Cześć,
Jestem tu nowa, od kilku dni przeglądam to forum ale dopiero teraz postanowiłam się zarejestrować.
Byłam wychowana w religii Świadków, podobnie jak cała moja rodzina, mój ojciec był bratem starszym, siostra jest wieloletnią pionierka. Wiele lat temu do zboru przyjechały dwa ukraińskie małżeństwa, które celowo rozbily dwa małżeństwa SJ w tym moich rodziców. Wtedy też ojciec został wykluczony. Jako że byłam najmłodsza czułam rywalizację rodziców o mnie. Moje siostry dużo starsze ode mnie wiedząc jakich zbrodni przeciw religii dopuścił się ojciec stanowczo odmówiły spotkań z nim i namawiano mnie do tego samego. Od 13 roku życia zmagam się z depresją, byłam pewna że ojciec zostawił nas przeze mnie i szukałam wsparcia wśród moich "braci" i "sióstr". Pewna młoda pionierka doradziła mi ze jeszcze lepsze wsparcie zarówno bracia jak i Bóg zaskarbie sobie będąc po chrzcie. Tak więc mając 13 lat dałam się ochrzcic. Niestety zarówno pod względem doboru muzyki, książek, zainteresowań czy nawet szkolnych znajomości dużo odstawalam od wymogów braci. Był czas kiedy
chciałam się zaangażować, zostałam pionierka, chodziłam na przygotowania do strażnicy organizowalam spotkania dla młodzieży zbiorowej w moim wieku. Ale nie wyrabialam się z godzinami a spotkania pozostawały bez odzewu bo jak się potem dowiedziałam "byłam jeszcze dzieckiem, nikt nie brał mnie na poważnie". Z czasem poszlam do liceum, spotkałam się z wieloma pytaniami od ludzi madrzejszymi od siebie. Nie umiałam bronić prawdy bo nie nauczyłam się wierzyć w nią. Była to dla mnie jedynie codzienna oczywista oczywistość. Któregoś dnia uświadomiłam sobie ze omija mnie wiele ważnych rzeczy (przyjaźnie, miłości, spotkania itp) tylko dlatego ze jestem w tworze, którego przekonań nie popieram. Poznałam mężczyznę jakieś 200 km od rodzinnego miasta, rodzinie było bardzo nie w smak ze nie tylko umawiam się z człowiekiem ze świata ale ze jeżdżę do niego "i nie wiadomo co robimy". W naszym domu często przebywali SJ zwykle tylko ulubiona klika która obgadywala panujących braci starszych, porownywala je, wysmiewala itp. Nigdy mi ta dwulicowosc nie pasowała wiec unikalam tych spotkań przez co nie byłam zbyt lubiana przez najbardziej gadatliwe a przez to "wpływowe" osoby w zbiorze. Ponieważ za każdym razem jak robiłam coś.nie tak, matka karala mnie jak dzieciaka (miałam wtedy 19 lat) któregoś dnia już pękłam. Nigdy nie wracałam do.domu później niż 20, o.każdym wyjściu informowalam ja sms i pisałam z kim i co będę robić. Dwa razy zdążyło się (na przestrzeni dwóch lat, pierwszy raz z dziecięcej ciekawości) wrócić do.domu pod wpływem alkoholu, nie byłam pijana nie zataczalam się ale mimo.mocnej głowy język szybko odmawia mi.posłuszeństwa
matka 19 kobiecie zabrała telefon, odciela internet i inne takie glupie pomysły. Wkurzyłam się ze wymaga ode mnie przestrzegania przepisów, których nie uznaje. Wielokrotnie prowadziliśmy rozmowy w domu, ja, dwie siostry i mama. Płakałam jak nigdy ze mam myśli samobójcze, że jest mi bardzo ciężko, że nienawidzę siebie, że czuje się zawsze gorsza i nie chce być w tej religii bo nie wierzę w te prawdy i siła mnie przecież do wiary nie zmusza. Moimi problemami emocjonalnymi matka przejęła się dopiero jak po jednej z kłótni oświadczyłan ze mam tego dość i w ciągu tygodnia się wyprowadzam (nie dam sobie rady przecież). Przez rok nie starczyło mi "jaj" żeby pójść do braci, odciąć się i mieć to już wszystko za sobą. W końcu z pomocą mojego obecnego męża (tego samego co na początku) stawilam się na komitecie. Siostra odmówiła przyjścia na ślub, matka przyszła z mina bazyliszka, a pół roku wcześniej na ślubie drugiej córki płakała ze na wszystkich zdjęciach jest rozmazana. Cała moja rodzina odmówiła przyjścia na wesele itp wiec z niego zrezygnowałam mimo iż było to moje marzenie. Do teraz odczuwam skutki po części mojej decyzji w wieku 13 lat i chwilami dorzucajac do tego depresję jest ciężko. Miewam myśli o powrocie, ale tylko dlatego ze doskwiera mi samotność, a to ogromny kontrast w porównaniu do 80-osobowego zboru.. Tak właśnie postępują SJ uniezalezniaja Cie od siebie. Do tego stopnia ze człowiek wie ze się mylą, nie chce znowu tego przeżywać ale tęskni do ludzi przy których się wychował..
Przepraszam ze się tak rozpisałam, ale jak wspomniałam dużo się we mnie dzieje od kilku lat i nie jestem w stanie radzić sobie z tym sama..