Muszę to z siebie wyrzucić, bo mimo ogromnego wsparcia bliskich, za co jestem im bardzo wdzięczna, to zaraz chyba eksploduję, chce mnie rozerwać od środka.
Wiele przeszłam w ostatnich latach, opieka nad teściową po udarze, jej śmierć.Mąż alkoholik, który się staczał, aż w końcu wszedł w łóżko i zmarł.Wydawało się, że to koniec mojej gehenny, ale gdzie tam. Rodzina szanownego pana męża dostrzegła majątek po bracie. Dom który sami wybudowaliśmy itd itp. Nieważne, że został syn, im się należy.Postanowiłam zejść im z oczu, zamknęłam dom i przeprowadziłam się jak najdalej od złych wspomnień , zaczęłam podnosić się, psychicznie, fizycznie , odcięcie się do tamtego miejsca było dobrą decyzją.I co? Znów świadkowie dali o sobie znać. Umiera mój ojciec,nie będę się wdawać w szczegóły, zmarł.
Pierwsze co usłyszałam od matki na powitanie...pogrzeb będzie chrześcijański. Tzn jaki zapytałam? Nasz, jak Pan Bóg przykazał. Pytam się...czyj Bóg? Wywiązała się pyskówka, wykrzyczałam matce, że nie udało jej się z ojca zrobić świadka przez ponad 40 lat, to chce swojego dopiąć po śmierci.Fakt, był katolikiem bardziej z nazwy, ale świadkiem nawet nie był z domysłu. Dodałam na koniec ...kto sieje wiatr ten zbiera burzę. Ona mi na to, że bogobojna żona jest zbawieniem dla niewierzącego męża i drogą do jehowy. Nie pamiętam jak to brzmiało dosłownie, ale coś koło tego. Dodała...nas jest więcej, nie masz nic do gadania. Co racja to racja, matka, brat, siostra...zamknęli się w pokoju i debatowali.
Później władowałam im się ( bratu i siostrze) do samochodu i pojechaliśmy do zakładu pogrzebowego. Nie było to matce w smak, na odchodne rzuciła za nami...pamiętajcie co mówiła. Aha, dostali wytyczne co i jak mają załatwić. I tu postanowiłam zepsuć im szyki. Od nekrologu, gdzie kazali wymazać wszystkie ''gorszące'' rzeczy, po trumnę i napisy na szarfach. Oni chcieli po świadkowskiemu, a ja z bezczelnością mówiłam NIE! I pytałam fachowców jak się pisze, jak się robi ?. A gdy moje było na wierzchu, uśmiechałam się szyderczo. Brat nie miał dość odwagi aby mi się sprzeciwić, a siostra... jest tylko mocna w gębie przy matce lub świadkach. Ona poszła na autobus, a my z bratem wracaliśmy do rodzinnego domu.
Nim przejechaliśmy 10 km, matka już o wszystkim wiedziała,moja siostra świadkowski konfident o wszystkim doniósł. Już się do mnie nie odzywała.Gdy przyjechałam następnego dnia, aby jechać z bratem dalej załatwiać, nie bardzo chciał mnie zabrać, ale nie dałam się. Po drodze dał mi kartkę z wytycznymi jak ma być to i owo zmienione. Wyśmiałam go.I kazałam aby matka wszelkie żale kierowała do mnie, jeśli on nie ma jaj aby postawić się matce. Ja rozumiem kwestia gustu, ale jeśli chodzi o przyzwoitość i rodzinę ojca nie ma zmiłuj. Drukując nekrologi kazałam jeden więcej, aby powiesić w miejscowości skąd ojciec pochodził. Brat że nie bo mama mówi po co...a masz tu gdzieś mamę? Zapytałam cedząc przez zęby. Postawiłam na swoim i pojechaliśmy rozwiesić, przed samym domem brat zasugerował abym nic nie mówiła o tym matce.Pierwsze co powiedziałam wchodząc do domu to właśnie to, pożarłyśmy się i to solidnie. Nawet wyrzuciłam jej te 50 zł za ten dodatkowy. Siostra i bracia ojca prosili aby coś zrobić, aby ojca nie grzebać w ten sposób, ale co mogliśmy? To matka była decyzyjna.
