Witaj, gościu! Zaloguj się lub Zarejestruj się.

0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.

Autor Wątek: Z życia wzięte .....  (Przeczytany 329865 razy)

Offline Exodus

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #300 dnia: 29 Wrzesień, 2016, 02:52 »
quote author=noelo link=topic=2916.msg52919#msg52919 date=1474356155]
Czytałam od początku, możesz mi zacytować, gdzie była mowa o tym, że ojciec go szukał? Czytałam to za jednym razem, więc mogłam coś przeoczyć z przemęczenia :P
 Na pewno dobrym wyjściem nie jest rezygnacja z prób kontaktu z dzieckiem, no przykro mi, ale nijak tego nie poprę. Zwłaszcza że go tak rzekomo bardzo kochał przez te wszystkie lata.
[/quote]
Noelo .... Muszę a właściwie to pragnę stanąć w obronie Ojca Pana Adama, a Ciebie....Ciebie prosić o rzetelną analizę dwóch postaci - ( 2 Ojców )
By to zrobić przytoczę kilka opisów Dziewczynki z ... Zielonego wzgórza.  :)
Raczej przykładów by był krócej i szybciej.
  1 pudło a w nim zdjęcia.
  2  warsztat a w nim prace,które wyszły spod ręki ojca, mniej lub bardziej dopracowane, ale jego. (być może laurka na dzień dziecka albo urodziny ...)
 3- zielone pudełko i zegarek który nie był tani... Gdyby nawet był tani to.... dedykacja na kopercie sprawia - moim zdaniem ze jest on BEZCENNY i ukazuje wielkość tego Człowieka!!!
 O cieple jakie emanuje w trakcie ich rozmowy nie trzeba się rozpisywać.
    A teraz noelo.... Tak w wieeelkim skrócie
 Był sobie mały chłopiec. Myślał , że może na komunie jego Tato przyjedzie. prosił nawet  o to w modlitwie  ...bo myślał że .... ,,kto prosi" ( Yy :( Nic z tych rzeczy )
 Kilka lat później jak był bardziej kumaty zaczął szperać po szufladach ,zakamarkach ,pochowanych torebkach matki- zdjęć z nadzieją...
 W końcu.. razu pewnego usiadł koło matuli i zapytał: Jaki był... dlaczego? ( odp.taka sobie blebleble)
 Wpadł więc na genialny pomysł.
 Wiedział, że ponoć mieszka w ,Stolicy Dolnego Śląska' . Poszedł na Pocztę wziął książkę telefoniczną i zaczął szukać po nazwisku.
Gdy znalazł - zadzwonił. Sygnał 1,2,3,4 miał już rezygnować bo serduszko waliło jak młot a i suchość w gardle stawała się nie do opanowania.
Gdy chciał już odłożyć słuchawkę...halo słucham ? Miły i ciepły głos kobiecy powtórzył ponownie te same dwa słowa.
 Dzień dobry . Czy jest Pan.....
- A o co chodzi? Kto pyta? ( zdziwienie  musiało być ogromne,przecież z 2 strony słychać było głos dziecięcy )
 Chłopiec był chyba jednak dość bystry bo ....Ja mam coś do przekazania Panu... od mojego taty czy jest pan..?
 Proszę chwilę poczekać - zaraz zawołam ( woła po imieniu. Nazwijmy Uj- Noelo chyba będzie dobrze) :)
Uju..- krzyczy kobieta raz i drugi.
 O! już uj idzie,usłyszał chłopiec po chwili.
 - Uj z tej strony,słucham?
Cześć. Z drugiej strony...( nazwijmy chłopca vibovit )
 - Jaki Vibovit? Nie znam żadnego ....
 Nie znasz???!!! A dwa śmieszne banknoty ( wówczas Ludwik Waryński posmutniał bo butelka wódki podrożała o 3 złote  ;D ) komu wysyłasz przekazem pocztowym?
 - Cisza.... a..y...wiesz...
- Słyszałem, że chciałeś się ponoć spotkać ( to wiedziałem od wujka mojego.też mieszkał we Wrocku )
 Noo..e,y ...żona jest w tym momencie koło mnie....
 To wystarczyło Noelo  :-[  by cichutko odłożyć słuchawkę na widełki.
 Mimo,że w skorupce jest wygodnie i ciepło to w tej zaistniałej sytuacji nie sposób z niej nie wyjść, by nie stanąć w obronie Ojca Pana Adama - noelo
 Gdybym tego nie zrobił, MUSIAŁBYM znaleźć sposób,by plunąć sobie w twarz.!
 Raz już chciałem to zrobić,gdy zwierzyłem się żonie,że....modliłem się kiedyś za członków tzn. też Ui ( 7 gangsterów z CK ) Myślałem o lustrze,ale pewnie małżowinka za mnie nie chciałaby go umyć.Zrezygnowałem
 Do spotkania doszło noelo z ujem  :) Gdy pociąg się spóźnił ...nie czekał, był w knajpie
Wrocław Kilińskiego 19. Czy ktoś wie z czytelników czy tam jest na dole w tej kamienicy jeszcze knajpa,bar? :)
Napiłbym się Piasta ;)
  Vibovit był w drodze powrotnej na stację Chyba chlipał pod nosem. Zawrócił jednak by się przekonać czy jego wrodzony 6 zmył znowu go nie zawiedzie. Wszedł do knajpy,baru  i mimo wielu będących w nim osób podszedł prosto do dwóch stojących gości.
 - Mam wrażenie ,że pan ma na imię...  A na nazwisko....( uj ... erdolony )
 Spóźnił się pociąg,nie mogłeś poczekać w mieszkaniu?


