Może to zabrzmi kolokwialnie ale jesteś szczęśliwsza bo masz normalne życie.
Nie czujesz nad sobą tego "bata" z masą zakazów i nakazów. Pamiętam jak ja się poczułam gdy zdałam sobie sprawę , że nie muszę uważać z kim siedzę w ogródku (restauracja) i co piję. Niby banał, ale człowiek czuje się naprawdę wolny. W małych miejscowościach było się ciągle pod ostrzałem.
No właśnie, ja pamiętam takie życie w ciągłym napięciu; było mnóstwo rzeczy, które były "sprawą sumienia", i ciągle się bałam, że ktoś zobaczy mnie np. jak rozmawiam z kimś, albo robię coś, albo jestem jakoś ubrana itd. co kogoś mogłoby zgorszyć. Ponoć były rzeczy, których "nie wypadało" robić żonie/córce brata na przywileju (do dziś nie wiem za bardzo jakie); kiedyś dano mi do zrozumienia, że zbyt głośno się śmiałam po zebraniu, rozmawiając z innymi siostrami...
A teraz, o rety... mogę być, kim chcę, a do łamania powszechnie przyjętego prawa mi daleko