziała, dziękuję.

I nie byłoby w tym nic dziwnego, zwyczajnie chciała się wygadać, widać przed współwyznawcami nie może.
Przy mnie jako byłym śJ było jej łatwiej, ale mnie dziwi jedna rzecz....
Przez te kilkanaście minut naszej rozmowy ani raz nie spojrzała na mnie. Nawet jak mnie zaczęła zagadywać, siedziała do mnie tyłem. Czyżby bała się spojrzeć na odstępcę? A może jej było zwyczajnie głupio, że tyle lat udawała, że mnie nie zna, a teraz potrzebuje  łaski....?
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline A

  • Głosiciel
  • Wiadomości: 258
  • Polubień: 1164
  • Nikt nie lubi, kiedy jego świat rozsypuje się.
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #372 dnia: 31 Październik, 2016, 22:25 »
I nie byłoby w tym nic dziwnego, zwyczajnie chciała się wygadać, widać przed współwyznawcami nie może.
Przy mnie jako byłym śJ było jej łatwiej, ale mnie dziwi jedna rzecz....
Przez te kilkanaście minut naszej rozmowy ani raz nie spojrzała na mnie. Nawet jak mnie zaczęła zagadywać, siedziała do mnie tyłem. Czyżby bała się spojrzeć na odstępcę? A może jej było zwyczajnie głupio, że tyle lat udawała, że mnie nie zna, a teraz potrzebuje  łaski....?
Możliwe, że jedno i drugie. Wypadkowa wielu emocji. Do tego pewnie strach, że ktoś z SJ może was zobaczyć.
...


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12350
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #373 dnia: 01 Listopad, 2016, 19:12 »
Możliwe, że jedno i drugie. Wypadkowa wielu emocji. Do tego pewnie strach, że ktoś z SJ może was zobaczyć.

 Też tak myślę, że to większa składowa.
Jednak widać, chęć porozmawiania, wyżalenia się była większa niż strach....

Szkoda mi jej, siedziała nad tym grobem córki i jak na moje odczucia czuła się winna, że w jej krótkim życiu nie dała jej dość radości, beztroski. Dopiero gdy dorosła i sama postanowiła żyć na własny rachunek, wtedy dopiero widziała córkę szczęśliwą.
I to chyba jak kac moralny. A skoro ma rozterki, że zrobiła za mało tzn, wątpi w słuszność swoich wierze.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Maro

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #374 dnia: 01 Listopad, 2016, 23:27 »
Odrobina teraźniejszości....

 


(...)


Każdy rodzic chce aby jego dziecko było szczęśliwe i Jola taka była, a więc czego chcieć więcej?
Tak, była szczęśliwa odpowiedziała kobieta, jeszcze w dniu śmierci opowiadała o wycieczce w góry ile jej sprawiła radości.

I fajnie, umierała pogodzona, że wykorzystała swoje życie na ile mogła,











Jola odeszla od ,,prawdy"  ale byla szczesliwa! ,no wlasnie I czego chciec wiecej?

Ja rowniez bylem na cmentarzu,lecz nie teraz lecz na wiosne.  Byla ciemna noc a ja sam na srodku cmentarza. Niesamowite uczucie. Cisza,pusto, inne dzwieki, latarnie byly poza cmentarzem. Na niektorych grobach migotaly swiece. Wzrok coraz bardziej przyzwyczajal sie do ciemnosci. Myslalem sobie, ja sam a wokolo tysiace zmarlych i ta cisza, dziwna cisza. Przez glowe przelatywaly mi mysli o tych lezacych wkolo ludziach, jak zyli. Wyobrazalem sobie ich zycie rodzinne, jak ida do pracy,jak bawia sie, rozmawiaja, kloca sie ,zakochuja... widzialem w glowie babcie ,dziadkow, wnukow,rodzicow i dzieci, braci i siosry, wojkow i ciocie... a teraz, leza martwi w grobach i ja tez tam bede.Wiec pomyslalem sobie,ze poki zyje, chce przezyc zycie jak najlepiej,  w zgodzie ze soba bo jak umre bedzie po prostu koniec i juz nic nie zrobie jak ci matwi ludzie. Moze to paradoksalne ale czulem sie w tym miejscu bezpiecznie, wiedzialem, ze moge sie bac zywych,a ich raczej nie spotkam bo kto moze przyjsc na cmentarz w nocy? Moze ktos sie zastanawia jak to sie stalo, ze znalazlem sie w nocy na cmentarzu? Po prostu bylem umowiony z koms kolo cmentarza,a ze umowiona osoba zadzwonila ze sie spozni wiec mialem czas na ,,zwiedzanie" cmentarza  wink.gif