Czy teraz noelo spojrzysz bardziej przychylnym wzrokiem na Tatę Pana Adama?
 
Czy życie jest piękne ? Film o tym tytule z Roberto Benigni tak :)








Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #301 dnia: 02 Październik, 2016, 17:55 »
To jest historia rodziny, o której można powiedzieć iż są ludźmi kościoła.

   Pani jako młoda kobieta wstąpiła do klasztoru, jednak po pewnym czasie uznała, że to nie dla niej.
Została cywilem i poszła na pedagogikę. Podjęła pracę w domu dziecka prowadzonym przez zakonnice.
Czasem żeśmy się spotkały i na pytanie o życie osobiste mówiła...chłopy nie dla mnie, jakoś się nie widzę u boku żadnego.
Dobiegała trzydziestki gdy nagle bum...Agata wychodzi za mąż. Gdy mnie zapraszała na wesele, zapytałam skąd ta zmiana poglądów?  Odpowiedziała, że zegar biologiczny tyka, a ona chce mieć potomstwo, a więc dorwała kandydata z łapanki. Oczywiście żartowała, widać było po niej że jest zakochana po uszy.
Jej wybranek był organistą w kościele parafialnym do jakiego przynależała ich placówka. Tam się poznali, zaprzyjaźnili, a później pokochali.

Dzieci posypały się jak z rękawa, co rok to prorok, a nawet trafiła się taka dwójka co to nie była bliźniakami, a byli z jednego roku. Na pytania tych bardziej ,,taktownych" czy czasem nie za dużo mają tego potomstwa? Odpowiadali, że dał Bóg dzieci, da i na dzieci.
Jak się do nich zaszło, czasem człowiek nie słyszał własnych myśli. Ale było widać , że się kochają, że nie przeszkadza im bałagan, ciasnota, cieszą się sobą.
Agata mówiła, że ich dzieci nie jadą na kolonie, ale każdy weekend spędzają w plenerze,  a dzieci robią co chcą. Brudzą się, tarzają w trawie, piachu, błocie i są szczęśliwe. I to było widać.
W wieku czterdziestu lat, zaszła w kolejną ciążę i wtedy okazało się, że dziecko będzie miało zespół Downa. Była bardzo załamana, jej mąż przyjechał do mnie, abym ją odwiedziła i porozmawiała.

Płakała jak dziecko, widziała same czarne scenariusze i maleństwo które jest roślinką. Takiej opcji też się nie dało wykluczyć, ale postanowiłam jej opowiedzieć o pewnym chłopcu właśnie z tym schorzeniem.
W sklepie w którym często robię zakupy, spotykam parę z takim właśnie chłopcem. Dziecko jest żywe, rezolutne, śmiałe i ogólnie nie da się przejść obojętnie obok aby się nie uśmiechnąć.
Kiedyś wrzucał ojcu bułki do reklamówki i głośno odliczał.Ja czekałam na swoją kolejkę i gdy podeszłam, zapytał a ty ile chcesz bułek? Ojciec go skarcił, że nie można, wiadomo ludzie różnie reagują. Jednak ja nie miałam nic przeciwko i kazałam sobie odliczyć sześć sztuk. Mały odliczył, ja podziękowałam i pochwaliłam za dobre liczenie. Chłopczyk zachichotał, powiedział proszę i uradowany pobiegł do ojca. Całe to zajście obserwowała moja znajoma, podeszła do mnie i zapytała...jak mogłaś wziąć od niego te bułki? Pytam ją...a co z nim nie tak, że miałam nie wziąć? No wiesz....odparła mi kobieta. Wiedziałam o co jej chodziło, że dziecko jest z zespołem Downa, ale chciałam to usłyszeć od niej. Jenak nie chciało jej  to przejść przez gardło. Przyciśnięta do muru powiedziała...widzisz jaki on jest.
Tak widzę , odpowiedziałam to niepełnosprawny chłopczyk tak samo jak twój wnuczek. On inaczej wygląda i Oskar też, bo ma krótszą nogę. Ten malec może wolniej myśli, ale biega jak przecinak, za to twój wnuk, lepszy w myśleniu za to wolno się porusza.   Bilans wychodzi na zero.
Była zbulwersowana moim porównaniem, ale jako wielce wierząca osoba powinna się wstydzić, przecież to dzieci jednego Boga, w niczym żadne z nich nie jest gorsze.


