Niezwykle smutne jest dla mnie to, że być może ktoś z mojego obecnego zboru, a może z jakiegoś poprzedniego, przeżywa coś takiego, jak cześć z was opisała. Ktoś taki może być bardzo blisko, a ja mogę o tym nie wiedzieć, bo przecież wszyscy są nauczeni by nie okazywać słabości duchowej, by mówić tylko to, co buduje. Może nawet ktoś taki jest obecny na tym forum, a ja tego nie wiem, bo przecież wszyscy są tu obecni w tajemnicy.
Powiem wam, że o kant dupy rozbić to wszystko... Chęci pomocy średnio wystarczają gdy ma się tak związane ręce.