Odrobina teraźniejszości....
Byłam na cmentarzu, poszłam do studni po wodę do kwiatków, z daleka zauważyłam, że przy grobie obok krząta się dawna znajoma ze zboru. To jest pani starsza ode mnie o ponad 20 lat, kiedyś mówiłam jej dzień dobry, ale jak przestała mi odpowiadać, a później z daleka mnie widząc, jak idę, specjalnie się oddalała, odpuściłam.
Ten grób to chyba jej rodzice, a od jakiś 3 lat, także miejsce spoczynku jej córki. Dziewczyna była gdzieś w moim wieku i jeździła na wózku, podobno jakieś komplikacje przy porodzie. Do tego wada serca i kilka innych schorzeń.
Dziś gdy zbliżałam się do studni, o dziwo nie uciekła, coś robiła, a gdy byłam bardzo blisko usiadła na ławeczce tyłem do mnie. Podeszłam jak zwykle ostatnio bez słowa, gdy nalewałam już wody do wiadra odezwała się do mnie.
Pogoda dziś dopisuje. Rozejrzałam się , nikogo nie było, a więc pewnie mówi do mnie. Odpowiedziałam grzecznie , że oby tak dalej. Po krótkiej wymianie grzecznościowych zdań, kobieta zaprosiła mnie abym przysiadła obok niej i odpoczęła. To już mnie całkowicie zaskoczyło, ale jak prosiła, tak usiadłam obok niej. I zapanowała cisza.....
Ja się nie odzywałam, czekałam aż kobieta zacznie. Ewidentnie było widać, że chce pogadać.
W końcu przemówiła....Jola ( jej córka) odeszła od prawdy i umarła.
Zapytałam....a gdyby nie odeszła, to nadal by żyła, chyba nie?
Nie odpowiedziała mi, mówiła dalej....z dnia na dzień powiedziała, że odchodzi od prawdy, że wie iż długo nie pożyje i dlatego chce cieszyć się życiem, a w prawdzie kręciła się w kółko i stała w miejscu. Jak postanowiła, tak też zrobiła.
Poznała nowych ludzi, należała do różnych grup gdzie byli ludzie zdrowi jak i podobni do niej. Jeździła na wycieczki w góry, nad morze, kochała Bieszczady. Robiła różne rzeczy i wciąż powtarzała, że jest wreszcie szczęśliwa.
Czy to znaczy, że w prawdzie nie była szczęśliwa? Zapytała nagle.
Odp...że skoro odeszła tzn chyba nie. A pani jest szczęśliwa, teraz ja zapytałam?
Odpowiedziała, że chyba tak. Nie było to odpowiedź ani szybka, ani przekonująca.
Jesteśmy różni, ciągnęłam dalej i każdy z nas ma inne pojęcie szczęścia. Jeden będzie zadowolony w Bieszczadach w lesie, a inny w wielkim mieście w tłumie ludzi, co jednych przeraża, innych przyciąga.
Ale przecież w prawdzie jest tyle fajnych ludzi oddanych organizacji i do tego życie wieczne i Jehowa.
Tzn że poza organizacją nie ma fajnych ludzi, ani Boga? Tzn że śJ mają monopol na wszystko? Zapytałam i nie dając się jej wypowiedzieć, nawijałam dalej.
Niech pani przypomni sobie jak wyglądał dzień Joli gdy była w prawdzie, a jak gdy była szczęśliwa, różniły się?
Wiedziała że jej życie będzie krótkie, chciała żyć, a nie wegetować i łudzić się tym, że może kiedyś będzie jakiś raj.
Te słowa poruszyły kobietę , chyba poczuła się dotknięta tymi złudzeniami. Oburzyła się, że aby żyć wiecznie trzeba wierzyć w Jehowę. Nie, sprzeciwiłam się, trzeba być dobrym człowiekiem. A czy pani córka kogoś zamordowała, czy kradła, czy krzywdziła innych? Nie skąd, odpowiedziała kobieta.
A więc jeśli nie, tzn ma takie same szanse jak pani i ja. Pani się chyba wini, że nie zrobiła dość dużo aby córkę zatrzymać w organizacji?
Ostatnio usłyszałam od jednego z braci, że gdybym była dobrym świadkiem inaczej bym wychowała córkę.
Proszę panią zwróciłam się do niej, prawnik nie zawsze równa się uczciwy, sędzia sprawiedliwy, a świadkowie nie mają wyłączności na bycie dobrymi. To że tak o sobie mówię czy myślą, nie zawsze tak jest.
Każdy rodzic chce aby jego dziecko było szczęśliwe i Jola taka była, a więc czego chcieć więcej?
Tak, była szczęśliwa odpowiedziała kobieta, jeszcze w dniu śmierci opowiadała o wycieczce w góry ile jej sprawiła radości.
I fajnie, umierała pogodzona, że wykorzystała swoje życie na ile mogła, a pani za swoje postępowanie będzie odpowiadać jak już to przed tym na górze, a nie przed ludźmi i tego proszę się trzymać. Wstałam i powiedziałam, że muszę iść. Na odchodne kobieta powiedziała, dziękuję.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, zwyczajnie chciała się wygadać, widać przed współwyznawcami nie może.
Przy mnie jako byłym śJ było jej łatwiej, ale mnie dziwi jedna rzecz....
Przez te kilkanaście minut naszej rozmowy ani raz nie spojrzała na mnie. Nawet jak mnie zaczęła zagadywać, siedziała do mnie tyłem. Czyżby bała się spojrzeć na odstępcę? A może jej było zwyczajnie głupio, że tyle lat udawała, że mnie nie zna, a teraz potrzebuje łaski....?