Od tamtej pory gdy spotkam ich w sklepie, ojciec się kłania, a mały macha ręką. Widać ma więcej takich znajomych jak ja, co rusz ktoś do niego zagaduje lub on sam woła i macha na powitanie.
Pewnego razu zaczęliśmy rozmawiać na parkingu, wtedy dowiedziałam się, że Igor jest dzieckiem adoptowanym.
Rodzice (lekarka i prawnik) zostawili go w szpitalu zaraz po porodzie, wiele lat tułał się po szpitalach, pogotowiach rodzinnych, aż trafił na swoje miejsce na ziemi.
Mężczyzna mówił o chłopcu i miał łzy w oczach, jak jest serdecznym, kochanym i wdzięcznym dzieckiem.
Nawet jak coś zbroi to nie sposób się na niego złościć.
I tą historią uświadomiłam Agacie, że dzieci z tą przypadłością są różne, jak każde dziecko. Były też rozmowy z psychologiem, zaprzyjaźnionym księdzem.


Ciąża była bardzo trudna, większość czasu spędzała w szpitalu, w końcu było na tyle źle, że mała przyszła na świat przez cesarskie cięcie, trochę poleżała w inkubatorze, ale miała taką siłę walki iż wszystkie dolegliwości pokonywała w mig.
Dano jej na imię Irmina, ale wszyscy w domu mówią na nią Minka, to przez jej mimikę twarzy. Znam to dziecko i powiem szczerze, ciężko się w niej nie zakochać.
I gdyby nie jej charakterystyczny wygląd, niczym by się nie różniła od innych dzieci, ani też by od nich nie odstawała.

Minęły dwa lata i kolejna ciąża, przebiegła bez powikłań, nawet nie miała porannych mdłości. Jednak w czasie porodu
nastąpił krwotok i było bardzo źle z matką. Uratowano ją, ale zalecono dobrą antykoncepcję ponieważ kolejna ciąża będzie wielce ryzykowna.
Para jako wielce religijna, stosowała tylko kalendarzyk, a z tym wiadomo bywa zawodny.
Po około piętnastu miesiącach od ostatniego porodu, okazało się, że znów jest w ciąży. Dowiedziała się przez przypadek podczas rutynowego badania krwi. Gdy poszła do lekarza, nakrzyczał na nią, że jest niepoważana, że tak nie można ryzykować , to balansowanie na krawędzi.


Resztę dopiszę wieczorem.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #302 dnia: 02 Październik, 2016, 21:47 »
cd.


          Pewnego dnia spotkałam starszą z dziewczynek jak prowadziła maluchy z przedszkola. Na moje pytanie...gdzie mama? Odpowiedziała, że w szpitalu. Zadzwoniłam zaraz do niej, tak jak myślałam leżała na patologii ciąży.
Ścięło mnie z nóg, w domu ósemka dzieci, niepełnosprawny mąż, a ona już nie powinna rodzić.
Jeszcze tego samego dnia pojechałam do niej do szpitala, leżała na łóżku, w dłoni trzymała różaniec i płakała.
Miałam ochotę na nią nakrzyczeć, że taka nieodpowiedzialna. Co mi się cisnęło na usta to...albo się zabezpieczaj jak należy, albo nie dawaj ..... i nie będziesz ryzykować własnego życia.
Jednak gdy ją zobaczyłam , przeszła mi złość, chciało mi się płakać. Pierwsze co powiedziała to...muszę zdecydować co dalej....jest źle, bardzo źle a z każdym dniem będzie jeszcze gorzej.

Zaczęła wyć...co jaj mam zrobić? Postąpić wbrew sobie, zawsze byłam przeciwna każdej aborcji. Za co Bóg mnie tak doświadcza?  Ja jej nie umiałam odpowiedzieć na to pytanie. Jednak zaczęłyśmy rozmawiać i powiedziałam najdelikatniej jak umiałam co jest na jednej szali, a co na drugiej.
Na jednej jej zdrowie i życia, gromada dzieci i mąż tracący wzrok, który niebawem sam będzie wymagał opieki. Jeśli nawet donosi ciążę do końca i dziecko przyjdzie na świat, pewnie będzie musiało się wychowywać bez matki.
Żadna decyzja nie była łatwa, ale trzeba było wybrać mniejsze zło.
Ona wiedziała, że jeśli jej zabraknie, wcześniej czy później jej dzieci trafią do domu dziecka, mąż sam sobie nie poradzi, a i na nikogo z rodziny też nie mogła liczyć.

