Mieć wielu przyjaciół, to nie mieć żadnego. cd Policjant zapytali czy pani Beata ....? Tak, odparła zdziwiona. A gdzie ma pani dzieci? Zgodnie z prawdą w szkole, odparła zdziwiona jeszcze bardziej. Chyba nie, zaśmiał się mężczyzn...pani pójdzie ze mną, mamy pani zguby. Na dole w radiowozie siedział drugi policjant i dwie dobrze jej znane czupryny.Na jej widok zaczęli się przekrzykiwać...nasza mama, nasza mama. Jakby chciały przekonać cały świat, że Beata jest ich matką. Musi być pani wyjątkową mamą, zazwyczaj dzieciaki się boją gdy narozrabiają, a tu taka radość...stwierdził jeden z policjantów. Na pewno nie jestem tradycyjną matką, uśmiechnęła się, trzymając dzieciaki za ręce.
Okazało się, że szły same chodnikiem, gdy ich zapytali gdzie idą starsze z nich wyciągnęło z kieszeni kartkę z nazwiskiem i adresem Beaty, mówiąc że idą do mamy. A więc postanowili sprawdzić u źródła. Nim weszli do mieszkania, zadzwoniła do Zbyszka aby się nie martwił i w samą porę. Już biegał po sąsiadach i ich szukał. Okazało się, że na lodówce miał kartkę z danymi Beaty, dzieciaki w swojej ciekawości zapytały co tam jest i następnego dnia były już w drodze do swojej...wybranki.
Zbyszek, coraz rzadziej bywał na zebraniach, częściej widywali się na osiedlu niż , niż na sali. Beata zadzwoniła i zaprosiła ich na niedzielny obiad, zaraz po zebraniu. Był zaskoczony, nieśmiało oznajmił...ale ja się nie wybieram na zebranie. Nic nie szkodzi odparła, u mnie o 14...Później on w rewanżu zabrał ich na wycieczkę za miasto, znajomość się rozwijała, postanowiła porozmawiać z dziećmi. Co one sądzą o tym wszystkim? Jej dzieci były nad wyraz dojrzałe jak na nastolatków przystało. Usłyszała, że one niedługo wyfruną z domu, ona zostanie sama, a przecież jest jeszcze młoda, powinna mieć kogoś. Odparła zgodnie z prawdą...Zbyszka lubię, jest fajny, ale ja go nie kocham. Wtedy syn objął ją za szyję i powiedział...mamo, tatę kochałaś i co z tego miałaś? Przykre, ale prawdziwe, kochała go szaleńczo, oddałaby za niego skórę, a w zamian miała znęcanie, biedę i strach.
Zbyszek przestał całkiem chodzić na zebrania, a Beata i tak za niego wyszła, ku zgorszeniu braci. Nie kochała go, ale kochała dzieciaki, a one ją. Jej dzieci darzyły go ogromną sympatią, był dla nich prawdziwym autorytetem i ojcem. Żyło im się całkiem nieźle w domu Zbyszka, ale robiło się trochę ciasno. Beata chciała sprzedać swoje mieszkanie i dołożyć do kupna większego domu, nie zgodził się. Powiedział, że ma dzieci i im się należy, miał pieniądze z odszkodowania po zmarłej żonie, sprzedali stary dom, wzięli mały kredyt i kupili coś większego. Nie zabraniał chodzić swoim dzieciom na zebrania, jednak sam był daleko od organizacji. Zaczął od czasu do czasu chodzić do kościoła, gdy miał taką potrzebę.
Dzieci Beaty były ambitne, córka została pionierką i wyjechała gdzieś na drugi koniec Polski, syn piął się po szczeblach zborowej kariery. Bracia jaj gratulowali, że tak dobrze wychowała swoje ( z naciskiem na swoje) dzieci. Maluchy już nie był takie chętne, chodziły bo chodziły, ale żadne usługiwanie czy też pionierka nie były im w głowie.
