Spotkanie pełne niespodzianek I tak jak wspominałam, druga Pani poprosiła mnie o spotkanie. Zależało jej na czasie, a więc umówiłyśmy się na następny dzień czyli na sobotę.
Tym razem to Ona powiedziała jak będzie ubrana i to ja wiedziałam kogo mam wypatrywać.
Idę, jest, ale nie jest sama, obok siedzi mężczyzna. Zaraz pomyślałam, że to mąż.
Podeszłam przywitałam się, zaczęliśmy rozmawiać, ale ten mężczyzna wydawał mi się dziwnie znajomy.
Wypytuję ją ( wiedziałam, że on był tylko zainteresowanym) o jej odejście, jaki jest jej stan teraz itd itp.
A mój tryb awaryjny, wertuje pamięć..skąd ja go znam? Gość bardzo pogodny, wesoły co chwilę rzucał jakimś śmiesznym hasłem. Nagle powiedział..a pier...świadków, napijemy się kawy i przy tym się zaśmiał dość głośno. Coś mi zaświtało w głowie.
Zapytałam czy się czasem tak, a tak nie nazywa? Bardzo go to zaskoczyło, ale okazało się, że tak. A więc już byłam w domu, teraz mogłam zacząć zabawę w kotka i myszkę, on nie wiedział kto ja. Żona uważnie nam się przyglądała, nie ukrywam wyglądaliśmy jak para wariatów.
On twierdził, że już mnie lubi, choć nie wie za co, a ja mówiłam, że go nie lubię i mam ku temu powody.
W końcu go naprowadziłam na szkołę średnią, zapytałam czy pamięta listę z dziennika? O dziwo pamiętał i to dokładnie, ale nie pamiętał imion, może dwie osoby z którymi miał dłuższy kontakt.
I leci tak tą listą, gdy już mnie wymienił, mówię..stop, stop już mnie przeleciałeś.
Zaraz odbił piłeczkę, że jeszcze nie, najpierw musi sobie odświeżyć pamięć.
W końcu trafił, przywitał się się bardzo serdecznie, zlustrował mnie od dołu do góry i podsumował..powiem ci, że nieźle wyrosłaś. Chwilę powspominaliśmy i wróciliśmy do tematu spotkania czyli świadków.
Nie mogłam sobie odmówić aby mu nie wypomnieć..i ty chciałeś być świadkiem i ty obłudniku, który za mną w szkole kici kici wołałeś?
O jak się śmiał, a jak wypierał, że to na pewno nie był on. Żona bardzo poważnie do niego..no wiesz, jak mogłeś. Na co on..ona cię wkręca, ja byłem grzeczny. Yhy... był.
Później było bardziej poważnie, Pani nadal jest świadkiem, ale od prawie roku nie chodzi na zebrania, boi się rozmowy ze starszymi. Doradziłam aby się nie godziła na żadne spotkania jeśli nie czuje się na siłach. A jak będą pociskać niech powie, że przyjdzie ale ze swoim adwokatem i niech nie odpuszcza, na to nie pójdą. Jednak gdyby chcieli, to ja z nią pójdę, pożyczę jakąś garsonkę i odwiedzę paszczę lwa.
Co się zaś tyczy Pana, dwa lata temu na zgromadzeniu miał przyjąć symbol, nagle w czwartek dostał wysokiej temperatury. Z SOR-u trafił na oddział szpitalny, temperatura dobijała do 41 stopni i nikt nie wiedział co mu jest. Na zgromadzenie nie pojechał i czuł się bardzo rozgoryczony.
W niedzielę w szpitalu był ksiądz, zagadał z nim, jak na świeżaka przystało był dość butny i nastawiony na nie, chciał księdza zniechęcić, ale ten się nie udał.
Usiadł przy jego łóżku i zaczął z nim rozmawiać, a raczej do niego mówić. Kolega na koniec mu powiedział..gdyby nie ta choroba choć nie wiem jaka, już bym był świadkiem. Wtedy duchowny mu odpowiedział..a może to jakiś znak?
Tej nocy nie zmrużył oka, temperatura rano sporo spadła, po kilku dniach wyszedł ze szpitala i do dziś nikt nie wie co mu było. Jednak dało mu do myślenia, z lekka zdystansował się do nowego wyznania. Dystans narastał, aż w końcu dał sobie spokój.
Dziś wie, że ta choroba była po coś, tak samo jak po coś jego żona upierała się, że ma z nią jechać na to spotkanie, choć było uzgodnione, że jedzie sama.
Nagle zmieniła zdanie i oznajmiła, że jak z nią nie pojedzie to ona też nie. I dobrze, że przyjechał, raz że się spotkaliśmy, a da że ze mną jego żonie będzie łatwiej się z tym uporać. Oczywiście służę radą i pomocą na ile będę mogła i umiała.
I jak ostatnio wspominałam...to nie jest miasto, to większa wieś.