Gdy tak rozmawiałyśmy, do sali przez uchylone drzwi zajrzał jakiś ksiądz, zaczął z nami rozmawiać. Był w bardzo podeszłym wieku, mocno przygarbiony, z lekko drżącymi dłońmi. Pomylił piętra, zajrzał do pierwszej sali z brzegu i jego uwagę przykuły dłonie z różańcem. I tak zaczęli rozmawiać. Ustąpiłam mu miejsca, przysiadł na brzegu krzesła i zaczął słuchać Agaty. Pytała wciąż ....i co ja mam zrobić. Ksiądz słucha, słuchał , a później zaczął mówić.
Drogie dziecko powołałaś na świat tyle cudownych istot, za nie jesteś tak samo odpowiedzialna jak za to maleństwo.  Jeśli obdarował cię taką ilością pociech, pewnie miał w tym jakiś cel. Za każdą decyzję jaką podejmiesz ty sama odpowiesz przed Bogiem i to on będzie cię osądzać, a nie ludzie.
Powiedział, że będzie się za nią modlił i sobie poszedł.  Widać było, że liczyła na więcej, a jednak słowa staruszka dały jej do myślenia. Po chwili do sali wszedł mąż z czwórką najmłodszych dzieci.
Agata gdy ich zobaczyła wzdychnęła oooo Jezu. Dziewczynki niby uczesane, ale to były warkoczyki tylko z nazwy. Bluzki poplamione, Jacek miał dwie różne skarpetki, a Łukaszek spodnie założone na lewą stronę.
Nie był to efekt niezaradności jej męża,  winą była bardzo szybko postępująca wada wzroku.
Dzieci obległy łóżko, każde chciało się przytulić do matki, coś jej powiedzieć, powstał  harmider.
Przytulała dzieci, trzymała męża za rękę i zaczęła się uśmiechać.

Następnego dnia na wizycie powiedziała, że zdecydowała się na zabieg. Musi być odpowiedzialna za tych których powołała na ten świat, oni jej bardzo potrzebują.
Zabieg wyznaczono na rano dnia następnego, w nocy dostała krwotoku i poroniła.
Po kilku dniach wróciła do domu, od  tamtej pory ( jak sama mówi) stała się bardziej odpowiedzialna i stosuje prawdziwą antykoncepcję.

To doświadczenie bardzo zmieniło Agatę, sama bardzo często powtarza, że życie nie jest czarne lub białe. Ma ono wiele odcieni i często lubi się mienić jak się człowiek inaczej ustawi.
Długo ją uwierał fakt, że postąpiła wbrew swoim zasadom, zawsze się upierała, że ona to nigdy....
Teraz wie, że nigdy nie warto mówić nigdy, nie wiemy co życie dla nas szykuje i jaki sprawdzian nam rzuci pod nogi. 
I jak z niego wybrniemy.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Maro

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #303 dnia: 02 Październik, 2016, 22:20 »
To jest historia rodziny, o której można powiedzieć iż są ludźmi kościoła.

 
Od tamtej pory gdy spotkam ich w sklepie, ojciec się kłania, a mały macha ręką. Widać ma więcej takich znajomych jak ja, co rusz ktoś do niego zagaduje lub on sam woła i macha na powitanie.
Pewnego razu zaczęliśmy rozmawiać na parkingu, wtedy dowiedziałam się, że Igor jest dzieckiem adoptowanym.
Rodzice (lekarka i prawnik) zostawili go w szpitalu zaraz po porodzie, wiele lat tułał się po szpitalach, pogotowiach rodzinnych, aż trafił na swoje miejsce na ziemi.
Mężczyzna mówił o chłopcu i miał łzy w oczach, jak jest serdecznym, kochanym i wdzięcznym dzieckiem.
Nawet jak coś zbroi to nie sposób się na niego złościć.
I tą historią uświadomiłam Agacie, że dzieci z tą przypadłością są różne, jak każde dziecko. Były też rozmowy z psychologiem, zaprzyjaźnionym księdzem.





Czasem trudno nawet rodzicom zaakceptowac fakt, ze moje dziecko bedzie inne od pozostalych dzieci. A statystycznie  czesc dzieci bedzie z zespolem Downa, autyzmem, porazeniem mozgowym czy inna przypadloscia.  Pytanie tylko czy bedzie mialo szczescie urodzic sie wsrod kochajacych rodzicow, czy nie. Czesto widzialem takich rodzicow, ktorzy zrobia wszystko dla swojego dziecka. innym brak na to sily.  Mam nadzieje, ze ta wierzaca kobieta dzieki Twojej pomocy mogla zobaczyc to z innej perspektywy. Jestem ciekawy jak teraz na to patrzy.  Znam osobiscie dzieci z ta przypadloscia I sa to bardzo dobrze przystosowane spolecznie I wesole dzieci o ile to uposledzenie nie jest glebokie.  Raz slyszalem jak dwoje dzieci z tym zespolem klocilo sie miedzy soba I jeden do dugiego mowil : ,,ty daunie jeden!"  To sie nazwywa dystans do siebie :)


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #304 dnia: 03 Październik, 2016, 19:39 »

  Pewnie spojrzała na to schorzenie z innej strony. Że problemem nie jest schorzenie, ale chore podejście społeczeństwa do choroby. Może to jest też wina minionego ustroju, który wmawiał ludziom, że społeczeństwo jest zdrowe, sprawne i w ogóle cacy.Na niepełnosprawność patrzyło się jak na zjawę z kosmosu, bo komuniści najchętniej by wszystkich pozamykali za wielkim murem i nigdy nie wypuszczali.

