Rozumiem emocje jakie Ci towarzyszą, czy wtedy odczuwałaś. Dodatkowo (przynajmniej mi) towarzyszyło uczucie całkowitego osamotnienia, nikomu nie mogłam się zwierzyć, bo pomyślą słaba duchowo, odstępca, coś szemra na starszych. Jakby tego było mało pochodzę z rodziny podzielonej religijnie, więc stając po stronie organizacji zwłaszcza w okresie świąt, chciałam zasnąć i nie obudzić się, często się o to modliłam nie dawałam rady.
Też byłam kiedyś rozdarta i sama w tym co czuję i przeżywam.
Nawet po odejściu i wykluczeniu, gdy byłam poza organizacją , szykując się nawet symbolicznie do świąt czułam się bardzo źle, podle, jakbym kogoś zdradzała. Tak głęboko we mnie siedziały te nauki, że nie umiałam się tego wyzbyć.
Mąż nie rozumiał moich rozterek, kazał ....olać przeszłość i nie wracać do niej. A to nie było takie łatwe.
Zaś matka gdy mnie spotkała w tym okresie drwiła...pojadłaś opłatka, przypodobałaś się szatanowi itp. Mimo mojego odpyskowania, to jednak w głębi mnie tym dołowała.
Dopiero po kilku latach, gdy w czasie Wielkanocy zapytała...byłaś ze zbukami u plebana? Nie wytrzymałam i powiedziałam jej ( wiem że to zbyt ładnie o mnie nie świadczy)....a weź się w końcu ode mnie odp....ty i ci twoi braciszkowie. Nie jestem jedną z was , a więc robię co mi się podoba, wara ode mnie.
Od tamtej pory miałam spokój. Choć nadal się czułam, zła, gorsza, słaba i bliska .... Coraz głośniej mówiło się o bulimii i anoreksji. I ja też zaczynałam zajadać, doła, wizyty w domu rodzinnym. A później miałam moralniaka, że tak się nażarłam.
I wtedy uciekłam w bieganie. Jak już kiedyś wspominałam, biegałam do upadłego, płakałam, potykałam się i biegałam......
Tylko dzięki temu nie wylądowałam w wariatkowie i dzięki mojej Elusi. Która była też wykluczona, jednak sobie jakoś lepiej poradziła.