Adam
Początek września, wszystko wracało do normy, letnie wojaże, przygody, nowe znajomości, odnaleziony ojciec to wszystko było tematem codziennych rozmów. Mimo obowiązków i planów na przyszłość, nie dało się zapomnieć o zaległościach, które wakacyjna wyprawa odsunęła na bok, a teraz nadszedł czas się z nim uporać. Adam świadomie unikał tematu mieszkania matki, jednak wiedział, że musi temu stawić czoła. Halinka widziała jak twarz mu pochmurnieje, gdy tylko zaczyna poruszać ten temat, że jest mu ciężko, że nie umie się w sobie zebrać, a więc zaproponowała mu, że pójdą tam razem. Wyznaczyli sobie jeden dzień, kiedy oboje mieli mniej zajęć, zaznaczyli na czerwono w kalendarzu, aby nie było już odwrotu.
Wypadło na czwartek, Adam miał mniej zajęć, wrócił wcześniej do domu, zjedli obiad nie czekając na córkę. W drzwiach spotkali się z teściową, która przyszła, aby pod ich nieobecność zaopiekować się wnuczką. Spojrzała na zięcia, na jego twarzy rysowało się przerażenie, chwyciła go za rękę i powiedziała...syneczku wiedz, że strachy z przeszłości są tak wielkie, ponieważ są widziane oczami dziecka, ty urosłeś, a one nie. Teraz to one się ciebie boją. Przytulił ją i powiedział dzięki mamo.
Stary budynek niewiele się zmienił, wydeptane schody, metalowa barierka tylko kolor ścian, wysokość lamperii dawały mu do zrozumienia, że minęło dużo czasu. Kiedyś brunatna, lakierowana ściana sięgała mu ramienia, dziś jest na równi pasa.
Byli na półpiętrze, stąd było już widać drzwi do mieszkania. Adam szedł coraz wolniej i wolniej, wyglądał jakby mu brakowało sił, aż w pewnym momencie całkiem zabrakło. Zatrzymał się, spojrzał na starą, brązową podrapaną ościeżnicę i nagle wróciło...
Zbierał ze schodów resztki swoich rzeczy, które mu się wysypały z torby, w drzwiach stała matka i krzyczała... Zobaczyć będziesz nikim jak twój ojciec, bez prawdy zgnijesz w rynsztoku, armagedon się rozprawi z takim jak wy niewdzięcznikami. Znasz prawdę, ale jak ją odrzucasz tzn. że jesteś sługą szatana, a z takimi ludźmi nie chcę mieć odczynienia. Dla mnie już nie istniejesz....trzasnęła drzwiami. Młody niby odważny, dumny człowiek był przerażony, pragnął, aby matka otworzyła ponownie drzwi i powiedziała...chodź, przestałeś być świadkiem Jehowy, ale nadal jesteś moim dzieckiem. Nadaremno się łudził, matka była jak ze stali, nie znosiła sprzeciwu i tego Adamowi wybaczyć nie potrafiła. Od tej pory był zdany tylko na siebie.
Te słowa mimo upływu lat nadal bardzo bolały, serce waliło mu jak szalone. Trzydzieści lat, a jakby było wczoraj.
Odwrócił się do żony i powiedział..nie dam rady, to ponad moje siły. Halinka nie nalegała, widziała jak bardzo zbladł, jak ręce zaczynają mu drżeć. Znała go bardzo dobrze, był opanowany, rzeczowy i konkretny. Jak wielka musiała go spotkać w tym domu krzywda, ile bólu się wiąże z tym miejscem, że ktoś taki jak on nie daje rady. Jak silne piętno odcisnęło na jego psychice, że przekroczenie progu tego mieszkania jest ponad jego siły.
Przecież to dom rodzinny, miejsce, które powinno się kojarzyć z bezpieczeństwem, miłością, szczęściem, beztroską, miejsce radosne, do którego chce się wracać. A jednak niezawszeń tak jest.
Próbował coś powiedzieć, otwierał usta, jednak nie wydawał żadnego dźwięku,osunął się na schody.
Zaczęła go szarpać, klepać po twarzy.
Potrząsała nim z całej siły, Adam nie reagował.....