Dlaczego dzieci wyrastające w towarzystwie osób niepełnosprawnych, w klasach integracyjnych nie robią z tego problemu? Dla nich to są tacy sami koledzy. To ludzie dorośli robią problem.
I póki są badania, które w porę potrafią rozpoznać schorzenie, póty będzie się ratować wiele dzieci, bo da się podjąć w porę leczenie, to raz. A dwa , ogromnej liczbie rodziców da się przygotować na przyjście chorego dziecka. Nie jest to dla nich szokiem, nie uciekają ze szpitala w popłochu zostawiając maleństwo.


Kiedyś jechałam w tramwaju z kuzynką, na tyle wagonu stała kobieta z wózkiem, a w nim dziecko właśnie z zespołem Dawna, które się bardzo mocno śliniło. Ja tego nie widziałam, ale zauważyłam że twarz mojej towarzyszki wykrzywia jaki grymas.Pytam a tobie co? Na co ona pokazuje mi głową, jak matka wyciera dłonią dziecku buzię. I kwituje obrzydliwe.
Aż mną tąpnęło! Pytam co...to jest obrzydliwe? Obrzydliwe to jest to jak wycierasz swojemu staremu pysk jak się pijany obrzyga. Cóż...przybył mi kolejny wróg na liście i tyle.

Wracając do wyzwisk...kiedyś słyszałam jak dójka dzieci śJ wyzywało się od kociuchów. Nagle jedno z nich mówi...ty jesteś większy kociuch bo twój tata jest starszym.  :D
« Ostatnia zmiana: 03 Październik, 2016, 19:42 wysłana przez Tazła »
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #305 dnia: 05 Październik, 2016, 22:06 »
Adam



       
    Wakacje zbliżały się do końca, Adam postanowił wziąć kilka dni wolego i spędzić je z ojcem oraz resztą rodziny.
Mimo że znał te miejsca od niedawna, czuł z nimi ogromną wieź.
Gdy tylko się zbliżali do okolicy, czuł się jak w domu.
Sama Halinka mówiła, że twarz mu promienieje, patrzy na pola, sady i uśmiecha się delikatnie. Czyżby to było jego miejsce na ziemi? A może więź z przodkami? Nieważne co, ważne, że się spełniło i było przyjemnością dla wszystkich. Adam już się nie czuł jak człowiek znikąd, bez przodków, korzeni i tradycji.
Czasem się nawet śmiał z siebie, że chyba się starzeje, ponieważ robi się bardzo sentymentalny.

Gdy tylko zobaczył ojca, cieszył się jak dziecko. Żona widziała tę jego radość, choć nie do końca ją okazywał. Jednak w takich chwilach, pocierał prawe ucho, to było takie bezkontroli.
Ktoś, kto go nie znał, pomyślałby, że go zwyczajnie sędzi ucho.
A tu nie, to była reakcja na radość, ogromną radość.
Tak samo się zachowywał, gdy urodziła się Emilka, jego ucho było aż purpurowe od pocierania, teściowa chciała mu założyć futrzaną uszatkę, aby ochronić narząd słuchu.
I teraz też tak reagował, niby rozmawiali, wypakowywali bagaże, a co chwilę pocierał małżowinę.

Te kilka dni spędzili na rozmowach, wspomnieniach, wzajemnych opowieściach. Tak ciotka, jak i Halina zostawiały ich samych, aby mogli sobie pogadać. Adam próbował namówić ojca na wizytę klinice, by go przebadano pod kątem jego problemów z poruszaniem się. Jednak mężczyzna nie chciał z tego skorzystać, mówił, że już przywykł do swoich kul.
Podczas tych rozmów widział, że ojciec chce mu coś powiedzieć, ale się powstrzymuje. Był ciekaw wszystkiego co dotyczyło ich obu, jak i ich rodziny.
Jednak skoro nie mówił, tzn. że jeszcze nie był gotów. Trochę poruszali temat rodzeństwa Adama, był zły na nich, że tak podle potraktowali ojca, obrzucili błotem, a później nazywali panem. I choć czasem było mu ich brak, mówił ojcu ..fajnie byłoby mieć kogoś... to po głębszym zastanowieniu nie było czego żałować. Wciąż miał przed oczami ich obraz na pogrzebie matki. To była dwójka podłych, wyrachowanych ludzi.

Była sobota, kobiety szykowały się iść w pole po ziemniaki i warzywa na niedzielny obiad. Ojciec gdzieś przepadł, a więc i Adam poszedł z nimi. Trochę dla towarzystwa, a bardziej jako tragarz. Na tej polnej wyprawie minęła dobra godzina. Obładowani zbiorami z pola byli już na podwórku, gdy zawyżyli siedzącego na ławce ojca w towarzystwie jakiejś kobiety. Ojciec, gdy ich zauważył zawołał do syna, aby podszedł. Adam najpierw poszedł umyć ręce. Pomyślał, że to pewnie ta kobieta, o której wspominała ciotka, która szukała kogoś z dojściem do pewnej kliniki.
Umyty i ogarnięty zmierzał w kierunku ojca i jego towarzyszki.
Nim jeszcze zdążył powiedzieć dzień dobry, kobieta poderwała się na równe nogi. Ojciec spojrzał na syna, a później wskazał ręką na kobietę i powiedział....
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Nemo

