No i poszły konie po betonie, jak mówił mój kolega z klasy.
Cóż, mój kolega/przyjaciel okazał się wtyką mojego taty duchowego. Szkoda, że tak późno mi to powiedział w moje oczy.
Ja, który wyciągnąłem do niego rękę, gdy był wykluczony, gdy ryzykowałem wykluczeniem przyjmując go w domu, gdy on był wykluczony i w ciężkiej depresji, dupą się do niego nie odwróciłem, a on podszedł mnie jak wąż Ewę i okazał się nasłany przez wodza zboru. Cóż czekam na telefon od władzy zborowej.