To ja rowniez chetnie sie wypowiem. Kiedy bylam nastolatka i to taka naprawde gorliwa jesli chodzi o zaangazowanie w tzw. "prawde" mialam do czynienia, znalam i spotykalam jednego wykluczonego. I niestety, teraz sie tego wstydze, ale mimo, ze on zawsze jak mnie mijal mowil "dzien dobry", to ja udawalam ze nie slysze i nie widze... Choc czulam sie z tym niedobrze, to jednak chec podporzadkowania brala u mnie gore. W momencie, gdy juz jako dorosla kobieta zaczynalam sie przebudzac, dowiedzialam sie, ze zostala wykluczona moja dobra kolezanka, z ktora kiedys bylysmy pionierkami na terenie oddalonym. Kiedys spotkalysmy sie w autobusie i jak na nia spojrzalam to wiedzialam, ze nie moge jej tak po prostu potraktowac jak powietrze. Kiedys razem mieszkalysmy, bylysmy na naszych weselach, spedzilysmy kupe czasu razem i mialam udawac, ze jej nie znam? Przez glowe mi to nie przeszlo. Podeszlam do niej, usiadlam obok i zaczelam rozmawiac jak gdyby nigdy nic sie nie stalo. Ona byla ogromnie zaskoczona, ale ja wtedy czulam, ze zrobilam tak, jak powinien zrobic kazdy, kto spotyka dobrego znajomego. Teraz sytuacja sie odwrocila, ona wrocila po czasie do org., a ja sie odlaczylam. I wiecie, ze ona ze mna regularnie koresponduje? Przyznala, ze wrocila tylko ze wzgledu na to, by nie tracic kontaktu z rodzina, ale jej osobiste poglady diametralnie sie zmienily
W twoich pytaniach Tomku, doszukuje sie jednak troszke prowokacji. No bo jak to teraz tak bardzo krytykujemy ostracyzm, a jako Swiadkowie traktowalismy sami w ten sposob osoby wykluczone? Tak, wielu z nas podporzadkowywalo sie tym zasadom traktowania bylych Swiadkow, ale trzeba byc w samym srodku tego zamieszania, zeby w pelni pojac caly ten mechanizm.