  • El Kapitan
  • Wiadomości: 5 508
  • Polubień: 14309
  • Często pod wiatr. Ale zawsze własnym kursem.
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #306 dnia: 05 Październik, 2016, 22:18 »
No tak!!! A teraz przerwa reklamowa ;) Tazła zlituj się nad moja ciekawością.
Niemądrym jest być zbyt pewnym własnej wiedzy. Zdrowo jest pamiętać, że najsilniejszy może osłabnąć, a najmądrzejszy się mylić.
Mahatma Gandhi


Offline Magda

  • Głosiciel
  • Wiadomości: 356
  • Polubień: 449
  • https://www.youtube.com/watch?v=clS6USdnB58
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #307 dnia: 06 Październik, 2016, 15:55 »
Bardzo, bardzo, bardzo poruszające historie. Powinien je przeczytać każdy kto chce zostać świadkiem, przed wstąpieniem oczywiście zanim jego umysł ulegnie manipulacji i swoistej degradacji
 my jesteśmy wolni ale mam takie odczucie, że ta nasza wolność gorzka jest, zaprawiona takim smutkiem jakimś, sama nie wiem, nie umiem tego nazwać. To tak jakby ktoś bliski był w więzieniu a ty człowieku cieszysz się wolnością i chciałbyś żeby on też. Ale lata mijają i nic się nie zmienia. On nadal tkwi w więzieniu spreparowanym przez własny zniewolony umysł. Gorzka wolność ale zawsze wolność
jeśli coś wydaje ci się zbyt piękne, żeby było prawdziwe to jest to zbyt piękne, żeby było prawdziwe
https://www.youtube.com/watch?v=H_a46WJ1viA
https://www.youtube.com/watch?v=UoavV7D74BU


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #308 dnia: 06 Październik, 2016, 19:18 »
No tak!!! A teraz przerwa reklamowa ;) Tazła zlituj się nad moja ciekawością.

 Misiek  napięcie musi być utrzymane, gdybym wywaliła wszystko naraz, ten temat nie miałby tylu odsłon. :D


Bardzo, bardzo, bardzo poruszające historie. Powinien je przeczytać każdy kto chce zostać świadkiem, przed wstąpieniem oczywiście zanim jego umysł ulegnie manipulacji i swoistej degradacji
 my jesteśmy wolni ale mam takie odczucie, że ta nasza wolność gorzka jest, zaprawiona takim smutkiem jakimś, sama nie wiem, nie umiem tego nazwać. To tak jakby ktoś bliski był w więzieniu a ty człowieku cieszysz się wolnością i chciałbyś żeby on też. Ale lata mijają i nic się nie zmienia. On nadal tkwi w więzieniu spreparowanym przez własny zniewolony umysł. Gorzka wolność ale zawsze wolność

 Taka wolność tylko z nazwy. To jakby iść na imprezę rodzinną, wcale nam się tam nie podoba, a jednak siedzimy i robimy dobrą minę. Przecież są tam nasze ciotki, wujkowie, bliscy .... nie wypada wyjść, albo powiedzieć co się myśli.
Jak ktoś się pyta ...i jak się bawisz? Odpowiadasz...doooobrze, kłamiąc w żywe oczy.
I jest tam coraz więcej takich osób.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Maro

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #309 dnia: 06 Październik, 2016, 20:06 »
Bardzo, bardzo, bardzo poruszające historie. Powinien je przeczytać każdy kto chce zostać świadkiem, przed wstąpieniem oczywiście zanim jego umysł ulegnie manipulacji i swoistej degradacji
 my jesteśmy wolni ale mam takie odczucie, że ta nasza wolność gorzka jest, zaprawiona takim smutkiem jakimś, sama nie wiem, nie umiem tego nazwać. To tak jakby ktoś bliski był w więzieniu a ty człowieku cieszysz się wolnością i chciałbyś żeby on też. Ale lata mijają i nic się nie zmienia. On nadal tkwi w więzieniu spreparowanym przez własny zniewolony umysł. Gorzka wolność ale zawsze wolność




Witaj,
korci I neci mnie by napisac cos o tym ,,wiezieniu"  Na poczatku literatury Swiadkow Jehowy mozemy przeczytac: Watch Tower And Tract Society.   Jest to przedsiebiorstwo,ktore nie placi podatkow, zabiega o stalych czytelnikow (SJ), ktorych ma kilka milionow. Czytelnicy poczuwaja sie do obowiazku za te literature placic.  Koszty produkcji sa bardzo niskie bo produkuja je wolontariusze nie pobieraja za to wynagrodzenia.  Aby byc stalym czytelnikiem , ktory na pewno zapozna sie z literature orgaznizuje Im sie regularne zapoznawanie sie z nia , po to by czytelnik nie zrezygnowal I zamawial reg.kolejna literature.  Czytelnik dowaiduje sie z literatury, ze powinien pozyskiwac kolejnych czytelnikow, ktorzy powinni regolarnie ja czytac I najlepiej ja dofinansowywac. Jest to genijalny system marketingoway I w dodatku sprytnie Firma ta omija podatki bo nazywa sie religia.   I tu sie z Toba zgadzam, ze kazdy powienien sie ,,zaszczepic" zanim zechce zostac SJ, ale niestety chyba nie ma takich szczepionek?  a moze ktos mialby jakis pomysl na taka szczepionke?  Wiec dobrze, ze mamy okazje poczytac historie z zycia wziete...


