Nie ma zasady na to czy biją ŚJ czy nieŚJ.
Niemal wszyscy bijący rodzice sami byli bici. Biją swoje dzieci wierząc, że zrobią z nich tak "dobrych" i "zdrowych" obywateli. W przypadku ŚJ "obywateli królestwa".
Zasada jest prosta. Jeśli czegoś nie oddasz/porzucisz, to przekażesz to dalej. Dlatego jeśli rodzic nie uzyska świadomości, że bicie jest oznaką jego słabości i braku panowania nad własnym bałaganem w głowie, który aktywuje się przez powstanie sytuacji kiedy dziecko nie jest takie jakie "musi być" w jego oczach. Sprzeciw dziecka uruchamia w rodzicu odtwarzanie zapisu z przeszłości kiedy to on sam był dzieckiem i dostawał lanie w takiej sytuacji.
To nic innego jak Kopiuj i Wklej. Ścieżka myślowa wyryta głęboko w mózgu dziecka bitego.
Potem to dziecko wyrasta wraz z rysą jaką mu zrobiono i po dorosłym człowieku nie widać, że tkwi w nim zranione dziecko rządne zemsty za ból fizyczny i poniżenie. Jeśli rodzicowi nie mógł się postawić/oddać/wykrzyczeć to ten ból nadal w nim żyje.
W takim razie triger jakim jest zachowanie jego własnego dziecka ("bunt") sprawia, że rodzic znajduje "uzasadnienie" do wykonania aktu "wychowawczego" na swoim dziecku. W rzeczywistości jest to odwet za przemoc rodzica wobec niego samego... Rodzic, który tego nie zrozumie, znajdzie milion powodów i okazji na bicie dziecka pod przykrywką wychowania dziecka. A potem po latach żal, że dziecko nie odwiedza, nie dzwoni, opuszcza "prawdę", ciągle wyrzuca złe wspomnienia, "zmyśla jakoby były niemal katowane" - chociaż w odczuciu dzieci tak jest.
Różnie bywa z ofiarami przemocy. Mniejsza część znajduje sobie kata żeby być wciąż ofiarą. Większość wciela się w rolę kata i szuka ofiary. Nie ma lepszego sposobu na znalezienie ofiary jak spłodzenie jej i wydanie na świat. Na każdy akt przemocy taki rodzic zawoła: to jak cię tyle w brzuchu nosiła, my cię ubieramy i karmimy, a patrz na tych tam w sąsiedztwie jakie brudne to i niedokarmione - ciesz się, a nie narzekasz itp shit.
Nawet w czasach obecnych niemal każdy rodzic traktuje dziecko jako swoją własność. Nie jako człowieka jakiego trzeba przywitać na tym świecie, umiłować wykarmić, przygotować do wylotu z gniazda i nauczyć przy tym wszystkim miłości/tolerancji do innych. Nie. Większość z nich "robi" sobie dzieci żeby mieć kogo kontrolować, obarczać wina, wyżyć się jak coś nie idzie, mieć się z kim porównać i przede wszystkim zamienić na rolę, bo doznali tego samego - czyli takie dziecko jest zastępczym rodzicem. Oczywiście nie każdy rodzic taki jest, a jak jest to praktycznie żaden nie wie na jakich automatach leci.
Zastanawiałem się czasem co tak bardzo drażni sztywnych ludzi w tzw bezstresowym wychowaniu dzieci. Nie sam fakt tego, że te dzieci nie są stresowane, ale chyba fakt, że nie mają tak samo "sprawiedliwego" dzieciństwa jak oni sami. Bo jeśli ja miałem prze...bane, byłem bity, i nie pozwolono mi być dzieckiem, a zobaczcie na jakiego "dobrego" człowieka wyrosłem - to jeśli dziecko zostanie wychowane inaczej, stanie się trutniem, nieudacznikiem, nie pozna co to trudy życia, i będzie INNY niż ja. Tak naprawdę taki człowiek boi się, że dziecko wychowane "bezstresowo" (bez traum) będzie wolne od napięć, opanowane, asertywne, wolne od podatności na manipulację, wzbudzanie poczucia winy i inne pakiety ograniczające jego tożsamość.
I jeśli obaj staną oko w oko w trudnej dyskusji, może się okazać, że ten wychowany stresowo nie panuje nad emocjami i próbuje drugiemu coś przemycić manipulując. Ale tu się okazuje, że ten wolny od traum niczego nie musi i jest spokojny. Tym samym wynika samo z siebie, że ten pierwszy został skrzywdzony i ma spore braki... A kto chce uchodzić za poranionego i źle odchowanego...? Dlatego ludzie tak bardzo szczerzą zęby biedy widzą jak zdrowi rodzice obchodzą się zdrowo ze swoimi pociechami. U tych chorych potrzeba zemsty woła przy każdej okazji kiedy dziecko nie jest doskonałe.
Sam zawsze zazdrościłem rodzinom, w których nie było kar cielesnych, bo chociaż nie pamiętam lania na sali to w domu już było notoryczne bicie z wrzaskiem. Mało osób o tym wie ale do tej pory walczę z lękiem przed krzykiem i permanentnym napięciem mięśni pleców, problem z zasypianiem, brak chęci do działania, bo z tyłu głowy jest paluch kiwający dobrze/źle, podświadomy cień poczucia winy kiedy robisz/mówisz inaczej niż ogół.
Myślę, że wielu z nas tak ma, ale nie mówimy o tym w poczuciu winy, że automatycznie obarczymy winą za to tych którym zawdzięczamy życie... wyżywienie itd. Szczerze...? Od jakiegoś czasu mam to w d..pie. O tym trzeba mówić. Koniec kropka.
Może wszystko to nie jest stricte związane z samym ORGIEM, ale nauczenie dziecka, że jak nie będzie totalnie poddane rodzicom to zginie w armagedonie robi w głowie rów mariański, który rzutuje na myślenie (już dorosłego) w kategoriach posłuszny - żyjesz, nieposłuszny - Jehowa zabije. I nie ważne czy masz 80 lat czy w wieku Piotrusia czy Zosi. W tej materii nic się nie zmieniło w orgu poza metodą podania do mózgów.
Sama organizacja wręczyła skrzywdzonym/krzywdzącym rodzicom piękny pakiet możliwości poniżania, punktowania, warunkowania - swoich dzieci. Większość tych rodziców dołożyła swoim dzieciom do kielich goryczy myśląc, że prowadzą je tak do raju. Jest to nic innego jak miłość warunkowa - coś za coś. Nie ma to nic wspólnego z prawdziwą miłością.
Przypuszczam, że JW przyciąga tego typu osoby i daje im bardzo dobre warunki do ukrywania swoich problemów emocjonalnych pod maską szczęśliwego "sługi bożego" głaszczącego/chwalącego swoje dziecko przy innych ŚJ, a w domu są zasady rodem z doliny Mordoru.
Mam nadzieję, że wielu ŚJ czyta ten wątek i zaczyna łapać dlaczego w organizacji jest tak dużo nieszczęśliwych ludzi mimo tak "cudownego programu wychowawczego", a tam gdzie "rozpasanie" świeckie twarze ludzi są jakieś mniej spięte, szczęśliwsze, wolne od traumy. Ja takie pytania zacząłem zadawać sobie na studiach gdzie siłą rzeczy zaczyna się dostrzegać, że nie ma różnicy między ludźmi, a wyimaginowana lepszość ŚJ istnieje tylko w ich głowach podczas kiedy jest odwrotnie.