W dniu pogrzebu myślałam że mi pęknie serce, jego jednego w rodzinie ( dom rodzinny) miałam za sobą, czułam się jak sierota, porzucone dziecko. Po jednej stronie trumny ja, po drugiej oni. Gdy przychodzili witali się z nimi, mnie pomijano. Czy czułam się gorsza? Nie, byłam wściekła gdy widziałam matkę, która pokazywała na wiszący obraz za ołtarzem, że nie został usunięty.I ta ich ignorancja dla chwili, albo ręce w kieszeni, albo splecione na klatce piersiowej. Jednak gdy brat zaczął bawić się telefonem nie wytrzymałam. Znów wycedziłam przez zęby...wyłącz ten telefon, bo jak cię kopnę w dupę. Pomogło.Na cmentarzu jeden cyrk, gdy świadkowska pleciuga zaczęła swoją przemowę mówiąc o zmarłym i porównując śmierć do zakupów w dyskoncie, zrobiło się poruszenie.
Część ludzi odeszła nazywając to pogrzebem jak dla psa...że świeckie pogrzeby mają więcej powagi i szacunku. Sama powiedziałam dość głośni..ale chrzani.Za trumną stała matka jej świadkowskie dzieci i rodzina, z boku stałam ja z bliskimi i ( o czym się później dowiedziałam) cała katolicka i niewierząca rodzina, sąsiedzi. Gdy wpuszczano trumnę a oni wyjęli tablety do śpiewu, myślałam że wyrwie mi serce razem z wnętrznościami. Tak bardzo bolało, czułam jakby część mnie została wyrwana i wrzucona do dołu. Ojca siostra podeszła i wrzuciła różaniec, miała włożyć do trumny, ale nie chciała się szarpać z matką.Na stypę nie przyszła nawet połowa zaproszonych, choć matka straszyła ich piekłem ( a podobno nie wierzą) i kuszeniem szatana. A może to ja byłam tym szatanem?My poszliśmy, syn nawet się śmiał że do żarcia pierwsi...Zajęliśmy miejsca gdzie wskazała obsługa, gdy przyszła matka ze swoją świtą popatrzyła i usiedli na drugim końcu sali. Na odchodne poszłam się z nią pożegnać, odwróciła się w drugą stronę, nie powiedziała ani słowa. Następnego dnia wróciłam do swojego nowego domu, nic tam po mnie.Wszyscy mnie zapewniają że są ze mną, że nie mam ojca, ale jest jego rodzeństwo, ja to doceniam. Ale pustki i bólu nic nie jest w stanie zapełnić, na to trzeba czasu. Już bym jechała na cmentarz, aby stanąć nad grobem i choć na chwilę poczuć się obok niego.
Kiedyś świadkowska zaraza dotknęła tylko mnie jak odeszłam, po kilkunastu latach podzieliła 1/3 rodziny, dziś poróżniła całą.Jeśli kiedyś mówiłam że ich nie lubię, dziś nimi gardzę i to bardzo gardzę. To się odbija na wszystkich świadkach jacy się teraz przewiną w moim życiu. I z całą odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że moja matka jest złym człowiekiem. Nie liczy się z nikim i niczym, byle jej było na wierzchu. Ojciec by jej tego nie zrobił, co ona zrobiła jemu. Duża wina jest po stronie zboru, nie powinien się tego podejmować i jątrzyć wiedząc jaka jest sytuacja. Przecież 100 % ojca rodziny i 50% matki to nie są świadkowie.
Z tego miejsca chcę przeprosić tych o których ''zapomniałam'' nie zapomniałam, zwyczajnie nie mogłam, nie potrafiłam, nie czułam się na siłach.