Śledząc to forum, jak również inne; podobne tematycznie, czytając świadectwa byłych świadków jehowy, mnie jako osobę niezwiązaną z WTS bulwersują fakty związane z szeroko pojętym ostracyzmem stosowanym przez śj wobec wykluczonych osób (rzekomo kochanych).
Dziwne twory w postaci komitetów sądowniczych z ich ubeckimi metodami są dla mnie nie do pojęcia, tak po ludzku.
Komitety łączności ze szpitalami - jak z horroru. (myślę, że lekarze nie podają danych pacjenta byle kolesiom).
Do rzeczy....
Zwracam sie z pytaniem do Was drodzy świadkowie, do Was zbulwersowanych ostracyzmem. Czy Wy, będąc w organizacji też stosowaliście te same metody wobec wykluczonych? CZy również "nienawidziliście" odłączonych współbraci?
Pan Skarbnik pięknie się rozpisuje na temat ostracyzmu
(http://www.jw-ex.pl)
Zwracam się do Was starsi zborów, czy wykluczaliście członków ze swojej społecznosci tylko dlatego, że ktos był kumaty i nie zgadzał sie z wytycznymi CK? Czy deptaliscie godność ludzi, zgodnie z instrukcjami z Ameryki?
Chcę wierzyć, że tak nie było......
Odpowiem na pytanie:
Zwracam sie z pytaniem do Was drodzy świadkowie[/b], do Was zbulwersowanych ostracyzmem. Czy Wy, będąc w organizacji też stosowaliście te same metody wobec wykluczonych? CZy również "nienawidziliście" odłączonych współbraci?
Będąc w organizacji nie stosowałam się do zaleceń, aby w/g CK stosować ostracyzm wobec wykluczonych/ odłączonych.
Dlaczego? Ponieważ po pierwsze, nie wiedziałam kto był wykluczony, kto był odłączony, nic się nie wiedziało, a pogłoski (plotki) i złe wyrażanie się o osobach osądzonych przez KS i odciętych od zboru, nie dawało żadnej szansy tym osobom , aby porozmawiać jak przyjaciel z przyjacielem, opowiedzieć co się wydarzyło, dlaczego itp. a możliwe, że te osoby potrzebowały pomocy, wsparcia, rozmowy. Wątpiłam w kompetencje, czyli "duchowe kwalifikacje" braci starszych prowadzących komitety sadownicze. Dlaczego wątpiłam? Ponieważ w/g mnie aby osadzać/ sądzić innego człowieka nie wystarczy zamianowanie na starszego.
Bardzo współczułam osobom już poza zborem.
Pozdrawiałam każdą taką osobę !!!!
Byłam przez to narażona na napomnienie, ale pozdrawiałam i stanęłam, aby porozmawiać, zapytać o zdrowie, powiedzieć coś miłego, coś takiego, żeby podniosło taka osobę na duchu.
Jasne, że rozglądałam się, czy czasem ktoś ze zboru mnie nie widzi, że doniesie na mnie starszym, jednak dość już miałam w organizacji zaprzeczania samej sobie.