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #310 dnia: 07 Październik, 2016, 15:55 »
Adam


    Ojciec spojrzał na syna, a później wskazał ręką na kobietę i powiedział....

  Adam, poznaj Adę, twoją siostrę. Mężczyznę aż zamurowało, tego się nie spodziewał. Chciał podejść i podać kobiecie rękę, jednak nim zdążył zareagować, tu rzuciła mu się na szyję.
Objął ją, a ona szepnęła mu do ucha, tak bardzo chciałam cię poznać. Przytulił ją mocno i powiedział witaj. Nie mógł się jej odwzajemnić tymi samymi słowami, nie wiedział w ogóle o jej istnienia.  Był tak zaszokowany, że chyba nie potrafił nawet okazać swojej radości. Ostatnio wspominał ojcu o rodzeństwie, niby je miał, ale tylko z nazwy. A tu proszę taka niespodzianka, rodzina rozrastała się w zaskakującym tempie.

Usiedli oboje przy ojcu, Adam zwrócił się do siostry, powiedz mi coś o sobie, ty pewnie coś tam o mnie już wiesz, a ja o tobie nic. Uśmiechnęła się i zaczęła mówić, mam 35 lat, syna i córkę, pracuję w przedszkolu, mieszkam tu niedaleko.
Cała trójka siedziała wciąż na ławce, choć zapadał zmrok, trzymali się za ręce, na zmianę śmiali się lub płakali. A wtedy ojciec ocierał łzy z twarzy swoich dzieci.
Halinka obserwowała ich z okna, była lekko zazdrosna, ale tak naprawdę cieszyła się, że mąż w końcu ich odnalazł.
Ciotka nie pozwalała jej zbyt długo stać bezczynnie, co chwilę coś kazała zrobić, w niedzielę miał być uroczysty obiad dla całej rodziny. A to znaczyło, że trzeba naszykować bardzo dużo jedzenia.

Niedziela zapowiadała się przepięknie, ciepła, słoneczna, ale nie upalna. Kobiety krzątały się po kuchni, Adam z ojcem obierali ziemniaki na obiad i ucinali sobie pogawędkę na temat Ady.
Po powrocie na wieś, jakiś czas Władysław był sam, później związał się z jej matką,  na świat przyszła ich córka. Przy Teresie znów mógł się poczuć jak głowa rodziny. Bardzo go wspierała w jego próbach kontaktu z dziećmi, nigdy nie powiedziała odpuść sobie. Po kolejnej z wypraw, gdy wrócił do domu załamany, przytuliła go i powiedziała...zobaczysz, przyjdzie taki dzień, kiedy w drzwiach domu staną twoje dzieci. Wtedy uważał to za zwykłe pocieszanie, dziś wie, że te słowa były wręcz prorocze. Gdyby nie ta tęsknota śmiało mógłby powiedzieć, że był szczęśliwy.

Mieszkali razem w domu Teresy i wychowywali dziecko, do dnia, kiedy wyszła do pracy i już więcej nie wróciła. Zginęła w wypadku samochodowym. Władysław został sam z małą córeczką, gdyby nie pomoc ciotki (jego siostry) nie dałby sobie rady. Gdy on pracował ona zajmowała się Adą i swoimi dziećmi. Po dwóch latach, gdy nauczył się już być ojcem i matką, gotować rosół z lanymi kluseczkami, zaplatać warkocze i dobierać sukienkę do butów, przyszła kolejna tragedia....
« Ostatnia zmiana: 07 Październik, 2016, 16:04 wysłana przez Tazła »
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #311 dnia: 08 Październik, 2016, 17:36 »
    Wczoraj rozmawiałam z Adamem, kazał wszystkim podziękować za pozdrowienia i ciepłe słowa. :)
Nie spodziewał się, że jego historia będzie cieszyła się takim zainteresowaniem.
Uważa ( tak samo jak ja), że jeśli jego historia pokaże jaki zasięg i ile zła wiąże się z przynależnością do tej organizacji, warto poświęcić czas. :)
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline TomBombadil

Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #312 dnia: 08 Październik, 2016, 19:13 »
To bardzo smutne,że ludzie przeżywają takie tragedie,jak rozpad rodziny z powodu religii. Będąc w zborze nie widziałam takich rzeczy. Ale one były,tylko pewnie odbywało się to po cichu. W ostatnim moim zborze poznałam fantastycznych ludzi,wesołych,przyjacielskich,rodzinnych. Na pierwszy rzut oka. Potem dowiedziałam się,że oprócz dzieci ,zresztą dorosłych ,w zborze ,mają jeszcze starszego syna z którym zerwali wszelkie kontakty. Bo porzucił ich religię. Chłopak miał zdaje się  z 17 lat jak się postawił. Po 18ce kazano mu się wyprowadzić i tyle. Przeżyłam szok. Wzburzona byłam okropnie. I nie umiałam już patrzeć na tych ludzi z taką sympatią,jak poprzednio.