Cała czwórka dorosła i jakby poszła na swoje, z nimi został tylko syn Zbyszka, ożenił się, miał dwójkę dzieci. Córka miała trójkę i mieszała w sąsiednim mieście. Syn Beaty mieszkał w jej mieszkaniu razem z żoną, nie mieli dzieci, zaś córka pomieszkiwała tam gdzie akurat była pionierką. I choć relacje rodzinne były dalekie od ideału, to czasem się spotykali.
Pewnego dnia Zbyszek miał poważny wypadek, Beata stanęła przed wyborem...czy zgodzić się na podanie krwi? Przez chwilę się zawahała, ale lęk przed jego utratą był silniejszy niż jej wiara w organizację, zgodziła się. Siedziała na korytarzu wraz z ''maluchami'',tak bardzo się bała, strach, że może go stracić uświadomił Beacie jak bardzo kocha Zbyszka. Jak jest dla niej ważny...Siedziała przy łóżku, gładziła go po ręce i mówiła aby jej nie zostawiał, że go kocha i nie wyobraża sobie życia bez niego.W czwartej dobie obudził się i pierwsze co powiedział to... warto było dać się przejechać, aby w końcu usłyszeć, że mnie kochasz...Te wszystkie lata mówił jej jak jest dla niego ważna, jak ją kocha, ale nigdy nie zapytał czy ona jego też? Czekał cierpliwie i gdy już stracił nadzieję, uważał że jest z nim z przyzwyczajenia, uległ wypadkowi. A ich spokojne życie zadrżało w posadach.
Dzieci Beaty nie odwiedzały go w szpitalu, córka zadzwoniła do niej mówiąc, że się zawiodła na matce, nawet nie zapytała o Zbyszka, co z nim i jak się czuje. Syn też, tylko przez telefon oznajmił oschle, że poinformował braci co zrobiła i tyle go słyszała. Zaczęli do niej wydzwaniać próbując się umówić na rozmowę, zwlekała. W końcu gdy mąż był już w domu, zgodziła się na taką rozmowę. Po zebraniu została zaproszona do pokoju zwierzeń. Wyszła po jakiś 5 minutach, nie mogła słuchać tego, że wyszła za złego człowieka który odrzucił prawdę, a sama jest od początku krnąbrna i bez grama pokory jaki powinna mieć dobra siostra. Do tego teraz przez tego człowieka i jego chorobę postąpiła wbrew Jehowie. Gdy wróciła do domu była cała roztrzęsiona, oznajmiła mężowi i dzieciom ( maluchom) że nigdy więcej nie pójdzie na zebranie. Syn nie odbierał od niej telefonów, a więc napisała sms...aby jej więcej nie zapraszali na żadne rozmowy, on wie co ma zrobić aby ją skreślić z listy członków zboru.
To było ponad dziesięć lat temu, dziś Beata jest wdową, Zbyszek zmarł nagle. To ''maluchy'' są jej wsparciem, rodziną i miłością. Mieszka w ich wspólnym domu razem z jego synem, pomaga w wychowaniu wnuków, córka choć ma kawałek drogi, nie ma tygodnia aby jej nie odwiedzała. Jej dzieci, choć podobno tak dobrze wychowane od incydentu z krwią, w ogóle się do matki nie odezwały. Nie były nawet na pogrzebie Zbyszka, co dla Beaty było bardzo bolesne. On je kochał jak własne, a ulegał bardziej niż swoim. Czasem jest na siebie zła, że wlokła te swoje pociechy na zebrania i zachęcała do aktywności, jak sama to nazywa...włóczyła je na zatracenie. I choć smutnieje gdy o tym mówi, to zaraz się ogarnia i z uśmiechem na twarzy dodaje...ale dzięki temu mam moje kochane maluchy, a dzięki nim piątkę wspaniałych wnucząt. A syn za nią dorzuca...i jesteś najlepszą mamą pod słońcem, o czym Bóg i my możemy zaświadczyć.
PS. Dziś tak więcej, bo chciałam to zakończyć. W kolejce czeka historia na czasie, mająca swój początek na naszym forum.