Z własnego podwórka powiem jak to z tymi nowymi było u mnie w zborze na przestrzeni ostatnich lat:
- Kobieta w średnim wieku, która miała problemy z mężem. Rzuciła robotę, zabrała się bardziej za wychowywanie dorastających dzieci. ŚJ to był dla niej przełom. Potem jej przeszło, zabrała się za inny sposób na życie. Po kilku latach jest ultra nieczynna. Zmieniła zbór, by dali jej spokój
- Kobieta w średnim wieku, dobre stanowisko, samotna, córka uczy się za granicą, mąż jej nie rozumie, zdecydowali się na rozwój. ŚJ zapewniają jej towarzystwo. Długo studiowała. Zaprzyjaźniła się z wieloma siostrami. Ostatnimi czasy jednak rzadziej ją widać na Sali
- Kobieta, młoda, poznała "Prawdę" dla swojego męża, z którym jeszcze przed ślubem strzelili bobasa. Nie ma pojęcia o wielu naukach. Oboje leją na różne zasady w zborze.
- Mężczyzna, dość młody, mający problemy ze zdrowiem. Bardzo rzadko się zgłasza. Raczej wielu rzeczy nie rozumie. Cieszy się, że ma towarzystwo, bo był bardzo samotny.
Wniosek jest prosty: dorwać ofiarę, gdy przechodzi trudne chwile, otoczyć "miłością braterską" i wtedy może łyknąć haczyk. Albo dla kogoś, żeby rodzina dała spokój (jak ta młoda kobieta).