To może po prostu wynikać z różnych typów charakterów. Nie wiem.
Styl życia moim zdaniem, jak cię nauczono że celem życia jest założyć szczęśliwą rodzinę, to będziesz brał rozwód za rozwodem, byle dosięgnąć ideału. Dla wielu takie zaangażowanie religijne to jeden z nielicznych pomysłów na życie, jakie znają.
No i trzeba też dodać, że nigdy nie jest tak, że wszystko jest do końca źle. Masz świadomość, że w danej religii ostatecznie się sparzyłeś, ale z drugiej strony masz wiedzę, potrafisz się poruszać po meandrach teologii, posługiwać się określonym żargonem. To wszystko są wspomnienia, wiedza i umiejętności których nie chce się tak do końca porzucić, zwłaszcza jeśli po porzuceniu niewiele ma zostać.
Ile z nagabywań marketingowych, przemówień motywacyjnych albo coachingowych ma cechy żargonu i entuzjazmu religijnego? Bardzo wiele, a to przecież biznes. Nie możesz być dłużej kaznodzieją Boga, to zostajesz kaznodzieją pozytywnego myślenia. Znowu nosisz garnitur, świecą reflektory, tłum klaszcze, a ty w samym centrum uwagi rozdajesz wszystkim zgromadzonym przepis na zbawienie.