To ja czegoś nie rozumiem....
Niby gorszą Cię pewne zagrywki, postawy, reakcje w zborze. Uważasz, że się źle dzieje.
Jednak nie wyjdziesz bo się boisz. Pytam czego ludzi, że Cię odtrącą, że już nie będziesz siostrzyczką?
A może powinnaś bać się Boga, bo on widzi że obracasz się wśród zgorszenia, zła i jesteś tego świadoma?
Przecież to tak jakbyś sama je pochwalała.
Jedne nauki uważasz za dobre, a inne nie. Jak to, śJ na pół gwizdka, taki wybiórczy?
Albo się nim jest i bierze z dobrodziejstwem inwentarza, albo nie.
Wiesz co ja uważam....coś Ci tam świta, widzisz jakieś światełko w tunelu, ale boisz się do niego iść. Czyli wyjść stamtąd z organizacji. Ale jak zaczniesz głośniej mówić o swoich wątpliwościach, rozterkach i to się rozniesie.
Dostaniesz takiego kopa od tych swoich braci, że choć będzie bolało to jednak szybko przejrzysz na oczy. I już nie będzie mowy o ludzie wybranym.
Nie, nie boję się.
Nie dlatego nie chcę wyjść, że się boję. Nie chcę wyjść, bo nie mam dokąd. Po prostu...
Nie ma żadnej innej religii, która mogłaby być dla mnie zadowalającą alternatywą.
Osoby, które są na tym forum albo są wierzące i mają swój "dopasowany na miarę" indywidualny zestaw wierzeń, albo są ateistami lub agnostykami, którzy uważają, że religia to opium dla ludu. A ja wierzę w Boga Jehowę.
Ja widzę w zborze nieprawidłowości, ale cały czas się zastanawiam gdzie jest ta granica kiedy powiem sobie: oho! przesadzili tak bardzo, że nie chcę ich widzieć na oczy!
Zdenerwowałam się aferą pedofilską, ale mimo wszystko uważam, że to nie jest wystarczający powód, aby opuścić organizację.
Czekam i obserwuję. Może dojdę do takiego momentu, że mi się przeleje czara goryczy. Ale na razie jeszcze się nie przelała.
Ja zawsze dziwiłam się tym ludziom, którzy narzekali na swoją religię, ale nadal w niej tkwili. Ja byłam kiedyś katoliczką, ale ta religia nie podobała mi się. No więc wysłałam list polecony do kościoła w którym zostałam ochrzczona, że mają mnie wykreślić ze swojego rejestru i już.
Gdybym do takiego samego etapu doszła w religii ŚJ, to być może zrobiłabym podobnie (w sensie wysłanie listu).
Ale nie doszłam jeszcze do takiego etapu, bo nie uważam żeby rzeczy które póki co mi przeszkadzają w zborze całkowicie dyskwalifikowały tę religię. Gdybym miała z kimś "na pieńku", to pewnie krócej bym się wahała. Ale ja żyję raczej ze wszystkimi w pokojowych stosunkach.
Co do bojaźni o utratę kontaktów. Nie byłaby to aż tak dotkliwa utrata, bo ja nie mam zatrzęsienia przyjaciół w zborze. W moim zborze głównie są osoby starsze, z którymi rzadko się integruję. Są też tacy w moim wieku z którymi się spotykam, ale nie są to przyjaźnie życia. Ot, znajomość - razem się na kawę pójdzie, pogada się, ale też nie za często, co jakiś czas tylko.
Na razie jestem więc na etapie obserwowania jak się rozwinie sytuacja. Mi się póki co nie spieszy żeby wychodzić ze zboru. Na razie nikt mnie w nim nie prześladuje. A nie ma innej religii, która w sprawach doktryn religijnych odpowiadała by mi bardziej.
Przy czym takie życie w zawieszeniu to też takie super nie jest, bo jestem letnia - ani gorąca-gorliwa, ani zimna-totalny odstępca. Nie wiem jak długo można tak funkcjonować - zobaczę...