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #313 dnia: 08 Październik, 2016, 20:08 »
To bardzo smutne,że ludzie przeżywają takie tragedie,jak rozpad rodziny z powodu religii. Będąc w zborze nie widziałam takich rzeczy. Ale one były,tylko pewnie odbywało się to po cichu. W ostatnim moim zborze poznałam fantastycznych ludzi,wesołych,przyjacielskich,rodzinnych. Na pierwszy rzut oka. Potem dowiedziałam się,że oprócz dzieci ,zresztą dorosłych ,w zborze ,mają jeszcze starszego syna z którym zerwali wszelkie kontakty. Bo porzucił ich religię. Chłopak miał zdaje się  z 17 lat jak się postawił. Po 18ce kazano mu się wyprowadzić i tyle. Przeżyłam szok. Wzburzona byłam okropnie. I nie umiałam już patrzeć na tych ludzi z taką sympatią,jak poprzednio.


  Ja jestem w stanie jakoś tam przymknąć oko, próbować zrozumieć jeśli obcy ludzi skaczą sobie do oczu, zrywają ze sobą kontakty ze względów religijnych. Ale nijak nie rozumiem i nie potrafię ,, rozgrzeszyć '' tych co wyrzekają się najbliższych, zwłaszcza dzieci. Taki ktoś nie może być dobrym człowiekiem, tak po prostu, zwyczajnie dobrym.
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).


Offline Tazła

  • Mistrzyni Ciętej Riposty
  • Wiadomości: 3 356
  • Polubień: 12349
  • Nigdy nie marzyłam o sukcesie. Pracowałam na niego
Odp: Z życia wzięte .....
« Odpowiedź #314 dnia: 09 Październik, 2016, 09:03 »
Adam


       Po wypadku na budowie Władysław leżał ponad dwa miesiące w szpitalu, później długa rehabilitacja i wózek inwalidzki.
Niby lekarze mówili, że powinien stanąć na własnych nogach, ale jakoś to nie następowało. Siostra rozmawiała z lekarzami, dopatrywali się podłoża psychicznego, on się raczej poddał. Robił konieczne minimum, nic więcej od siebie.
I było w tym wiele prawdy, czuł się jakiś pechowy, przeklęty, noszący jakieś piętno, które nie pozwala mu żyć w spokoju. Raz nawet powiedział, że wszystkim byłoby lepiej jakby zginął.
Wtedy siostra go zwymyślała, że ma przecież dziecko, dla którego musi żyć, bo to sierota, nie ma już matki, ma jeszcze bez ojca zostać?
Wtedy Władysław odpowiadał, a co ze mnie za ojciec, jedne dzieci nie chcą mnie znać, temu zaś nie umiem zapewnić należytej opieki.
Taka walka na argumenty trwał długie miesiące. Wrócił do domu i całe dnie siedział w warsztacie, wracając do domu jak wszyscy już spali. Jakby się bał spojrzeć w oczy swojemu dziecku.
A Ada był dzielna i cierpliwa, nie lgnęła do ojca, w ogóle nie szukała z nim kontaktu, trzymała się z boku jakby czekała na lepsze czasy. Swoje rozbrykane kuzynostwo często upominała, bądźcie cicho, mój tata jest chory, może akurat go coś boli, a wy się wydzieracie. Była najmłodsza, ale najdojrzalsza i najbardziej wrażliwa. Może to wina życiowych doświadczeń małej dziewczynki, a może taka już była z natury.

Był mroźny grudniowy wieczór, w domu pogasły światła, a więc Władysław zdecydował się wracać. Ciche przemieszczanie się na wózku po domu, opanował do perfekcji.
Przejeżdżał koło pokoju, w którym spała Krysia z Adą, przez uchylone drzwi zobaczył córkę stojącą przy oknie.
Zatrzymał się przez chwilę, myślał, że dziewczynka rozmawia z kuzynką, ale nie, ona była sama. Przecierała rączką szybę i mówiła... Mikołaju, nie przynoś mi nic, nie chcę już wrotek ani Barbie, chcę, aby mój tatuś znów chodził. Wiem, że jest chory i nie będzie taki zdrowy jak kiedyś, ale chciałabym, aby mnie w moje urodziny wziął za rękę i byśmy poszli do pani Kazi na lody.

To, co usłyszał bardzo go wzruszyło, łzy popłynęły mu po policzkach. Pojechał do swojego pokoju, nie spał do rana, był na siebie wściekły, że się nad sobą rozczula i krzywdzić innych, zwłaszcza własnego dziecka......
Szukam osób wątpiących w słuszność organizacji z okolic Wyszkowa ( mazowieckie).