Trochę pożartowaliśmy sobie, ale tak na poważnie: myślę, że nikt nie wypominałby im zegarków, samochodów, siedzib, gdyby nie nakłaniali innych do upraszczania życia, gdyby ciągle nie pisali i nie gadali, jak to nie należy pokładać nadziei w bogactwie etc. Iluż to ja znałam głosicieli żyjących niemal na krawędzi ubóstwa. Bo nie mieli żadnego wykształcenia, bo nie mieli dobrej pracy, a nawet jak znaleźli jakąś przyzwoitą, to kolidowała z zebraniami itd. Pisałam, że znam pionierkę, która tak uprościła swoje życie, że sprzedała wszystko, co miała (mieszkanie), i pojechała głosić na terenach oddalonych. Dzisiaj nie ma własnego dachu nad głową (mieszka u kogoś) i żyje za najniższą emeryturę. Żeby przeżyć, musi dorabiać sprzątaniem (a ma prawie 70 lat). Pamiętam, jak kupowała komputer, bo, jak mówiła, w końcu chciałaby mieć coś swojego. Tylko żeby kupić ten komputer, musiała jechać do Niemiec i tam Bóg wie ile domów się nasprzątać.
A jeszcze okazuje się, że śmią pisać do takiej Boliwii, że trzeba ograniczać wydatki domowe, żeby więcej wrzucać do skrzynki. Niech zaczną upraszczanie życia od siebie.